Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Krwawy

Gdy tylko się obudziłem, poczułem wszechogarniający ból, który paraliżował dosłownie całe moje ciało. Skrzywiłem się i z trudem uchyliwszy powieki, ujrzałem tylko biały sufit.

Byłem tak otępiały, że nie mogłem sobie nawet przypomnieć gdzie się znajdowałem...

Chciałem się podnieść i rozejrzeć, jednak jak się okazało ręce i nogi miałem przywiązane do każdej z krawędzi łóżka. Szarpnąłem się przestraszony, próbując się oswobodzić, jednak więzy były zbyt mocne.

Byłem nagi i związany. Na rękach widniały jakieś zadrapania, sznyty, siniaki. Nogi zaś miałem tak szeroko rozstawione, że aż bolały. Ręce również ułożone były w mało komfortowej pozycji, bo miałem przyszpilone je nad głową.

Cholera... Znowu to zrobiliśmy, zacząłem sobie wszystko przypominać. I znów w „taki" sposób.

- H-Hoseok... - wychrypiałem żałośnie, nie widząc go nigdzie wokół siebie. - Hoseok, kurwa mać! Rozwiąż mnie! - krzyknąłem ile sił w płucach, szarpiąc się z całej siły. - Chodź tu, cholerny psycholu!

- Bo co? - usłyszałem nagle ironiczne pytanie i ujrzałem nad sobą Hoseoka, który stanął obok łóżka ubrany w same bokserki, uśmiechając się złośliwie.

- Coś ty mi zrobił? - warknąłem, z trudem unosząc głowę.

- Sam o to błagałeś – odparł, zaciągając się dymem, by następnie buchnąć mi nim prosto w twarz.

- Co? Błagałem o związanie mnie? - spytałem z niedowierzaniem, krztusząc się lekko.

- Tak. I nie tylko o związanie.

- Zaraz, zaraz... Ty mi podrzuciłeś jakieś proszki! - powiedziałem nagle przerażony tą wizją.

- Nie, Yoongi. Schlałeś się i sam mnie o to błagałeś. Nic ci nie dosypywałem. Nic nie pamiętasz? - Pokręciłem tylko przecząco głową. - Szkoda, bo krzyczałeś, że ci się podoba. Co, jednak się teraz boisz? Byłem przekonany, że nie jesteś mięczakiem.

- Nie, ja po prostu jestem zaskoczony... - powiedziałem cicho. - Rozwiąż mnie – rozkazałem.

- Nie rozwiążę – odparł chłopak. - Jeszcze z tobą nie skończyłem. Poza tym taki golutki i bezbronny wyglądasz uroczo.

- C-co – zdążyłem tylko wyjąkać, bo chwilę potem szatyn wszedł na łóżko i klęknął nad moimi biodrami. - Co ty robisz? - burknąłem cicho.

Złość i panika szybko mi jednak minęły, gdy ujrzałem jego odznaczającą się przez bieliznę męskość.

Szatyn z pewnością zauważył, w którym kierunku powędrował mój wzrok, bo uśmiechnął się z satysfakcją i zgasił papierosa w popielniczce leżącej na szafce nocnej obok nas.

Mimo, iż byłem zaniepokojony i obolały, to zamiast chęci wycofania się z sytuacji, mój umysł ogarnął ogrom jednoznacznych, kosmatych myśli, które sprawiły, że zrobiło mi się gorąco szczególnie w dolnych partiach ciała.

Wtedy Hoseok pochylił się nade mną i pocałował mnie - intensywnie, namiętnie, długo...

Błagalnie odwzajemniłem gest i zamykając oczy, jęknąłem cicho prosto w jego usta.

Znów zaczynałem wariować z podniecenia, leżąc pod nim całkiem nagi, bezbronny i przekonany, że zaraz weźmie mnie tak porządnie, że przez tydzień będę tylko marzył o tym, by móc bezboleśnie usiąść.

Wciąż mnie całując, sięgnął po coś za siebie, ale byłem tak zajęty badaniem swoim językiem jego, że nawet nie byłem specjalnie zainteresowany tym, co szatyn robi.

Po dłuższej chwili namiętnych pocałunków oderwał się od moich ust, wyprostował się i ściągnął z siebie bokserki.

Sapnąłem cicho, widząc jego stojącą na baczność męskość i zawierciłem niespokojnie biodrami pragnąc, by już się we mnie wsunął.

- Zrobimy to inaczej, Yoongi – mruknął, przerywając moje fantazje i wziął w dłoń mojego twardego od dłuższego już czasu penisa. Sapnąłem zaskoczony, gdy szatyn uniósł się i wciąż nade mną klęcząc, nakierował mojego członka między swoje pośladki. Następnie stało się coś, o czym nie marzyłem nawet w najśmielszych snach - zaczął powoli wsuwać go w swoje mokre od żelu wejście.

- Hoseok - jęknąłem podniecony i zacisnąłem pięści, szarpiąc więzami. - Wypuść mnie... - prosiłem.

Chciałem tylko, żeby mnie uwolnił... Chciałem wziąć go tak mocno, by krzyczał pode mną wniebogłosy, błagając o więcej.

Jednak Hoseok nie należał do osób, które łatwo komukolwiek ulegają.

- Nie, zrobimy to po mojemu – wychrypiał, gdy włożył sobie mojego członka aż po jądra, siadając pośladkami na mojej miednicy. Następnie położył dłonie na mojej falującej w rytm oddechów piersi i począł zataczać okręgi biodrami, uciskając śliskimi mięśniami trzon mojego penisa.

Mrużąc oczy, oblizałem usta i pogodzony już ze swoim uwięzieniem, zacząłem niepewnie unosić miednicę do góry na tyle, na ile pozwalały mi więzy. Chciałem wsunąć się w niego jak najgłębiej, wręcz nie mogłem się doczekać, aż sięgnę jego prostaty.

Hoseok załkał cicho i patrząc mi w oczy, zaczął kołysać biodrami w przód i w tył, dając mi tym samym jeszcze więcej rozkoszy.

Wtedy ogarnęło mnie podniecenie tak silne, jakbym był w kimś po raz pierwszy w życiu. Jednak zawstydzony usiłowałem powstrzymywać jęki, ściskając tylko z całej siły wargi, oddychając ciężko nosem i marszcząc brwi.


Po jakimś czasie chłopak zaczął szybciej, bardziej rozpaczliwie się nade mną poruszać i... jęczeć, czego nigdy wcześniej nie robił. A jęczał przesłodko, błagalnie, nie spuszczając ze mnie wzroku i wbijając paznokcie w moją pierś.

O zgrozo, czemu musiałem być przywiązany...

W tamtym momencie, nie mogąc się powstrzymać, szarpnąłem silnie miednicą, tym samym uderzając czubkiem penisa w jego prostatę. 

Szatyn zaskoczony krzyknął i zamarł, zaciskając powieki, by po chwili jęknąć uroczo.

Och tak. Spodobało mu się.

Już byłem pewien, że jest mój. Może nie liczyłem na to, że mnie rozwiąże, ale byłem przekonany, że doprowadzi się nade mną do ostateczności.

Jednak myliłem się.

Hoseok zakołysał się jeszcze parę razy, uspokajając trochę dreszcze podniecenia i... wysunął mnie z siebie. Odetchnął ciężko, spojrzał na mnie mrużąc oczy tak jakby... z gniewem? I wstał z łóżka.

Uwiązany, zdyszany i zszokowany czekałem na dalszy rozwój wydarzeń, jednak tego, co nastąpiło potem, się nie spodziewałem.

Chłopak jak gdyby nigdy nic założył bieliznę, odwrócił się do mnie plecami i wyszedł z pomieszczenia.

- Gdzie leziesz?! - krzyknąłem za nim zrozpaczony.

Szybko zdałem sobie sprawę z tego, co chciał mi zrobić. Chciał zostawić mnie w takim stanie, podnieconego do granic możliwości, samego i związanego, bym nawet nie mógł sobie ulżyć. Byłem pewien, że podobało mu się to, co mi robił, więc dlaczego...

Co za psychol.

- Wracaj tu, popaprańcu... - jęczałem, czując coraz gorszy ból.

Chciałem jak najszybciej sobie ulżyć, bo dyskomfort był nie do zniesienia. Nabrzmiały, czerwony z podniecenia członek stał na baczność, domagając się uwagi, a ja mogłem tylko czekać, aż samo minie.

Jak ja nienawidziłem Hoseoka. Jak ja go kurwa nienawidziłem.


Nie wiem po jak długim czasie wrócił. Byłem głodny, spragniony, musiałem do toalety...

Jednak gdy tylko mnie oswobodził, od razu pozwolił mi zaspokoić wszystkie te potrzeby. Nie zamieniliśmy wtedy ze sobą ani jednego słowa. Ja byłem na niego po prostu zły i obrażony za to, jak mnie potraktował, a on... Cóż, sam nie wiedziałem, co chodziło mu po głowie.


Dopiero stojąc pod prysznicem poczułem, jak bardzo jestem wycieńczony. Cały w siniakach, zadrapaniach... A najlepsze było to, że kompletnie nie pamiętałem, kiedy Hoseok mi je zrobił.

Źle się ze mną działo i byłem przekonany, że będzie coraz gorzej.

Jednak wcale nie zamierzałem z tego wszystkiego rezygnować. Wiedziałem, że utrzymując tę relację będę coraz bardziej wyniszczony psychicznie, ale co tu dużo mówić - chyba właśnie o to mi chodziło.

Westchnąłem ciężko, opierając czoło o gorące od pary kafelki. Czy naprawdę zasługiwałem na takie traktowanie mnie? Czy naprawdę chciałem wciągać się w tę chorą relację?

Obydwoje mieliśmy nie po kolei w głowach, więc nie było wątpliwości, że ta znajomość źle się skończy.

Ugh, jak bardzo bym chciał nie mieć wtedy racji...

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi od łazienki. Uniosłem zmęczony wzrok i gdy zobaczyłem w progu Hoseoka, nawet się ucieszyłem, bo byłem przekonany, że się razem wykąpiemy. Przez myśl przeszło mi nawet, że się tak uroczo, czule poprzytulamy.

Jaki ja byłem naiwny i głupi.

Szatyn, patrząc na mnie beznamiętnie, rozsunął drzwi od kabiny, by następnie sięgnąć po słuchawkę od prysznica.

Przyglądałem mu się zdziwiony, nie mając pojęcia, co zamierza zrobić.

Stojąc poza brodzikiem, pochylił tak, by dosięgnąć do kurka i chwyciwszy go, przestawił wodę na lodowatą.

Wrzasnąłem zszokowany szokiem termicznym i padłem ciężko, boleśnie na kolana, instynktownie chroniąc rękami głowę przed falą chłodu. Było tak potwornie, okrutnie zimno, przez co całe ciało zaczęło mnie boleć. Trząsłem się gwałtownie, dociskając skrzyżowane przedramiona do twarzy i tylko błagałem w myślach, by to już się skończyło. Nie byłem w stanie uciec ani wydobyć z żadnego dźwięku poza łkaniem.

Niech to już się skończy, niech to już się skończy...

Po chwili Hoseok zakręcił wodę, a ja odetchnąłem z ulgą. Telepiąc się jak w febrze, skuliłem się jeszcze bardziej, starając się jakoś ogrzać. Tak bardzo się bałem, że znowu mi coś zrobi... Musiałem wziąć się w garść i wstać, ale byłem tak zszokowany tym, co się stało, że mogłem tylko siedzieć skulony czekając, aż się uspokoję.

Sekundy ciszy, które przedłużały się coraz bardziej, spędziłem z zamkniętymi oczami, bojąc się je otworzyć.

I jak się okazało, mój strach był wtedy jak najbardziej na miejscu.

Znów usłyszałem dźwięk odkręcanego kurka i spadającej wody, co trwało może ułamek sekundy. 

Następnie powietrze rozdarł mój przeszywający wrzask.

Wrzątek...

- HOSEOK, PRZESTAŃ! - krzyknąłem, wierzgając w panice nogami. - Boli, błagam cię... - prosiłem, krztusząc się własnymi łzami.

To była najgorsza chwila w moim życiu. Byłem tak przerażony... Bałem się, że ukrop zaraz wypali mi skórę, że zaleje mi oczy i oślepnę, jednak – szczęście w nieszczęściu – lał się poniżej mojej szyi, wypalając klatkę i spływając bolesnymi strużkami w dół ciała.

Horror nie trwał jednak długo, bo po paru sekundach woda przestała lecieć.

Z trudem wciągnąłem powietrze i zacząłem rzewnie, cicho płakać. Kompletnie przestałem nad sobą panować, tracąc kontakt z rzeczywistością. Chciałem tylko zostać sam...

Nagle szatyn ujął moją twarz w dłonie i mimo moich prób wyrwania mu się, mocno pocałował mnie w drżące usta.

- Chciałem tylko sprawdzić jak odporny jest twój organizm, mała panikaro – mruknął. - Od lodowatej wody nic ci się nie stanie, a temperatura gorącej też nie była na tyle wysoka, żeby cię poparzyć. - O czym on mówił... - Gdybyś był odważny i wytrzymały, to twój organizm tak by cię nie zmylił – dodał i rzucił we mnie ręcznikiem. - Żeby tak krzyczeć od gorącej wody... - powiedział prześmiewczo, wychodząc z łazienki.

Gdy drzwi się zamknęły, niepewnie otworzyłem oczy. Rzeczywiście – skóra nie bolała jakoś mocno, więc chyba w ogóle nie mogłem powiedzieć, że zostałem poparzony. Wpadłem w panikę, gdy dostałem lodowatą wodą, a że już wtedy byłem roztrzęsiony, to bardzo gorący strumień na mojej skórze sprawił, że mi odbiło.

Było mi wstyd, tak bardzo wstyd. Jak mogłem się tak w ogóle zachować? Jak mogłem tak spanikować? Jeszcze przed Hoseokiem...

Jednak chłopak nie miał pojęcia, że tym, co zrobił, trafił w mój czuły punkt. W dzieciństwie moja matka lubiła mnie karać zbyt niską lub zbyt wysoką temperaturą z zamiłowaniem jednak do tej drugiej. Cud, że w dorosłe życie wszedłem bez żadnych blizn po poparzeniach.

Ogarnęła mnie wściekłość. Jak on mógł potraktować mnie w ten sposób... Pół biedy w łóżku, kiedy przemoc rządziła się innymi prawami, ale podczas normalnej czynności? Niby na nic się nie umawialiśmy, właściwie w ogóle nie rozmawialiśmy o naszej znajomości, tym bardziej że to było dopiero nasze drugie spotkanie, ale kuźwa. To był cios poniżej pasa.

Ledwo panując nad swoją złością, wypadłem z łazienki pół nagi z ręcznikiem wokół bioder i ruszyłem do sypialni licząc na to, że tam chłopak się właśnie znajduje.

Nie myliłem się. Hoseok jak gdyby nigdy nic czytał książkę, a gdy wszedłem do pomieszczenia, nawet nie raczył unieść wzroku.

- Czy ciebie, kurwa, pojebało... - syknąłem, zmierzając w jego kierunku. - Co ci odbiło?

- Mi? - spytał ironicznie. - Mi nic. Chciałem się trochę pobawić. To ty zacząłeś panikować jak baba.

- Zamknij się! Nie miałeś w ogóle prawa mnie tak potraktować! - wybuchłem.

- Tak? Ojej. - Wydął dolną wargę, teatralnie udając skruchę. - No to wyjdź, jak ci się coś nie podoba – odparł, wzruszając ramionami. - Proszę bardzo, droga wolna.

To mnie zgasiło. Zacisnąłem tylko pięści, tłumiąc w sobie chęć odpyskowania i zwiesiłem ulegle głowę.

Nie mogłem mu się oprzeć. Po prostu nie byłem w stanie.

- Jeśli już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to klękaj – mruknął, podszedł do mnie, złapał mnie za kark i pchnął na podłogę.

Upadłem na kolana, nie zamierzając wcale uciekać i wypiąłem się posłusznie, gdy szatyn zerwał ze mnie ręcznik.

Mogłem w każdej chwili po prostu wyjść i zerwać kontakt z chłopakiem, jednak ja... po prostu tego nie chciałem. Uzależniłem się od niego jak od narkotyku, który z jednej strony mnie niszczył, a z drugiej dawał motywację do jakiegokolwiek funkcjonowania.

Będąc coraz bardziej zniszczonym psychicznie i fizycznie, czułem się jakbym osiągał jakiś dziwny stan spełnienia. To było chore, ale czy w mojej relacji z Hoseokiem cokolwiek było normalne?

Nie było. A mi to, o zgrozo, odpowiadało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro