Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Krwawy

Awww, dziękuję Wam za te ostatnie komentarze i gwiazdki ; ; 

Jest mi niezmiernie miło, że aż tylu osobom podobają się moje wypociny, jeju. 

Jesteście kochani TT TT


A teraz zapraszam na czwarty rozdział~

Mam nadzieję, że się Wam spodoba ♥

________________________________________________________________ 


4. Krwawy


Gdy obudziłem się następnego dnia, byłem w fatalnym stanie. Fizycznie wyglądałem już coraz lepiej, ale psychika pozostawała wiele do życzenia.

Byłem wściekły na siebie za to, w jaki sposób potraktowałem Jimina. Wiedziałem, że przeze mnie czuł się jak śmieć, a mimo to tak się zachowałem.

Czułem się rozdarty. Z jednej strony chciałem mieć go przy sobie, bo dobrze czułem się w jego towarzystwie, z drugiej zaś wiedziałem, że nie mogę pozwolić, by się do mnie przywiązał i odkrył ciemną stronę mojej osobowości. Musiałem odsuwać go od siebie i być nieczułym chujem, żeby mi samemu też udało się od chłopaka odzwyczaić.

Ja po prostu musiałem być sam. Żyć sam. Tak było po prostu łatwiej. Dla wszystkich.


***


Do pracy miałem wrócić dopiero tydzień później, więc stwierdziłem, że znów wybiorę się do klubu, w którym po raz pierwszy spotkałem Hoseoka.

Mogłem sobie wmawiać, że idę tam tylko po to, by zapić złe samopoczucie, ale tak naprawdę liczyłem na to, że natknę się na chłopaka.

Oczywiście prościej było po prostu pójść do niego do mieszkania albo znaleźć go na „fejsie", ale to nie za bardzo mi się uśmiechało. Nie chciałem, by widział, że mi zależy i czerpał z tego satysfakcję. Może miałem w sobie jeszcze resztki dumy.


Tuż przed wyjściem wypiłem sobie jednego drinka na dobry humor i pojechałem do wspomnianego klubu. Oczywiście tuż po wejściu do niego, od razu ruszyłem do baru zamówić kolejne procenty. Chyba zaczynałem powoli się rozpijać... I pomyśleć, że jeszcze niedawno kompletnie stroniłem od alkoholu.

Stanąłem przy ladzie z zamiarem złożenia zamówienia, gdy nagle zauważyłem, że jednym z chłopaków siedzących niedaleko mnie jest... nie kto inny jak Hoseok.

Wtedy mnie jeszcze nie zauważył, bo rozmawiał z jakimś gościem, ale już wtedy wpadłem w panikę. Uciekać? Nie uciekać? Byłem tak zaskoczony, że kompletnie nie wiedziałem, jak się zachować.

Z prędkością światła uciekłem od baru i podreptałem do łazienki. Jeju, czułem się jak idiota... Ludzie pewnie pomyśleli, że pędzę z taką prędkością za potrzebą. Jaki wstyd, o matko.

Nie zwracając uwagi na facetów mizdrzących się przy lustrze, ruszyłem do kibla i zamknąłem się w nim. Chciałem usiąść na desce, lecz w efekcie prawie wpadłem pupą do klozetu, bo oczywiście ktoś jej nie opuścił.

- Kurwa, kurwa, kurwa... - kląłem za drzwiami jak debil sprawdzając, czy nie pomoczyłem sobie tyłka wodą z klopa. Jakim ja byłem idiotą, to to było nie do pojęcia.

Opuściłem deskę i usiadłem na niej ciężko, załamany swoją głupotą. Musiałem się uspokoić i wrócić do baru. W końcu przyszedłem do tego klubu z nadzieją, że natknę się na Hoseoka i proszę – natknąłem się. Powinienem był się cieszyć, a nie biec do kibla ukryć się jak jakaś zawstydzona panienka, cholera no.

Po paru minutach, jeszcze nie do końca ogarnięty i wciąż zdenerwowany, wyszedłem z łazienki, unikając oczywiście wzroku stojących przy lustrze fagasów i wtopiłem się w tłum, kierując się w stronę baru.

Musiałem z nim porozmawiać, po prostu musiałem... Może znowu będzie chciał się ze mną spotkać?

Jednak to, co chwilę później ujrzałem, było dla mnie niemiłym zaskoczeniem.

Hoseok nadal siedział tam, gdzie wcześniej, a tuż obok niego stał młody, jasnowłosy chłopak, który śmiał się i obejmował go z taką radością, jakby szatyn co najmniej mu się oświadczył. Jacy oni byli szczęśliwi... Ja pierdolę. Jung nawet się do niego uśmiechał, a myślałem, że takie zachowania nie leżą w jego naturze.

Kurwa, mam dość. Po prostu mam dość, wychodzę, postanowiłem i wyszedłem szybko z klubu.

Byłem tak roztrzęsiony, że przechodząc przez ulicę o mały włosy nie potrącił mnie samochód. Ale nawet to nie zrobiło na mnie większego wrażenia.

Byłem załamany.

Czyli jednak naprawdę byłem mu potrzebny tylko na jedną noc... W końcu, tak jak powiedział, byłem dla niego mało interesujący... I na sto procent uważał mnie za kiepskiego w łóżku, skoro tak mnie potraktował tamtej nocy – szybko wyruchał i gdy tylko skończył, wygonił mnie. Miałem się nad sobą nie użalać, ale kuźwa... Pierwszy raz od wielu tygodni wyszedłem na imprezę, poznałem kogoś i już na starcie zostałem tak zraniony.

Załamany wracałem więc do domu, nie roniąc jednak ani jednej łzy. Nie potrafiłem już płakać. Kiedyś robiłem to nagminnie, ale w tamtym momencie nie potrafiłem sobie ulżyć nawet w postaci płaczu.


Gdy zamyślony wracałem pieszo do domu, doszedłem do wniosku, że nie mam już nic do stracenia i że jeśli nie skontaktuję się przynajmniej ostatni raz z Hoseokiem, to będzie mnie to wszystko gryzło do końca życia.

Prawie od razu odnalazłem go na Facebooku i wysłałem mu wiadomość:


(1:36)

Min Yoongi:

„Będziesz chciał się jeszcze ze mną spotkać?".


Najwyżej nie odpowie – trudno. Nawet jeśli będzie mnie uważał za upierdliwego, godnego politowania typka, to też tragedia się nie stanie.


Wiedziałem, że czeka mnie przynajmniej jeszcze z czterdzieści minut drogi, ale było mi wszystko już jedno. Może w tym czasie Hoseok mi odpisze? Przez niego byłem na skraju szaleństwa – po prostu musiał mi odpisać...

Po kilkunastu minutach usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Aż podskoczyłem zaskoczony i drżącymi dłońmi odblokowałem telefon. Już na miniaturce komunikatora widziałem, że to szatyn mi odpisał. Nie wierzyłem własnym oczom. Uradowany i zestresowany szybko otworzyłem aplikację.

Odpowiedź chłopaka była bardziej satysfakcjonująca, niż mogłem sobie wyobrazić:


(01:52)

Jung Hoseok:

„Tak. Jestem w klubie. Jeśli wciąż masz ochotę na coś brutalnego, to przyjdź".


Co? Czyżby tamten koleś mu się znudził?


(01:52)

Min Yoongi:

„Będę za pół godziny".


Jak ćma do światła, cholera jasna.


Co ja najlepszego wyprawiałem? Jak głupi leciałem do tego psychopaty, który nie miał do mnie za grosz szacunku... Ale trudno.

Najwidoczniej tamten koleś mu się znudził, skoro chciał się spotkać ze mną.


Gdy tylko dotarłem z powrotem do klubu, wysłałem chłopakowi wiadomość, nie chcąc przeciskać się znów przez imprezowiczów:


(02:28)

Min Yoongi:

„Gdzie jesteś?".


Już po chwili dostałem odpowiedź:


(02:29)

Jung Hoseok:

„Za tobą".


Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem obiekt moich westchnień. Szatyn uśmiechał się do mnie kpiąco, trzymając ręce na piersiach.

- Cz-cześć... - wyjąkałem, ale pewnie ledwo mnie było słuchać, bo staliśmy tuż obok głośno bawiącego się w rytm muzyki tłumu.

- Tu jest za głośno! - krzyknął chłopak, stając blisko mnie. - Kupmy jakiegoś drinka i chodź na kanapy, bo ja chcę się napić!

- Dobra! - odkrzyknąłem.

Nie mówiąc zbyt wiele, poszliśmy do baru i kupiliśmy sobie po mocnym drinku. Uważając, by ich nie rozlać, poszliśmy we wskazane przez szatyna miejsce. Muzyka nadal była tam głośna, ale nie na tyle, by nie dało się rozmawiać.

Usiadłem sztywno obok Hobiego na kanapie i upiłem łyk alkoholu.

O czym niby miałem z nim rozmawiać? Chciałem tylko, żeby już zaprosił mnie do siebie i skatował bardziej, niż poprzednio...

- Tak ci się ostatnio spodobało, że postanowiłeś łazić za mną jak pies? - spytał ironicznie, od razu kładąc mi dłoń na udzie. Skurwysyn wiedział, że jej nie odepchnę... - Nie dotarło do ciebie ostatnio, że średnio mnie rajcowałeś? - mówił, raniąc mnie nieustannie tak przykrymi słowami.

Spuściłem wzrok i wymamrotałem:

- Nie wiem.

- Nie sądzisz, że to trochę żałosne? - prowokował mnie dalej.

Żałosne? Ty dupku...

- A kurwa to, że poświęciłeś tyle czasu tak mało interesującej osobie jak ja nie jest żałosne? Naprawdę tak mało osób chce się z tobą zadawać, że musisz się zadowalać byle kim? - powiedziałem i uniósłszy wzrok, spojrzałem na niego z satysfakcją.

Przysięgam – minę miał taką, jakby zobaczył ducha. Widać, że się chłopak nie spodziewał takiej pyskówki.

Wbił mi boleśnie palce w udo i zmrużył wściekle oczy, by po chwili zupełnie się rozluźnić. Pokręcił głową i śmiejąc się, odparł:

- Jeden zero dla ciebie – I uśmiechnął się jakby... z podziwem? Co za ulga (albo i nie), bo w pewnym momencie wystraszyłem się, że za coś takiego mnie zamorduje.

- Po co to robisz? - spytał nagle, upijając łyk alkoholu.

- To znaczy co?

- No starasz się o moją uwagę. Niewystarczająco cię wtedy sprałem?

- Może mi mało po prostu – powiedziałem.

- Ech, Yoongi. Przestań się w to bawić. Znajdź sobie jakiegoś chłopaka. Normalnego. Daj spokój z tym masochizmem. Bo jak już wpadniesz w moje sidła, to już cię nie wypuszczę.

- Na to liczę – odparłem.

- A powiedz mi... czemu nie chcesz sobie kogoś znaleźć?

- Jestem bardzo depresyjny i pesymistyczny. Jedyne, co mnie ekscytuje, to gdy ktoś się nade mną znęca. Kto chciałby być w związku z takim świrusem? Gdy komuś zaczyna na mnie zależeć, odbija mi i wycofuję się. Znikam. Po prostu pisane mi jest być samemu, bo sam dla siebie jestem nieprzewidywalny. Nie wiem co jest ze mną nie tak – wyznałem. Co mi szkodziło, niech wie.

- Czemu nie byłeś u jakiegoś psychologa?

- Byłem. Chodziłem do takiego jednego przez parę lat, ale nic mi nie pomagał, więc zrezygnowałem i radzę sobie sam.

- A co robisz w życiu?

- W sensie zawodowo? W sumie nic ciekawego. Jestem kurierem. Nie mam jakichś ambitnych planów. Po prostu sobie egzystuję – odparłem, wzruszając ramionami. - A ty, Hoseok? - spytałem, patrząc na niego uważnie.

To, że ty się uzewnętrzniłeś nie znaczy, że ja też muszę – burknął tylko.

Aj, już myślałem, że uda mi się coś z niego wyciągnąć, ale był nieugięty. I tak cud, że chciało mu się normalnie ze mną rozmawiać, nie okładając mnie pięściami.


Szybko sięgnęliśmy po kolejne szklanki wypełnione alkoholem, nie rozmawiając za wiele. Po prostu siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w bawiących się ludzi, delektując się swoim towarzystwem.

W końcu drinków zaczęło przybywać, aż nabrałem tak dużej śmiałości, że zgodziłem się pójść z Hoseokiem na parkiet. Naprawdę nie sądziłem, że będzie chciał tak... normalnie spędzić ze mną czas. Byłem przekonany, że od razu zaciągnie mnie do siebie w wiadomym celu, a tu proszę.

Jednak Jung był dla mnie jeszcze nierozwiązaną zagadką.

Otoczeni przez tłum obejmowaliśmy się i bujaliśmy w rytm wolnej piosenki.

- Nie chcę, żebyś umarł – powiedział mi nagle do ucha, przyciągając mnie bliżej siebie.

Oho, jemu alkohol też wdawał się we znaki.

- O czym ty mówisz? - mruknąłem, kładąc mu brodę na ramieniu.

- Bo mówisz, że cierpisz na depresję. Nie chcę, żebyś mnie zostawił – bełkotał.

- Jesteś pijany, Hoseok. Pijany i pojebany – odparłem, nie przyjmując kompletnie do siebie tego, co mnie mówił.

Co mu odbiło do jasnej ciasnej?

- Ale szczery – odparł i pocałował mnie mocno w usta.

Nie byłem w stanie mu się oprzeć. Od razu odwzajemniłem pełen pasji pocałunek, kosztując nachalnie języka chłopaka.

Niedługo potem, mocno już upici, ruszyliśmy w stronę łazienki, by następnie zamknąć się w niej.

I już po chwili klęczałem przed szatynem, rozpinając mu spodnie i w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że już dawno złapał mnie w swoje sidła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro