3. Krwawy
Bardzo Wam dziękuję za gwiazdki i komentarze, jesteście cudowni *_*
Zapraszam Was więc na trzeci rozdział~
Czwarty powinien pojawić się do dwóch tygodni, ale mam nadzieję, że jednak uda mi się szybciej go opublikować.
Miłego czytania ♥
________________________________________________________________
3. Krwawy
- Boże, Yoongi... - usłyszałem nad sobą i ledwo przytomny spojrzałem w górę.
Siedziałem na kafelkach oparty o ścianę, a nade mną stał przerażony Jimin z torbą medyczną w ręce. Nawet nie słyszałem, kiedy wszedł do mieszkania... Widocznie nadal miał do niego klucze. - Straciłeś strasznie dużo krwi, żyjesz w ogóle? - spytał nerwowo i kucnął przede mną. - Ja pieprzę. Skąd masz tyle siniaków? Ktoś cię pobił? - drążył zaniepokojony, wyjmując coś z apteczki.
- Można tak powiedzieć. Po prostu zszyj to, proszę. Sama myśl o igłach sprawia, że robi mi się słabo – mruknąłem i odwróciłem głowę nie chcąc patrzeć na to, co chłopak będzie robił z moją ręką. - Nie straciłem krwi na tyle, żeby trzeba było jechać do szpitala, nie? - burknąłem.
- Nie... Ale zszyć trzeba, jeśli nie chcesz mieć rozoranej ręki.
- No niby nie chcę. Muszę mieć ją jak najszybciej sprawną, żeby móc pracować.
- Nadal jako kurier? - zagadał Jimin, odwijając koszulkę, którą obwinąłem sobie rękę.
- Jako kurier.
Ech. Cóż mógłbym powiedzieć o Jiminie.
Kiedyś był on najbliższą mi osobą. Nie, nie był moim chłopakiem, tylko przyjacielem, ale od zawsze byłem przekonany, że chciał być dla mnie kimś więcej. Ja jednak poza sympatią nic do niego nie czułem, dlatego udawałem, że nie mam żadnych domysłów co do jego uczuć.
Tak było mi po prostu wygodniej.
Aż w końcu doszedłem do wniosku, że nie ma co dawać mu zbędnej nadziei i zerwałem kontakt.
Może nie powinienem był go odnawiać, ale ktoś musiał mnie zszyć, a szpitali za bardzo się bałem.
Heh, byłem skurwielem i egoistą, wiem. Jednak jakoś mało mnie to wtedy interesowało.
Skrzywiłem się, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że Jimin zaraz zacznie zszywać mi ranę.
Gdy igła przebiła mi się po raz pierwszy przez skórę, syknąłem cicho. Brr... Nic przyjemnego. Ale w swoim życiu miałem do czynienia z gorszym bólem i urazami, więc tylko zacisnąłem zęby i po paru minutach już było po wszystkim.
- Skończyłem. Rana nie była tak głęboka, jak myślałem – powiedział chłopak.
- Będę żył?
- Haha, tak. Będziesz żył – zaśmiał się smutno Jimin, sprzątając po zabiegu.
- Hura – mruknąłem bez entuzjazmu i spojrzałem na swoją rękę. Całe szczęście nie musiał dać dużo szwów, więc miałem nadzieję, że szybko się zagoi.
- I co, pogadamy, czy już mnie wyganiasz? - spytał, podając mi rękę i pomagając mi wstać. - Chcę wiedzieć, co ci się stało.
- Nawet więcej. Chcę żebyś został na noc – powiedziałem i patrząc mu głęboko w oczy, przejechałem knykciami po jego gładkim policzku.
- Wykorzystujesz fakt, że cię lubię – odparł ucieszony, a zarazem zapewne zły na mnie, że tak go traktuję. Dobrze wiedział, że to, co robiłem nie było w porządku. A mimo tego... był mi wierny jak pies. Smutne trochę.
- Zawsze możesz wyjść – mruknąłem i na przekór czule ucałowałem jego mięciutkie, gorące wargi. Nawet fakt, że zabandażowana ręka pulsowała tępym bólem nie powstrzymywał mnie przed uwodzeniem tego ślicznego chłopaka. Był cudny i cały mój, gdy tylko miałem na niego ochotę. Jak widać nawet po pół roku nie odzywania się do siebie wciąż czuł do mnie miętę.
- Nienawidzę cię – burknął i oparł się plecami o ścianę, wzdychając cichutko.
- Zostaniesz u mnie na parę dni, co? Źle się ostatnio czuję – powiedziałem przerysowanym tonem najsmutniejszego człowieczka na świecie i udziabałem chłopaka w ucho.
- Zostanę, jak mi powiesz, co ci się stało w twarz i jak to się stało, że rozwaliłeś lustro – powiedział i odsunął się trochę ode mnie, patrząc mi wyczekująco w oczy.
Wiedziałem, że mały skurczybyk nie odpuści, ale średnio mi się uśmiechało opowiadać mu ze szczegółami o przygodzie z Hoseokiem. Może i byłem nieczułym popaprańcem, ale nie chciałem, by Jimin był zazdrosny i źle się przez to czuł. Widocznie miałem jeszcze jakieś ludzkie odruchy.
- Miałem kochanka na jedną noc. Troszku brutalnego. Nic takiego. Pożałowałem i stwierdziłem, że więcej się z nim nie spotkam. Ech, pierwszy raz od pół roku się z kimś umówiłem i właśnie tak skończyłem – powiedziałem, śmiejąc się.
Wszystko byłoby prawdą oprócz jednego – wciąż myślałem o Hoseoku i wciąż chciałem się z nim spotkać. Na razie jednak wiedziałem, że muszę się najpierw ogarnąć i wyjść z dołka, by mieć siłę na następne spotkanie. O ile w ogóle do niego dojdzie...
- C-co? Ktoś cię tak pobił w łóżku? Byłem przekonany, że wdałeś się znów w jakąś bójkę, ale nie że... Yoongi no – miauczał Jimin, załamy moim wyznaniem.
No i zaczyna się matkowanie.
Wzruszyłem tylko ramionami i powiedziałem:
- Chciałem zobaczyć jak to jest i tyle. Naprawdę nie ma co do tego wracać.
Już wiedziałem, że mimo moich zapewnień będzie drążył temat. Wyglądałem tragicznie, ale swego czasu Jimin często widział mnie w takim stanie, bo brałem udział w swego rodzaju walkach ulicznych. Polegały one na praniu się po pyskach, a zwycięzca dostawał kasę. Żadna filozofia. Jednak dawno z tym skończyłem, dlatego chłopak był tak zdziwiony, że znów wyglądam jak obraz nędzy i rozpaczy.
No martwił się chłopak. Co poradzić.
- N-na pewno? Nie zostałeś... no wiesz. Zgwałcony? - spytał nerwowo, zatrzymując wzrok na mojej rozciętej wardze.
- Nie, Jimin. Naprawdę wszystko jest w porządku – zapewniłem trochę już zirytowany jego upierdliwością.
- A co się stało z lustrem?
- No co się stało, co się stało... - przedrzeźniałem go. - Zbiło się no. Zdenerwowałem się i wyżyłem się na lustrze, ot cała filozofia – burknąłem, przewracając oczami.
- Rozumiem, że mam nie drążyć? - spytał Jimin czując, że przegina pałkę.
- Dobrze rozumiesz. Wytłumaczyłem się, więc co, zostajesz? - spytałem, patrząc na niego swoim standardowym zimnym i beznamiętnym wzrokiem. Nagle ucisnąłem kolanem jego krocze, na co Jimin przymknął oczy i wyjąkał tylko:
- Zostanę.
***
- Nie przestawaj... Proszę, nie przestawaj – jęczał, wypinając się w moją stronę i wciskając twarz w poduszkę, gdy klęcząc za jego biodrami, powoli wsuwałem się w jego ciasne, rozgrzane i śliskie od żelu wejście.
Chłopak był taki uroczy... Piękna buźka, dobrze zbudowane ciało, włosy pofarbowane na rudo no i ten cudny, łagodny głos.
Gdybym nie był tak pokręconym outsiderem, pewnie już dawno byłbym z chłopakiem w związku.
Ja jednak wolałem przez większość czasu być sam i tym samym ranić go. Może czerpałem jakąś chorą satysfakcję z faktu, że mimo tego, jak go traktowałem, wciąż tak mu na mnie zależało...
Moje myśli przerwało nagle głośne syknięcie Jimina, gdy wszedłem w niego do końca:
- Ała, boli – powiedział tonem obrażonego dziecka i odwrócił głowę tak, bym widział jego minę al'a smutny szczeniaczek.
Parsknąłem śmiechem i klepnąłem go mocno w dupsko, na co chłopak jęknął przeuroczo na całe mieszkanie.
- Ma boleć – oznajmiłem i zacząłem ostrożnie się w nim poruszać, trzymając go mocno za biodra.
Ach, uwielbiałem kochać się z nim w tej pozycji. Patrzeć, na jego zgrabne, umięśnione pośladki i dać mu od czasu do czasu porządnego klapa, by potem podziwiać czerwony ślad odbitej ręki na jego dupsku.
Jednak to był jedyny akt „brutalności", do jakiego dopuszczałem się w relacji z nim. Nigdy nie byłbym w stanie go uderzyć. Nigdy. Nawet jeśli sam by tego chciał. Może i w pewnym sensie znęcałem się nad nim psychicznie, ale fizycznie nigdy bym go nie skrzywdził. Takiego delikatnego chłoptasia po prostu nie można było zranić.
Gdy tylko zacząłem szybciej się w nim poruszać, obijając się głośno biodrami o jego pośladki, wgryzł się w poduszkę i marszcząc brwi, począł jęczeć coraz głośniej. Wiedziałem, że było mu cholernie dobrze i bardzo mi to schlebiało.
Och, jak męsko się wtedy czułem. Cudownie wręcz.
Chcąc być jeszcze bliżej niego, oparłem się torsem o jego łopatki i czule objąłem go za szyję.
Jimin westchnął zaskoczony i spojrzał na mnie zaszklonymi z podniecenia oczami.
- Nie płakaj – wysapałem i mocniej oparłszy się klatką piersiową o jego plecy, ucałowałem go w kącik ust.
Rudowłosy w odpowiedzi westchnął cichutko i oblizał wargi.
- Jesteś przeuroczy – mruknąłem i wtuliłem nos w jego pachnące szamponem włosy, wciąż rytmicznie poruszając się w jego wnętrzu.
- Wiem. Inaczej byś się ze mną nie seksił – zażartował, zaciskając mocniej pięści na poduszce.
- Jesteś okropny – powiedziałem z udawanym wyrzutem i zacisnąwszy dłonie na jego ramionach, zacząłem szybciej i bardziej chaotycznie się w nim poruszać, czując coraz większe podniecenie.
Jimin, będąc już na skraju orgazmu, z każdym moim pchnięciem wydawał z siebie głośny, gardłowy jęk, wyginając się w łuk i uchylając opuchnięte od przygryzania wargi.
Chcąc ujrzeć go w takim stanie od przodu, wysunąłem się z niego nagle, przewróciłem na plecy i klęknąwszy między jego nogami, wszedłem w niego gwałtownie, trzymając się jego łydek.
Rudowłosy oczywiście w ogóle się nie opierał. Rozchylił mocniej nogi, złapał się krawędzi łóżka za swoją głową i krzyknął z rozkoszy, gdy wbiłem się w jego prostatę.
Byłem przekonany, że jeszcze chwila i zaraz dojdzie. Widziałem to po jego czerwonej z wysiłku twarzy, coraz szybszym oddechu i naprężonej do granic możliwości męskości, która zwiastowała zbliżający się orgazm.
Sam byłem już na granicy. Nic dziwnego, skoro jęczał i wił się pode mną taki śliczny chłopaczek. Jego ciało już wręcz świeciło się od potu, włosy lepiły się do mokrego czoła. Uwielbiałem go takiego wymęczonego i podnieconego. Ochy i achy. No i te delikatnie zarysowane mięśnie... Jimin bywał już zarówno przypakowany, jak i wychudzony, ale taki, jaki był teraz podobał mi się najbardziej. Normalny, dobrze odżywiony, ale wysportowany. Po prostu zdrowy. Nie mogłem znieść czasu, gdy miał fazę na odchudzanie się i mimo mojej skurwysyńskiej natury, martwiłem się o niego i nie odstępowałem go na krok. Może i pomogłem mu wyjść z problemów z jedzeniem, ale moja bliskość sprawiła też, że jeszcze bardziej się do mnie przywiązał. Byłem nawet przekonany, że mnie pokochał, chociaż nigdy dosadnie mi tego nie powiedział.
Czułem, że przez szybkie tempo, jakie nam narzuciłem, lada chwila skończymy. Nie musiałem długo czekać, bo już po paru mocnych pchnięciach Jimin wygiął się w łuk i doszedł z krzykiem, brudząc na swoim nasieniem.
Widząc, jak przeżywa orgazm, podnieciłem się jeszcze bardziej i już po krótkiej chwili chaotycznego, gwałtownego poruszania się w nim, wytrysnąłem w jego wnętrzu. Następnie ostrożnie położyłem się między nogami chłopaka, jednocześnie wysuwając się z niego.
- O Boże... - westchnął, łapiąc chrapliwie oddech. Gdy położyłem policzek na jego piersi, objął mnie za szyję i wsunął mi dłonie we włosy, mierzwiąc je.
Takie gesty były dla mnie zbyt czułe. Do porzygu wręcz. Ale w tamtym momencie chyba po prostu potrzebowałem czyjejś bliskości, a sposób, w jaki Jimin mi ją przekazywał był naprawdę chwytający za serce. Nawet za tak zimne, jak moje.
Leżałem więc na rudowłosym dłuższą chwilę, wsłuchując się w szybkie bicie jego serca i mrucząc cicho, gdy ten głaskał mnie czule po głowie.
- Tęskniłem za tobą – powiedział cicho, wpatrując się w sufit
- Wiem, Jimin – odparłem niepewnie.
Może ja też czasem tęskniłem. Troszkę. Ciut. Ale wiedziałem, że im bardziej chłopak się ode mnie odzwyczai, będąc z dala ode mnie, tym lepiej.
Mój umysł skrywał wiele nieprzyjemnych tajemnic, których nie chciałem obnażać przed Jiminem. Rudowłosy był po prostu... zbyt delikatny, niewinny, by truć go tak mroczną stroną mojej osobowości. Może chciałem go chronić? Sam nie wiem, czy to była troska czy zwykły egoizm. Po prostu nie chciałem nikogo na dłuższą metę wciągać w moje popaprane życie.
Bałem się, że chłopak nadal będzie drążyć temat. Że będzie dalej mówił, jak bardzo za mną tęsknił, pytać się, kiedy znów się spotkamy, jaki mam do niego stosunek i tak dalej.
Ale jak się okazało, Jimin sam chciał się cieszyć chwilą i nie rozgrzebywał już tego dnia delikatnych tematów.
Poleżeliśmy jeszcze chwilę, a następnie umyliśmy się razem i poszliśmy razem spać.
Gdy zgasiłem światło, od razu wtulił się we mnie jak dziecko. Oplótł moje nogi swoimi, uczepił się mocno ramienia i ułożył się w pozycji embrionalnej.
Prawie od razu zasnął, a ja zacząłem rozmyślać.
W pierwszej chwili zrobiło mi się głupio. On naprawdę mnie uwielbiał, może kochał, a ja miałem zamiar za parę dni powiedzieć mu „papa" i prawdopodobnie znów przez parę miesięcy się do niego nie odzywać. Po prostu nie mogłem mu pozwalać zbliżyć się do siebie, bo to równałoby się pokazaniem mu, jaki jestem naprawdę. Nie chciałem go zniszczyć swoją toksyczną naturą. A może tylko tak sobie to wszystko tłumaczyłem, a tak naprawdę byłem obojętnym chujem, któremu nie chciało się o niego starać?
Nieważne. Darzyłem go ogromną sympatią, ale nie mogłem pozwolić na to, by był zbyt blisko mnie. I tyle.
No i musiałem się w końcu przed samym sobą przyznać – wciąż myślałem o Hoseoku. Obok mnie spało takie cudo, a ja rozmyślałem o innym facecie...
Próbowałem przestać. Zapomnieć o nim, nie wracać do tego co było, bo samo wspomnienie tamtej nocy z nim sprawiało, zaczynałem świrować. Czułem się jak śmieć. Zbrukany i wykorzystany. Zbesztany. A co najgorsze – wciąż mnie to podniecało. Wiedziałem, że kolejne spotkania by mnie zniszczyły, a ja mimo tego wciąż ich pragnąłem. Co było ze mną nie tak? Czy mój masochizm dotyczył już nie tylko ciała, ale i psychiki? Chyba w tym tkwił sęk. W autodestrukcji. Podniecało mnie bycie niszczonym. I tylko Hoseok był w stanie mnie tak skrzywdzić.
***
Minęło parę dni, które spędziłem z Jiminem głównie na baraszkowaniu w łóżku. Oczywiście dużo też ze sobą rozmawialiśmy, nie zahaczając jednak o żadne drażliwe czy nieprzyjemne tematy.
Zachowywaliśmy się jakbym nigdy go nie zranił. Jakbym wcale nie olał go na prawie pół roku...
Lecz w końcu minął już prawie tydzień i wiedziałem, że lada moment znów będę musiał odsunąć go od swojego życia. Nie ukrywam, że głównie po to, by spróbować spotkać się z Hoseokiem...
- Yoongi? - przerwał mi rozmyślania Jimin, gdy wieczorem leżeliśmy nadzy w łóżku po dopiero co przebytym orgazmie, a ja spokojnie paliłem papierosa.
- Słucham cię.
- Ja... Jutro wracam do siebie – oznajmił, patrząc się w sufit.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony coś we mnie aż krzyczało, bym zawalczył o niego, zatrzymał go przy sobie. W końcu tak mnie lubił i zależało mu na mnie.
Jednak trzymając się wcześniejszych przemyśleń, zdołałem tylko powiedzieć:
- Dobrze, Jimin.
Zaciągnąłem się papierosem i ciężko wypuściłem dym z płuc, strzepując popiół do popielniczki.
- Posłuchaj... - zaczął niepewnie Jimin. - Nie wiem jak mam się do tego wszystkiego ustosunkować. - O nie, zaczyna się, pomyślałem zrezygnowany. - Gdy nie odzywałeś się do mnie przez tyle miesięcy, zdążyłem ułożyć sobie wszystko w głowie i pogodzić się z tym, że nie chcesz mnie już w swoim życiu. Ale znowu napisałeś i no... Chciałbym wiedzieć, na czym stoję.
- Nie rozumiem – odparłem, prowokując go do bardziej szczegółowych zwierzeń. Niech powie dokładnie o co mu chodzi.
- Bo chciałbym wiedzieć... czy relacja ze mną to dla ciebie tylko seks?
Zmarszczyłem brwi i przełknąłem głośno ślinę zaskoczony tak nieprzyjemnym pytaniem.
Nie miałem jednak wątpliwości, co mu odpowiedzieć:
- Nie, idioto. Nawet tak nie myśl.
- A powiesz mi w końcu... czemu się nie odzywałeś?
- Miałem doła po prostu. Nie chciałem cię w to wciągać. Musiałem sobie sam poradzić i jak widać żyję, więc się udało – odparłem, patrząc się w sufit i nadal paląc.
- Nie wiem, czy tak do końca się udało – mruknął, patrząc wymownie na moją rozoraną rękę i twarz, z której powoli znikały już siniaki.
- Daj spokój – burknąłem, irytując się. Ta rozmowa zaczęła obierać zły kierunek... - Naprawdę źle się czułem i chciałem być sam. Po prostu.
- A może ja nie chciałem być sam? - spytał zdenerwowany.
- Nie jesteś pępkiem świata, Jimin – powiedziałem, gasząc spokojnie papierosa.
- Może i nie jestem, ale mam jeszcze jakieś uczucia – odparł urażony i wstawszy z łóżka, zaczął się szybko ubierać.
- Jimin, przepraszam... - powiedziałem nagle, zakładając bokserki. Następnie stanąłem naprzeciwko chłopaka, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy, jednak rudowłosy nie chciał nawet na mnie spojrzeć. - Nie o to chodzi...
- No dobra. Ale czy mam pewność, że po wyjściu z tego mieszkania odezwiesz się do mnie jeszcze kiedykolwiek? Czy znów muszę być przygotowany na to, że możemy się już więcej nie spotkać?
Zaskoczony spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami, by następnie spuścić głowę i powiedzieć cicho:
- Nie wiem, Jimin...
Miałem mętlik w głowie. Po prostu wtedy jeszcze nie byłem pewien czego chcę.
- To się dowiedz – syknął rudowłosy. - Idę się pakować.
- To jednak dzisiaj jedziesz...? - spytałem zdziwiony.
Czyżbym chciał go zatrzymać?
- Tak, Yoongi. Nie zasłużyłeś na mnie – mruknął. Dopakował ostatnią koszulkę, zamknął torbę i już bez słowa opuścił sypialnię, by następnie wyjść z mojego mieszkania.
Wyglądało na to, że Jimin wreszcie wybudził się ze snu, w którym go przez długie lata utrzymywałem. Nie był głupi. Był po prostu zakochany.
A ja w tamtym momencie miałem to gdzieś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro