Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Krwawy

Widzę, że większości z Was spodobał się pairing i pomysł, co mnie bardzo cieszy.

W tej części pojawia się też druga parka - może przy niej nie będzie aż tyle kontrowersji, a jeśli nawet, to nic nie poradzę, bo już opublikowane X"D!

Zapraszam więc na drugi rozdział i co tu dużo mówić - tu już zaczyna się robić ostro~

__________________________________________________



2. Krwawy


- Spodziewałeś się tego , Yoongi? Tak szczerze. Czy jednak jesteś zaskoczony, że dostałeś po pysku? - burknął Hoseok, pochylając się nade mną. Przejechał językiem po moim mostku, by następnie wziąć w zęby mój sutek i przygryźć go boleśnie.

- Może nie tyle się spodziewałem, co na to liczyłem – wysapałem podniecony jego pieszczotami i pulsującym bólem zranionej szczęki.

- Mówisz? - spytał czysto retorycznie i chwycił mnie nagle za włosy. Szarpnął za nie mocno, zmuszając mnie do spojrzenia mu prosto w oczy.

Ach, dobrze wiedziałem, że dreszcz podniecenia, który mnie wtedy przeszył był dopiero jednym z pierwszych.

Hoseok był tak pewny siebie, gniewny, władczy... Byłem przekonany, że byłby nawet w stanie mnie zamęczyć, gdyby miał taką ochotę.

Wtedy klęknął nad moimi biodrami z rozporkiem przy mojej twarzy i nie puszczając moich włosów, rozpiął go.

Szarpał za nie co chwilę, by utrzymywać mnie w ciągłym bólu i wyjął z bokserek naprężoną męskość.

Nie powiedział nic. Po prostu wcisnął mi go na siłę w usta i zaczął rżnąć mnie w twarz kompletnie nie zważając na to, że oddychanie zastąpiło mi paniczne krztuszenie się. Jednocześnie trzymał mnie mocno za głowę pilnując, bym nie odsunął się ani na centymetr.

- Tylko mi się nie porzygaj, bo źle skończysz – zagroził, gdy kaszlnąłem paskudnie, nie mogąc utrzymać w gardle całej długości jego członka. Wtedy docisnął moją twarz jeszcze mocniej do swoich bioder i trzymał mnie tak długo, dopóki nie zacząłem sinieć.

Kręciło mi się w głowie. Bałem się, że lada chwila zemdleję albo zwymiotuję, bo obolałe gardło za żadne skarby nie chciało się rozluźnić.

Wtedy chłopak nagle mnie puścił.

Na wpół przytomny opadłem głową na poduszkę, panicznie łapiąc oddech. Kaszlałem i oddychałem chrapliwie, próbując wrócić do pełni świadomości, bo widok nieustannie przysłaniały mi czarne plamy.

- Ale jesteś siniutki – powiedział sarkastycznie i poklepał mnie po twarzy, pomagając przywrócić mi świadomość. - No budź się. Teraz czas na najlepsze. Mógłbym się jeszcze pobawić, ale szczerze... to nie jesteś zbytnio interesujący.

„Co takiego?" - pomyślałem spanikowany. Zdezorientowało mnie to, zabolało... Nikt nigdy tak do mnie nie powiedział do jasnej cholery...

Ale z drugiej strony... cóż. Pragnąłem go. Tak bardzo chciałem mu się oddać, że nawet taki brak szacunku do mojej osoby nie zniechęcił mnie.

Nawet nie zarejestrowałem, w którym momencie zszedł ze mnie, przysiadł między moimi nogami, wsunął we mnie od razu dwa śliskie od zimnego żelu palce. To mnie otrzeźwiło. Spróbowałem parę razy oprzeć się na łokciach, jednak byłem zbyt osłabiony przez niedotlenienie i za każdym razem opadałem żałośnie na poduszki.

Nie wiem, czy chciałem uciekać, czy zostać. Ledwo ogarniałem, co się dzieje.

Hoseok niewzruszony moją paniką od razu zaczął szybko mnie rozciągać, rozprowadzając żel na moich spiętych mięśniach. Dobrze wiedziałem, że dba o poślizg tylko i wyłącznie dla własnego komfortu, nie myśląc za bardzo o samym rozciąganiu.

Chciał, żeby było jak najciaśniej. Chciał, żeby mnie bolało.

- Zobaczymy, jak sobie radzisz z takim bólem. Szczerze mówiąc, nie wyglądasz na kogoś, kto miał dużo takich przygód w swoim życiu.

I tu chyba miał rację. Moi partnerzy byli w stanie tylko mnie policzkować, poszarpać, mocno zerżnąć. Ale nie było to tak... bezlitosne i agresywne jak zachowanie Hoseoka.

Nagle wysunął ze mnie palce i pochylił się nade mną, patrząc mi beznamiętnie w oczy. Na wpół przytomny i zaniepokojony odwzajemniłem spojrzenie.

- Boisz się?

- Tak – odpowiedziałem krótko.

Zawsze byłem szczery i... tak. Bałem się. Ale czy to właśnie strach nie był najbardziej ekscytujący w tym wszystkim?

Chłopak uśmiechnął się najwyraźniej usatysfakcjonowany z odpowiedzi i ułożył się między moimi nogami. Złapał mnie za szczękę, bym nie mógł odwrócić głowy i zaczął wsuwać się we mnie powoli, raniąc nierozciągnięte, acz śliskie wejście.

Syknąłem żałośnie, marszcząc brwi.

Strasznie bolało. Wcześniej prawie w ogóle mnie nie przygotował, więc nic dziwnego. Czułem, że moje mięśnie są na skraju rozerwania, że zaraz umrę tam z dyskomfortu. Z natury raczej byłem odporny na ból... ale nie na taki.

- Tylko mi nie płacz. Nienawidzę tego – burknął, centymetr po centymetrze nieustannie we mnie wchodząc i mierząc mnie wzrokiem.

- Nie zamierzam – wystękałem z trudem, krzywiąc się z bólu, gdy przez pierścień mięśni przeszedł napletek jego męskości.

- Mam nadzieję – mruknął i nagle wszedł we mnie gwałtownie do końca.

Wrzasnąłem zaskoczony, otwierając szeroko oczy. Ból był potworny, paraliżujący. Zesztywniałem i zastygłem z zaciśniętymi na pościeli pięściami. Błagałem w myślach, by Hoseok znów nie zaczął się poruszać, jednak ten najwyraźniej chciał tylko, bym zwariował z bólu.

Gdy na siłę docisnął biodra, chcąc wejść jak najgłębiej, załkałem błagalnie, próbując się nie poryczeć:

- H-Hoseok, zaczekaj... Wolniej. Nie jestem rozciągnięty. Będę krwawić... Proszę cię – mówiłem ze łzami w oczach, patrząc na chłopaka wzrokiem godnym politowania.

Cholera, byłem żałosny. Sam chciałem takiej zabawy, a w tamtym momencie miauczałem, że boli.

- O to chodzi – mruknął.

Pochyliwszy się, oparł się na łokciach i ujął moją wykrzywioną z bólu twarz w dłonie.

I obserwując mnie uważnie... zaczął rżnąć mnie jak zwykłą szmatę.

Łkałem płaczliwie i kwiliłem, zaciskając mocno powieki i trzymając się kurczowo jego ramion. Wtedy wcale nie było przyjemnie. Ból mnie paraliżował. Sprawiał, że myślałem tylko o ucieczce, a nie o przyjemności.

- Zaraz ci minie – usłyszałem nagle. Ton jego głosu był jakby... pocieszający?

Co? Czy on był jakiś chory? Najpierw sam chciał, żebym cierpiał, a teraz mnie pocieszał? Co z tym kolesiem było nie tak?

Już chyba wolałem, żeby był skurwysynem do końca, niż żeby zmieniał zasady gry.

Wkurwił mnie. Złapałem go za łeb, popatrzyłem mu w oczy i igrając z ogniem, wysyczałem:

- Pierdol się.

Chłopak, zaskoczony moją nagłą zuchwałością, otworzył szeroko oczy i spoliczkował mnie.

- Ty chyba nie chcesz przeżyć.

Znów zaczął się we mnie szybko poruszać i nie zwalniając tempa, kolejny raz chwycił za moje włosy. Odchyliwszy mi głowę w tył, szarpał za nie z każdym pchnięciem, wyrywając mi ich spore ilości.

A ja łkałem coraz głośniej i głośniej, łapiąc chrapliwie powietrze.

Po paru ciężkich minutach... jakimś cudem dyskomfort zaczął bardzo powoli ustępować.

Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że zaczyna mi się to wszystko podobać. To był ten moment, w którym ból wreszcie zaczął mieszać się z chorą przyjemnością.

Szatyn rżnął mnie w rytmicznym, szybkim tempie i ciągnął coraz brutalniej za włosy, nie spuszczając ze mnie beznamiętnego wzroku.

Jednak chyba szybko mu się to znudziło, bo znów uderzył mnie pięścią w twarz. Mocno, ale nie na tyle, by zrobić mi poważną krzywdę. Zakwiliłem oszołomiony. Wtedy zadał cios jeszcze raz. Potem kolejny. Jeszcze i jeszcze raz... Okładał mnie po twarzy pięścią i pieprzył, a ja na wpół przytomny chłonąłem te wszystkie bodźce, będąc w jakiejś chorej odmianie transu. Przez chwilę bałem się, że powybija mi zęby, ale gdy zaczął uderzać czubkiem męskości o moją prostatę, jakoś moje uzębienie przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Z rozciętej wargi zaczęła mi lecieć krew i wtedy Hoseok pierwszy raz pocałował mnie w usta. Namiętnie i błagalnie, mocno pocierając swoim językiem o mój i brudząc nasze wargi moją własną krwią.

Nagle poczułem, że lada moment dojdę. Nie mogąc się opanować, objąłem szatyna za szyję i zacząłem jęczeć błagalnie prosto w jego usta, na co on jeszcze bardziej przyspieszył.

Jeszcze tylko parę pchnięć i z głośnym krzykiem wytrysnąłem prosto na jego brzuch.

Nie puszczając się jego karku, zacząłem łapać panicznie oddech.

Hoseok też zaczął dochodzić, wykonując ostatnie, szybkie pchnięcia. Wcisnąwszy czoło w bok mojej szyi, doszedł, sapiąc cicho.

Na wpół przytomny po dopiero co przeżytym orgazmie, jeszcze mocniej uczepiłem się jego szyi, chyba z zamiarem przytulenia się do niego. Nie byłem nawet pewien, co chciałem zrobić. Chciałem tylko, żeby był blisko, bo naprawdę zafundował mi bolesny, aczkolwiek niesamowity seks.

Gdy jednak chłopak zrozumiał, że chcę go objąć, wyszedł ze mnie szybko i zerwawszy się z łóżka, założył szybko bokserki. Rzucił mi gwałtownie ręcznik i wysyczał:

- Wytrzyj się szybko i ogarnij. Tam masz łazienkę. I wynoś się. Koniec zabawy.

- C-co... - wyjąkałem zaskoczony, dochodząc do siebie.

- Powiedziałem, że masz się ogarnąć i wynosić, bo cię zaciągnę do tej łazienki siłą! - zagroził. - Masz dziesięć minut i spadaj – powiedział i wyszedł z pokoju, prawdopodobnie nie chcąc mnie już oglądać.

Wtedy przez myśl przeszło mi, że mam do czynienia z kimś nieobliczalnym i niezrównoważonym.

Ogarnął mnie niepokój.

W sumie już i tak było po wszystkim. Stwierdziłem, że zrobię to, co mi każe i ulotnię się z jego mieszkania jak najszybciej. Z resztą byłem już zmęczony i w sumie wolałem wrócić już do siebie.

Sięgnąłem po chusteczkę i szybko wytarłem się między nogami. Cóż, miałem rację, że będę krwawić... Wziąłem ręcznik i owinąwszy go sobie wokół bioder, ruszyłem do łazienki. Gdy się w niej zamknąłem, uderzyła mnie nagła fala bólu. Szczęki, gardła, skóry głowy, tyłka...

Oszołomiony klęknąłem przed kiblem i zwymiotowałem.

Chyba nie byłem tak odporny na ból jak myślałem...

Gdy skończyłem, podniosłem się z trudem i podszedłem do umywalki. Umywszy twarz, spojrzałem w lustro i kurewsko się przeraziłem. Wargę miałem wręcz groteskowo opuchniętą, zakrwawioną. Twarz podrapaną i posiniaczoną. Miałem nawet podbite oko, a nie pamiętam, żebym w nie dostał.

Wszystko tak cholernie bolało...

Szybko wlazłem pod prysznic i umyłem się. Wychodząc znów owinąłem się ręcznikiem i szybko poszedłem do sypialni. Ubrałem się i sprawdziłem, czy w kurtce mam klucze oraz telefon, gdy nagle w drzwiach pokoju stanął Hoseok:

- Jak jesteś gotowy, to wypad – powiedział nieprzyjemnym tonem.

Nigdy w życiu nie spotkałem się z takim brakiem szacunku do mojej osoby...

Gdyby chłopak nie był moim kochankiem, to po prostu rzuciłbym się na niego z pięściami. Ale przemoc fizyczna czy psychiczna na tle seksualnym rządziła się dla mnie zupełnie innymi prawami.

- Już wychodzę... - odparłem tylko ulegle i nawet nie oglądając się za siebie, wyszedłem z mieszkania.

Otępiały bólem i natłokiem różnorodnych myśli wezwałem taksówkę i gdy tylko dotarłem nią do swojego mieszkania, od razu padłem na łóżko i zapadłem w płytki, niespokojny sen.

***


Gdy tylko się obudziłem, ruszyłem do łazienki, by sprawdzić jak bardzo poobijana jest moja twarz i czy będę w stanie pójść następnego dnia do pracy... Jednak jak się okazało wyglądałem bardzo kiepsko i wiedziałem, że będę zmuszony wziąć wolne. Siniaki były jeszcze ciemniejsze niż poprzedniego dnia, na wardze pojawiły się ciemne, okropne strupy. Obraz nędzy i rozpaczy po prostu.

Od razu z łazienki zadzwoniłem do szefa i powiedziałem, że mam gorączkę i nie będę mógł przez następny tydzień pojawić się w pracy. Całe szczęście okazało się, że z wzięciem wolnego nie będzie żadnego problemu, co przynajmniej trochę poprawiło mi humor.

Westchnąłem, patrząc się na swoje odbicie w lustrze.

Raczej powinienem był być zadowolony – w końcu dostałem to, czego chciałem. Poznałem osobę, która była w stanie mnie zamęczyć, posunąć się do zrobienia mi takiej krzywdy, której dotąd nikt nie był w stanie mi zrobić. No i był cholernie przystojny i pociągający. A mimo to... czułem się jak ścierwo przez to jak zostałem potraktowany. Coś we mnie pękło i już od chwili wyjścia z jego mieszkania czułem, że coś jest ze mną nie tak. Że coś mi się stało... Coś poszarpało ledwo trzymającą się w ryzach psychikę.

Ja pierdolę... Znów wracały te autodestrukcyjne, depresyjne myśli, które dręczyły mnie, gdy jeszcze byłem gówniarzem. Byłem przekonany, że już sobie z nimi poradziłem, ale najwidoczniej czekały tylko, by znów się uwolnić i zacząć mnie niszczyć.

Ciekaw byłem, czy jeszcze spotkam Hoseoka. Może i czułem się źle po nocy z nim, ale z drugiej strony... ciągnęło mnie do niego. Chociaż byłem przekonany, że on sam nie będzie miał ochoty się ze mną już spotkać. W końcu, jak sam powiedział, nie byłem dla niego interesujący.

- Kurwa mać! - syknąłem i w jednej chwili wycelowałem pięścią w lustro. Zbiłem je z hukiem, a odłamki szkła niczym kaskada spadły na kafelki. Wciągnąłem z jękiem powietrze, widząc swoją pięść całą we krwi.

Cholera jasna! Jeszcze tego brakowało, żeby trzeba mnie było zszywać.

Drugą ręką sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem pod pewien numer.

- Jimin...? - powiedziałem cicho do słuchawki.

- Yoongi? - usłyszałem głos pełen niedowierzania. - C-coś się stało? Tyle tygodni się nie odzywałeś...

- Hm, tak. Jak tam studia medyczne? - zmieniłem temat. - Masz już opanowane szycie ran?

- N-no tak. Mam... A co? - spytał zdziwiony.

- To przyjedź, proszę, bo jak za starych dobrych czasów rozpierdoliłem lustro. Nie chcę jechać do szpitala. Wiesz jak ich nie lubię – mówiłem spokojnie.

- Co? Tak, już jadę. Zatamuj to czymś, a ja zaraz będę – powiedział i rozłączył się, a ja spojrzałem na swoją rozoraną rękę, z której krew obficie kapała na białe kafelki.

Przynajmniej wtedy nie czułem się jak pies. Czułem się jak pan i mogłem się tylko cieszyć, że ktoś jeszcze kładzie przy mnie uszy po sobie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro