Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Krwawy

Wróciłam!

Trochę mnie nie było z różnych powodów, ale powróciłam - mam nadzieję, że z porządną serią.

Co tu dużo mówić - znów napisałam coś niezbyt delikatnego, więc na starcie ostrzegam, że może nie być przyjemnie :IIIII

I bardzo dziękuję Gosi, która zmotywowała mnie znów do pisania i podsunęła parę pomysłów +_+

Tych, którzy lubią "cięższe" ff zapraszam do czytania ♥

________________________________________________________________

1. Krwawy

Nigdy nie byłem duszą towarzystwa.

Ludzie nie lubili mnie, a ja ich.

W mojej postawie zawsze było coś, co sprawiało, że nikt nie chciał ani się do mnie zbliżać, ani mieć ze mną cokolwiek do czynienia.

I tak było od zawsze, aż w którymś momencie poprzez patrzenie na wszystkich spode łba wzrokiem pełnym niechęci i irytacji uniemożliwiłem sobie kompletnie normalne kontakty międzyludzkie.

Z naciskiem na słowo "normalne".

Otóż do pewnego momentu "nienormalne" znajomości były na porządku dziennym w moim życiu. Byłem masochistycznym dzieciakiem i często zadawałem się z osobami, które mnie biły, poniżały i zamęczały. Taki ból psychiczny i fizyczny był jedynym elementem, który sprawiał, że moje życie było przynajmniej trochę ekscytujące.

Jednak moje coraz bardziej masochistyczne zapędy zaczęły zniechęcać nawet osoby, które lubiły znęcać się w łóżku nad swoimi kochankami. Może byli po prostu słabi? Może bali się, że ich zboczenia wyjdą na jaw? Nie wiedziałem i szczerze mówiąc, mało mnie to obchodziło. Wolałem zostać kompletnie sam niż zadawać się z osobami sparaliżowanymi przez strach.

Egzystowałem więc sobie osamotniony z własnej woli. Pracowałem i wynajmowałem mieszkanie, nie czerpiąc z życia żadnej radości. Ale nie narzekałem na swój los. Może duma i patrzenie na wszystkich z góry sprawiały, że miałem motywację do normalnego życia...?

Mimo depresji, która od lat mnie męczyła nigdy też nie byłem na tyle zdesperowany, by posunąć się do odejścia z tego świata z własnej ręki. Uważałem samobójstwo za tchórzliwą ucieczkę. A ja nie byłem tchórzem. I może ciągle łudziłem się też, że coś się w moim życiu zmieni.

Rewolucja nastąpiła jednak szybciej, niż myślałem, zmieniając mnie na zawsze.

Zbliżał się wieczór. Ubrany w same spodenki wyszedłem na balkon i odpaliwszy papierosa, oparłem się łokciami o barierkę. Oślepiające, pomarańczowe słońce zachodziło leniwie, znikając powoli za horyzontem i obdarowując toksyczne miasto ostatnimi promieniami przed nadchodzącą nocą.

Byłem już zdesperowany i znudzony. Ciężko wypuściłem dym z płuc i zrezygnowany zwiesiłem głowę. W tamtym momencie samotność zbyt mocno dawała mi się we znaki i, czego zwykle nie robiłem, postanowiłem wyjść się zabawić. Klub, pub, cokolwiek. Nienawidziłem tłumów, ale miałem nadzieję, że może przynajmniej przygrucham sobie kogoś na jedną noc. Nie zamierzałem się nawet afiszować ze swoimi fetyszami. Chciałem tylko zaspokoić swoje potrzeby i dobrze wiedziałem, że mój wygląd tylko ułatwi upolowanie kochanka. Przydługie, jasne włosy i ładna buzia przyciągały uwagę. Postanowiłem więc wykorzystać swój urok i dopaliwszy papierosa, zacząłem się szykować. Ułożyłem włoski, delikatnie pociągnąłem powieki ciemnym cieniem, ubrałem czarne spodnie i białą koszulkę, a na wierzch narzuciłem skórzaną kurtkę. Idealnie. Nie zapowiadało się, bym tamtą noc miał spędzić sam.

***

Atmosfera w klubie przytłaczała mnie. Irytująca, typowo disco-gówniana muzyka. Ludzie, których obecność od razu zaczęła sprawiać, że otwierał mi się w kieszeni nóż. Już mnie wkurzali. Sam nie wiedziałem nawet dokładnie czym. Po prostu... byli denerwujący. Powinienem jednak przynajmniej poniekąd czuć się jak"wśród swoich". W końcu zaszedłem do klubu dla homo... Ale nie. Nigdy nie czułem się jak "wśród swoich".

Postanowiłem jednak zaprzestać marudzenia i wybrzydzania. Usiadłem więc z drinkiem niedaleko chichrającej gej-parki. Chyba nie muszę wspominać, jak bardzo mnie oni irytowali?

Pamiętając o tym, że chciałem kogoś poznać, przybrałem mniej zniechęcony wyraz twarzy i jak na zawołanie usłyszałem nad sobą:

- Hej. Mogę się dosiąść?

Uniosłem wzrok i ujrzałem młodziutkiego, ciemnowłosego, naprawdę ładnego chłopaka.

Mimo swojego zimnego charakterku, od razu poczułem się onieśmielony.

Panie i panowie, Min Yoongi właśnie staje się wstydliwą pipką.

- Mhm, jasne - odparłem niepewnie.

- Jestem Jung Hoseok - przedstawił się, podając mi dłoń i siadając obok mnie.

- Min Yoongi.

- Często tu bywasz? - spytał, upiwszy łyk wody mineralnej. Najwidoczniej nie zamierzał się tutaj upić.

- Niekoniecznie. Ogólnie rzadko wychodzę gdziekolwiek, a jeśli już, to sam. Dzisiaj jakoś tak mnie naszło, żeby się wyrwać - wytłumaczyłem, starając się sprawiać wrażenie pewnego siebie. Jednak starania w nieunikniony sposób spełzały na niczym, bo ze wstydu nie byłem w stanie spojrzeć Hoseokowi na dłużej w oczy, głos lekko mi drżał, a od nerwowo zaciskanych pięści bielały mi knykcie.

- Serio? - zdziwił się. - Nie masz znajomych?

Szlag by to. Czyżby kolejny "pan towarzyski"?

- Jakoś nie. Nie chce mi się za bardzo wychodzić, poza tym w moim otoczeniu nikt mnie jakoś nie zainteresował. A przynajmniej nie na tyle, by starać się o dłuższą znajomość - mruknąłem może trochę zbyt oschle, mieszając swojego drinka słomką. Krótkiej ciszy towarzyszył dźwięk kostek lodu uderzających o szklankę.

- Mam podobnie. Po prostu nie tracę czasu na nudziarzy.

Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko, mrużąc oczy.

Hm, czyżby miał szansę na moją uwagę?

- Czyli mogę czuć się zaszczycony? - droczyłem się.

- No nie wiem. Póki co dopiero cię poznaję, więc może się okazać, że straciłem swój czas. Ale jak na razie się na to nie zapowiada.

Trochę mnie to zabolało, nie powiem. Raczej byłem przyzwyczajony do tego, że gdy ktoś chciał mnie poznać, to żebrał o moją uwagę i był przesadnie miły, a nie tak wredny, jak Hobi.

Ale... w sumie spodobało mi się to. Był szczery i pewny siebie. Rzadko miałem okazję poznać takie osoby.

- Właściwie w jakim celu tu przyszedłeś? Bo nie wierzę, że tylko po to, by się napić i popatrzeć na ludzi. Bo na klubowego tancerza to ty mi nie wyglądasz - powiedział, uśmiechając się złośliwie i prawie niezauważalnie przysunął się bliżej mnie. Przez ułamek sekundy dotknął udem mojego kolana, na co przeszedł mnie dreszcz. Samo siedzenie obok chłopaka sprawiało, że chciałem, by wziął mnie w trybie natychmiastowym. Przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w szklankę, unikając prowokującego spojrzenia Hoseoka. Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, jak na mnie działa.

I najwyraźniej nie zamierzał mi wcale pomóc się wyluzować, bo przysunął się tak blisko, że nasze uda się stykały i patrząc na moją twarz, powoli położył mi dłoń na kolanie, gładząc je czule.

Zaskoczony tak szybkim rozwojem wydarzeń westchnąłem cicho, spojrzałem Hoseokowi w oczy i rozchyliłem lekko nogi.

- Hm, czyli mam rozumieć, że idziemy do mnie? - szepnął mi prostu do ucha i powoli przesunął dłoń z kolana na udo, by następnie zacisnąć ją na moim kroczu.

Wciągnąłem ze świstem powietrze i po prostu skinąłem głową na "tak".

***

Wsiadłem więc do jego samochodu.

Wiedziałem, że źle robię. Albo po prostu za dużo naoglądałem się "CSI".

Ale ten strach, świadomość, że tak naprawdę ryzykuję swoim zdrowiem... a może nawet życiem, wsiadając do cudzego samochodu, jadąc na noc do obcego mieszkania dawała mi uwielbiany przeze mnie zastrzyk adrenaliny.

Jakby czytając w moich myślach, Hoseok odezwał się nagle, prowadząc samochód:

- Często tak spotykasz się z przypadkowymi ludźmi na seks? - spytał bez ogródek.

- Teraz już nie, ale kiedyś częściej mi się to zdarzało - odparłem, wpatrując się spokojnie w przemijający za przednią szybą widok miasta nocą.

- Mhm. Może powinienem sam sobie odpowiedzieć na to pytanie zważywszy na twoją rozwiązłość, ale masz chłopaka?

- Niee - powiedziałem rozbawiony jego pytaniem. - Nie wierzę w miłość, a tym bardziej w sens takich związków.

- Rozumiem... Wiesz co. Dziwi mnie, że nie boisz się tak jeździć do obcych gości na noc.

- Szczerze mówiąc, to się boję. Ale właśnie ten strach jest taki fajny. Poza tym dużo osób tak robi.

- Ach, adrenalinka i te sprawy - mruknął. - Taak, strach jest ekscytujący - powiedział bardziej do siebie, niż do mnie.

- Ale nie raz przegiąłem - dodałem z zamiarem zahaczenia o temat związany z moimi preferencjami. - Zdarzyło mi się nawet wylądować w szpitalu.

- Naprawdę? - spytał wyraźnie zaskoczony, wciąż skupiając się na oświetlonej latarniami drodze. - Co się stało?

- Co tu dużo mówić. Po prostu lubiłem się ostro zabawić. A raczej lubiłem jak ktoś ostro zabawił się mną - zaryzykowałem tym wyznaniem.

Teraz mógł mnie albo wywalić z auta wyzywając mnie od zboczeńców i wariatów... albo przyjąć mnie z otwartymi ramionami pod swój dach.

- A teraz dalej lubisz się ostro zabawić czy znudziły ci już takie wybryki?

Uśmiechnąłem się kącikiem ust.

- Takie wybryki nigdy się nie nudzą - odparłem prowokująco, na co chłopak tylko uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z mojej odpowiedzi.

***

- Nie obrazisz się, jeśli od razu przejdę do zerżnięcia cię, co? - mruknął stanąwszy za mną, gdy tylko przekroczyłem próg jego mieszkania.

Zdążyłem tylko zarejestrować, że było ono niepokojące wręcz czyste i sterylne. Żadnych łapaczy kurzu, tylko niezbędne meble...

- Nie obrażę - odpowiedziałem, starając się brzmieć zachęcająco, jednak głos załamał mi się, a ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ściągnąłem kurtkę i wyzywająco spojrzałem chłopakowi w oczy.

To był ten moment, w którym moje dwie kłócące się ze sobą osobowości zabijały całą moją pewność siebie.

Zostać i prowokować go, by zeszmacił mnie jak najgorszego sortu dziwkę czy zachować resztki dumy i szacunku do samego siebie i w trybie natychmiastowym udać się do drzwi wyjściowych?

Wtedy poczułem bolesne szarpnięcie za włosy. Hoseok stanął za mną i brutalnie ciągnąc za nie do tyłu, przywarł piersią do moich pleców. Drugą ręką oplótł mnie w pasie, wbijając boleśnie palce w mój bok. Trzymając mnie w żelaznym uścisku i ciągnąc za włosy, przyssał się do mojej szyi.

Jęknąłem cicho uderzony nagłą falą podniecenia.

W tej krótkiej chwili każdy najmniejszy bodziec doprowadzał mnie do szaleństwa.

Czułem na swoich plecach jego falującą w rytm oddechów klatkę piersiową. Ciepłe, wilgotne usta na swojej szyi, a od czasu do czasu zęby przygryzające fragment skóry.

Odchyliłem bardziej głowę i cofnąłem się o parę centymetrów, by naprzeć pośladkami na jego coraz bardziej twardniejące krocze i otrzeć się o nie intensywnie.

- Mała kurewka - burknął Hoseok.

Nagle gwałtownie odwrócił mnie przodem do siebie i chwyciwszy mnie jedną ręką za szczękę, wgryzł się zębami w moją dolną wargę. Pisnąłem niemęsko zaskoczony tak nieprzyjemnym bólem i odruchowo spróbowałem się wyrwać, jednak chłopak był nieugięty. Przyciągając mnie bliżej siebie, zacisnął zęby jeszcze mocniej, raniąc mnie do krwi.

Badał na ile może sobie pozwolić, bym nie wybiegł z krzykiem z jego mieszkania. Oni zawsze tak robili.

Jednak wcale nie zamierzałem uciekać, a on już dobrze o tym wiedział.

Wtedy wpił się w moje usta i zaczął powoli popychać mnie w nieznanym mi kierunku, ani na chwilę nie przerywając pocałunku.

Nawet nie patrzyłem, gdzie idę. W ustach czułem smak własnej krwi, warga pulsowała tępym bólem, a spodnie robiły się coraz ciaśniejsze.

Nagle chłopak pchnął mnie gwałtownie na łóżko w pogrążonej w mroku sypialni.

Zawisł nade mną i patrząc mi prosto w oczy, burknął:

- Nie bawię się w zwyczajny, przyjemny seks. Jeśli tak naprawdę czegoś takiego oczekujesz, to wychodzisz w tym momencie.

Mówiąc to, odgarnął mi grzywkę z czoła.

- A masz zamiar podnieść na mnie rękę? - spytałem beznamiętnie.

- Tak. Mam zamiar cię zmasakrować - odparł mrużąc oczy i przejechał paznokciem tuż pod moją dolną powieką, prawie raniąc mnie w oko.

- To zostaję - powiedziałem kusząco i oblizałem poranione usta

Wtedy Hoseok usiadł na moich biodrach i zamachnąwszy się, przywalił mi pięścią w twarz.

Zaskoczony zachłysnąłem się własną śliną. Nawet nie zdążyłem jakkolwiek zareagować, bo Hoseok już zdzierał ze mnie ubrania. Szybkim, niedelikatnym ruchem przeciągnął koszulkę przez moją głowę, ukazując mój nagi tors. Szarpnął za rozporek, rozpiął go i w jednej chwili zdarł ze mnie spodnie razem z bielizną.

Otępiały uderzeniem leżałem więc całkiem nagi pod Hoseokiem ze stojącą na baczność męskością.

Dopiero się zaczęło, a ja już z pewnością wyglądałem jak obraz nędzy i rozpaczy.

I miałem nadzieję, że będę wyglądać o wiele gorzej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro