Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Neylora skrzywiła się, gdy kolejny huk rozległ się w pokoju, a stos książek runął na podłogę. Uniosła wzrok znad papierów przekazanych jej przez Andreę Fariq, nauczycielkę zaawansowanej Magii Śmierci. Od ponad godziny ślęczała nad planem zajęć oraz wymaganiami programowymi, próbując przy okazji znaleźć sensowną wymówkę, dlaczego jednak nie może zostać w Akademii. Jak na złość — nic nie przychodziło jej do głowy.

— Wilfred... — westchnęła ciężko, przyglądając się duchowi, który przeskakiwał z przedmiotu w przedmiot, zupełnie jakby próbował poznać każdą rzecz znajdującą się w pomieszczeniu.

Siał przy tym spustoszenie tak duże, że wnętrze zaczynało przypominać pole bitwy, zamiast zwykłą sypialnię. Gdyby ktokolwiek postanowił wpaść w odwiedziny, zapewne z marszu uznałby ją za niepoczytalną.

— Możesz przestać? Chcesz, żebym wyszła na wariatkę? — spytała, unosząc brwi.

Uchyliła się, gdy jedna z poduszek poszybowała w jej stronę z zawrotną prędkością.

I tak wszyscy mają cię za wariatkę. Jesteś Maginią Śmierci, zauważył zadowolony z siebie Wili. Na dodatek często gadasz do siebie.

Gadam do ciebie, o czym doskonale wiesz.

Ale inni nie wiedzą!

Wywróciła oczami, gdy żadna lepsza odpowiedź nie przyszła jej do głowy. Raz jeszcze spojrzała na dokumenty, po czym odchyliła się na oparciu krzesła. Zignorowała jego desperackie skrzypienie, próbując skupić myśli, które jak na złość błądziły wokół niepożądanych tematów.

Zdawała sobie sprawę, że powrót do Akademii będzie wiązał się z koniecznością zmierzenia się z Rektorem Gariellem Calveranem. Przez lata przekonywała samą siebie, że wcale nie żywiła do niego nienawiści — już nie.

Wystarczyła jednak chwila.

Jedno spojrzenie przeszywających, fioletowych tęczówek, by ledwie zasklepione rany otworzyły się i zaczęły krwawić. Jak miała przebywać z nim pod jednym dachem? Z kimś, kto...

Pukanie do drzwi sprawiło, że podskoczyła, wyrwana z zamyślenia. Rozejrzała się dookoła z paniką i przeklęła.

— Wielkie dzięki — burknęła do Wilfreda, po czym powlokła się w stronę wejścia.

Humor Ney jedynie pogorszył się, gdy szarpnęła za klamkę, a oczom ukazał się Valerian Draemoor. Tylko tego mi brakowało, pomyślała smętnie, wbijając w niego spojrzenie.

— Czemuż zawdzięczam tę wizytę? — spytała z wymuszonym uśmiechem.

— Twoje włosy... Naprawdę są białe jak śnieg — powiedział obcy głos, wytrącając ją z równowagi.

Dopiero wtedy dostrzegła mężczyznę stojącego pod ścianą, opierającego się o nią nonszalancko. Był nieco wyższy niż Valerian, bardziej barczysty, choć jego twarz nosiła znamiona łagodności, której u Maga Umysłu nie widziała ani razu. Włosy obcego przywodziły na myśl mleczną czekoladę, kontrastując silnie z uderzającym błękitem oczu. Mimowolnie poczuła, jak ciepło rozlewa się po jej ciele na widok błyszczącego w tęczówkach zachwytu.

— Riley, czy ty choć raz nie mógłbyś... — westchnął Draemoor, jednak nie skończył, unosząc wzrok w teatralnej irytacji.

— Nie. A teraz przedstaw nas sobie — odparł Riley i oderwał się od ściany, by podejść bliżej. — Albo sam to zrobię! — dodał, po czym przepchnął Valeriana na bok.

Neylora obserwowała tę interakcję ze złośliwą satysfakcją, która tylko wzrosła, kiedy Mag Umysłu potknął się o własne nogi i niemalże runął na ziemię.

Och, już go lubię!, oznajmił radośnie Wilfred, opętując krzesło z ekscytacją tak dużą, że przewróciło się z hukiem.

— Masz gościa? — Riley uniósł brwi w sugestywnym geście. — Ktoś zdołał mnie wyprzedzić?

— Obawiam się, że w moim pokoju straszy — mruknęła, modląc się o to, by jej twarz nie przybrała barwy dorodnego pomidora. — Nie zdążyłam jeszcze się temu przyjrzeć.

Kłamczucha, zaśmiał się Wili, a krzesło przysunęło się bliżej drzwi, czyniąc kłamstwo bardziej wiarygodnym.

— Wydaje mi się, że to nie pokój jest problemem. Straszy wszędzie tam, gdzie jesteś ty — burknął Valerian, który w międzyczasie stanął pewnie na nogach i poprawił nieskazitelne szaty.

— Och, zignoruj tego gbura! — poprosił Riley, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. — Przysięgam, czasami nie mam pojęcia, dlaczego się z nim przyjaźnię.

— Czasami, tak? — spytała Ney i odchrząknęła, gdy Draemoor posłał jej wściekłe spojrzenie.

— Może odrobinę częściej — zaśmiał się jego przyjaciel, po czym ukłonił się z dłonią na piersi. — Jestem Riley. Riley Saurelle, nauczyciel podstawowej Magii Natury.

— Neylora Amaris — odparła, odzwierciedlając ukłon. — Wydaje mi się, że jestem tu, by uczyć podstawowej Magii Śmierci, ale wciąż próbuję rozszyfrować poszczególne zajęcia.

— To doskonale się składa, ponieważ przyszliśmy tu, by zaoferować ci pomoc! — ucieszył się Saurelle, co Ney skwitowała pełnym wątpliwości spojrzeniem.

— Z jakiegoś powodu nie do końca ci wierzę — mruknęła z ironią, przyglądając się Draemoorowi, który zapewne zastanawiał się, w jaki sposób skrzywdzi swojego przyjaciela, gdy tylko znajdą się na osobności.

A przynajmniej tak wyglądał.

— Zignorujmy ten powód — wyszeptał konspiracyjnym tonem Riley, zerknąwszy na Valeriana. — Zaprosisz nas do środka? Będzie łatwiej omawiać szczegóły.

— Tak, cóż... Mam trochę bałagan — wymamrotała, ale mężczyzna jedynie machnął ręką i przecisnął się do pokoju, zanim zdążyła się porządnie odsunąć.

— A niech mnie! Albo jesteś najgorszą bałaganiarą na świecie, albo faktycznie tutaj straszy! — zawołał Riley, po czym gwizdnął przeciągle.

Jeśli Neylora nie czuła się zażenowana wcześniej, teraz była skłonna spłonąć ze wstydu.

Wili, gdybyś nie był już martwy, zabiłabym cię raz jeszcze, pomyślała z desperacją, a on zachichotał w odpowiedzi.

Zawsze możesz przywrócić mnie do życia, a potem zabić, jeśli poprawi ci to humor. Mam jednak lepszy pomysł...

Nim się obejrzała, opętane przez ducha krzesło wysunęło się na korytarz z zawrotną prędkością, minęło Valeriana, po czym zawróciło, ścinając go z nóg. Mag opadł na mebel bezwładnie, a wiązanka przekleństw opuściła jego usta, zmuszając Ney do zasłonięcia własnych, by ukryć śmiech. Kilka sekund później zdezorientowany i wściekły Draemoor znajdował się na środku pokoju, trzymając się kurczowo siedziska.

— Co tu się, do cholery, dzieje? — warknął wściekle, spoglądając to na maginię, to na Rileya.

— Najwyraźniej duchy również uważają, że powinniśmy pomóc Ney — stwierdził Saurelle i otarł łzy śmiechu, które popłynęły po jego twarzy.

Rozejrzał się wokół, po czym rozłożył ramiona, jakby chciał objąć cały pokój. Powiew wiatru pojawił się znikąd, a rozrzucone wszędzie książki, papiery oraz bibeloty uniosły się w powietrze i zaczęły ustawiać się w równiutkich stosach.

Tyle pracy na marne, westchnął Wili.

Jestem pewna, że jak tylko pójdą, zaczniesz od nowa, odparła Ney i uśmiechnęła się do Rileya, który otrzepywał właśnie ręce.

— Od razu lepiej! Mam nadzieje, że duchy uszanują moją ciężką pracę — oznajmił zupełnie nieświadomy, że jego ciężka praca stanęła w opozycji do pracy Wiliego.

Duchy nad tym pomyślą, oznajmił Wilfred, po czym przechylił krzesło w przód, zrzucając z niego Valeriana.

— CZY MOŻESZ PRZESTAĆ?! — krzyknął mag, patrząc z wyrzutem na Neylorę, która uniosła dłonie w obronnym geście.

— Niczego nie zrobiłam!

— To już drugi raz, kiedy...

— Och, Val, daj spokój! — przerwał mu Riley i machnął ręką. — Nie jesteśmy tutaj po to, żeby się kłócić. Duchy zapewne nie traktowałyby cię w ten sposób, gdybyś był milszy.

Valerian nie odpowiedział. Zamiast tego wstał z podłogi, raz jeszcze otrzepał szaty, po czym podszedł do ściany i oparł się o nią z obrażoną miną. Neylora przyglądała się mu z rozbawieniem, zastanawiając się, dlaczego właściwie jej znajomość z Magiem Umysłu zaczęła się w tak fatalny sposób. Ewidentnie miał coś przeciwko niej od samego początku, chociaż nie potrafiła stwierdzić, co właściwie spowodowało taki stan rzeczy.

To mogłem być ja, przyznał uczciwie Wilfred, brzmiąc na niemalże skruszonego.

Patrzył na mnie wrogo, zanim dałeś mu w kość, zaprzeczyła Ney.

Większość duchów nie przepada za negatywną energią — powiedziała zaś na głos i wzruszyła ramionami. — Mają jej wystarczająco dużo w zaświatach.

— To szalenie interesujące. Czy miałaś okazję kiedyś pozwiedzać świat zmarłych? — spytał Riley i usiadł na jednym z solidniejszych stosów książek.

Neylora skrzywiła się mocno, a uśmiech zniknął z twarzy Saurelle'a, gdy zdał sobie sprawę, że najwyraźniej powiedział coś niewłaściwego.

— Obawiam się, że nie ma tam niczego godnego zobaczenia — mruknęła cicho, przypominając sobie lodowatą, wilgotną mgłę, płożącą się po błotnistej ziemi.

Wszechobecny smród rozkładu, wyczuwalny jedynie dla żywych, wzbudzał mdłości, a rozliczne grobowce i krypty, ukryte między strzelistymi skałami oraz martwymi drzewami, straszyły wydobywającym się z nich zawodzeniem, jękami i niewyraźnymi szeptami wiecznych więźniów.

— Wybacz wścibskość — przeprosił Riley, drapiąc się po karku. — Nie mam zbyt wielu okazji, by porozmawiać z Magami Śmierci. Większość z was to samotnicy.

— Dziwacy — dodał Valerian. — Gdybyście mogli, pewnie cały czas spędzalibyście w kryptach albo na cmentarzach.

Neylora parsknęła śmiechem, wbrew mrocznemu tematowi rozmowy, czym najwyraźniej zaskoczyła obu mężczyzn, bo wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

— Tak, cóż... Na cmentarzach nie jesteśmy nazywani dziwakami — zauważyła z rozbawieniem. — Czasami rzeczywiście preferujemy towarzystwo zmarłych, bo oni, w przeciwieństwie do żywych, nie przyglądają się nam ze strachem czy niechęcią. Magia Śmierci to jedyny Aspekt, który wzbudza lęk w tych, którzy go nie praktykują.

Obaj zamilkli, zastanawiając się nad jej słowami. Riley sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach, podczas gdy Valerian wbijał wzrok w Ney z taką intensywnością, że zapragnęła się przed nim ukryć. Mimo to stała sztywno wyprostowana, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.

— Wiele osób wyznaje przekonanie, że przywracanie zmarłych do życia zaburza naturalny porządek. Że jest wypaczeniem wiecznego cyklu — stwierdził Riley, a ona uniosła brwi.

— Przywracanie zmarłych do życia to jedna z gałęzi Aspektu Śmierci, która wzbudza kontrowersje nawet wśród nas. Ma zastosowanie tylko w nielicznych sytuacjach, a i wtedy ma charakter tymczasowy, jak chociażby w trakcie bitew. Z całą pewnością nikt nie robi tego dla zabawy. To, co żyje, nie powinno przebywać w zaświatach. A to, co martwe, nie ma prawa bytu w świecie żywych — odparła ze spokojem i mimowolnie zerknęła w stronę krzesła, wciąż zajmowanego przez Wilfreda.

— Czy w takim razie nie lepiej byłoby przestać tego nauczać? — spytał Valerian.

Spojrzała na niego z uwagą. W jego głosie nie było ani odrobiny złośliwości czy wrogości — jedynie umiarkowane zainteresowanie. Przełknęła ślinę i odwróciła wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią.

— Równie dobrze moglibyśmy przestać nauczać manipulacji przyrodą czy kontroli umysłów.

— To nie to samo — zaprzeczył Draemoor, marszcząc brwi. — Ani kontrola umysłu, ani manipulacja przyrodą nie zaburzają cyklu życia i śmierci.

— Naprawdę tak sądzisz? A co, jeśli w wyniku manipulacji przyrodą niewinne istoty tracą schronienia czy nawet życia? A co, jeśli za pomocą kontroli umysłu zmusimy kogoś do popełnienia okropnych zbrodni? Cykl życia i śmierci może zostać zaburzony na wiele sposobów. Zaskoczę cię, ale w większości zaburzają go właśnie takie przypadkowe zdarzenia. Nieplanowane śmierci. Nieświadomie wyrządzone krzywdy. To one sprawiają, że niektóre dusze nie mogą zaznać spokoju i tułają się po świecie w poszukiwaniu ukojenia. — Wzruszyła ramionami, po czym uśmiechnęła się złośliwie. — Magia Śmierci naprawia to, co psujecie wy.

Tym razem obaj nie zdobyli się na odpowiedź, chociaż Neylora bez trudu dostrzegła na ich twarzach wątpliwości. W końcu machnęła ręką, decydując, że ciągnięcie dyskusji na ten temat nie miało większego sensu, szczególnie w obliczu ich dyskomfortu.

— Tak czy inaczej, nie wszyscy jesteśmy dziwakami. Po prostu niespecjalnie zależy nam na przekonywaniu was, że jest inaczej — dodała lekkim tonem i uśmiechnęła się pogodnie na przekór.

— To... Fascynujące spojrzenie na sprawę — mruknął Riley, kręcąc głową. — Coś czuję, że będziesz fantastyczną nauczycielką.

— Jeśli kiedykolwiek rozszyfruję te papiery. — Skinęła brodą w stronę biurka, gdzie wciąż spoczywał stos dokumentów. — Profesor Fariq nie miała czasu, żeby je ze mną omówić. Została wezwana przez Rektora.

— Ach... Zapewne Gariell potrzebuje pomocy przy anomaliach. Valerian mówił mi, że podczas podróży natrafiliście na nietypową wyrwę — rzekł Saurelle, a ona potwierdziła. — Być może pojawiło się ich więcej?

— Zapewne — zgodził się Valerian i uniósł brwi. — Ciekawe tylko, dlaczego wezwał do pomocy Fariq, zamiast Mistrzynię Aspektu Śmierci.

Neylora znieruchomiała, po czym spojrzała na niego podejrzliwie. Najwyraźniej Samrynn powiedział mu o jej tytule, choć podejrzewała, że stało się to dopiero po dotarciu do Akademii. Gdyby wiedział wcześniej, zapewne nie kwestionowałby kompetencji Ney na każdym kroku.

— Może dlatego, że do pieczętowania wyrw wcale nie jest potrzebne Mistrzostwo? — spytała ze spokojem. — A może dlatego, że jestem tutaj nowa? Musiałbyś o to zapytać Rektora. Z chęcią usłyszę, co ma do powiedzenia — dodała, czując, jak serce mimowolnie przyspiesza ze złością.

Rzeczywiście chciałaby dowiedzieć się, co Gariell sądził o jej obecności w Akademii. Podejrzewała, że musiał zdawać sobie sprawę z tego, kogo zamierzał sprowadzić Samrynn. Nie zdziwiłaby się jednak, gdyby zaakceptował propozycję profesora z czystej konieczności. Jeśli miałby inny wybór, zapewne zrobiłby wszystko, aby nigdy więcej nie oglądać jej twarzy. A ona wcale nie czułaby się z tego powodu poszkodowana.

— Jesteś Mistrzynią? A niech mnie! — Riley gwizdnął raz jeszcze i parsknął śmiechem. — Nic dziwnego, że Val jest taki drażliwy na twoim punkcie. Sam od lat przygotowuje się do egzaminu. Na razie bez skutku — dodał konspiracyjnym szeptem.

Ach, czyli po prostu postanowił nie lubić cię z zasady, wtrącił się Wilfred, który do tej pory milcząco przysłuchiwał się rozmowie.

Mimo że w jego głosie rozbrzmiewała wesołość, Neylora miała wrażenie, że słyszy coś jeszcze. Dziwne napięcie, które całkowicie zbiło ją z tropu; Wili rzadko wpadał w melancholijny nastrój, a jeszcze rzadziej przejmował się... cóż, czymkolwiek.

Przynajmniej ma jakieś zasady, zauważyła ponuro w odpowiedzi, czym wywołała chichot ducha. Może tylko jej się przesłyszało?

— To tylko tytuł — mruknęła zaś na głos i wzruszyła ramionami. — Znam wielu magów, którzy nigdy nie zdobyli Mistrzostwa, a są absolutnie fenomenalni. Znam też takich jak ja, którzy je otrzymali, po czym...

— ...ukryli się z dala od cywilizacji, marnując oczywisty potencjał? — wtrącił się Valerian i uniósł brwi.

— Jeszcze wczoraj twierdziłeś, że nie mam odpowiednich kompetencji — przypomniała mu z niechęcią. — Dzisiaj twierdzisz, że marnuję potencjał. Boję się, co wymyślisz jutro.

— Zależy, co jeszcze ukrywasz.

Przekrzywiła głowę, wpatrując się w liliowe tęczówki — zaskakująco jasne, jak na Maga Umysłu. Widziała w jego spojrzeniu nieufność, ale również determinację, by odkryć wszystkie sekrety kryjące się w głowie Neylory — a przynajmniej tak sądziła. Dreszcz przebiegł wzdłuż jej pleców, gdy zdała sobie sprawę, że ludzie tacy, jak Valerian nigdy nie odpuszczali. Dążyli do wyznaczonych celów za wszelką cenę.

Ciekawe, co by zrobił, gdyby wiedział, jaką cenę zapłaciłam za tytuł, którego tak bardzo pragnie, pomyślała z goryczą i odwróciła wzrok.

— Może znowu spróbujesz wyciągnąć to z mojej głowy? — spytała obojętnie, nawiązując do sytuacji z powozu.

Riley wciągnął ze świstem powietrze, po czym chwycił książkę i cisnął nią przez pomieszczenie, mierząc w przyjaciela.

— Ty głąbie! Co jest z tobą nie tak?! Użyłeś na niej magii?!

Valerian uchylił się przed nadlatującym tomem z zaskakującą zwinnością, ale gdy Mag Natury sięgnął po kolejną cegłę, uniósł dłonie. Czas w jednej chwili zwolnił. Neylora obserwowała, jak mężczyzna porusza się w normalnym tempie, podczas gdy ona sama miała wrażenie, jakby jej stopy przykleiły się do podłogi. Draemoor wyjął tomiszcze z dłoni Rileya, po czym zdzielił go w głowę, a wszystko wróciło do normy.

— Ała! — warknął Saurelle, rozmasowując bolące miejsce.

— Przyznaję, że to nie był mój najlepszy moment — wycedził Val, zerkając na Neylorę. — Masz moje słowo, że więcej tego nie zrobię. Przynajmniej bez twojej zgody. A ty — zwrócił się do Rileya — przestań zgrywać rycerza w lśniącej zbroi, jeśli nie chcesz, żebym opowiedział jej o twoich wybrykach.

Ale numer... Może buc nie jest wcale aż takim bucem?, spytał Wilfred, a ona skrzywiła się w odpowiedzi.

Wolała, żeby był dupkiem. Wtedy nie miałaby trudności z ignorowaniem jego głupich komentarzy i prób zapędzenia jej w kozi róg.

— Czy możemy już w końcu przejść do omawiania planów? Nie zamierzam ślęczeć tu do rana — burknął Valerian, po czym ruszył do biurka.

Neylora wymieniła spojrzenia z Rileyem, który za wszelką cenę próbował się nie roześmiać. W końcu poszedł w ślad za przyjacielem i ruchem głowy zachęcił ją, by zrobiła to samo. Przez moment stała nieruchomo, po czym westchnęła, raz jeszcze zadając sobie to samo pytanie: w co ona się wpakowała?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro