Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•rozdział dziesiąty•

𝐁𝐚𝐛𝐜𝐢𝐚 𝐝𝗼𝐛𝐫𝐚 𝐫𝐚𝐝𝐚

— Nie ma opcji.

— Ukai-kun!

— Co wyście się tak na mnie uwzięli, cholera jasna? — blondyn zaciągnął się i wypuścił dym z płuc. Strzepnął palcem papierosa i zmarszczył brwi.

Oparł łokcie o blat, wplatając szorstkie i długie palce lewej ręki w swoje przydługawe włosy, a drugą, w której trzymał nadpalonego papierosa, wyciągnął na całą długość kasy. Zaciągnął się ponownie, tym razem wypuszczając tytoń przed siebie. Czarnowłosa z determinacją nie ruszyła się z miejsca, mimo, że dym zaczął podrażniać jej oczy. Zrobiła jeden krok, kładąc dłonie na zagraconym gazetami i mangami blacie, nieugięcie zniosła zirytowany wzrok sprzedawcy, mówiący, aby jak najszybciej zniknęła mu z oczu.

— Bardzo dobrze pan wie dlaczego tu jestem, Ukai-kun.

Mężczyzna chrząknął, zacisnął mocno szczękę i wyprostował się na krześle, które wydawało się bardziej niewygodne niż zazwyczaj.

— Kim ty w ogóle jesteś, dziewczyno? Nachodzisz mnie od tygodnia, a nadal nie wiem jak się nazywasz. Oświecisz mnie?

—  Yamada Suzuna, miło mi — uśmiechnęła się wesoło.

Keishin zamknął oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Ta dziewczyna przychodziła do jego sklepu dzień w dzień, nie dając mu w spokoju pracować. Długo myślał skąd szarooka wiedziała, że tu pracuje oraz że jest wnukiem starego Ukaia, aż coś go tchnęło. Otworzył oczy i zmarszczył brzydko brwi.

— Jesteś w spisku z Takedą? Wspólnie to zaplanowaliście, co? To całe nachodzenie mnie i szczebiotanie nad moim uchem?

Siatkarka poprawiła zdezorientowana torbę na ramieniu. Podążyła za blondynem wzrokim, kiedy wstał, podszedł do dużego kartonu i zaczął wykładać towar na sklepowe półki.

— Kim jest Takeda?

— Nie wiesz? — zdziwił się. — to nauczyciel w Karasuno i doradca w męskim klubie siatkówki.

— Oh...

— Żadne „oh", jak już skończyłaś to wypad. To jest sklep a nie kawiarnia.

Suzuna uśmiechnęła się półgębkiem i rozejrzała po sklepie. Było tutaj dużo słodkości, kiedy nastolatka odwiedziła sklep za pierwszy razem, nie przykładała większej uwagi do towaru. Skupiła się na kupieniu bułeczek wygłodniałym młodszym członkinią z klubu.

Oczy rozbłysły jej psotnie, kiedy sięgnęła ręką po owocowy batonik i położyła przy kasie. Nie przykładała uwagi jaki dokładnie bierze, i tak nie miała zamiaru go jeść.

— Klientów nie wypada tak traktować, panie Ukai — uniosła dumnie głowę.

— Co za uparta dziewucha... — burknął pod nosem, wracając na swoje wcześniejsze miejsce. Chwycił batonik i w tej samej chwili czarnowłosa przytrzymała go w miejscu. Keishin uniósł wzrok. Pierwszy raz patrząc na czyjąś twarz przeszedł go taki dreszcz.

Szeroki uśmiech już nie był przyjazny jak jeszcze chwile wcześniej, teraz ukazywał coś co mówiło mu, że nie ma szans wygrać tej dyskusji, a zmrużone oczy dodawały jej tylko przebiegłego wyglądu.

— Przemyślał pan moją propozycję? Dokładnie — dodała z naciskiem.

— Mówiłem już, że nie zostanę waszym trenerem. Skończyłem z siatkówką, poza tym nie mam doświadczenia w uczeniu innych — nie było sensu już owijać w bawełnę. Może gdy powie wszystko co myśli, prosto z mostu, to w końcu dotrze do dziewczyny, że nie ma w planach niańczenia dzieciaków.

— A ja myśle, że jednak pan nim zostanie.

Suzuna dokładnie zaplanowała tą rozmowę. Na swoim pierwszym roku w Nekomie, spotkała starego Ukaia. Wystarczyło to jedno spotkanie, aby rozpoznała w nim dobrego i doświadczonego trenera.

Dlatego wiedziała, że Keishin nada się idealnie. Charakter miał równie ciężki co dziadek, ale nadrabiał umiejętnościami. Poza tym ciągnąca się od wielu lat wojna pomiędzy obiema szkołami i rywalizacja przechodząca z roku na rok na nowych siatkarzy tak łatwo nie znikała. Zwłaszcza, że za czasów liceum młodemu Ukaiowi nie udało się pokonać jej dawnej szkoły.

— Niby z jakiej racji? — mężczyzna czuł się niepewnie. Z niewiadomych przyczyn, miał wrażenie jakby Yamada miała go w garści. Od samego początku.

— Wiem, że zgodził się pan trenować chłopców.

— Psia krew — warknął.

To prawda, nie ma doświadczenia w uczeniu, a mimo to jakimś cudem zgodził się pomóc siatkarzom, tylko skąd ona to wszystko wiedziała? Takeda wyszedł od niego niecałą godzinę wcześniej!

— Niech mi pan nie przerywa, Ukai-kun. Chcę powiedzieć, że to wcale nie przekreśla możliwości trenowania również nas. Możemy mieć kilka wspólnych treningów z chłopcami, mamy z nimi dobry kontakt i nie sprawiałybyśmy żadnych problemów. Raczej — dodała ciszej, mając na myśli swoją młodszą siostrę i jej przyjaciółkę. Zwłaszcza Lisę.

— Bardzo mi przykro, ale... — Ukai rozłożył bezradnie ręce. Blondyn zdawał sobie sprawę, że siatkarki nie posiadają własnego trenera ani doradcy. Mają trudniej i naprawdę wiedział co czują, lecz nie mógł nic na to poradzić. Dwa kluby to za duża odpowiedzialność.

— A gdybym tak załatwiła mecz treningowy z inną szkołą, co by pan na to odpowiedział? — wtrąciła się. Suzuna wyciągnęła swojego asa z rękawa.

— Słucham? Jaki mecz? — Keishinowi nie zbyt udało się zatuszować swoją ciekawość. Wygrzebała z kieszeni spodni komórkę i odblokowała ją.

Yamada weszła w jedną z aplikacji i przystawiła ekran do twarzy sprzedawcy. Blondyn przeleciał po linijkach tekstu i otworzył szerzej oczy.

— Wystarczy, że wyślę jedną wiadomość. Wspaniała okazja, nieprawdaż? — Ukai drgnął. Jeśli sprawy dobrze się potoczą, w końcu będzie miał szanse zemścić się na Nekomie! Szarooka strzepnęła irytujące pasmo włosów z twarzy. — a wie pan co jest jeszcze lepsze? Napisze tylko jednego esemesa i nie zagracie ani jednego meczu z ich drużyną.

— Nie zrobisz tego chłopakom.

I mnie, chciał dodać. Lubią się, tak? Nie może zrobić siatkarzą czegoś tak podłego, Kruki i Koty to wieloletni rywale! Sam nie chciał też stracić takiej okazji, jednak w głównej mierze miał na myśli swoich nowych podopiecznych.

— Jest pan pewny? — Suzuna wystukała kilka słów na klawiaturze i zawiesiła palec nad strzałką. Po skroni byłego rozgrywającego spłynęła kropla potu.

— Czekaj! Dobra, w porządku. Wygrałaś! Będę trenować i was, ale masz teraz przy mnie wysłać wiadomość, że sparing się odbędzie, jasne?

— Jak słońce! — wyszczerzona od ucha do ucha Suzuna usunęła wcześniejszą wiadomość i wysłała drugą. Od razu dostała odpowiedź zwrotną od Kuroo. — Załatwione, trenerze.

Ukai opadł na siedzenie i odchylił głowę do tyłu. Za stary jest na takie gierki.

— Zaczynamy treningi od przyszłego tygodnia. Punkt siedemnasta na hali pierwszej. Dam znać wcześniej trzecioklasistom, żeby się nie przestraszyli jak tam wpadniecie. Wszystkie mają być punktualnie — poinstruował. Na razie będą mieć wspólne treningi, a później pomyślą jak je ułożyć, aby zarazem chłopcy jak i dziewczyny mieli szanse na swoje własne ćwiczenia.

Suzuna, zadowolona z siebie i już w pełni rozluźniona, stanęła na piętach i pochyliła się do przodu.

— Wszystko super, ale... skasuje mi pan to ciastko czy mi go fundnie, trenerze?— Suzuna zagryzła policzek od środka.

— Bierz go i zejdź mi z oczu! — ryknął Keishin, podrywając się z krzesła.

Czarnowłosa wybuchnęła śmiechem, zgarnęła batonik i odsunęła się z pola rażenia mężczyzny. Skłoniła się ostatni raz i w cudownym humorze wyszła ze sklepu.

Keishin poczuł ból głowy, dopiero kiedy w sklepie zapanowała totalna cisza. Wyciągnął papierosa z paczki i włożył go między wargi. Chwycił zapalniczkę i gdy miał już przybliżyć płomień do jego końca, zawachał się. Zgasił ją, rzucając na blat, poturlała się i odbiła kilka razy na ziemi. Wyciągnął fajkę z ust i ścisnął w dłoni.

— W co ja się najlepszego wpakowałem...

◇────◇────◇────◇────◇

Pęk kluczy zabrzęczał, obijając się o klamkę drzwi, które mimo starań zamknęły się z głuchym jękiem. Suzuna skrzywiła się na ten dźwięk. Rzuciła torbę pod białą komodę stojącą zaraz przy wejściu do przedpokoju połączonego z kuchnią i skopała ze stóp adidasy.

Była zmęczona, wróciła do domu później niż zakładała, a dochodzące z salonu uniesione głosy i rozemocjonowane śmiechy upewniły ją, że jej czas na odpoczynek jeszcze nie nadszedł. Przetarła oczy.

Do jej nosa wdarł się słodkawy zapach. Zaciągnęła się nim błogo, przełknęła niekontrolowanie ślinę.

Nucąca pod nosem zasłyszaną w radiu piosenkę niewysoka kobieta rytmicznie ugniatała w misce ciasto. Jej włosy jak zawsze były ciasno spięte w koczek i starannie zaczesane. Pani Yamada w ten sposób starała się zakryć nieubłaganie pojawiające się siwe włosy. Gdyby nie mąż i córka — która nazbyt wdała się w swojego ojca — doprowadzający ją do stanu znerwicowania oraz podirytowania, wciąż mogłaby z dumą prezentować swoje piękne fale. Przynajmniej jedna z jej pociech podała się na nią.

— Cześć mamo.

Suzuna opadła na barowe krzesło przy kuchennej wyspie. Z podziwem przyglądała się jak sprawnie jej mama rozprawia się z przyszłymi ciasteczkami.

Czarne niczym węgiel tęczówki błysnęły za oprawkami równie ciemnych okularów.

— Późno wróciłaś.

— Nawet mi nie mów. Jestem na maksa padnięta, chyba zasnę na stojąco — czarnowłosa zetknęła czoło i policzek z zimnym blatem. — Yuuna już wróciła?

Kobieta przerzuciła masę na deskę i posypała mąką. Zmarszczyła brwi, kiedy coś trzasnęło w drugim pomieszczeniu.

— Yhym. Z towarzystwem.

Suzuna jęknęła desperacko. Zazwyczaj nie ma nic przeciwko gdy nocują u nich jakieś osoby. Lubi spędzać czas z ludźmi i to ona zazwyczaj zasypia ostatnia. Dzisiejszy dzień był jednak inny i starsza Yamada nie miała najmniejszej ochoty czuwać nad bezpieczeństwem dziewczyn, rodziców, domu i jej samej.

Zaglądnęła do salonu i rozdziawiła usta. Na środku pokoju, pomiędzy dwiema kanapami i jednym fotelem, narzucone były koce, z każdej strony szczelnie zasłaniające skryte pod nimi rozchichotane nastolatki. Na ziemi dostrzegła prawdopobnie trzy kołdry, w tym jej własną, masę poduszek i światełka — poprzypinane do kocy spinkami do włosów i spinaczami do prania.

Shinohara z naburmuszoną miną rozwaliła się w samym środku konstrukcji, nie dając miejsca dziwnie poskładanej Kaori na wyprostowanie swoich długich nóg. Nie licząc niewygodnej pozycji, fiołkowooka z bananem na twarzy wymieniała się zdaniami z Yuuną, która nie gubiąc głównego wątku rozmowy, próbowała przepchnąć szatynkę w bok, aby sama mogła rozłożyć się obok niej.

Mina skulona w samym roku fortecy, byłaby całkowicie niewidoczna gdyby nie oświetlające jej twarz światło z komórki. Przykryta grubym, puchatym kocem, nie ruszała się prawie w ogóle, ginąc pod jego warstwami. Koścista dłoń co chwilę sięgała do paczki chipsów. Jej niebieskozielone oczy gwałtownie oderwały się od ekranu. Uniosła je prosto na starszą dziewczynę. Pomachała jej dyskretnie ręką i wróciła do swojego zajęcia. Drobny uśmieszek wykrzywił jej usta. Wystukała wiadomość w telefonie.

— Co wy robicie? Bawicie się w przedszkole?

— Zrobiłyśmy fortecę! — wrzasnęła Yuuna, w żaden sposób nie urażona słowami siostry. Była zadowolona i dumna ze swojego dzieła.

Lisa uniosła się na łokciach.

— Kaori trzy razy zwaliła swoim cielskiem dach.

— Przecież przeprosiłam! Nie moja wina, że jest tak mało miejsca...— burknęła fiołkowooka.

Suzuna zrzuciła z siebie bluzę i spięła niechlujnie bujne kaskady włosów na czubku głowy.

— Posuńcie się.

Szarooka na czworaka wpełza do środka. Rudowłosa z powagą instruowała ją, aby nie zahaczyła o licho zawieszone koce. Lisa przesunęła się, robiąc miejsce starszej siatkarce. Oparła się plecami o zgięte nogi libero, która z zerowym zainteresowaniem przeciągnęła się i skupiła ponownie na rozmowie prowadzonej przez internet.

— Długo ci zajęły te twoje sprawy. Spóźniłaś się! Gdzie byłaś? — Yuuna naskoczyła na starszą siostrę, spychając ją na wieże z poduszek. Suzuna położyła dłoń na zdecydowanie zbyt bliskiej jej twarzy rudowłosej i odepchnęła ją od siebie.

— Załatwiałam nam trenera.

— Trenera!? — wszystkie trzy jak jeden mąż poderwały się do góry, machinalnie przybliżając się do starszej siatkarki. Czarnowłosa posłała błagający wzrok ku niższej libero. W głowie huczało jej od tych wrzasków. Mina wzruszyła ramionami i pociągnęła Lise z powrotem na miejsce.

— Uspokójcie się i dajcie jej odetchnąć — upomniała młodsze, pokornie wracające na swoje miejsca.

— Skąd ty wytrzasnęłaś trenera w tak krótkim czasie, Suzuna-san? — oczy Takizawy iskrzyły z podekscytowania. Wysoka atakująca nareszcie będzie miała kogoś, z kim będzie mogła wymienić spostrzeżenia dotyczące gry i rywali, obmyślić taktykę lub pomóc w polepszaniu umiejętności! Nie mogła doczekać się jego bądź jej poznać.

— Mam swoje sposoby — lisi uśmiech wykiełkował na jej ustach.

Suzuna opowiedziała im wszystko dokładnie i ze szczegółami. To, skąd dowiedziała się o wnuku sławnego trenera Ukaia, jak wycisnęła od szkolnej sekretarki numer do Ikkeia, aby przez blisko dwie godziny wysłuchiwać jak beznadziejny jest młody Ukai oraz otrzymała wiele przydatnych rad. Dzięki temu zdobyła namiary na byłego siatkarza i wiedzę o jego słabościach.

— To dlatego tak często zrywałaś się z treningów? Gościu ma anielską cierpliwości skoro nie wybuchnął przez tyle czasu — Lisa zarechotała, a Mina zakryła jej usta. Jej mimika mówiła, aby nie przerywała szarookiej i się skupiła.

Starsza Yamada pokiwała głową i ułożyła się wygodniej na poduszkach. Było jej zbyt wygodnie.

— Udało mi się znaleść trenera, ale to od was zależy czy z nami zostanie. Macie się zachowywać. Rozumiemy się? — jej ton zmienił się na podobny do matczynego, przestrzegający niesfornego dzieciaka przed narobieniem głupstw. Wszystkie cztery pokiwały żarliwie głowami, choć zależało jej tylko na dwóch. Yuuna i Lisa jakby wyczuwając, że to do nich przede wszystkim kierowane są te słowa, przyłożyły dłonie do serca. — Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz wasza kolej. Mówcie, co działo się po tym jak wyszłam?

— Shoyo to jakiś potwór! Udało mu się nadążyć za szybką Kageyamy! I to z zamkniętymi oczami! — Yuuna zamachała rękami.

— Nie mógł uderzyć piłki z zamkniętymi oczami. Tak się nie da — Suzuna sceptycznie podeszła do historii siostry. Lubiła koloryzować.

— Nie kłamie! Prawda dziewczyny?

— Mówi prawdę, Suzuna-san — Kaori skrzywiła się, kiedy Yuuna uderzyła ją szczęśliwa w plecy. — Żałuj, że tego nie widziałaś. Za pierwszym razem tez nie mogłam w to uwierzyć.

— Tobio-chan jest niesamowity, idealnie wymierzył wystawę w rękę rudzielca! — Mina, nagle ożywiona, rzuciła gdzieś za siebie telefon.

— Nigdy czegoś takiego nie widziałam — dodała Shinohara. — Trochę by mi zajęło, przyzwyczajenie się do ich szybkiej. Musi być piekielnie trudna w odbiorze.

— A tak z innej beczki, kto w końcu wygrał? Kageyama i Hinata zostali przyjęci?

W tej samej chwili, w której padły te słowa, Lisa pokraśniała, odwróciła się na drugi bok, i skryła głowę pod tym samym kocem co Mina. Yuuna i Kaori pogłaskały zezłoszczoną przyjaciółkę ze zrozumieniem. Suzuna dostała olśnienia.

— Oooh...

— Tobio-chan wygrał. I ja też. — zaśmiała się Hirai.

— Moje pieniądze — zawyła zielonooka. Była niemalże pewna wygranej blond księżniczki. To wszystko jego wina!

◇────◇────◇────◇────◇

Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo chłodny, ale to nie powstrzymało Haruki przed otworzeniem obydwóch okien w swoim małym pokoju na oścież. Zimny i świeży wiatr zawsze  pomagał jej w zebraniu myśli, kiedy zbyt tłocznie zbierały się w jednym miejscu. Jasne kosmyki, wciąż wilgotnych włosów ułożyły się na plecach nastolatki.

Usiadła na parapecie, spuściła bose stopy po drugiej stronię i westchnęła. To było jej ulubione miejsce. Kiedy potrzebowała pobyć sama, zamykała się w swoim pokoju i siadała nocami tak jak teraz, a księżyc i gwiazdy oświetlały jej jasną twarz. Miała stamtąd widok na mały sad dziadków, plac zabaw, na który złożyło się całe sąsiedztwo, aby pociechy miały gdzie spędzać czas oraz oddzielony fragment ziemi w kształcie prostokąta, przywiązana do dwóch jabłoni siatka dzieliła go na dwie równe części. Prymitywne boisko do siatkówki było co roku w wakacje oblegane przez dzieciaki, które z zapałem słuchały wykładów młodszej z wnucząt państwa Fujita.

Nawet tak miłe wspomnienia nie zmieniły tego, że Yamagawa była w podłym nastroju. Druga klasa miała rozpocząć się spokojniej i po cichu, nie tak jak pierwsza. Był to burzliwy rok dla młodej dziewczyny, mimo, że na początku siatkówka w liceum przynosiła jej ukojenie, nie była w stanie dłużej męczyć się wśród starszych uczennic, dlatego odeszła. Bez siatkówki, klubu i upierdliwych drugorocznych oraz trzeciorocznych, zaznała wolności. Chciała z tym skończyć, przynajmniej do ukończenia liceum, a jak na razie wszystko szło nie tak jak powinno. Gdzieś głęboko w sobie jednak wiedziała, że czegoś jej brakuje.

Jedyne oparcie, które było z nią na dobre i na złe — Mina, nagle dostrzegła promyk nadziei na odnowienie drużyny i przeszła na drugą stronę. I co przerażało rozgrywającą najbardziej, czuła jak ciągnie ją za sobą. Powolutku, krok po kroku, ale zbliżała się. Zbliżała się do lini, której nie chciała znowu przekraczać. Jeśli wróci, nie będzie już odwrotu.

Kiedy zamykała oczy i wyobrażała sobie klub, widziała Michimiyę, idiotycznie uśmiechającą się, nieporadną i niezręczną. Nie potrafiącą zapanować nad chociażby kilkoma siatkarkami. Zaraz obok niej, stała zarozumiała Aihara. Pyszny i pełen wyższości wyraz jej twarzy doprowadzał do białej gorączki. Gdyby posiadała jeszcze jakieś umiejętności, które ratowałyby jej egoistyczny charakter...

Były nikim. Zwykłymi szaraki o wygórowanych mniemanych o sobie.

Potem obraz się rozmazał. Po kolei, z cienia wychodziły nowe twarze, jedna po drugiej emanowała coraz jaśniejszą poświatą. Czarnowłosa środkowa, pewnie stąpająca po ziemi, zielonooka, z głową dumnie zadartą do góry, mówiła całą sobą — bójcie się mnie. Jak rycerz w lśniącej zbroi za jej plecakami,zamigotała wysoka sylwetka. Ostrożna i zdystansowana, ale czujna i przemyślna. Ostatnia z nich, żywiołowa i nieokiełznana, szła jak tarana atakująca o płomiennych włosach. Kot i trzy młode Kruki, w jednej chwili obróciły jej świat do góry nogami.

Pytanie było tylko jedno. To dobrze czy wręcz przeciwnie? Nie pożałuje swojej decyzji?

Nowe były dobre. Nawet bardzo dobre, lepsze niż przypuszczała i musiała to przyznać. Oglądając ich grę, Haruka miała gęsią skórkę na rękach, a przed oczami przelatywały jej setki zagrań, rozegrań, wystaw jakie mogłaby im wystawić.
Emanowały siłą i energią, nie malejącymi z ani jedną sekundą. Tego brakowało Michimiyi i reszcie. Tego szukała. Zaangażowania i pasji.

A gdyby tak dobrze je nakierować...

— Co robić... -- westchnęła.

Blondynka obracała pomiędzy swoimi podrażnionymi i zdartymi od odbijania piłki palcami zgłoszenie do klubu. Wypełnionie, tylko czekało, aż wyląduje w dłoniach pani kapitan.

Nieśmiałe pukanie do drzwi przerwało ciszę. Zgarbiona postać weszła do środka, po wcześniejszym upewnieniu się, że Yamagawa nie śpi i stanęła obok wpatrzonej w niebo nastolatki.

— Dlaczego jeszcze nie śpisz dziecinko?

Jasne oczy staruszki widoczne w świetle księżyca, emanowały mądrością i miłością. Zmarszczki na twarzy rozpierzchły się na policzkach, czole oraz wokół oczu, ukazując trud i doświadczenie jakie wykuło na niej życie. Uśmiechała się ciepło, a jej dłoń przeczesała włosy wnuczki.

— Nie wiem co robić. Boję się, że podejmę złą decyzję i będę jej żałować.

Kiedy babcia była przy niej, Haru czuła się bezpieczna. Zawsze mogła jej o wszystkim powiedzeć. Ona rozumiała, wspierała, pocieszała. Chieko Fujita była najwspanialszą kobietą jaką kiedykowiek spotkała.

— Czego się boisz, dziecinko? — kobieta przygarnęła blondynkę do siebie, tuląc ją jednym ramieniem.

— Boje się, że jeśli nie zaryzykuje, będę patrzeć na moich przyjaciół spełniających się w tym co kochamy, bawiących się, a ja byłabym tylko biernym obserwatorem.

— A jeśli zaryzykujesz?

— Bałabym się rozczarowania — szepnęła. Kartka papieru w jej dłoni była już cała pomięta, od ciągłego składania jej w kostkę. — pamiętasz jak było w pierwszej klasie. Traktowali mnie jak rzadki okaz w zoo. Myśleli, że mogą się mną wysługiwać, byłam jak maskotka. Nie umiem nadrobić pięciu zawodników na boisku. Jestem tylko rozgrywającą. Potrafię tylko wystawiać... Co jeśli to się powtórzy?

Staruszka cmoknęła ustami i odchrząknęła. Zerknęła na swoją wnuczkę i coś zakłuło ją w środku. Naprawdę się tym zadręczała. Ostatnie lata były dla niej ciężkie, chciała aby Haru w końcu mogła zaznać czystego szczęścia z robienia tego co kocha. Tylko dla siebie.

— Powinnaś zadecydować zgodnie z tym, co mówi twoje serce, dziecinko. A moim skromnym zdaniem, jeśli coś kochasz, nie powinnaś rezygnować z tego tylko przez kilka niewłaściwych osób, które stanęły ci na drodze. — nachyliła się nad uchem siatkarki. — A teraz migiem do łóżka, już jest późno. I zamknij te okna, przeziębisz się!

Yamagawa parsknęła i po wzięciu głębszego wdechu, wdrapała się z powrotem do sypialni. Zamknęła jedno z dwóch okien, wskoczyła do łóżka. Chieko chwyciła klamkę drzwi, a drugą dłoń podparła na futrynie.

— Dziękuje babciu, jak ty to robisz, że zawsze wiesz co powiedzieć?

— Z moich ust wychodzą tylko złote rady, pamiętaj! — pogroziła palcem, ale zaraz nieco zmarkotniała. Coś ją trapiło, zbyt łatwo można było wyczytać z kobiety jej myśli.

— O co chodzi babciu? Nie patrz się tak, widzę przecież, że chcesz coś powiedzieć. Mówiłaś, że nic przed sobą nie ukrywamy.

— Kenji dzwonił. Pytał się o ciebie. Powinnaś z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Serce mnie boli jak na was patrzę. Nie duś w sobie emocji, z tego nigdy nic dobrego nie wychodzi.

Dłoń Haruki samowolnie dotknęła blizny na ramieniu. Na wspomnienie o starszym bracie, uśmiech znikł z jej ust, a ramiona spięły się nieznacznie. Zmarszczyła gniewnie brwi.

— Nie mamy o czym, a gdyby nawet chciał ze mną szczerze porozmawiać, zadzwoniłby do mnie, a nie zgrywał niewiniątko przed tobą.

— Haru... powinnaś go chociaż wysłuchać.

— Nie mam najmniejszej ochoty o nim mówić ani myśleć. Przyjechałam tutaj, żeby od nich odpocząć. Tak trudno im to zrozumieć?

— Kochanie...

Blondynka ułożyła się na boku i przykryła aż po czubek nosa kołdrą, kończąc tym samym dyskusję. Nie chciała się zapędzić i wyżyć na babci. Nie na niej.

— Dobranoc babciu.

— Słodkich snów dziecinko...

Drzwi zamknęły się z kliknięciem, Haruka została sama. Sama ze swoimi myślami i przeklętym Kenjim, który znowu wszedł z butami w jej życie.

◇────◇────◇────◇────◇
Cześć kochani. Nowy rozdział wam zostawiam ja. Mam nadzieję, że się podobało''

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro