prolog
Któż z nas pierwszy obaczy gwiazdę dobrze znaną?...
Nie ujrzę jej, jeżeli to gwiazda nadziei!...
A jeśli gwiazda wspomnień?
O! dla mnie za rano na bladą gwiazdę wspomnień!...
Gdzież gwiazda Kordiana? 'Kordian wznosi oczy na twarz Laury i odwraca się' Jak się nazywa?
Przyszłość.
'z uśmiechem' W której stronie nieba?
O! nie wiem! nie wiem – jest to gwiazda obłąkana, co dnia ją trzeba tracić, co dnia szukać trzeba...
~ Juliusz Słowacki – „Kordian"
Było zimno.
Na niebie kłębiły się urokliwe cumulusy, im dalej na południe jednak, tym gęściej się tłoczyły, aż na linii horyzontu malowały nieboskłon na całkiem biało. Spienione fale obijały się o burty statku, szumiąc i bulgocąc, nawet ze znacznej wysokości, stojąc bezpiecznie na pokładzie, czuło się ich chłód. Chłód Oceanu Południowego.
W dziwny nastrój mogły wprawić owe monotonne dźwięki i stale dostający się za poły płaszcza wiatr, i promienie słońca kłamliwie obiecujące przyjemną temperaturę. Wysoki mężczyzna, otulając się ramionami, stał nieruchomo, a oczy wlepione miał w bezkres stalowej w kolorze wody, oddzielonej na końcu od nieba wyraźną linią. Jak by się nie obrócić, krajobraz pozostawał taki sam, porażając pustką.
Tak samo czuł się Tsukishima. Porażająco pusto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro