6. Ofensywne komplementy fanatyka pingwinów
Był to jeden z nielicznych dni w roku w tej mroźnej krainie, kiedy chmury odsłaniały białe promienie słońca, a śnieg mienił się w blasku poranka. Yamaguchiego urzekł ten widok i gdy Tatsuya, Hirata i Kihara wybierali się na wyprawę skuterami śnieżnymi, od razu przyczepił się do nich i obwieścił, że on też koniecznie musi się zabrać. Wtedy zaś Tsukishima zaplątał się wśród nich i uprzedził, że również zamierza z nimi jechać. Oczywiście oficjalnym celem było skontrolowanie środowiska i zanotowanie ewentualnych zmian, ale każdy z nich ekscytował się raczej wyprawą samą w sobie i wyczekiwał mroźnego powietrza chłostającego po twarzy, rażącej po oczach bieli i obserwowanych z oddali kolonii pingwinów.
Od trzech godzin przemierzali pagórki Antarktyki i nie było wokół nich niczego konkretnego, po prostu kolejne wzniesienia, lód, chmury, jasne promienie słońca i wolność. Być może właśnie dla tych kilku pięknych chwil siedzieli miesiącami zamknięci w samolocie i męczyli się nudą i izolacją.
W końcu przed południem zatrzymali się wśród wszechobecnej bieli, zeskoczyli ze skuterów i rozejrzeli się po skutej lodem krainie. Posilili się i napili, pozwolili sobie wyłożyć się na ziemi i czekać na koniec świata.
- A mówiłem matce, że to przygoda! – rzucił Yamaguchi zadowolony.
- Jeden dzień przemierzania pustki w czasie roku siedzenia na tyłku nie kwalifikuje się raczej do... - Tsukishima zaczął już ględzić, ale jego przyjaciel sprawnie przytkał mu usta dłonią.
- Czuję się jakbyśmy byli na końcu świata – zwierzył się, zerkając kątem oka na leżącego obok mężczyznę, który także właśnie na niego spojrzał. Odsłonił mu nareszcie usta, na które wkradł się mały uśmieszek, ni to złośliwy, ni życzliwy. Być może taki, pojawiający się na twarzy, gdy widzi się coś pięknego.
- To niech walnie w nas asteroida. To będzie niezwykle dramatyczne, pomyśl. Koniec świata na końcu świata. Nadaje się na dramat romantyczny... - rzekł figlarnie, a ich dłonie same się odnalazły, by zacisnąć się na sobie przez materiał rękawic.
- Ruszamy, zanim pogoda się spieprzy! – rzuciła w ich stronę Kihara, pakując z powrotem rzeczy na skuter. – Przed końcem świata chętnie bym dotarła do samolotu – dodała jeszcze marudnie.
Yamaguchi i Tsukishima odsunęli się od siebie niechętnie, by wsiąść na pojazd i ruszyć. Na koniec świata i jeszcze dalej.
Kiedy dotarli do miejsca, z którego obserwować mogli kolonię pingwinów, Yamaguchi był wniebowzięty. Zaraz zaczął coś trajkotać o ich upierzeniu i wylęgu, a Tsukishima tylko patrzył na jego błyszczące w ekscytacji oczy i marzył o tym, żeby mężczyzna już nigdy się nie zmieniał.
Wrócili do samolotu, kiedy jeszcze było jasno, bo dni o tej porze roku ciągnęły się w nieskończoność. Zajechali jednak naprawdę daleko, ich pośladki zdążyły zdrętwieć od siedzenia w jednej pozycji, a twarze odmarzły od wiatru. Mimo to, byli zadowoleni.
- Nie napijecie się z nami herbaty? – zapytał Tatsuya, patrząc na dwóch kierujących się do części sypialnej mężczyzn.
- Mam dość i chcę spać – oznajmił Tsukishima beznamiętnie, po czym odwrócił się i rzucił jeszcze do trochę zdezorientowanego Yamaguchiego – ty też jesteś zmęczony, chodźmy.
I poszedł, a za nim bez słowa Yamaguchi.
- Właściwie, Tsukki... - zaczął szatyn nieśmiało, trąc nerwowo szyję – ja to jeszcze nie jestem śpiący... to znaczy zmęczyłem się, ale posiedziałbym jeszcze z nimi...
Kei spojrzał na niego poważnie, przystanęli obaj przy wejściu do jego kwatery.
- Chciałem spędzić z tobą trochę czasu tylko we dwójkę – powiedział niewyraźnie – ale jeśli nie chcesz, to przecież możesz wracać do nich.
Tadashi wciągnął zdziwiony powietrze i wybałuszył oczy. Zupełnie nie był na to przygotowany i oblał się nagle bezradnie rumieńcem. Uniósł dłoń do twarzy, by go zasłonić, ale przez to wyglądał tylko coraz bardziej jak zawstydzony dzieciak. Słodko-szczery Tsukishima powinien być oznaczony jako gatunek pod ochroną. W dodatku szkodliwy na serce zażywany w zbyt dużej ilości!
- Idziesz, czy nie? – upomniał się szorstko jasnowłosy, wchodząc już do swojej sypialni. Zostawił uchylone drzwi, a sam wpakował się do łóżka, naciągając na plecy gruby koc. Łypnął na przyjaciela wyczekującymi oczami spod nakrycia.
- Idę – odparł w końcu i zamykając za sobą drzwi przedostał się w półmroku do materaca. Dwie dłonie odnalazły go w ciemności, otoczyły go kocem i przytuliły do ciepłego ciała. Yamaguchi nie był pewien w jakiej odległości od siebie znajdują się ich twarze, lecz potrafił powiedzieć, że patrząc teraz uparcie w ciemność, patrzy wprost na Tsukishimę. Po chwili poczuł poruszenie gdzieś obok i na stoliku nocnym zapłonęła lampka o słabym świetle i nareszcie był w stanie dostrzec delikatne rysy twarzy, falujące kosmyki opadające na czoło i prawie białe rzęsy przysłaniające świdrujące źrenice.
- Jesteś naprawdę ładny – odezwał się cicho, niewiele myśląc nad tym, co mówi.
- To miał być komplement? – zapytał Kei powściągliwie, mrużąc przy tym oczy – zabrzmiało ofensywnie. Mówisz do dorosłego faceta, wiesz?
Tadashi poruszył się niespokojnie i oderwał w końcu od niego wzrok. Serce trzepotało mu w piersi, jak ptak pragnący się wydostać z klatki. Oj nie, zdanie się na serce nie było najlepszym pomysłem.
- Chodziło mi o... - zagryzł wargę, szukając w głowie odpowiedniego określenia – Podoba mi się twoje istnienie.
- Że co? – zmarszczył nos, parskając cicho. – Tadashi, brałeś coś może? Brzmisz jakbyś był niespełna rozumu...
Tadashi słysząc swoje imię wypowiedziane przez Tsukkiego tym płynnym słodkim jak miód głosem, nie potrafił już dłużej zachować spokoju. Jego dłoń sama sięgnęła do gładkiej twarzy Keia, teraz odrobinę zdumionej. Patrzyli się na siebie moment bez słowa, a wtedy Yamaguchi wychylił się bardziej i ostrożnie musnął rozchylone, zdziwione usta.
- Co to? – westchnął Tsukishima bez zrozumienia, ale już po chwili nie było to wcale istotne, bo szczupła dłoń na jego policzku przyciągnęła go ponownie bliżej siebie, a ich usta tak samo jak wcześniej dotknęły się na krótką chwilę i jeszcze raz, powoli, z uwagą, by niczego nie zepsuć.
- Nasza relacja jako przyjaciele od początku była... trochę krucha – szepnął mu prosto w usta Tadashi.
- To źle? – zapytał Tsukki, spoglądając na rumiane lico przed nim i odurzoną parę oczu.
- Och nie... Nie wydaje mi się – odpowiedział płynnie, zanim przywarł do niego ponownie, tym razem bardziej stanowczo łącząc ich wargi i wyznaczając rytm pocałunku.
- Czekaj – wymruczał niski głos Keia, a mężczyzna odsunął się od niego biorąc szybkie wdechy. – Jeśli to jest jednorazowe, to nie chcę. Bo dla mnie to nie jest nic cielesnego, ja naprawdę... - zmarszczył mocno brwi i potarł niezręcznie czoło. Żadne słowo nie opuściło już jego ust, gdyż zdało mu się, że coś chwyta go za gardło i przedarcie głosu przez ściśniętą krtań było dla niego zbyt wielkim wysiłkiem.
- Nie całuję osób, na których mi nie zależy – oznajmił dobitnie, unosząc nieco jego podbródek, by spojrzeć mu prosto w oczy - Tak samo nie całowałbym osoby, z którą nie jestem poważny. Ani nie eksperymentuję, ani nie próbuję wyładować napięcia seksualnego. Wiesz, właściwie... - wziął wdech i zastanowił się moment – nie do końca wiem, o co chodzi z moją seksualnością. Wydaje mi się, że nie ciągnie mnie do konkretnej płci, a do osób, które naprawdę lubię. A ciebie lubię, więc... No tak. – Zaśmiał się nerwowo – Ciągnie mnie do ciebie, to prawda.
Przez chwilę panowała między nimi krępująca cisza, przerywana tylko biciem dwóch serc w jednym rytmie.
- A co z tobą? – odezwał się Tadashi nieśmiało, wciskając policzek w poduszkę.
- Co ze mną? – mruknął ponuro, brzmiąc na trochę speszonego.
- Wyznałem ci właśnie uczucia, a ty milczysz. To nieuprzejme – rzekł, starając się zachować opanowanie. Oczywiście nie bardzo go obchodziła uprzejmość Tsukishimy, pomijając już nawet fakt, że on z natury omijał bycie życzliwym, lecz cóż miał powiedzieć? Jak miał prosić o odpowiedź na jego uczucia? Czuł się teraz tak niewiarygodnie głupio, kiedy zdał sobie sprawę, że Kei może wcale nie odwzajemniać jego sympatii.
- No ja generalnie jestem nieuprzejmy – powiedział szorstki głos i wtedy Yamaguchi poczuł jak w oczach wzbierają mu łzy. – Przepraszam, nie potrafię... płaczesz? – ton mu nagle złagodniał, a palcami sięgnął do twarzy Tadashiego, by odgarnąć przydługawe kosmyki wpadające do oczu – Nie wiem, jak to powiedzieć... nie jestem dobry w słowach – przyznał ze skruchą obserwując twarz przyjaciela skrzywiającą się w niezadowoleniu.
- Znaczył w ogóle coś dla ciebie ten pocałunek? – rzucił z goryczą, wydostając się spod koca. Stawał już na nogi, ale dłoń Tsukkiego złapała go desperacko za nadgarstek.
- Tak! – prawie krzyknął – Chcę żebyś ze mną został. Proszę. Jesteś dla mnie wyjątkowy, ale kompletnie nie wiem, jak powinienem ci o tym powiedzieć... - rozluźnił uchwyt i w końcu puścił rękę. Patrzyli na siebie przez moment, aż szatyn westchnął i siadł z powrotem na łóżku.
- Wiesz, jak na ciebie, to byłeś rozbrajająco wylewny – powiedział cicho, posyłając zdezorientowanemu mężczyźnie mały uśmiech – Ale żeby zmusić cię do wyznań... - westchnął przeciągle i położył się luźno obok – to jest sztuka.
- Chyba tylko ty masz tę moc – przewrócił oczami i ponownie naciągnął na nich koc. Przez moment gapili się milcząco w sufit – z tobą jakoś... mniej mi pusto.
Yamaguchi spojrzał na jego spokojny profil i uśmiechnął się do siebie.
- Tsukki, przestań być taki słodki – zganił go, chichocząc cicho, a Tsukki mruknął jedynie coś niezrozumiałego, odnalazł jego dłoń i splótł z nim swoje palce. Idealnie do siebie pasowały.
- Jak ty przestaniesz, to ja też.
- Co?
- Nic – wzruszył ramionami, ścisnął mocno jego dłoń i przymknął powieki – możesz tu dziś spać.
Yamaguchi obrócił się na bok, przerzucił ramię przez tors Tsukishimy i ułożył wygodnie głowę na jego ramieniu.
- W takim razie dobranoc.
- Dobranoc.
Światło lampki zgasło, a pokój napełnił się ciemnością, miarowymi oddechami i szczęściem.
--
Pierwszą rzeczą, którą zauważył Tsukishima następnego ranka, był brak miejsca i jakaś ciepła klucha przyklejona do jego ciała.
- Co to jest... - wymruczał niezadowolony, odepchnął siłą kluchę od siebie, a wtedy ta z hukiem uderzyła o podłogę i rozległ się przestraszony krzyk. Blondyn sięgnął w końcu po okulary z szafki i przetarł leniwie oczy, zanim założył oprawki na nos.
- Czemu mnie zrzuciłeś?! – odezwał się urażony głos Yamaguchiego, który nieco rozdrażniony wstawał już na nogi. – Jeśli mnie nie chciałeś, trzeba było mnie obudzić! – tupnął nogą, łypiąc wrogo oczami na zdezorientowanego przyjaciela.
Tsukishima dopiero teraz uświadomił sobie całą sytuację. Siedział moment bez ruchu, gapił się tępo w mężczyznę przed sobą, a z kolejnymi wspomnieniami napływającymi do jego głowy robił się coraz bardziej zarumieniony. Nie wytrzymując presji zacisnął w końcu speszony powieki, a następnie udając spokój przeczesał palcami włosy.
- Wybacz – wydukał, nie bardzo wiedząc, co innego mógł powiedzieć. Jak mógł się tak bardzo wygłupić zaraz po tym, jak wyznali sobie swoje uczucia? Najgorsze jednak było to, że Yamaguchi stał teraz nad nim z tym dzikim wzrokiem i był na niego zły.
- Tsukki? – usłyszał łagodny głos i na pewno nie był to ton osoby wściekłej lub choćby zirytowanej. Zaraz potem Tadashi usiadł obok niego na materacu. – Właśnie sobie przypomniałem – wypowiedział bardzo wolno i bardzo cicho.
- Wczoraj? – dopytał, zerkając na niego z ukosa.
- No – potwierdził, wstrzymując oddech.
Siedzieli moment w niezręcznej ciszy, nie mając pojęcia, co dalej powiedzieć.
- Byłeś poważny? – odezwał się w końcu niepewnie Tsukishima.
- A ty nie? – w jego orzechowych oczach zabłysła niepewność i strach. Nagle wydał się Tsukkiemu bardzo kruchy, jakby przez najmniejszy podmuch wiatru rozpaść się miał na miliony kawałków.
- Wielu rzeczy z wczoraj bym nie powtórzył – zaczął marudnie, skubiąc materiał kołdry leżącej obok jego kolana. – Ale niczego nie żałuję. I wszystko było prawdą.
Yamaguchi wypuścił z ulgą powietrze, a potem zaśmiał się cicho i radośnie, na co otrzymał zdumione spojrzenie złotych tęczówek zza grubych szkieł.
- Tylko udajesz zgryźliwego, wyniosłego inteligenta? – rzucił z małym uśmiechem, sięgając dłonią do jego twarzy, by odgarnąć kilka zbłąkanych kosmyków z czoła. – Bo przy mnie robisz się naprawdę kochany. Tylko trochę nieśmiały.
Tsukishima odwrócił zawstydzony wzrok, lecz nie potrafił powstrzymać rumieńca, oblewającego właśnie jego policzki, ogarnęło go gorąco i wokół zrobiło się duszno. Gdy Tadashi patrzył na niego z tak bliska, dłonią muskał jego skroń, a wydychane powietrze wyczuwali na swych policzkach, czuł się taki bezbronny.
- To ciekawe – Yamaguchi dodał rozbawiony i zwrócił przyjacielowi trochę przestrzeni osobistej.
- Bawi cię to? – warknął; jak na warknięcie całkiem potulnie.
- Tylko trochę – zaśmiał się serdecznie, a Tsukishima nie mógł się nawet zdobyć na to, by zrobić niezadowoloną minę.
Był taki piękny, kiedy się śmiał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro