Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Mrożone pierogi z truskawkami

Był środek nocy, więc Tsukishima nie spodziewał się, że ktokolwiek jeszcze będzie na nogach. Przetarł klejące się oczy i sięgnął do szuflady szafki nocnej, z której wyciągnął niewielki notes. Wyrwał z niego kartkę, złapał za długopis i wykaligrafował ładne „przepraszam" na samym środku.

- Nie – mruknął do siebie i zgniótł kartkę. „Jeszcze pomyśli, że mi zależy", dodał w myśli, a potem zdał sobie sprawę, że przecież mu zależy i przeprosinami chciał to Yamaguchiemu udowodnić.

Tsukishima był tchórzem. Trzymał się swoich racji i stref komfortu, robił krok w przód, by cofnąć się dwa kroki w tył, uważnie obserwował i dużo milczał, a kiedy z jego ust wydostawały się słowa, nigdy nie miały one głębszego znaczenia, które ktoś mógłby w przyszłości wykorzystać przeciw niemu. Wolał określenie ostrożny niż tchórzliwy, ale zdawał sobie sprawę, że nieraz granica między tymi słowami się zacierała.

Wmawiał sobie cały wieczór, że tu nie chodzi o zawstydzenie, czy skrępowanie, tylko jedynie o wygodę. Bo był leniwy. Bo mu się nie chciało. Bo aż tak mu znowu nie zależało. I choć każde z tych stwierdzeń mijało się z prawdą, a kombinowanie z przeprosinami zamiast zwyczajnie rzucić zwykłym „wybacz, byłem idiotą", było jeszcze bardziej podejrzane, uparcie trzymał przy swoim.

Był tchórzem i oszustem. Hipokrytą jakich mało.

Wahał się jeszcze pół godziny, ale w końcu i jego dopadło przemożne zmęczenie i uznał, że wszystko mu już jedno jak odbierze jego list Yamaguchi. Zawsze zbyt dużo rozmyślał nad jednym ruchem, a potem okazywało się, że niepotrzebnie planował każdy scenariusz, bo świat podążał tym najprostszym, którego mężczyzna nawet nie brał pod uwagę, bo nie chciał być naiwny. Dość miał serdecznie niepokoju, rozdrażnienia, żalu i tych wszystkich niepewności. To tylko mały liścik z małym słowem dla małego człowieka. Nic nie miało znaczenia, i tak wszyscy na końcu przepadną, zostawiając po sobie kupkę pyłu.

Stawiał niemal bezgłośne kroki, a kiedy dotarł do pokoju Yamaguchiego, schylił się i wsunął liścik szparą pod drzwiami. Potem wrócił do pokoju, ignorując każdą z irytujących myśli i zmusił się do zaśnięcia.

--

Rano nie zbudziły go niestety przyjemne promienie słońca łaskoczące skórę twarzy, a nieśmiałe pukanie do drzwi.

- Co jest? – wychrypiał zaspany, sięgając po okulary na szafce nocnej. Nałożył je na nos i usiadł na łóżku, przeczesując naprędce włosy palcami. Wbił wzrok w drzwi, które nadal się nie otworzyły. Wydawało mu się, czy jak?

- Wejść! – rozkazał lekko rozdrażniony.

Tsukishima na ogół nie miał dobrego humoru, a budzenie go rano bez powodu było, delikatnie mówiąc, nienajlepszym pomysłem. Drzwi uchyliły się powoli ukazując opartego luźno o framugę mężczyznę o rozbawionym uśmiechu i błyskających piwnych oczach. Ubrał się dzisiaj w podarte dżinsy i koszulkę bez rękawów, włosy związał z tyłu w małego kucyka, a w uchu pobłyskiwał srebrny kolczyk w kształcie stożka, co przypominało Tsukishimie trochę styl punków. Yamaguchi miał różne fazy w kwestii mody, ale dziś wyglądał wyjątkowo dobrze i nawet zaspany, wkurzony blondyn musiał to przyznać.

Chyba nie był gotowy na ten widok zaraz po przebudzeniu, ponieważ momentalnie poczuł jak zapiera mu dech, a w żołądku zalęgają się motyle. Niech szlag trafi jego przeklęte zainteresowanie mężczyznami.

Yamaguchi uniósł dłoń, w której trzymał mały papierowy samolocik i posłał go zwinnym ruchem w kierunku oszołomionego Tsukishimy. Ten drugi wychylił się w bok i złapał samolot w locie, a widząc, że szatyn wyraźnie na coś czeka, rozłożył go, by przeczytać słowa na nim zapisane.

Przyjmuję przeprosiny. Miłego dnia.~Yamaguchi

Uniósł skonsternowany wzrok na śmiejącą się, usianą piegami twarz i odchrząknął zakłopotany. Dopiero teraz przypomniał sobie, że w nocy napisał mu liścik. Przetarł palcami oczy, starając się ukryć to, jak bardzo niezręcznie się czuł.

- Hirata i Tatsuya zrobili śniadanie. Rozmrozili pierogi z truskawkami. Nie wiem, co im strzeliło do łba, ale nie wymagam od szaleńców zbyt wiele racjonalności – powiadomił Tsukishimę z rozbawieniem – Jakby co Fukanaka paraduje w piżamie, więc się nie przejmuj. Po prostu przyjdź, bo wszystko ci baba zeżre. – po tych słowach opuścił mały pokoik i zostawił blondyna samego ze swoim poczuciem ulgi oraz ekscytacją spowodowaną truskawkami w pierogach. 

Ubrał się tak, czy inaczej, przecież nie wyjdzie w piżamie w dinozaury do ludzi. Miał tylko nadzieję, że Yamaguchi nie zwrócił uwagi na małe słodkie diplodoki zamieszkujące na jasnoszarym materiale. Gdy wszedł do kuchni, cała zgraja wygłodniałych ludzi pożerała znikające w oka mgnieniu pierogi. Nie spieszył się, udając pełne opanowanie. Zajął ostatnie wolne miejsce obok Yamaguchiego i spojrzał z zastanowieniem na ostatnie trzy pierożki pozostałe w misce. Zastanawiał się, czy w ogóle jest sens się o nie bić, może powinien po prostu zjeść coś innego, ale tak bardzo kochał truskawki...

- Odłożyłem ci – oznajmił Yamaguchi wyciągając miskę jakby spod stołu i podając ją Tsukishimie. Ten przyjął ją skonfundowany, gapiąc się pusto na jedzenie. – Nie ma za co – dodał i zajął się swoim talerzem.

- Dzięki – wymruczał Tsukishima, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.

Właściwie wolałby, żeby kolega puścił to słowo mimo uszu, ale on oczywiście odwrócił się do niego z uśmiechem i skinął głową. Rzadko czuł się tak widzialny jak teraz. Zazwyczaj zajmował się swoimi sprawami, próbując nikomu nie przeszkadzać. Czasem tylko podokuczał komuś lub rzucił nieprzyjemną uwagą, ale nikt też nie zwracał na niego zbyt wielkiej uwagi. A teraz ktoś pomyślał o nim i przypilnował, żeby miał co jeść, co więcej, słuchał go uważnie. Nie chciał poczuć się przez te idiotyzmy tak doceniony, lecz niewiele mógł poradzić. Było to nawet całkiem miłe, jeno trochę uwłaczające jego wielkiej dumie i wychuchanemu ego.

Zaczął delektować się truskawkami owiniętymi delikatnym ciastem.

--

Być może to zrządzenie kapryśnego losu, może sami tak lgnęli do siebie, że na każdym posiłku zajmowali miejsca przy sobie. Nie rozmawiali wiele, wymieniali się raczej pytaniami o podanie soli, czy prośbami o nalanie herbaty. Yamaguchi wiercił się czasem na krześle i szturchał nogą nogę Tsukishimy, który zawsze wtedy zastygał, zastanawiając się jak zareagować. Oczywiście musiało być to przypadkowe i zupełnie nieumyślne, ale i tak wzbierało w nim się wtedy jakieś uczucie każące mu przysunąć się trochę bliżej szatyna, by mogli się szturchać nogami nieco częściej.

- To mięso jest ohydne – oznajmił Tsukishima krzywiąc się i oddalając widelcem kawałek steka. Przy stole rozmowy ucichły i kilka par oczu utkwiło w nim swoje skonsternowane spojrzenie. Yamaguchi za to zaczął chichotać, znów szturchając go pod stołem kolanem.

- Sam je przyrządziłeś, Tsukki – wyrwało mu się, a wtedy Hirata z Tatsuyą wybuchnęli śmiechem, a gdy jeden z nich się zakrztusił, drugi począł szaleńczo walić w jego plecy wnętrzem dłoni. Dwaj idioci.

- Taki średni, Kihara robi lepsze – przyznała Fukanaka, która mimo wszystko prosiła już dwa razy o dokładkę.

- Mi smakuje – odezwała się Eguchi niegłośno – nie ujmując Kiharze oczywiście, ona jest mistrzynią.

Na te słowa Kihara zarumieniła się wściekle i zasłoniła twarz dłonią, łypiąc oczami na wszystkich zebranych, jakby czymś jej zawinili.

- Nie ja jestem dobra, tylko wy beznadziejni.

- Zgryźliwa jędza – mruknęła pod nosem Fukanaka, pochłaniając kolejne porcje mięsa, nie podniósłszy nawet wzroku znad talerza.

- Cóż, to prawda – potwierdził Tsukishima z kpiącym uśmiechem, a Kihara nie była mu dłużna.

- Ja jestem zgryźliwa i umiem gotować. Ty jesteś zgryźliwy i nie umiesz. Szybka matma, jakieś wnioski?

- Bierzesz dyżur Tsukkiego – podsumował Yamaguchi.

- Przestań z tym Tsukkim – warknął na niego Tsukishima.

- Jasne, Tsukki – zgodził się z nim posłusznie, po czym posłał mu triumfalny uśmiech.

Kilka osób parsknęło niegłośno i wrócili do swoich codziennych dyskusji.

--

Świat był tu całkiem szary i całkiem nudny z odrobiną słodkich truskawek i słodszego uśmiechu Yamaguchiego, choć w myślach Tsukishima częściej nazywał go Tadashim. Uważał, że bardziej mu pasowało. Ludzie pytali go nieraz, czy zagra z nimi w planszówki lub, czy chce przyjść do kuchni na herbatę, ale nie miał na to szczególnej ochoty. Wolał siedzieć w pokoju i czytać książki lub siedzieć nad zadaniami matematycznymi. Nakładał słuchawki na uszy i odcinał się od rzeczywistości, dając się pochłonąć przyjemnym dźwiękom muzyki klasycznej.

Przez ścianę melodii dotarło do jego uszu pukanie do drzwi, a wtedy z niechęcią zsunął słuchawki z uszu i wlepił wzrok w Yamaguchiego, który zdążył wejść do środka bez zaproszenia.

- Nie idę do was, daj mi spokój – powiedział szorstko, zakładając z powrotem słuchawki na uszy i mając nadzieję, że jego ostry ton był wystarczający, by odstraszyć gościa. Poczuł jak materac obok niego się zapada i zdał sobie sprawę, że Yamaguchi nie był aż takim tchórzem jak on. Zamierzał walczyć o swoje, kiedy Tsukishima dawno by już odpuścił. Wyłączył muzykę, przewrócił się na bok i zmierzył szczupłego mężczyznę oceniającym wzrokiem. Napotkał po drodze jego wesoły wzrok i zatrzymał się tak na moment, ponieważ bardzo miło było utrzymywać z nim taki kontakt. Nie, to dziwne. Opuścił prędko głowę, nie dając po sobie poznać speszenia.

- Zamierzasz tu tak siedzieć? – zapytał, przymykając powieki.

- A mogę?

- Nie wiem – odparł, mimo że na usta cisnęła mu się zgoda. Nie chciał wyjść na naiwnego idiotę, lgnącego do innego człowieka jak ćma do światła.

- Jak mnie nie chcesz, to mnie wygoń – rzekł i oparł się o ścianę przy nogach Tsukishimy, który usiadł w końcu skrzyżnie, garbiąc plecy.

- Nie wolisz spędzić czasu z normalnymi ludźmi, którzy są dla ciebie przynajmniej mili? Wybrałeś sobie na kompana beznadziejnego dupka, wiesz o tym? – rzucił trochę rozbawiony, trochę smutny, a trochę ciekawy odpowiedzi. Ich oczy ponownie spotkały się na parę sekund.

- Nie jesteś dupkiem – zaprzeczył, kręcąc powoli głową – lubię twoje wredne teksty. Przynajmniej się nie patyczkujesz.

- Idiotyzm – skomentował sucho.

Milczeli wspólnie kilka minut, aż Yamaguchi nie przerwał ciszy.

- Właściwie to chciałem ci coś pokazać – wyjął z kieszeni dżinsów telefon, wyszukał coś na nim i podał urządzenie koledze – Pisaliśmy to z Fukanaką ostatnie dni. Mam nadzieję, że niedługo zrobi się ładna pogoda i będziemy mogli porobić zdjęcia do tego artykułu.

Tsukishima przeczytał tytuł artykułu i kilka pierwszych linijek. Pingwiny. Chodziło o pingwiny.

- Mam to teraz czytać? – spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Jak chcesz – odpowiedział, podciągnął jedno kolano pod brodę i ukrył na nim dolną część twarzy, obejmując ramionami całą nogę. – Potrzebujemy recenzji.

- Okej, zerknę na to – zgodził się, a następnie znalazł wygodną pozycję leżącą i wczytał się w tekst. Kątem oka dostrzegł jak Tadashi również się przemieszcza i układa się dokładnie naprzeciwko niego, zawieszając oczy na twarzy przed sobą. Tsukishima nie dał po sobie poznać, że go to krępuje, ale coraz trudniej było mu skupiać się na zdaniach, kiedy czuł na sobie wzrok Yamaguchiego.

- Musisz się na mnie gapić? – wypalił w końcu, piorunując go wzrokiem.

- Masz jasną skórę jak na Japończyka – odezwał się z lekkim uśmiechem.

- Mam mieszane geny. Nie myślałeś chyba, że farbuję włosy? – wrócił do czytania artykułu.

- Czy ja wiem... - zamyślił się, a jego dłoń bezwiednie skierowała się w stronę krótkich kosmyków Tsukkiego, pragnąc je pogładzić, poczuć fakturę pod opuszkami palców, przeczesać delikatnie.

- Co robisz? – warknął na niego rozeźlony Tsukishima odtrącając jego rękę.

- Wybacz, Tsukki – schował dłonie pod pachy i westchnął zawiedziony nie tylko wrogością Keia, ale także swoją bezmyślnością. 

--

Na tym etapie Tsukishimę zaczynała dopadać rutyna. Ciemno, zimno, jasno i nadal zimno, szaro i nijako. W górnej części pleców pojawiła się sztywność i ból zapewne od nieustannie utrzymywanej siedząco-zgarbionej pozycji. Powinien się poruszać, ale nie miał ochoty. Nie był osobą, która ćwiczy i męczy się bez potrzeby, więc tylko siedział przy czytniku, w słuchawkach, na zmianę z codziennymi przeglądami i regulowaniem generatorów mocy i innych sprzętów. Wymieniał nieraz kilka zdań z innymi na stacji, ale zbytnio się nie angażował. Jedynie przy Kiharze musiał wysilić się z poszukiwaniem godnych ripost, a z Eguchi mógł przedyskutować swoje naukowe bzdury. Widocznie oboje siedzieli w inżynierii i matematycznych zagadnieniach.
I był też Yamaguchi. Nie patrzył na niego nigdy jako na osobną jednostkę – Yamaguchi był częścią jego codzienności i wtopił się z czasem w otoczenie, będąc nieodłącznym jej składnikiem. Mijali się na korytarzu, wymieniali spojrzeniami, siedzieli obok siebie na posiłkach, trącali się kolanami. Łączyła ich jakaś niewidzialna więź, której żaden z nich nie potrafił określić.

Yamaguchi nieraz przychodził do niego, kiedy reszta integrowała się przy rozmowach i grach. Nie rozumiał jak można marnować czas na oschłego dupka, jakim był, zamiast dobrze bawić się w towarzystwie, ale nie chciał już nic mówić, bo cenił sobie obecność kolegi. Kilka tygodni minęło im w ten sposób i na tym etapie szatyn już nawet nie pukał do drzwi.

- Wywaliło znowu Internet – pożalił się, znajdując miejsce na podłodze i oparł się o ramę łóżka. – A oglądali jakiś głupi ruski serial, w sumie całkiem zabawny – uniósł głowę i uśmiechnął się do Tsukishimy zza opadającej na czoło grzywki. – A ty gnijesz tu nadal przy tych książkach.

- Nie mam siły na kłótnie z idiotami – odparł, nie odwzajemniając nawet spojrzenia Tadashiego. Leżał na boku, uważnie śledząc kolejne zdania na urządzeniu.

- Idę dziś na zewnątrz zebrać próbki roślin wskaźnikowych. – rzucił w przestrzeń i oparł twarz na podciągniętych do klatki piersiowej kolanach. – Chcesz iść ze mną?

Tsukishima powoli odwrócił wzrok od czytanego tekstu i sceptycznie przyjrzał się twarzy Yamaguchiego. Zmarszczył lekko brwi, poprawił okulary i przeczesał dłonią jasne kosmyki.

- Daleko?

- Za godzinę będziemy z powrotem – zapewnił, podniósł się na nogi, podparł dłoń na materacu i nachylił się nad zdziwionym Tsukishimą. Oczy nagle rozszerzyły mu się znacznie, ciało odruchowo odsunęło w tył, natrafiając na ścianę, widać było, że oddycha szybciej. – To co?

- Idę – powiedział niskim głosem, odpychając Yamaguchiego w bok. – A teraz wynocha, bo muszę się ubrać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro