Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Kuchenny klub plotkarski

- Pięknie tu – odezwał się znajomy głos za plecami Tsukishimy. Wszyscy się już znali od paru miesięcy i był w stanie rozpoznać do kogo głos należy. Yamaguchi Tadashi, całkiem uprzejmy chłopak w jego wieku z kiepsko ułożonymi przydługawymi włosami i twarzą usianą piegami. Morzem piegów. Oceanem. Nie wiedział, czy jest to dla niego bardziej urocze, czy irytujące, lecz chyba nie powinno go to szczególnie przejmować. Płynęli pracować, a nie zawierać znajomości. Nasłuchał się już oczywiście na temat współpracy i wieloletnich przyjaźni, które ludzie zawierają na stacjach badawczych, ale on nie miał ochoty się w to bawić. Potrafił słuchać poleceń i dogadywać się z ludźmi na pewnym poziomie, to powinno wystarczyć.

- Nie wiem. – odparł chłodno, jak gdyby był kolejną falą rozbryzgującą się o burtę lub kolejnym podmuchem antarktycznego wiatru. – Nie jestem tu, by podziwiać widoki – stwierdził, zerkając z ukosa na niechcianego towarzysza, który oparł się właśnie zamyślony o barierkę.

- Można skorzystać – wzruszył ramionami, nie zwracając uwagi na niegrzeczny ton rozmówcy.

- Właściwie i tak zepsułeś jakiekolwiek piękno tego miejsca, wściubiając tu swój nos. – prychnął, obserwując uważnie jak policzki Yamaguchiego nabierają gniewnego odcienia czerwieni. Sam się przecież prosił. Mógł odejść, gdy zobaczył, że Tsukishima jest nie w humorze. On zawsze był przecież nie w humorze, więc, co lepsze, mógł w ogóle do niego nie podchodzić.

- Chciałem dotrzymać ci towarzystwa, bo najwyraźniej nikt inny cię szczególnie nie polubił – wycedził przez zęby szatyn, naciągając wściekle czapkę niżej na czoło. Rzucił Tsukishimie płonące spojrzenie, aż ciarki mu przeszły po plecach, a noga sama zrobiła krok w tył – I chyba nawet wiem dlaczego. – dokończył, odwrócił się stanowczo i odszedł z lekko uniesionymi ramionami.

Tsukishima najpierw patrzył się za nim bez zrozumienia, złożył następnie dłonie i potarł je o siebie, próbując przywrócić im krążenie. Zdumiał się na myśl, że Yamaguchi dobrowolnie chciał z nim przebywać, przecież jak już zdążyli obaj zauważyć – nikt Tsukishimy szczególnie tutaj nie lubił. Nie bez powodu zresztą. I wtedy zamiast gnębiącej pustki, wstąpiło w mężczyznę poczucie rozdrażnienia i żalu. Wcale nie chciał, żeby Yamaguchi się do niego zbliżał, ale też nie podobała mu się myśl o jego oddaleniu. A z dwojga złego, to chyba wolałby go mieć przy sobie. Jego niewyparzona gęba jednak miała swój pomysł na rozwinięcie ich relacji i albo musiał to naprawić, albo mógł milczeć już do końca, rzucając tylko chaotycznemu szatynowi zadumane spojrzenia.

Odwrócił się tyłem do wiatru, który zaszumiał mu gwałtownie w uszach, poprawił dwoma palcami okulary, westchnął zmęczony i pokierował się pod pokład do swojej kwatery. Za dwa dni mieli dotrzeć na skuty lodem kontynent, po to tylko, by monitorować zmiany klimatu, spożywać niesmaczne posiłki i zanudzić się na śmierć przy rozwiązywaniu krzyżówek, a być może zwariować z powodu zmian ciśnienia, sztormów i poczucia izolacji. Zapowiadało się całkiem przyjemnie i Tsukishima wyjątkowo nie znalazł w tym stwierdzeniu odrobiny ironii.

--

Hirata i Tatsuya, stare dranie z niewieloma pozostałymi włosami na głowie, mieli dobry głos, słabsze jednak poczucie rytmu. Do zalet można by zaliczyć także wykute na pamięć co najmniej tysiąc tekstów szant i innych skocznych piosenek, do których Okuda Takeo* mógłby potrząsać również niemłodym kuprem. Ten z kolei mężczyzna był trochę od dwóch drani młodszy i przybył tu z żoną Kaori, która wydawała się mniej rozrywkowa, ale wiedziała przynajmniej, co to zdrowy rozsądek.

Transport całego bagażu do samolotu – jak nazywano powszechnie budynek stacji badawczej o kształcie litery T – trwał cały dzień i wieczorem wszyscy, nawet ci stymulujący się dodatkową porcją cukru w kawie, mieli ochotę już jedynie paść na twarz do łóżka i nie wstawać. Krzątali się jeszcze po kuchni ze zmęczonymi, acz podekscytowanymi minami, układając zapasy w odpowiednich szafkach. Kihara obwieściła swoim zwyczajowym lodowatym tonem, że zrobi kolację, na co cała drużyna przystała z wielką radością.
Było ich dziesięciu. Wszyscy całkiem wygłodniali. Hirata nawet żartobliwie ugryzł Tatsuyę w ramię, a wtedy on mu się odgryzł, zupełnie dosłownie, zaciskając szczęki na jego szyi. Kihara zerkała na nich, przerywając mieszanie zupy i zastanawiała się jak dobrze trzeba kogoś znać i jak bardzo go lubić, żeby gryźć się z nim przy stole. Ponownie bardzo dosłownie. W pewnym wieku podobno ludzie cofają się w rozwoju i znów zachowują się jak małe dzieci, co po Hiracie i Tatsuyi dobrze było widać. Kihara długo jeszcze potem wahała się między określeniami obrzydliwe i urocze.

W zupie Tsukishima znalazł kawałki mięsa, marchewkę, brokuła oraz wiele innych pływających różności. Nie bardzo przypadły mu do gustu grzyby, które wyjmował po kolei na talerzyk obok, po tych małych zdrajcach zawsze bolał go brzuch, czego wolał raczej uniknąć.

- Nie jesz tego, młody? – zagadała z pełnymi ustami Fukanaka, kobieta starsza od niego o kilka lat, wiecznie o czymś paplająca i zakochana na śmierć w jedzeniu. A podobno w Japonii zostawiła jakiegoś ukochanego, lecz Tsukishima wątpił w taką postać rzeczy, gdy obserwował jej zafascynowane, ziejące miłością oczy, wlepione w grzyby wyciągnięte moment temu z jego zupy. I dlaczego ciągle nazywa go „młodym"? Trzy lata różnicy to tyle, co nic.

- Bierz, jeśli chcesz – podsunął jej talerzyk, nie interesując się dłużej jego zawartością.

Fukanaka nie była taka zła, na pewno lepsza o tych dwóch irytujących staruchów, albo skłóconego wiecznie małżeństwa. I Yamaguchiego. Nie dlatego, że pałał do niego jakąś szczególną nienawiścią, ale przebywanie z nim wywoływało w jego sercu niepokój i siało więcej chaosu niż przy kimkolwiek innym. Po rozmowie na statku i tak się do siebie nie zbliżali, Yamaguchi patrzył jedynie na Tsukishimę ostentacyjnie, a ten drugi odwracał uparcie wzrok, ponieważ płomienie w piwnych oczach wywoływały w nim dreszcze i jeszcze więcej chaosu. Miał go przeprosić, oczywiście, że miał, nawet zaplanował sobie dokładnie każdą możliwą ścieżkę tej rozmowy, ale nadal mroziło mu żyły, gdy myślał o faktycznym przyznaniu się do winy. Czemu w ogóle miałby to robić? Czemu miałby się upokarzać przed jakimś przyziemnym idiotą, który zapina krzywo guziki koszuli i nie prasuje kołnierza? I powtarzał sobie następną godzinę, że jest ponad tym wszystkim, żeby tylko nie dopuścić do siebie prawdy, że boi się odrzucenia przeprosin. Wtedy chyba zapadłby się pod ziemię.

Około północy każdy już położył się pod kołdrą, odpływając w krainę snów, Tsukishima jednak dopiero doczekał się swojej kolejki na prysznic. Większość osób nie przejmowała się wcale prysznicem, nie ważne jak bardzo od nich cuchnęło potem i rybami, Tsukishima jednak nie tolerował brudu, a tym bardziej źle by mu było spać z nim we własnej pościeli. Nie mył się długo, ponieważ nawet jemu kleiły się już oczy, a kiedy wychodził, dostrzegł postać wymykającą się przez jedne z rzędu drzwi. Niewiele widział bez okularów, ale wtedy mężczyzna przed nim zatrzymał się, spojrzał na niego i stał tak jeszcze moment, aż Tsukishima nie połączył metaforycznych kropek. Yamaguchi.

- Yamaguchi – zachrypiał cicho, trąc niezręcznie powiekę. – Jest noc – zauważył oskarżającym tonem.

- Więc dobranoc – odpowiedział mu melodyjnie i zniknął za rogiem, pochłonięty przez ciemność. Tsukishima przypatrzył się drzwiom, przez które wyszedł przed chwilą mężczyzna i po zastanowieniu uznał, że to sypialnia Fukanaki. Zmarszczył brwi. Romansowali?

Nie, bzdura. Fukanaka przecież o niczym innym nie gadała jak o swoim chłopaku za morzem, wspominając okazjonalnie o jedzeniu lub pingwinach. Więc co Yamaguchi robił u niej o takiej godzinie? Przeczesał wilgotne włosy i ruszył dalej, wzdłuż korytarza. Nie jego interes i nie powinien o tym zbyt wiele myśleć. Obmacywali się, grali w karty, nie ważne. Tsukishimę Keia oficjalnie to nie obchodziło.

Więc czemu zasypiając, nadal czuł to drażniące ukłucie niepokoju?

--

Śniadanie było całkiem zjadliwe, tak samo obiad. Tsukishima po zrobieniu przeglądu generatorów prądu i całej elektroniki, tak naprawdę miał wolne do końca dnia.

Przyplątał się do kuchni dopiero przed dziewiętnastą i pozaglądał nieśmiało do garnków, w których Kihara pichciła coś interesującego.

- Przydaj się na coś, Tsukishima i rozłóż talerze – poleciła mu chropowatym głosem, podnosząc którąś z przykrywek, a wtedy z wnętrza garnka buchnęła para. – No już. – Rzuciła mu ostre, niecierpliwe spojrzenie.

- Dziś chyba Eguchi miała dyżur – zauważył niegłośno i sięgnął do szafki po stertę talerzy.

- Dogadałam się z nią, lubię gotować – odpowiedziała płynnie.

- Dogadałaś się z nią? – prychnął sarkastycznie – ani ty, ani ona nie wyglądacie na osoby, z którymi można się dogadać – talerze po kolei stukały o blat stołu.

- Ty też nie jesteś szczególnie znośny, a proszę! – wykonała zamaszysty ruch ręką, uprzednio się do niego obracając i opierając o blat – Oto gawędzimy sobie spokojnie o naszych nieprzyjemnych charakterach.

Tsukishima, nie przerywając czynności nakrywania do stołu, uniósł jedną brew.

- Eguchi jest milsza od nas. Miałem na myśli raczej to, że akurat ty pomagająca komukolwiek to podejrzana sprawa. No i Eguchi raczej nie oddałaby nikomu swoich obowiązków. – wzruszył ramionami. Ruszył do szuflady po sztućce, a zerkając przelotnie na Kiharę, zauważył, że wygląda na dość skrępowaną.

- Lubię ją, więc ją wyręczam, w czym problem? – warknęła, odrzucając gwałtownie ciemne włosy do tyłu i poczęła układać przygotowane przed momentem danie w miskach.

Tsukishima znieruchomiał na moment i przypatrywał się jej agresywnym ruchom z lekkim kpiącym uśmieszkiem. „A więc to tak", pomyślał, powstrzymując parsknięcie.

- Cóż, to i tak nie moja sprawa – odparł, wracając do układania widelców. Nagle coś mu się przypomniało – Wiesz coś o Yamaguchim i Fukanace?

- Niby co?

- Och, nieważne – zbył ją, ponieważ czuł napływające zakłopotanie. Nie powinien był pytać, zresztą co Kihara mogła o tej sprawie wiedzieć. W dodatku obiecywał sobie, że już dłużej nie będzie się interesował Yamaguchim. Najwyraźniej słaby był w dotrzymywaniu obietnic.

- Yamaguchi chciał się chyba z tobą zaprzyjaźnić, ale dotarło w końcu do niego, jakim dupkiem jesteś – zaśmiała się pod nosem – Wiem, że z Fukanaką piszą jakieś artykuły o pingwinach, kompletna głupota – pokręciła głową z dezaprobatą, stawiając na stole naczynia z kolacją. – chyba się dogadują. A co? Interesujesz się Fukanaką? – posłała mu porozumiewawcze spojrzenie – Ma chłopaka w Japonii.

Tsukishima mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, po czym usiadł na jednym z kilkunastu krzeseł przy długim, zastawionym przez niego stole.

- Yamaguchi – rzuciła nagle olśniona.

- Co z Yamaguchim? – dopytał niezadowolony.

- Nie będę wnikać w waszą relację – zaczęła, a wtedy Tsukishima zdał sobie sprawę, że Kihara zupełnie pomieszała fakty i wymyśliła swoją wersję zdarzeń. – ale wkurzył się na ciebie jak nic. Nawet ja czułam jak piorunował cię wzrokiem na każdym posiłku.

- Aż tak – skrzywił się, wpatrzony w ścianę. – Poza tym ja wcale nie...

- Obgadujecie mnie – wszedł mu w słowo melodyjny, wesoły głos, należący rzecz jasna do Yamaguchiego Tadashiego.

- Założyliśmy klub plotkarski – powiadomiła go chłodno Kihara – zawołaj innych. – poleciła mu władczo, a Yamaguchi nawet nie mrugnął okiem, tylko grzecznie zawrócił i usłyszeli potem jeszcze jego nawołujący głos.

--

Siedzieli całkiem długo w kuchni przy stole i rozmawiali, a potem Hirata przyniósł gry planszowe i zaczęły się potyczki. Tsukishima grzecznie odmawiał każdemu po kolei, racząc ich lodowatymi spojrzeniami. Był zajęty obserwowaniem Yamaguchiego, który tym razem jak na złość ani razu nie zwrócił się w jego stronę, nie mówiąc już o kontakcie wzrokowym. To chyba irytowało Tsukishimę jeszcze bardziej niż złowrogie spojrzenia.

- Przeproś go – odezwał się delikatny głos obok jego ucha, który wyjątkowo go nie drażnił. Eguchi była jedyną osobą, którą szczerze tu polubił. Cicha, mądra, dbająca o higienę. Normalny człowiek, takich potrzebował.

- Czemu niby? – burknął, kuląc coraz bardziej ramiona i frustrując się z każdą kolejną sekundą, w której nie potrafił zwrócić na siebie uwagi piegusa.

- Powiedziałeś mu coś wrednego, prawda? Wygląda na smutnego. – stwierdziła Eguchi.

- Bardziej wkurzonego – poprawił ją – teraz to już chyba całkiem mnie olał. – rzekł głosem sugerującym, że on również tę sprawę olewa. Był niezłym aktorem.

- Nie znasz się na emocjach. Przykro mu i czeka na przeprosiny. Po prostu teraz przestał wierzyć, że nadejdą.

Tsukishima spojrzał na nią zdumiony z oczami większymi niż zwykle. Myśl o wkurzeniu Yamaguchiego w jakiś sposób sprawiała mu przyjemność, ale gdy zrozumiał, że po prostu go zranił... serce ścisnęło mu się boleśnie ze wstydu i żalu. Naprawdę powinien przeprosić.

*Zachowuję kolejność przyjętą w Japonii, czyli najpierw nazwisko, potem imię. Postaci przedstawiam nazwiskami i tak będę ich nazywać. Wyjątkiem są Takeo i Kaori, gdyż jako małżeństwo mogą zostać łatwo pomyleni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro