8. Wolne tańce na śliwkowym balu
Przez następne dni cała załoga obchodziła się z Yamaguchim jak z jajkiem, co mężczyzna przyjmował z lekkim rozbawieniem, a nawet odrobiną wdzięczności, ponieważ kto mógłby narzekać na mniejszą ilość obowiązków i ludzi skaczących wokół ciebie jak pokojówki. Oczywiście to rzecz tymczasowa i dlatego postanowił pozwolić przyjaciołom trochę się o siebie zatroszczyć. Bądź, co bądź, przeżył porządny szok przez wypadek na wyprawie i potrzebował czasu, żeby to odreagować.
Tylko Tsukishima patrzył na tę sprawę z absolutną sceptycznością, a nawet zdawać się mogło, że przypomina sobie w głowie wszystkie złośliwe zaklęcia zapamiętane z bajek, jakie oglądał w dzieciństwie. Choć załoga szczerze wątpiła, czy Tsukki był typem dziecka oglądającego takie bajki. Spodziewali się raczej po nim, że siadał co wieczór do programu przyrodniczego albo komentował kreskówki rzeczowym tonem, wytykając im błędy logiczne. Tak, czy inaczej wszyscy razem i każdy z osobna mieli wrażenie, że są przebijani czymś na wylot, kiedy uważne spojrzenie wysokiego blondyna lądowało na nich. Kihara i Eguchi z wielkim rozbawieniem domyśliły się, co jest powodem takiego zachowania.
- Przecież ci go nie skradniemy – rzuciła półgłosem Kihara, nachylając się nad siedzącym przy stole Tsukishimą. Moment temu pożyczyła Yamaguchiemu swoją bluzę, gdy ten oznajmił, że strasznie mu zimno, a na zaaferowanego Tsukkiego wychodzącego już z kuchni po dodatkowe nakrycie nikt nie zwrócił uwagi.
- Odwal się – syknął rozdrażniony. Nie wiedział, co go bardziej denerwowało: fakt, że nie tylko on troszczy się o Yamsa, czy dogryzki Kihary z tegoż powodu.
- Przecież wiesz, że on kocha tylko ciebie – dopowiedziała już mniej zjadliwym tonem.
- Zamknij się – warknął, przypominając sobie swoje niedawne wyznanie, które spotkało się z brakiem odpowiedzi.
Nie, nie wiedział, że Yamaguchi kochał tylko jego. I to mogła nawet nie być prawda. Tak samo w wewnętrzny niepokój wprawiała go świadomość, że on sam może być tu tym żywiącym silniejsze uczucia. Tadashi ostatnimi czasy nie wykazywał żadnego zakłopotania z powodu słów Tsukkiego, lecz także nie próbował ich jakoś odwzajemnić. Tulił się do ciała swojego partnera, całował go nieraz i patrzył z iskierkami w oczach, posyłając cudowny uśmiech. Ale to było tylko zachowanie, w dodatku tak do niego podobne. Zachowywałby się tak zapewne i z pierwszą lepszą osobą, z którą wyszedłby na randkę. Tsukishima zaś pragnął się poczuć wyjątkowy i mieć pewność, że ich relacja nie zniknie, niczym pękająca mydlana bańka.
Sytuacji nie polepszał ich dobiegający końca pobyt na stacji. Jeszcze trzy tygodnie i wsiądą na statek, potem do samolotu i rozdzielą się. Nie miał pojęcia, czy Yamaguchi w ogóle chciał kontynuować ich relację, czy może po prostu zrezygnuje z niej ze względu na swoje życie prowadzone w rodzinnym kraju. Obaj przecież byli z zupełnie innych miejsc i gdyby nie praca, nigdy by się nie poznali.
Spędzali dużo czasu na wspólnym siedzeniu i zajmowaniu się swoimi sprawami. Nieraz układali się wygodnie na łóżku i Tsukishima zaczytywał się w książkach, nie zakładając już jednak słuchawek na uszy. Chciał słyszeć cichy oddech towarzysza i jego nieświadome pomruki przy szkicowaniu niezbyt ładnych sylwetek pingwinów. Zapytany, oczywiście rzucał coś wymijającego, bo nawet z tym gorzkim, kąśliwym charakterem nie potrafił zdobyć się na sprawienie przykrości podekscytowanemu mężczyźnie, bazgrającemu swoje ulubione stworzenia. Na swój sposób posiadały pewien urok, lecz może to już kwestia wielkiej sympatii jaką żywił Tsukki wobec ich niezdarnego autora.
- Tsukki – zwrócił na siebie uwagę. Opierał się teraz o jego tors, a ramię blondyna zaplecione miał wokół szyi. Znów poświęcali czas na wspólne nudne czynności.
- Hm? – nie pofatygował się nawet ze zwróceniem na niego wzroku.
- Pamiętasz, jak powiedziałeś mi, że mnie kochasz?
Głowa Tsukishimy opustoszała na moment, po to, by po chwili przeszło przez nią milion myśli naraz. Oczywiście, że pamiętał! Jednakże wyciąganie tego teraz z tak wręcz okrutną bezpośredniością było ostatnim czego chciał. Modląc się w duchu o zachowanie spokojnego tonu, odparł:
- Owszem, kojarzę coś takiego.
Kojarzył. Coś mu się ledwo przypominało, jak bardzo się postarał.
Wcale nie napadała go fala zażenowania, gdy tylko przywoływał wspomnienie siebie mówiącego te słowa. Nie wiedział w ogóle, co go podkusiło, żeby to wtedy powiedzieć. Musiał być zmęczony i nie myśleć racjonalnie, ale przecież to żadne wytłumaczenie. Szczególnie, że gdyby całe przemyślenia o swoich uczuciach zachował dla siebie, ich związek rozwijałby się naturalnym tempem, a obecna (straszliwie niezręczna, należy napomknąć) rozmowa nigdy by się nie odbyła.
- Trochę mnie to zdziwiło – kontynuował niezwykle lekkim tonem Tadashi. – To dlatego tak milczałem.
Zapadła między nimi przerywana przyspieszonymi oddechami cisza i niespodziewanie pozycja, w której się znajdowali wydała im się obu bardzo niezręczna i jakaś nieodpowiednia.
- Jasne – wykrztusił w końcu Tsukishima – Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. To było dziwne – oznajmił, uparcie wbijając rozkojarzony wzrok w literki na czytniku. Nie żeby był w stanie cokolwiek teraz z tych literek złożyć.
- Nie to miałem na myśli – mruknął nieśmiało, wyplątując się z objęć partnera. Skulił ramiona i oparł policzek na dłoni. – Pomyślałem po prostu, że możesz się czuć źle z tym, że nic nie powiedziałem.
O tak, z pewnością czuł się źle. I co z tego? Skoro Yamaguchi i tak nie zamierzał odpowiedzieć, to o czym oni w ogóle rozmawiali? Gdyby nie zaczął rozmowy i puścił dawne wyznanie w niepamięć, byłoby o niebo prościej. Szatynowi też musiało być z tym niewygodnie.
- Po co to mówisz? – westchnął zmęczony.
Beztroski nastrój już dawno odpłynął, pozostawiając po sobie ciężką, gęstą atmosferę, którą można by zapewne nożem siekać.
- Gdybym nawet odpowiedział – zaczął, naciągając na dłonie rękawy bluzy – To tylko dlatego, że wydawało się to taktowne. A nie chcę mówić takich rzeczy, bo wydają się odpowiednie. Zresztą i tak byłem zbyt oszołomiony.
Zerknęli na siebie, lecz zaraz odwrócili speszony wzrok.
- Świetnie, nic do mnie nie czujesz. Więc po co to wszystko? Mam dość – wyrwało się Tsukishimie, który nerwowo przeczesywał palcami włosy. Palące uczucie w piersi nie było bynajmniej złością. Zawiódł się. Gorzko rozczarował.
Lecz po co ta nieprofesjonalna emocjonalność, skoro mógł się tego od dawna spodziewać? Któżby przecież pokochał takiego chłodnego, złośliwego faceta, jakim był? Marzenie ściętej głowy, a i tak nie przypilnował tej iskierki nadziei, która z czasem urosła do rangi płomienia, a zrobiła to tak cichutko i powolnie, że sam się nie spostrzegł, kiedy.
- Nie powiedziałem, że nic nie czuję! – podniósł głos z czego sam się zdumiał – Nie słuchałeś mnie wcześniej? Wszystkie moje słowa były niczym, ponieważ teraz nie potrafię odpowiedzieć, że cię kocham?! Nie chciałem tego mówić, dopóki sam nie byłbym stuprocentowo pewny! Jak byś się czuł, gdybym odpowiedział tym samym tylko po to, by cię zadowolić?
Kei patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, próbując pojąć sens jego wypowiedzi. Usta szatyna nadal pozostawały lekko uchylone, a między brwiami pojawiła się zmarszczka wskazująca na wzburzenie. Klatka piersiowa falowała pod materiałem bluzki i widać było, że bardzo go ta sytuacja przejęła, ale nie minęła chwila, a mężczyzna się zreflektował i opuścił skruszony wzrok.
- Co miałem zrobić? – przy ostatnim słowie Yamaguchiemu złamał się głos, a słaby szloch wydostał się z wysuszonego gardła. – Jak mogłem rzucić słowa na wiatr, kiedy sam nie byłem pewny?
Tsukishimę absolutnie zatkało i jedyny gest, na jaki mógł się zdobyć to wyciągnięcie przed siebie ręki w nadziei, że przyjaciel ją przyjmie.
Splótł z nim palce, choć trochę niepewnie, lekko drżącymi dłońmi.
- Rozumiem – powiedział niewyraźnie Tsukki, nawet jeśli sam nie wiedział, ile w tym prawdy.
- I wiem, że to dla ciebie trochę niewygodne, ale chcę z tobą być i przekonać się, gdzie nas to zaprowadzi – oznajmił z taką pewnością jak jeszcze nigdy. Skrzyżowali swoje spojrzenia i tym razem pozostali tak na dłużej.
- Myślałem, że skoro wracamy do domu, to będziesz chciał zerwać – orzekł sucho i zacisnął palce, jakby desperacko próbował zatrzymać Tadashiego przy sobie.
- Nie – zaprzeczył stanowczo. – Dobrze mi z tobą. Bardzo – posłał mu delikatny, pocieszający uśmiech, który Tsukishima nieświadomie odwzajemnił.
- Więc... cóż – mruknął, nie bardzo wiedząc, co dalej. – Czuję się jak głupek – wyznał, na co Yams zrobił zszokowaną minę. Blondyn poprawił skrępowany okulary – no co?
- Nic takiego – zaśmiał się pogodnie – tylko, ty mówiący o sobie w ten sposób, to totalna nowość – wyszczerzył się jeszcze szerzej, Tsukkiego tymczasem dopadła bolesna świadomość własnych słów, co skutkowało dalej lekko rumianymi licami i kolejną próbą poprawienia, i tak już idealnie ułożonych, okularów.
- Powinienem się już zamknąć – warknął zły na samego siebie.
Wtedy wciąż uśmiechnięty Tadashi nachylił się nad nim, uniósł jego podbródek i z zakochanym wzrokiem ucałował go prosto w usta. A potem jeszcze raz, nieco dłużej i namiętniej.
Z początku został wzięty z zaskoczenia, ale już po chwili przyciągnął go za talię do siebie z zamiarem odwzajemnienia każdej pieszczoty.
--
Ze względu na kończącą się antarktyczną wyprawę postanowili wyprawić któreś już z kolei przyjęcie, tym razem zabarwione atmosferą pożegnań i ostatnich wspólnych szaleństw. Fukanaka tańczyła z Takeo makarenę, zanim ktokolwiek włączył muzykę. Ibuka na ostatnią chwilę przyozdabiała sufit oraz ściany kolorowymi serpentynami i choinkowymi lampkami. Hirata wraz z Tatsuyą plątali jej się pod nogami i raz omal nie zrzucili jej z krzesła przez swoją gonitwę za zabawkowym autem na pilota. Eguchi nakryła stół kremowym obrusem i ustawiła na środku wazonik ze sztucznym kwiatkiem. Tsukishima, przyglądając się jej poczynaniom, zastanawiał się, po co kobieta zabrała na Antarktykę wazon i sztuczne kwiaty. Co prawda nie mieli ograniczeń w bagażu, ale były rzeczy, które zdawały się absolutnie bezużyteczne.
- Eguchi! – zawołała przez wszechobecny gwar Kihara, machając na nią z drugiego końca pomieszczenia, gdzie stawiała na małym stoliczku blachę z ciastem. – Chodź na degustację.
Eguchi kiwnęła głową, lekko się uśmiechając, ale zaraz za nią podążył zaalarmowany wzrok Funakanki, która usłyszawszy słowo „ciasto" wyostrzyła zmysły, przestając natychmiastowo tańczyć makarenę. Takeo za to wciąż beztrosko wymachiwał rękami, przy czym w końcu przywalił swojej żonie Kaori w głowę, a ta zdzieliła go w odpowiedzi w plecy tak, że zaczął się krztusić.
- Ty nie, Fukanaka! – krzyknęła Kihara, gdy zauważyła czającą się na jej ciasto śliwkowe Fukanakę.
- Jeden kawałek – prosiła, sięgając już po wypiek.
- Ani się waż! – zawarczała i uderzyła kobietę po łapach. – Wszystko mi zeżresz, chciwa wiedźmo – zgromiła ją oskarżającym wzrokiem, a Funanaka nie miała innego wyboru jak uśmiechnąć się zgodnie. Co racja, to racja; gdy raz ciasto dostawało się w ręce Fukanaki, już nigdy nie wracało w całości, a najczęściej nie wracało wcale.
- Pyszne – oceniła zachwycona Eguchi, wycierając smukłe palce w serwetkę. Kihara odwróciła się do niej, a twarz jej natychmiast złagodniała. Sięgnęła do ust przyjaciółki i wytarła kciukiem pozostałości okruszków z policzka. Zdumione oczy wpatrywały się w pogrążoną w transie brunetkę, która po momencie otrząsnęła się i przez gwałtowny ruch niemal zrzuciła ciasto ze stolika za nią.
- Czemu ja o niczym nie wiem? – oburzyła się Fukanaka, wskazując na dwójkę zarumienionych kobiet. – To znaczy... - zniżyła głos, uśmiechając się sugestywnie – nie oficjalnie.
- Co? – Kihara zmarszczyła brwi i zapowietrzyła się z uchylonymi lekko ustami.
- Więc o Yamsie i Tsukishimie też już wiesz – rzekła spokojnie Eguchi, subtelnie poruszając brwiami.
- O nich to chyba każdy wie – parsknęła. – A poza tym, to świetna okazja.
- Na co? – brunetka odzyskała język w gębie, choć policzki pozostały zabarwione na różowy odcień.
- Na wolny taniec – odparła niezwykle z tego pomysłu zadowolona.
Obydwie westchnęły ze zrozumieniem i posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenie uśmiechnęły się do siebie.
Najpierw rzecz jasna trzeba było odbębnić ulubione szanty Hiraty i Tatsuyi, bo dwójka staruchów nie dałaby młodzieży spokoju, gdyby nie mieli po raz ostatni okazji wykrzyczeć tekstu morskich ballad. Na końcu swej muzycznej tury, ku wyraźnym protestom zmartwionej o wyprasowany obrus Eguchi, wskoczyli nawet na stół i objęci w pasie poczęli skakać, stepować i obracać się idealnie ze sobą zgrani. Potem Ibuka porządnie ich okrzyczała, ale tak, czy inaczej otrzymali gromkie oklaski reszty załogi (wyłączając może Eguchi dalej zaaferowaną jej ukochanym obrusem).
Następnie w kolejce czekała Fukanaka ze swoją zgrają tancerzy, to jest – Takeo i Yamaguchim. Znali oni wszystkie obowiązkowe dyskotekowe piosenki i nie zamierzali pominąć żadnej z nich. Kihara próbowała poruszać się do rytmu i nadążać za profesjonalistami, lecz niestety brakowało jej zgrabności i ostatecznie wylądowała na stoliku z napojami. Otrzymała kilka rozbawionych śmiechów i całe stado serwetek do wytarcia oblanego rękawa.
Wtedy właśnie zarządzono wolny taniec dla par wszelkiej maści. Znalazły się pary przyjaciół, pary w sobie zakochane, a także pary zupełnie niezręcznie połączone, gdyż nikt inny im nie pozostał. Tak też Tatsuya i Hirata wylądowali w swoich objęciach, nie kręcąc się już dziko, a w zupełnie cywilizowany sposób kołysząc się z głowami opartymi o swoje barki. I wszyscy po raz kolejny zachodzili w głowę, co jest między tą dwójką, lecz chyba ten rodzaj więzi przerastał każdego z osobna, ponieważ nijak nie dało się starych drani rozszyfrować. Tylko Ibuka została kiedyś powierniczką ich sekretu, a okazywało się, że to żaden sekret: po prostu nie potrafiła ich zrozumieć. Pozostawali przyjaciółmi, jednocześnie obiecując sobie, że nigdy nie znajdą sobie innego partnera życiowego. Tak, czy siak, bardzo przyjemnie się patrzyło na dwóch idiotów tulących się do siebie w półmroku. Być może też dlatego, że dość mieli ich wiecznych harców i szaleństw, ale to tak na marginesie.
Kihara trochę się opierała, ale Eguchi wiedziała, jak namówić swoją partnerkę do tańca. Kaori także nie przepadała za tańcem, z Takeo jednak nie było dyskusji, kiedy się na coś napalił. Ibuka poprosiła rozbawiona Fukanakę na parkiet, ta zaś niechętnie przerwała wsuwanie resztek śliwkowego ciasta i zgodziła się na kilka piruetów ze starszą kobietą. Bądź, co bądź, Ibukę każdy lubił, choć wolny taniec z nią wydawał się po prostu dziwny.
- Yams – rzekł Tsukishima, siląc się na pewny ton. Wyprostowany jak struna, wyciągnął dłoń w stronę oczarowanego jego propozycją Yamaguchiego. – To ostatni dzień, więc moglibyśmy... cóż – odchrząknął i przeniósł wzrok na swoje buty.
Szatyn zachichotał melodyjnie, po czym nieśmiało chwycił wyciągniętą dłoń i dał się porwać na parkiet.
Tsukishima nie wiedział, jak poruszać się do rytmu, ani nawet jak patrzeć w oczy partnerowi w tańcu, ale Tadashiemu nie było to potrzebne, dopóki byli tu razem. Twarz jego cały czas się śmiała, a piwne oczy błyskały w delikatnym świetle, zupełnie jakby ktoś umieścił w nich miliony gwiazd.
- Tadashi – szepnął Kei, muskając delikatnie wargą płatek ucha. Mężczyzna zadrżał i przechylił głowę, by zetknąć się z nim policzkami. Były ciepłe i miękkie.
- No co? – zapytał lekko. Przyciągnął go bliżej siebie i ułożył dłonie na dole kręgosłupa, stukając palcami o odsłonięty fragment skóry, gdzie podwinęła się koszula.
- Dziękuję – z tym słowem ucałował subtelnie jego skroń, a na ustach pojawił się uśmiech, którego niższy nie miał szansy zobaczyć. – Za to, że jesteś.
- O-och... - wyrwało mu się, ponieważ po usłyszanej wypowiedzi, nie miał pojęcia jak zareagować. Tsukishima nie uchodził za osobę wylewną, lecz przy Yamaguchim podejrzanie często zdarzały mu się szczere wyznania. To sprawiało, że czuł się wyjątkowy.
- Nie musisz odpowiadać... - zaczął się tłumaczyć, a Yamaguchi poczuł od jego policzka wyraźny gorąc. – Przy tobie zaczynam gadać cokolwiek, powinienem czasem się zamknąć, ale...
- Znowu mnie zadziwiasz – odsunął się trochę, by móc dojrzeć jego zakłopotaną ekspresję. Nawet z zaciśniętymi w skrępowaniu ustami i uciekającym wzrokiem, jak gdyby wolał zapaść się pod ziemię, wyglądał niezwykle przystojnie. – Ale lubię takie niespodzianki. – Ukazał rząd zębów szerokim uśmiechem, który blondyn niepewnie odwzajemnił, unosząc jedynie kącik ust.
A gdy obaj zamilkli, ich spojrzenia się spotkały i nie potrafili już odwrócić od siebie wzroku. Zupełnie w tej chwili utonęli, nie zauważając nawet, kiedy muzyka przestała grać i pozostali ostatnimi przyklejonymi do siebie sylwetkami tańczącymi w absolutnej ciszy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro