5. Drużyna nieśmiałych drani
Musieli spać do późna, bo Tsukishimę obudziły odległe rozmowy zza ściany, co oznaczało, że reszta załogi dawno już zajmowała się swoimi sprawami. Przewrócił się na drugi bok z ciężkim westchnieniem i sięgnął w stronę szafki nocnej po okulary i dopiero wtedy przypomniał sobie, że obok niego leży pogrążony jeszcze we śnie mężczyzna uczepiony skrawka koca, jakby ktoś miał mu go odebrać. Cóż, prawdopodobnie w nocy Tsukishima nie bardzo chciał się nakryciem dzielić.
Wykorzystał tę chwilę w mało odpowiedni sposób, kładąc głowę bardzo blisko twarzy swojego przyjaciela i wpatrując się w drgające lekko rzęsy. Był piękny. Nos może za bardzo odstawał, a brwi kończyły się zbyt wcześnie i piegi nierówno zasiewały jego policzki, z bliska dostrzec można było także małe włoski, przebarwienia i pozostałości trądziku, ale i tak zakochiwał się w tej twarzy, zupełnie jakby była idealna. Dla niego i tak była.
- Tsuuukki – wymruczały różowe usta Yamaguchiego niskim, marudzącym tonem – Liczysz moje piegi? Nie dasz rady, wiele osób próbowało, ale nikt jeszcze tego nie dokonał – dodał uchylając powieki, by zdać sobie sprawę, że Kei jest jeszcze bliżej niż myślał. Oblał się jasnym rumieńcem, nie kryjąc jednak niczego, uśmiechnął się promiennie. Tsukishima odwrócił wzrok, ale nie próbował się odsunąć, widać było po jego minie skrępowanie.
- Zazwyczaj nie podejmuję prób, które skończą się fiaskiem – odparł tajemniczo – ale twoje piegi to bym chętnie policzył.
Yamaguchi poczuł ciepło na twarzy i wtulił się w poduszkę, ponieważ miał wrażenie, że jeszcze moment, a zrobiłby coś głupiego.
- Powinniśmy iść na śniadanie – powiedział głosem stłumionym przez materiał poduszki.
- Wolałbym dalej tu leżeć – odpowiedział, wlepiając wzrok w rzadkie włosy przyjaciela. Jego dłoń samowolnie powędrowała w tamtą stronę i pogłaskała przyjemną w dotyku strukturę. To było takie miłe, że prawie się nie zorientował, że to, co robi, przekracza pewną granicę prywatności i nie tylko. Granicę, która oddziela przyjaźń od romansu. Nie tyczyło się to każdego przypadku, lecz czuł, że dla niego właśnie tak to wygląda. Dotykanie czyichś włosów było jak romantyczny gest i nie potrafił na to patrzeć inaczej. Bał się, że Yamaguchi odczytał jego intencje, więc cofnął się gwałtownie i spochmurniał.
- Wybacz – burknął, zakładając na nos okulary.
- To nic takiego. Nawet mi nie przeszkadzało – odrzekł.
Tsukishima nie powiedział już nic więcej, tylko podniósł się, przekroczył Yamaguchiego i wyszedł z pokoju, zapewne w celu skorzystania z toalety. Tak samo moment później szatyn odrzucił wszystkie krążące mu po głowie myśli i skupił się całkowicie na tym, co powinien dziś ubrać.
--
Sztorm odpuszczał i załoga szacowała, że nazajutrz pogoda będzie całkiem znośna. Przez ostatnie dwa tygodnie zdążyli zapomnieć jak to jest funkcjonować bez zmęczenia i nieustannego bólu głowy, więc natychmiastowo wszyscy się rozweselili zdumieni spokojem, jaki zapanował wewnątrz nich. Nawet Tsukishima zdawał się jakiś żywszy i bardziej zainteresowany życiem. Prowadził luźną rozmowę z Eguchi, a kiedy dołączyła do nich Kaori nawet nie narzekał.
Yamaguchi odzyskawszy dawne siły, zdecydował się na trening dla rozruszania mięśni. Zaciągnął do tego wysiłku niemłodą, lecz nadal krzepką, Ibukę.
- Tsukishima, narzekałeś na ból pleców. To od siedzenia, chodź z nami! – zachęciła marudnego blondyna Ibuka, posyłając mu przy tym motywujący uśmiech, na znak, że wierzy w jego możliwości.
- Nie chce mi się – odparł znudzony.
- Tsukki, no chodź – domagał się razem z koleżanką Yamaguchi – Będzie wesoło.
- Nie cierpię, gdy jest wesoło.
- Proszę... - złożył ze sobą obie dłonie, a jego piwne oczy zamigotały urzekająco, domagając się zgody.
- Okej – potwierdził nareszcie, odłożył czytaną wcześniej książkę i westchnął bez zadowolenia - bo nie dacie mi spokoju – dodał, jakby bał się, że ktoś posądzi go o samowolne uprawianie sportu lub, co gorsza, słabość do piegowatego mężczyzny. Jedna z tych rzeczy się zgadzała, co skrzętnie wypierał ze świadomości.
Zmęczył się po trzech przysiadach. Chciał zrezygnować, rzucić to w cholerę i wrócić do czytania, ale straciłby wtedy z oczu widok godny i z pięciu takich treningów. Yamaguchi ubrał koszulkę bez rękawów i to przyprawiło Tsukishimę o palpitacje serca. Mięśnie ramion napinały się rytmicznie przy różnych ćwiczeniach, koszulka opinała wyrzeźbioną klatkę piersiową, szorty rozciągały się na udach, gdy wymachiwał nogami, a drobne kropelki potu lśniły na odsłonionej skórze czoła, gdyż włosy związane miał w kucyka i było to tak boleśnie pociągające, że ledwo trzymał się na nogach.
Był to dzień, w którym Kei został brutalnie uwiedziony.
Och i gdyby chodziło tu tylko o ciało, to nawet by nie narzekał, ale patrząc na przyjaciela, zdawał sobie coraz bardziej sprawę, czego naprawdę od niego chce, a nie było to wcale związane z jego wyglądem.
Przywiązał się, przyzwyczaił. Polubił go tak naprawdę, jak lubi się przyjaciół, a potem jeszcze bardziej. I chciał być dla niego tak samo wyjątkowy. Wiedział do czego to prowadziło, wiedział, że zaczął patrzeć na niego maślanymi oczami, pragnąć zbliżenia, jakiego doświadczają kochankowie. Irytowało go to niezwykle, ponieważ Yamaguchi był tylko zwykłym facetem nie kultywującym toksycznej męskości. Nie można było odczytywać jego słów, czy gestów w inny sposób niż jako przyjacielskie. Yamaguchi był po prostu sobą, klejąc się nieraz do ludzi i wyrażając emocje, które odczuwał. To nie znaczyło, że był zainteresowany Tsukishimą, w żadnym razie. Z tego powodu właśnie Kei czuł się teraz jakby wykorzystywał nieświadomego człowieka. Nie powinien tego robić.
A mimo to wpadał w te uczucia coraz głębiej. Bał się pustki, jaka zostałaby po odrzuceniu, więc trwał w niepewnej więzi z dala od gorzkiego rozczarowania.
--
Zagadali się przy śniadaniu i w ten sposób wszyscy odeszli już do swoich zajęć, zostawiając dwóch mężczyzn całkowicie pochłoniętych sobą nawzajem, jakby nic innego poza nimi nie istniało.
- Kihara totalnie leci na Eguchi – oznajmił Tsukishima przekonany do swojej racji.
- A nie Eguchi na Kiharę? – zmarszczył brwi Yamaguchi.
- To też – potwierdził ze skinieniem głowy.
- I tak łażą za sobą od czterech miesięcy?
- Dokładnie.
Zapadła kilkusekundowa cisza. Tsukishima gapił się w nicość, Yamaguchi intensywnie nad czymś myślał.
- Może im to ułatwimy? – zaproponował szatyn z błyskiem intrygi w oku.
- Po co? Całkiem zabawne są te ich podchody, chcesz odebrać mi całą zabawę z przedstawienia? – rzucił niedbale, zerkają z ukosa na podekscytowanego przyjaciela.
- Oj no, Tsukki. Ty byś nie chciał żyć tak w nieświadomości jak one.
Na te słowa Tsukishima parsknął krótko, bo słowa Tadashiego na tle jego sytuacji brzmiały okrutnie ironicznie.
- Co? – Yamaguchi nie rozumiał rozbawienia rozmówcy.
- Nic – odparł, prostując się na siedzeniu – W sumie to nie nasza sprawa, czemu mamy się mieszać?
- Żeby im pomóc?
Tsukishima nie wydawał się przekonany, ale pokiwał powoli głową na znak, że pojmuje ten tok myślenia.
- Powiem Kiharze, że Eguchi gapi się na nią przy stole – postanowił blondyn. – Jak nie zadziała, to nie będę się nimi dłużej przejmował. Myślisz, że nie mam swoich problemów? Lesbijskie romanse bywają interesujące, ale nie będę marnował na nie czasu.
- Interesujesz się lesbijkami? – wypalił Yamaguchi oszołomiony, a Tsukishima zdał sobie sprawę jak zabrzmiał i przywalił sobie dłonią w czoło, prawie strącając tym ruchem okulary.
- Nie o to mi chodziło – jęknął zrezygnowany – nie gap się tak na mnie – syknął, zauważając bardzo sugestywny wzrok kolegi. – Nie mam takich fetyszy!
Yamaguchi uśmiechnął się szeroko, ukazując górny rząd białych zębów, podczas gdy brodę opierał o dłonie. Słodkie.
- Uważam po prostu, że ludzie nie-hetero to ludzie. Moja matka na przykład ma inne zdanie, tak samo idioci z mojej poprzedniej pracy. Prześladują ludzi za nic, naprawdę żałosne – dodał ostrym tonem.
- Ja tylko żartowałem. Nie mówię, że to coś złego albo...
- Dobra – uciął – rozumiem.
Yamaguchi zapatrzył się na profil Keia, jego prosty nos i usta wygięte w dół z niezadowolenia oraz zmrużone sceptycznie oczy. Ulżyło mu trochę na wieść, że Tsukishima traktuje ludzi jak ludzi. W Japonii bywało różnie i sam o tym doskonale wiedział. Nie na swoim przykładzie, ale i tak sytuacja go frustrowała. Nie chciał odbierać tolerancyjności Tsukkiego jako czegoś więcej, ale sprawiło to, że rozmyślał „co jeśli?". Jego plan z odpuszczeniem sobie, zanim będzie za późno, spalił na panewce, bo już zaczynał wierzyć, że Tsukishima mógłby być nim zainteresowany przy odpowiednich okolicznościach. Teraz byli całkiem bliskimi przyjaciółmi, naprawdę dobrze się ze sobą czuli i rozumieli się nawzajem. Pasowali do siebie, a może to tylko jego wyobraźnia... Nie wiedział, ale chciał wiedzieć. Musiał wybadać chociaż, czy ma szanse. Jakiekolwiek.
- A ty...
- Nie będzie żadnego swatania, skubańcy! – wszedł mu w słowo wściekły, dźwięczny głos Kihary. Odwrócili się obaj natychmiastowo do dobrze zbudowanej brunetki o zabójczym wzroku i wystających kościach policzkowych.
- Wasz powolnie rozwijający się romans właściwie zaczął mnie nudzić. Dodałybyście trochę akcji, ostrości... - Tsukishima odchylił się na krześle ze złośliwym uśmieszkiem, najwyraźniej czerpiąc dużo niezdrowej przyjemności ze wstydliwego rumieńca wstępującego właśnie na twarz koleżanki.
- Chcieliśmy tylko pomóc... - zaśmiał się nerwowo Tadashi, próbując uratować sytuację.
- O! To może ja pomogę Tsukishimie w pewnym wyznaniu, które... - nie zdążyła dokończyć, gdyż wtedy niespodziewanie doskoczył do niej Tsukishima i wypchnął ją z pomieszczenia, zasłaniając jej dłonią usta.
- Ty jędzo cholerna – syknął przez zęby, przyciskając jej ciało do ściany.
- Puść mnie, idioto – odepchnęła go od siebie na bezpieczną odległość – Nie widzisz, że gramy w jednej drużynie? Ślepy, czy co? Mam ci przynieść mocniejsze okulary? – zamachała rękoma przed jego twarzą.
- Nie – warknął i wziął głęboki wdech – ale z tobą i Eguchi to inna sprawa, ona cię lubi. Poza tym nie chcieliśmy jej niczego mówić! Miałem w planach namówić cię do wyznania. A ty krzyczysz na cały samolot, że zakochałem się w Yamsie. – Zazgrzytał zębami, wyrażając frustrację.
- Och, to już miłość? – podjęła nagle z wielkim zainteresowaniem.
- Cicho, tak mi się powiedziało. Wiesz, o co chodzi.
- Wiesz, że Yams też cię lubi, prawda? – spojrzała w jego jasne, niepewne oczy, które mówiły, że nie; nie wiedział – on cię uwielbia, Tsukki.
- Nie nazywaj mnie tak – oburzył się.
- A co? – zagryzła dolną wargę, przyglądając mu się z uśmiechem – tylko Yamsowi pozwalasz? – szepnęła, nachyliwszy się nad nim nieco bardziej.
- Tak.
- Och – zdziwiła się wyraźnie bezpośredniością rozmówcy. Tsukishima nie przyznawał się do uczuć. Musiało być z nim już naprawdę źle. – Zapytaj go. Najwyżej powie, że nie. – ton jej głosu zmienił się na poważny.
- To ty zapytaj Eguchi.
- Dobra.
- Dobra.
- I już? – uniosła brwi Kihara.
Tsukishima wzruszył ramionami, starając się nie myśleć, w jaką głupotę się właśnie wpakował.
--
Tsukishima usłyszał ciche pukanie do drzwi i już wiedział, kto go odwiedził.
- Proszę – zezwolił, unosząc wzrok znad kartki, na której właśnie zapisywał równania. Do środka zajrzała niewysoka kobieta o krótkich potarganych włosach opadających na czoło, z błyszczącym naszyjnikiem uwieszonym na jej karku i w długiej kwiecistej sukience. Unosiła brwi z dozą niepewności i rozglądała się, sprawdzając uważnie otoczenie.
- O co chodzi? – zapytał blondyn, niecierpliwiąc się już nieco.
- Nie pytałeś jeszcze Yamsa? – zaczęła Eguchi, wchodząc do środka.
- Nie.
- Czyli się nie przydasz – westchnęła – planowałam wybadać, czy Kihara jest zainteresowana, bez bezpośredniego pytania. Liczyłam na rady.
- Kihara jeszcze ci nic nie mówiła? – zdziwił się.
- Co miała mówić? – zmarszczyła brwi.
- Gdybym był lojalnym kolegą i uprzejmym człowiekiem, to trzymałbym język za zębami, ale w sumie lubię takie przedstawienia – stwierdził bardziej do siebie, po czym oznajmił niby od niechcenia: - Kihara jest totalnie tobą zauroczona i obiecałem, że jeśli ci to wyzna, to ja wyznam uczucia Yamsowi.
- Co?!
- Uznałem, że skoro nie ma limitu czasowego, poczekam do swojej śmierci i wyznam mu wszystko w zaświatach. Pewnie Kihara robi to samo – wzruszył ramionami, wracając do skrobania liczb i oznaczeń na kartce.
- Mówisz poważnie? – upewniła się Eguchi. Znała Tsukishimę na tyle, by mu nie ufać.
- Bywam kłamcą, ale dziś możesz mi wierzyć.
Po tych słowach wyszła pospiesznie z jego pokoju, a Tsukishima żałował, że nie może podążyć za nią i obserwować sceny wyznań dwóch kobiet. Naprawdę lubił przedstawienia.
Sam raczej nie zamierzał jednak w takowym grać. Obiecał niby, że zapyta Yamaguchiego, ale teraz wydawało mu się to nierealne. Wiedział doskonale, że piegus go lubi, lecz nie było powiedziane, w jaki dokładnie sposób. Chciał wiedzieć na czym stoi, nie niszcząc ich relacji, a było to na ten moment niewykonalne.
Westchnął ciężko i dał się pochłonąć zadaniom matematycznym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro