Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Salon fryzjerski mistrza warkoczy

Od kilku dni każdy z nich wiedział, że nadchodzi sztorm. Tatsuya, Hirata i Ibuka - czyli trio staruchów, jak nazywał ich w myślach Tsukishima – wiedzieli jak wyglądają sztormy na Antarktyce, ponieważ nie był to ich pierwszy raz na stacji badawczej. Poradzili młodszym członkom załogi, by przygotowali się psychicznie i znaleźli sobie dobre, odwracające uwagę zajęcie oraz dużo tabletek przeciwbólowych. Zmiany ciśnienia potrafiły przykuć do łóżka nawet najmężniejszych śmiałków.

Tsukishima nie bardzo przejmował się tymi niby groźbami, spokojnie wyjadał truskawki z zamrażarki i czytał książki. Dopiero, gdy jednego ranka obudził go przeciągły huk wiatru, walącego z ogromną prędkością w ściany samolotu, zrozumiał, że trio staruchów nie żartowało. Sztormy na Antarktyce trwać mogły paręnaście dni, a on miał dość już po kilku godzinach. Zwlókł się z łóżka, czując, jak bardzo zdrętwiały mu przez noc nogi.

Na śniadaniu wszyscy byli trochę bardziej markotni niż zwykle, lecz Fukanaka nie oszczędziła im swoich energicznych tańców na środku jadalni, do których dołączył Takeo. Dwójka wariatów. Dla Tsukishimy prawie każdy był tu wariatem w gruncie rzeczy. Westchnął tylko ciężko i zabrał się za swoje śniadanie. Obok niego jak zwykle zasiadł Yamaguchi.
Jak zwykle uśmiechnięty.

- Hej, Tsukki. Jak się spało? – zagadał, zerkając na przyjaciela, a ten na chwilę odwzajemnił spojrzenie ze skołowaną miną. Dziwnym okazało się dla niego mieć codziennie obok osobę, która wypytuje o samopoczucie. Nie był przyzwyczajony, ale doceniał, trochę jednak zakłopotany.

- Nad ranem mnie wiatr obudził – odmruknął, zanim wziął kęsa kanapki.

- No jasne. Chyba wszyscy nie mogli spać – odpowiedział zbyt pogodnie jak na sytuację, o której mówił. – Tyle czasu bez pingwinów. Szkoda – dodał tym razem zawiedzionym głosem, wbijając wzrok w swój talerz. Tsukishima spojrzał na niego po części zdumiony, a po części rozbawiony. Ten facet naprawdę najbardziej martwił się o pingwiny, doprawdy.

- Spróbuję ci jakoś zastąpić te śmieszne stworzonka, ale jak widzę mam dużą konkurencję – rzucił żartobliwie.

Na te słowa Yamaguchi drgnął lekko, odwrócił się w jego stronę i posłał mu promienny, onieśmielający uśmiech.

- Dziękuję – powiedział i nieco pocieszony zabrał się za swoją dziwaczną papkę w misce.

Tsukishima nie wiedział, czy żałuje swoich słów, czy cieszy się, że je wypowiedział.

--

Potem był tylko szumiący w uszach wiatr, szare, pozbawione energii dni, bóle głowy i zmęczenie. Siódmego dnia każdy z nich miał serdecznie dość. Starali się przebywać jak najwięcej w towarzystwie, by nie doznać okropnego uczucia izolacji, jakie rodziło się po dłuższym czasie siedzenia samotnie w zamkniętym, małym pokoju. Ibuka świętowała swoje urodziny, więc żeby rozruszać atmosferę zleciła Kiharze pieczenie tortu, a Fukanace znalezienie najweselszej muzyki, jaką tylko znała. W ucieczce przed nudą chwytali się już wszelkich sposobów na urozmaicenie czasu i najczęściej padało na obchodzenie przeróżnych uroczystości. Niestety przez zmiany ciśnieniowe i okropny hałas zza ścian, nikt nie czuł się za dobrze i impreza skończyła się na tym, że Yamaguchi, Fukanaka, Tatsuya i Hirata wcinali ospale tort, starając się zapomnieć o rzeczywistości, a reszta siedziała przy stole, opierając zbyt ciężkie głowy na ramionach i dłoniach. Najchętniej by wszyscy posnęli.

Dnia dziesiątego Yamaguchi leżał zmarnowany w swojej pościeli i czekał na wybawienie. Zatapiał się w chaosie myśli, pozwalając im płynąć swobodnie, nie zwracając na nie nawet większej uwagi. Wtem przez ścianę wirujących obrazów przebił się do niego jakiś ruch po lewej, więc zamrugał kilkakrotnie i wytężył rozkojarzony do tej pory wzrok.

- Tsukki – rozpoznał znajomą twarz, na której widniał zakłopotany wyraz. Tylko przy nim Tsukishima okazywał tego typu emocje. Czuł się przez to odrobinę wyjątkowy.

- Witaminy i coś na uspokojenie – postawił mu na komodzie szklankę z rozmieszanym w niej proszkiem, który nie całkiem jeszcze rozpuszczony, opadał powoli na dno tworząc osad.

- Jestem spokojny – zażartował, podnosząc się do siadu.

- Łatwiej się po tym śpi i nie drażni cię tak hałas – odmruknął i usiadł obok przyjaciela, obserwując jak bierze do ręki szklankę, patrzy na nią moment i wypija powoli płyn do ostatniej kropelki.

Potem odłożył szklankę na szafkę i odwrócił się w jego stronę, żeby spojrzeć w jasne oczy o kolorze bursztynu.
Przeszło mu przez myśl, by powiedzieć Tsukishimie, jakie to słodkie, że tak się troszczy, ale nie odezwał się ani słowem, bo wiedział, że nie zostanie to miło przyjęte. Tak też milczał i wpatrywał się w piękne tęczówki przed nim, tak samo na nim skupione, jak on na nich.

- Grzywka ci leci do oczu – zauważył Tsukishima z dystansem. – Ibuka potrafi dobrze ścinać włosy, mi ostatnio podcięła, nawet znośnie – jakby na potwierdzenie swoich słów przeczesał palcami włosy, ukazując na moment całą twarz, żeby chwilę później jasne, falujące kosmyki opadły mu miękko na czoło, nie sięgając nawet do brwi. Wtedy Tadashi zauważył, że ostatnio kiedy widział kolegę, ten faktycznie miał fryzurę nieco dłuższą i bardziej rozczapierzoną.

- Ładnie ci – skomentował nieśmiało, powstrzymując się całą siłą woli, by nie nachylić się nad Tsukkim, w celu oglądania dzieła Ibuki z bliska. – Ale dobrze mi w dłuższych włosach. Mógłbym pleść warkocze, gdybym potrafił – zaśmiał się lekko, zerkając z ukosa na blondyna.

- Ja potrafię – odpowiedział.

- Naprawdę? To zapleciesz mi dwa warkoczyki? – podekscytował się, już zaczynając szukać w szufladzie szczotki do włosów i gumek recepturek. I zanim Tsukishima zdążył odmówić lub chociażby wydać okrzyk sprzeciwu, na jego kolanach leżały odpowiednie przyrządy, a Tadashi siedział na podłodze tuż obok jego nóg odwrócony tyłem.

W tym wypadku Tsukkiemu pozostało tylko chwycić za szczotkę, wciągnąć gumki na nadgarstek, nachylić się nad lśniącymi włosami przyjaciela i zacząć je delikatnie rozczesywać, a następnie uważnie zaplatać, dobierać kosmyki, tworząc niespiesznie uroczy warkoczyk.

- Masz cienkie włosy – skomentował, by przerwać niezręczną ciszę. Jego myśli już powoli zapełniały się faktem, jak blisko siebie się teraz z Tadashim znajdują i jak bardzo chciałby po prostu posiedzieć tu dłużej i czesać jego miękkie włosy w nieskończoność. To nieodpowiednie.

- Och, a używam tylu odżywek – odparł zawiedziony.

- Szybko wyłysiejesz na starość – dodał oschle, co perfekcyjnie i ostatecznie zrujnowało słodki nastrój.

Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Czasem miał dość niepohamowanej potrzeby dogadywania i czepiania się, ale tak samo ją doceniał, ponieważ to ona tworzyła wokół niego bezpieczną bańkę, przez którą nikt nie chciał się przebijać zniechęcony pozorami. A Tsukishima miał dobre serce, tylko z natury strachliwe. Nie lubił pokazywać go światu, bo obawiał się, że pierwsza lepsza osoba podepce je lub podrze i nie zostanie z niego już nic, jeno marne, porozrzucane wokół strzępki. Tylko Yamaguchi nie przejmował się chłodną bańką, tylko on szedł głębiej i dalej, nie zważając na kolce, by dostać się do prawdziwego Tsukkiego, tego, którego tak sobie upodobał.

- Mogę kupić sobie perukę – wzruszył ramionami.

Tsukishima już powoli kończył, nogi miał rozstawione po obu bokach szatyna, co ten ostatni wykorzystał, opierając twarz o jego udo tuż nad kolanem. Objął w tym samym momencie jego nogę jak dzieciak stęskniony do rodziców i przymknął oczy, mając nadzieję, że jego przyjaciel nie ma nic przeciwko. Nie miał. Wpatrywał się zdumiony w czubek głowy Yamaguchiego, wstrzymując na chwilę oddech. Potem nachylił się znowu, rozplątał warkocze i zaplótł je od nowa, ponieważ nie miał bladego pojęcia, co ze sobą zrobić. W końcu ten drugi odkleił się od niego i wlazł na materac, siadając skrzyżnie obok.

- Faktycznie potrafisz robić warkocze – skomentował, badając palcami tył swojej głowy.

- No jasne, że umiem.

- Twoja dziewczyna to szczęściara – rzucił, nie pozwalając, by żal wydostał się z jego gardła wraz ze słowami. Czemu wspominał o dziewczynie? Żeby potwierdzić swoje obawy i się pogrążyć? To było niezwykle żałosne i stwierdził, że wolałby jednak ciągnąć tę farsę nieco dłużej i udawać, że ma u Tsukkiego szanse, kiedy wcale ich nie miał.

- Nie mam dziewczyny – odpowiedział ponuro, wlepiając wzrok gdzieś w ścianę.

- Serio? Czemu? – zapytał ze zdziwieniem. Nie wiedział, czy czuje bardziej ulgę, czy kolejne porcje obaw. Zatrzymanie jego uczuć tu i teraz bolałoby nieco, lecz nie przyszłoby mu z wielkim trudem. Im dłużej jednak przebywał z Tsukishimą, tym bardziej się w nim zakochiwał.

- Ładna twarz i wzrost nie rekompensują zgryźliwego charakteru – rzekł płynnie, jakby znał tę formułkę na pamięć.

- Mówisz, że żadna cię nie chce? Nie wierzę. – pokręcił stanowczo głową. Być może naprawdę nie wierzył, gdyż sam widział w nim wiele cudownych cech, a może próbował przekonać się w jakiś sposób, że naprawdę nie ma u niego szans.

- Było kilka zainteresowanych mną dziewczyn, ale wiem, że leciały tylko na wygląd. Nie jestem ślepy – wyjaśnił swoim niskim głosem, po czym dodał – przynajmniej z okularami.

Wtedy Yamaguchi zachichotał, a do niego dość nieświadomie dołączył Tsukishima.

- Czyli dobrze ci w samotności? – kontynuował Yamaguchi coraz bardziej zamyślonym tonem.

- Nie... nie wiem. Na pewno nie chcę zapełniać pustki dziewczynami – poprawił okulary, biorąc głęboki wdech, kiedy zdał sobie sprawę, że stąpa po kruchym lodzie. Jedno głupie słowo i Tadashi dowie się o jego orientacji lub, co gorsza, o jego zauroczeniu w nim. To nie są rzeczy, którymi chciał się dzielić, a które ostatecznie i tak zapewne prowadziły w ślepy zaułek. Yamaguchi to jedyna osoba na stacji, z którą miał dobrą relację. Nie powinien tego psuć głupimi wyznaniami.

- To czym zapełniasz pustkę? – zapytał, niby obojętnie, jakby nie miało to większego znaczenia dla żadnego z nich. A miało ogromne.

Yamaguchi nie doczekał się jednak odpowiedzi. Cisza przeciągała się w nieskończoność, aż oboje wiedzieli, że Tsukishima nie zamierza nic powiedzieć.

- Też nie mam dziewczyny – podjął ponownie, mając dość napiętej atmosfery – Ale nie śpieszę się. Bez sensu jest szukać miłości na siłę. Jak znajdę kogoś odpowiedniego, to na pewno się zorientuję. – Dawno tak bardzo nie chciał wykrzyczeć komuś prosto w twarz, co naprawdę miał na myśli. Jednak nie mógł tego zrobić, bo odebrałby sobie tę bezsensowną nadzieję, której i tak nie chciał, a która jednocześnie koiła jego zbolałe serce.

Tsukishima posłał mu długie spojrzenie, nie wyrażające raczej niczego konkretnego. Ot tak, zawiesił na nim swój wzrok, jakby zmęczył się patrzeniem na brudny, chłodny świat i potrzebował odpocząć.

Yamaguchi jak zwykle przyjął go z otwartymi ramionami.

--

Dzisiaj zdawało się, jakby sztorm szalał jeszcze gorzej niż w ostatnich dniach. Jedli kolację, rozmawiając znudzonymi głosami, kiedy niespodziewanie odezwał się pisk alarmu.

- Bojler z wodą – rzekła tylko Eguchi przez hałas, podniosła się natychmiast i wybiegła z jadalni, a za nią po kolei każdy uświadamiał sobie, w jakiej sytuacji się znaleźli.

Sztorm doprowadził do pęknięcia bojlera, a teraz wyciekała z niego zawartość, która przy pewnym poziomie aktywowała syreny. Bojler znajdował się w osobnym pomieszczeniu za szczelnymi drzwiami. Wiedzieli, że kiedy je otworzą, woda zaleje całą podłogę.

- Eguchi, od zewnątrz! – krzyknął Tsukishima, wpadając do swojego pokoju po ubrania. Po ekspresowym ubraniu się, wypadł przez główne drzwi, słysząc, że kilka osób podążyło za nim. Zorientował się naprędce, że to Hirata, Tatsuya i Kihara. Od razu uderzył ich wiatr zwalający z nóg i sypiący wściekle śnieg i lód. Przylgnęli do ściany i przesuwali się wzdłuż niej. Było potwornie zimno i głośno, nie potrafili myśleć o czymkolwiek innym, jak o dotarciu do odpowiednich drzwi.

W końcu usłyszeli krzyk Tatsuyi zagłuszony hukiem wiatru. Mężczyzna otworzył drzwi, które pędzące powietrze odrzuciło natychmiast obijając o przeciwległą ścianę. Ze środka wylała się woda, sięgająca wcześniej zapewne trochę nad kostki. Tatsuya znowu coś krzyknął, ale zupełnie nic nie zrozumieli przez niesamowity hałas. Tsukishima wbiegł do pomieszczenia, dopadając od razu pękniętego bojlera. Woda tryskała ciągłym strumieniem z połowy wysokości.

Tymczasem Kiharze, Tatsuyi i Hiracie nareszcie udało się zamknąć drzwi, co Tsukishima zauważył tylko przy okazji, przez zmianę natężenia huku i ciemność, jaka spowiła otoczenie. Ktoś od razu zapalił światło, a drzwi wewnętrzne otworzyły się wpuszczając więcej rąk do pomocy.

- Zestaw do naprawy! – Kei wydał polecenie ochrypniętym głosem, starając się zachować opanowanie. Jakieś dłonie rzuciły mu na zalaną wodą podłogę skrzynkę z przyrządami, inne podstawiły pod strumień wiadro.

Zatykali wspólnie dziurę, kiedy woda mroziła im czerwone palce, szczęki zaciskały się mocno, byle wykrzesać z człowieka więcej precyzji i determinacji. Musieli nakładać wiele warstw taśmy izolacyjnej na zatkaną specjalnym materiałem dziurę, aż uznali, że wystarczy to na ten moment. Nie mogli jednak odetchnąć z ulgą, gdyż czekała ich cała masa sprzątania. Tsukishima stracił czucie w palcach, kiedy przenosił stojące luzem przedmioty do środka w celu wysuszenia ich. Widok mu się zamazywał, nawet jeśli na nosie spoczywały okulary, a w ramieniu rwał go któryś z mięśni.

- Ty już idź, poradzimy sobie – polecił mu głos, który dopasował do Yamaguchiego.

Tak też powlókł się do swojej kwatery, ściągał po kolei warstwy przemoczonych ubrań i padł jak martwy na swoje łóżko. Chciałby po prostu zasnąć, ale zastanawiał się, czy reszta sobie radzi i czy bojler nie rozwali się ponownie, a nawet po wyrzucaniu z głowy wszelkich myśli, czuł jedynie przeszywający ból w nadwyrężonym barku, ścisk w głowie i odmrażające się palce. Nie miał na to siły.

Jak przez mgłę dotarło do niego, że ktoś wchodzi do jego pokoju, nie widział twarzy, ale zgadywał, że to Yamaguchi. Nikt inny nie pozwalał sobie na pomijanie pukania.

- Żyjesz? – zagadał, siadając obok. Głos miał wyczerpany i tak zapewne się czuł. W pokoju paliła się mała lampka nocna, na ścianach malowały się cienie, tańczące też zabawnie na twarzy Tadashiego.

- Nie bardzo – odparł Tsukki – wszystko mnie boli – wyznał, pozwalając sobie na ciche stęknięcie. Zaczął się powoli podnosić, ale Yamaguchi od razu popchnął go z powrotem na materac. Skądś wytrzasnął koc i nakrył nim przyjaciela zbyt już zmęczonego na czucie zakłopotania.

- Naprawdę sobie poradziłeś, Tsukki. Ja spanikowałem i stałem przez kilka minut zastanawiając się, czy zginiemy, a ty od razu wiedziałeś, co trzeba robić – rzekł oczarowany.

- Byliśmy szkoleni, to świadczy źle o tobie, że nic nie załapałeś – odparł, jednak wypowiedzi zabrakło typowej iskry złośliwości. – Idę spać – oznajmił niegłośno i obrócił się na drugi bok, twarzą do ściany. Czekał aż poczuje obok siebie poruszenie, a następnie usłyszy dźwięk zamykanych drzwi, lecz nic takiego nie nastąpiło. Materac zapadł się bliżej niego i na plecach wyczuł ciepło drugiego ciała, szyję łaskotał mu ciepły oddech, palce wplątały się we włosy.

- Co robisz? – warknął blondyn.

- Też idę spać – szepnął mu do ucha i wtulił twarz między jego łopatki, nie odzywając się więcej.

Tsukishima gdzieś tam w głębi wiedział, że pozwolenie Tadashiemu na zostanie nie było najlepszym pomysłem, ale był już tak zmęczony, jego myśli gubiły zwyczajne racjonalne ścieżki, a serce cicho podpowiadało, że jemu całkiem pasuje cała ta sytuacja.

Zasnął ostatecznie z mnóstwem wątpliwości i ciepłym poczuciem ukojenia. Naprawdę dobrze mu było z Tadashim u boku. Zastanawiał się, czy Tadashiemu jest dobrze przy nim. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro