14.
Tupot stup.
Jeden cięższy.
Trzy szybkie oddechy.
Jeden należał do zabójcy.
Który zabijał na różnorakie sposoby.
Tym razem też miał być wyjątkowy.
Mężczyzna wraz z narzeczoną wybrali się na wakacje do wielkiego lasu na biwak.
13 sierpnia
- Żeby mnie dogonić musisz się pospieszyć -rudowłosa śmiała się głośno biegnąc w stronę pięknego jeziorka.
- Tylko odłożę nasze rzeczy na miejsce i zaraz będę przy tobie porządnie cię grzmocąc.
- Cóż to za niemoralne myśli panie Steen.
Andy zaczął biec w kierunku jeziora.
Obydwoje byli strasznie szczęśliwi.
Żadne z nich nie wiedziało że ktoś ich obserwował.
Ten ktoś miał właśnie darmowe porno.
Ponieważ obydwoje byli właśnie nadzy w wodzie która była wyjątkowo czysta.
Andy szybko wszedł w Lizzie.
Poruszał się powoli całując ją namiętnie w każdym dostępnym miejscu.
Ich jęki tłumiły odgłosy lasu.
Czyli wiatr ponieważ żadnej zwierzyny w nim nie było.
Co trochę ich dziwiło ponieważ to miejsce nie było ani zanieczyszczone ani zamieszkane przez jakieś plemię.
Co niegdyś było nie prawdą.
Zaledwie kilka lat temu roiło się tu od ludzi i zwierząt.
Aż do roku w którym prawie wszyscy wyginęli.
Zwierzęta i ludzie.
Zaraza która ich objęła nie miała litości.
Zabijała wszystko.
Nie oszczędziła nawet much.
Lecz jedna osoba została.
Najmłodszy z plemienia został żywiąc się ciałami turystów którzy nieświadomi o jego istnieniu przychodzili do tego lasu na małe wakacje.
Które kończyły się masakrą.
Co roku w podziemiach.
Wykopanych niegdyś na potrzeby mieszkania.
Walały się litry krwi i kości.
Większości takich mieszkań była zawalona oprócz jednego w którym zamieszkiwał owy zabójca.
Jego imię było nieznane ponieważ jego ojciec był niemową, a matka zmarła przy porodzie.
Jego imię było tylko na papierze którego już od dawna nie ma.
A on sam nie posługiwał się słowami.
Jedyne co umiał używać to broni i przyrządów kuchennych.
Narzeczeni wychodząc z wody byli coraz bardziej przekonani do wakacji i szczęśliwi z decyzji przyjechania tu.
Oboje jakiś czas temu skończyli studia i chcieli się wyszaleć przed pracą.
Która nastąpi zaraz po ich przyjeździe.
Albo wcale.
Ludzie oglądający film o tym smieli by się na samym początku bo jakie debile przyjeżdżają do pustego i pięknego lasu myśląc że wszystko będzie dobrze.
Tym bardziej w takim rodzaju filmu.
Rozkładając ich wspólny namiot planowali co robić w najbliższy tydzień.
Zostać nad jeziorem czy pozwiedzać las?
Postanowili jednak pozwiedzać.
Może znajdą coś ciekawego?
Jakieś prastare ruiny lub piękną jaskinie.
Mogą też odkryć nowy gatunek rośliny.
14 sierpnia
Andy i Lizzie wyruszyli na wycieczkę.
Wszystko zaczynało się fajnie do czasu znalezienia kości udowej.
Myśleli że to jakiegoś zwierzęcia.
Ale to była ludzka kość.
Pozostawiona przez naszego kochanego zabójcę.
Który skacze po drzewach śledząc ich.
Jego forma jest lepsza niż polskich piłkarzy.
Ale nie weźmie udziału w zawodach.
Idąc w stronę szumu wody ujrzeli wodospad.
Prześliczny czyli się jak w niebie.
Ale postanowili przyjść do niego później i popływać.
Teraz wyruszają dalej.
Idąc czują coraz gorszy niepokój.
Ale lekceważyli to bawiąc się w poszukiwaczy skarbów.
Szli i widzieli różnorakie rośliny i polany wszystko piękne.
Jakby nie dotknięte złem tego świata.
Ale każda bajka ma jakieś swoje ciemne strony.
Przecież Kopciuszek nie byłby ta sama bajką bez złej macochy i sióstr.
Szli i słyszeli dodatkowy oddech.
Cięższy od ich.
Zauważyli dziwne wejście weszli i ujrzeli.
Drewniana podłoga i ściany.
Drewniane meble.
Wszystko z drewna i żadnej elektroniki.
Chcieli tu zostać na dłużej ale musieli iść po rzeczy.
Wychodząc Lizzie poczuła dziwny swąd.
Powiedziała Andy'iemu żeby poszli w stronę z której najprawdopodobniej się wydobywał.
Im bliżej byli tym gorszy smród czyli.
A gdy weszli...
Ujrzeli szczątki ludzi
W wielkich garnkach czerwoną ciecz
Trzy powieszone ciała bez skóry i ubrań.
Gałki ocznej były w słoiku na półce w której były inne tego typu narządy.
Oboje nie wytrzymali i zwymiotowali.
Lizzie zaczęła płakać.
Andy uspokoił ja że zaraz stąd wyjadą ale był daleko od prawdy.
Zaczęli biec w stronę biwaku.
Lecz zgubili się.
Pośrodku
Wielkiego
Pustego
Lasu
Wraz z mordercą
Który tylko czeka na ich młode i smaczne ciałka.
Usłyszeli cichy i przerażający śmiech nie sądzili że ten ktoś będzie aż tak blisko ich.
Nagle z drzew zaczęły wylatywać Prost na nich noże.
Jeden z nich wbił się Andy'iemu w rękę.
Zaczęli uciekać.
Nie wiedzieli gdzie i jak uciec ale chcieli żyć.
Co nie było im dane.
Coraz wolniej biegli nawet zastrzyk adrenaliny im nie pomógł.
Obydwojgu płuca podeszły już dawno do gardla.
Kręciło im się w głowach.
Coraz słabiej biegli.
Ich serca byli bardzo szybko.
Nagle Lizzie zaczęła krwawić.
I nie przez bezimiennego.
Nie wiedziała że przez fakt ten czas była w ciąży a właśnie teraz prawdopodobnie je traci.
Straciła przytomność.
Andy wziął ją na ręce i biegł.
Biegł i potknął się o wystający korzeń.
Jego narzeczona wypadła mu z rąk nadziewając się na dzidę zostawioną tu wcześniej przez ich obserwatora.
Nie wiedział co robić i poprostu zaczął płakać.
Krzyczał żeby go szybko zabił bo nie chce żyć bez Lizzie.
Ten podszedł do niego.
I krótkim ruchem sprawił że Andy stracił przytomność.
Zabrał go do swojego domu.
Tam oderwał mu paznokcie.
Potem oczy, zęby, uszy i nos.
Pociął mu rękę na małe kawałeczki kości rzucając w ogień.
Nogi zaczął kroić na plasterki.
Wszystkie ważne narządy wsadził do słoików.
Po skończonej pracy nad mężczyzna zajął się kobietą.
Zrobił to samo ale gdy dotarł do miejsca gdzie jest macica.
Wbił nóż i pił krew wprost z niej.
Zachwycając się smakiem.
Tak oto zginęła dwójka ludzi.
Nie byli pierwsi i nie byli ostatni.
To będzie się ciągnąć aż do śmierci kanibala.
A może i dłużej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro