Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

''I'm already high enough''

Ciepłe promienie słońca czule głaskały ich po twarzy. Załamywały się w niektórych miejscach, omijając je, a inne obejmowały delikatnie, rozgrzewając ich zmarzniętą skórę. W oddali słychać było dobrze im znane odgłosy miasta; rozmowy, głośna muzyka, piski opon oraz warkot silnika. Przygłuszał je gruby mur drzew, zielona wysepka na szaro-burej mapie metropolii, ostoja spokoju i najbliższe im miejsce odpoczynku.

Lekki wiaterek rozwiewał jej włosy, bawiąc się wcześniej ułożoną fryzurą. Dziewczyna nadymała zabawnie policzki za każdym razem, gdy niesforny kosmyk przysłaniał jej oczy, wyklinając przy tym złośliwe podmuchy.

- Mam dość - jęknęła, poddając się.

Położyła głowę na ramieniu Czecha, wtulając się w jego puchową kurtkę. Miejsce wiatru zastąpiły dłonie chłopaka. Przymknęła powieki, skupiając się na szeleście liści.

"Jestem w gęstym lesie. Wszystko pokryte jest grubą warstwą śniegu. Na pobliskim drzewie siedzi gil, ze smakiem zajadający się jarzębiną. Niedaleko - niemalże niewidoczna na białym puchu pokrywającym trawę - drepcze jemiołuszka. A tuż za nią, schowana za łysymi gałęziami stoi sarenka, z zaciekawieniem mnie obserwując." - wyobrażała sobie, uśmiechając się błogo.

- To gdzie mnie zabierasz na walentynki? - mruknęła niewyraźnie. Nadal znajdowała się w magicznym lesie, wyjętym prosto ze starej baśni o królowej śniegu.

Białowłosy poruszył się niepewnie, przygryzając wargę.

- Przepraszam Pola, ale spędzam je z kuzynką...

Otworzyła gwałtownie oczy, wracając do szarej rzeczywistości.

- Znowu? - warknęła, patrząc chłopakowi prosto w oczy.

- Wiesz... Ona nikogo nie ma, byłoby jej przykro. Nie chcę, żeby spędzała ten dzień sama - odparł, nadal bawiąc się jej włosami.

- Dlatego to ja mam go sama spędzić!? To nie pierwszy raz, gdy psuje nam plany. Czechy, ona nie ma pięciu lat, nic jej się przez jeden dzień nie stanie, możesz jej odmówić! - Podniosła głos, odsuwając się.

- To moja kuzynka. Możesz jej nie lubić, ale nie zabronisz mi spędzać z nią czasu!

- Ale ja ci nie zabraniam, po prostu nie musicie się tak często spotykać! Nie zauważyłeś, że Słowacja jakoś zawsze czuje się źle i jest samotna akurat w tedy, kiedy mamy coś razem zaplanowane? Ona mi to robi na złość!

- Opanuj się Pola - warknął Czechy, wstając. - Znamy się od dziecka, nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. To ty jesteś przewrażliwiona.

- Po prostu powiedz jej "nie"! Albo chociaż raz przełóź spotkanie z nią, zamiast odwoływać randkę ze mną!

- Jak na razie to ty jesteś jedyną, która nie potrafi przyjąć do wiadomości, że istnieje takie słowo jak "nie"! Więc proszę cię, nie udzielaj mi tych swoich rad - warknął, odchodząc.

- Ja jestem dla ciebie ważniejsza, czy ona!? - krzyknęła Polska, z trudem powstrzymując się przed płaczem.

- Pomyśl czasem, zanim coś powiesz - usłyszała w odpowiedzi.

Patrzyła na oddalającą się sylwetkę Czecha. Cieknące po policzkach łzy szczypały ją w skórę, jednak nie zwracała na to uwagi. Zacisnęła pięści i ignorując ciekawskie spojrzenia świadków ich kłótni, ruszyła w przeciwną stronę niż chłopak.

Chciała zwyczajnie spędzić święto zakochanych z najbliższą jej osobą. A mimo to po raz kolejny spędzi walentynki w domu, czując się jeszcze bardziej samotna, niż kiedy nie miała nikogo.

Nienawidziła Słowacji, zresztą z wzajemnością. Nie wiedziała nawet czemu, jednak szybko ta nienawiść przesiąknęła ją do szpiku kości, nie pozostawiając miejsca na zadawanie sobie tego typu pytań. Dlaczego ona zawsze musiała im przeszkadzać? Dlaczego zawsze musiała pokazywać jej, że nie ważne jak bardzo będzie się starać, Czechy zawsze wybierze Słowację? Dlaczego nie mogła chociaż ten jeden jedyny raz odpuścić, nie rujnować im planów?

Przyspieszyła kroku, widząc już bramę, porośniętą winoroślą. Zrobi wszystko, żeby tą szmatę przekonać, aby w końcu przestała im wchodzić w drogę.

⊰···⊱

Jedynymi dźwiękami wypełniającymi pomieszczenie były szelest kartek i skrobanie długopisów. Nic dziwnego, w końcu była to biblioteka z równo trzema osobami w środku; bibliotekarką, dręczącą bez przerwy klawiaturę, chłopakiem, którego książka tak pochłonęła, że nie usłyszał dzwonka i białowłosą dziewczyną, zapełniającą zeszyt od matematyki ciągiem liczb i znaków.

Te piątkowe popołudnia, kiedy każdy z pośpiechem wychodził ze szkoły, były jej ulubionymi. Spokój w tym budynku rzadko panował, jednak kiedy się tu pojawiał, sprawiał, że ta chwila wydawała się być magiczna.

Odłożyła w końcu  długopis i rozciągnęła się przy wtórze strzelania kości.

- Nie rób tak - powiedziała kobieta, krzywiąc się z nad komputera. Nadal nie przestawała maltretować klawiszy.

Dziewczyna przetarła oczy i sięgnęła po torbę, wrzucając do niej wszystkie wyłożone wcześniej przedmioty. Choć pociąg miała dopiero za półtorej godziny i tak skończyła już wszystko robić. Nie miała ochoty siedzieć tu zbyt długo. Mimo to, zamiast od razu kierować się do wyjścia, ruszyła jeszcze w stronę najbliższej toalety.

- Hej - mruknęła niechętnie, widząc malującą się Słowację.

Dziewczyna odwróciła się zaskoczona, niechcący brudząc przy tym lustro beżowo-różową kredką do ust.

- Cześć Pola - uśmiechnęła się do niej.

Nie był to uśmiech, którym wita się przyjaciela. Była to na szybko założona maska, przykrywająca grymas. 

- Trochę się rozmazałaś - dodała.

Zerknęła w stronę lustra. Kurwa. Czarne farfocle otaczały jej oczy. Wyglądała, jakby spędziła ostatnie godziny płacząc w poduszkę. 

Wyjęła z torby tusz do rzęs i starała się naprawić to, co zniszczyła.

Cisza wypełniła pomieszczenie. Były jak oddzielone ścianą od reszty świata. 

- Czechy idzie do ciebie w walentynki? - spytała Polska.

- Tak, wiesz, nie chciałam czuć się sama w tej dzień. Mam nadzieję, że nie zepsułam wam planów - zaśmiała się, poprawiając korektor.

Pola zacisnęła zęby, powstrzymując się, aby nie wybuchnąć. 

- Właściwie to tak... - syknęła. 

- Wybacz - uśmiech nie schodził jej z ust. Był jak przymocowany śrubami do jej twarzy. - Wiesz, skoro Czechy się zgodził, myślałam, że nic nie macie zaplanowane.

- W walentynki? - prychnęła zirytowana. - Nie możesz się z nim spotkać kiedy indziej?

- Nie mogę Pola, mamy już wszystko zaplanowane... Może po prostu umów się z nim w inny dzień? 

Wdech u wydech. Wdech i wydech.

Miała wrażenie, że zaraz coś rozsadzi ją od środka. Zacisnęła z całej siły pięści, rozkoszując się bólem, gdy paznokcie zatopiły się w jej skórze.

- Zamknij się.

Słowacja popatrzyła na nią zaskoczona. Nagła zmiana tonu ją zaniepokoiła, ale i rozbawiła. Widać, że dziewczynie bardzo zależało na tym, aby przełożyła spotkanie. No cóż, ona nie ma zamiaru odpuścić.

- Co tak agresywnie? - Zachichotała. - Co ci tak na nim zależy? On i tak ma cię gdzieś.

- Zamknij się.

- Prawda boli, co? Nie przejmuj się, zerwij z nim. Przejdzie ci w końcu i będziesz mieć spokój.

- Zamknij się wreszcie! - Polska poczuła, jak coś w niej pęka. Te ogromne pokłady złości i nienawiści, żalu i bólu - wszystko uwolniło się jak woda z przerwanej tamy.

Złapała za włosy Słowacji i z całej siły cisnęła jej głowę o umywalkę.

Krzyk pełen bólu rozdarł ciszę. 

- Co ty robisz!? Zostaw mnie! - wrzasnęła.

- Zamknij się!

Zacisnęła palce jeszcze mocniej, wbijając paznokcie w skórę między włosami. 

Uderzyła ponownie. Tak jak i wcześniej, dziewczyna wydała przeszywający krzyk.

- Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się! - Polska krzyczała w obłędzie. 

Cios za ciosem, łazienkę zaczynała pokrywać krew. Ręce Słowacji ciągle zmieniały miejsce, na zmianę próbując uwolnić się z uścisku i zamortyzować uderzenia. Krzyki przerodziły się w charczenie, gdy w pewnym momencie rozległ się trzask. 

- Przestań... Proszę... 

Ciepła krew i łzy zalewały jej twarz. Przeźroczysty płyn wypływał strużką z jej ucha, mieszał się z resztą płynów, tworząc jasno-czerwoną maź.

- Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się! 

Wreszcie zaczęła się uspokajać. Puściła dziewczynę, rzucając ją na ziemię.

- Zamknij się... - wydyszała.

Odgarnęła kosmyki z twarzy, w końcu mając dobry widok na swoje dzieło.

Kafelki zalane były krwią, tak samo ściany i lustro. W miejscu, gdzie najczęściej uderzała, umywalka była pokruszona. Skapywała z niej czerwona ciecz, tworząc pod nią kałużę, łączącą się z tą przy głowie Słowacji.

Polska zadrżała. Kopnęła delikatnie leżącą na ziemi dziewczynę. 

- Kurwa - jęknęła, gdy ta nie odpowiedziała, ani się nie poruszyła.

Nie zrobiła tego. Nie zabiła jej. Nie chciała. Poniosły ją emocje, a Słowacja... Pewnie jest nieprzytomna. Musi być.

Zerknęła na pokryte krwią i wyrwanymi włosami ręce. Była cała w krwi. Brązowa bluzka przylegała do jej ciała w mokrych miejscach, tak samo luźne jeansy. Jej włosy, wcześniej śnieżno-białe, teraz przybrały kolor lodów truskawkowych.

Odwróciła głowę kuzynki Czecha. Usta - w połowie otwarte - zamarły na wieki w połowie krzyku. Jedno oko pozostało otwarte, zalane krwią. Drugie było na wpół zamknięte, a rzęsy się skleiły. Jej rysy twarzy były niewyraźne, zasłonięte przez różne płyny oraz przylepione do twarzy włosy. 

Nie żyła. Ta myśl przeszyła jej ciało jak ostrze. Niemal czuła zimny metal powoli wbijający się w kolejne warstwy skóry. 

Co powie na to Czechy? Co zrobi, jak się dowie, że jego kuzynka nie żyje?

Zastygła w bezruchu. Nikt nie zadzwoni do niego w połowie randki, aby jak najszybciej przyszedł pomóc zająć się chorym psem. Nie będzie musiał odwoływać kolejnego spotkania, bo jego kuzynka ma zły dzień i chce ją podnieść na duchu. Nigdy więcej nie będzie ignorować jej przez kilka dni, bo wymieniła trochę nieprzyjemnych słów ze Słowacją.

Sięgnęła do leżącej na ziemi torby. W trakcie całej tej szarpaniny musiała jej spaść. 

Weszła w kontakty i przewinęła do litery "c". 

- Hej...

- Cześć misiu, przekonałam Słowację, mamy czas w walentynki - uśmiechnęła się, mimo, że chłopak nie mógł tego zobaczyć.

W końcu nikt im nie przeszkodzi.


⌁⌁⌁

1464 słów

Wczoraj zapomniałam dokończyć, więc dzisiaj rano, jak jechałam do szkoły, na lekcji i na wf'ie (czyli właściwie na wszystkich lekcjach) to pisałam.

Co sądzicie? 

W tym shocie związek Poli i Czecha jest dosyć toksyczny, jednak w moim au mają trch bardziej zdrową relację.

Happy Halloween!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro