Rozdział piąty
Była zamknięta. Czy w ogóle jeszcze istniała? Tak. Przecież myślała, a to oznaczało, że żyła! Tylko... Jaki sens ma życie, gdy jesteś jedynie obserwatorem? Samą świadomością, nie potrafiącą w nic ingerować?
To bolało. Świadomość, że to ona wszystko zaczęła. Wszystko przez jej głupią ciekawość. I naiwność. Bo pomimo tego wszystkiego, wierzyła, że w końcu da radę wszystko naprawić. To dawało malutką iskierkę nadziei w tej ciemności.
Lecz z każdym morderstwem, to delikatne uczucie, którego tak kurczowo się trzymała, słabło. Znikało zastąpione przez tępy ból.
Nie przyzwyczaiła się do tego. Nie potrafiła zobojętnieć na ból przyjaciół. Nawet... Nawet jeśli już nimi nie byli.
Cały czas cierpiała równie mocno, co przy rozpoczęciu tej rzezi. Albo nawet i mocniej.
Mimo, że demon przejął jej ciało w zupełności, a ona sama wylądowała tutaj, jako świadomość, czuła wszystko. Widziała każdy ruch noża, wprawiony przez należące do niej kiedyś, dłonie. Patrzyła w przerażone oczy potworów.
~*~
Leżał na łóżku myśląc.
Ostatnio dużo myślał.
No i martwił.
Jego myśli bez przerwy błądziły wokół Frisk.
A dokładniej niepokojącej rozmowy i zakrwawionego przedmiotu na kafelkach.
₩¥₩¥₩
- Dzieciaku? - spojrzał na nią w osłupieniu.
Nie był w stanie wykrztusić niczego więcej.
Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę. Krew powoli spływała po jej rękach.
Cisza. Bolała go jeszcze bardziej niż to co widział.
₩¥₩¥₩
Opatrzył jej rany i posadził na brzegu wanny.
Frisk wpatrywała się tępo w kawałek metalu, pokryty czerwoną cieczą. Dopiero po chwili zdecydowała się odezwać.
- To wszystko nie tak jak myślisz... Ja... J-ja... - urwała, nie będąc w stanie mówić dalej.
Westchnął.
- To ma związek z Charą, prawda?
Paniczny strach w złotych oczach był wystarczającą odpowiedzią.
₩¥₩¥₩
- W-więc... Skąd wiesz kim ona jest? - zapytała cichym i łamiącym się głosem młoda kobieta.
Siedzieli w salonie. On na kanapie, a ona skulona w fotelu.
Nie był pewny, który już raz westchnął tego dnia.
- Rozmawiałem z nią.
- CO?!
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, połączonym z ogromnym lękiem.
₩¥₩¥₩
Wyjaśnienie tego wszystkiego było trudne. Zwłaszcza, że na samo wspomnienie zabijania, Frisk zaczynała się trząść, nie potrafiąc się uspokoić.
Opowiedzenie jej wszystkiego, było dla niego naprawdę ogromnym sukcesem.
₩¥₩¥₩
- Twoja kolej. - spojrzał na nią uważnie - Czemu to robisz?
Po wypowiedzeniu tych słów, zdał sobie sprawę, jak głupie to było pytanie.
Jednak zanim zdążył przeprosić, dziewczyna wzięła głębszy oddech.
- Ja muszę.
Z jej głosu zniknęła niepewność, zastąpiona niepowtarzalną pewnością.
- Muszę. Inaczej ona wygra. Rozumiesz, Sans? Nie można pozwolić jej zrobić resetu. Nie można!
Zerwała się na równe nogi. W jej oczach był gniew, wyraźnie napędzany strachem.
Podeszła do niego i złapała go za ramiona.
- Tylko ten ból pozwala się skupić. Tylko z pomocą bólu mogę utrzymywać kontrolę!
Zaczęła nim histerycznie potrząsać.
- Ból... Ona chce wyjść na zewnątrz...
Niespodziewanie, gniew przerodził się w rozpacz. Po jej policzkach popłynęły łzy.
- Ja nie... Nie chcę jej pozwolić...
Przytuliła go silnie.
Nie wiedział jak zareagować. Niepewnie pogładził ją po ramieniu.
₩¥₩¥₩
Mijały dni, a on wciąż próbował znaleźć sposób by jej pomóc. Nic nie przychodziło mu do głowy.
Jak wygrać z demonem bez ciała?
Westchnął.
Odłóżył trzymany chwilę wcześniej ołówek, a kartka nad ktrórą się pochylał, wylądowała w kącie.
Nie potrafił niczego wymyślić... Przecież musiał istnieć jakiś sposób! Musiał!
₩¥₩¥₩
- Dzieciaku?
Wszedł cicho do jej domu. Starał się pojawiać codziennie, by wesprzeć ją mentalnie. Tylko tyle mógł zrobić.
Dotarł do salonu i odetchnął z ulgą.
Frisk spała spokojnie na kanapie.
Podszedł do niej i zorientował się, że jednak w jej śnie nie było ani grama spokoju.
Twarz dziewczyny była wykrzywiona w grymasie bólu, połączonym ze, znanym mu aż za dobrze, strachem.
₩¥₩¥₩
- Sans?
- Co jest, dzieciaku?
- Co byś zrobił gdyby... Gdyby twoja śmierć mogła uratować wszystko na czym ci zależy?
- O czym ty gadasz, Frisk?
- Nieważne... Zapomnij o tym.
₩¥₩¥₩
Wpadła na niego, zataczając się.
- To koniec. Jest zbyt silna... A ja zbyt słaba...
Poczuł narastającą panikę.
- Sans... Ja muszę to zrobić... To jedyna szansa...
- O czym ty...
- Jeśli to ty zostaniesz moim zabójcą, cofnie mnie do punktu zapisu... Ale jeżeli zrobię to sama... Nie używając żadnych potworzych sprzętów...
Jego oczodoły stały się czarne.
-
Nie.
Nie zamierzał na to pozwolić. Po prostu nie.
Zaśmiała się bez cienia wesołości. Złoto jej oczu przybrało poważną barwę miedzi.
- Nie? Wybacz, ale nic nie zdziałasz. Przepraszam...
Puściła się pędem przed siebie.
Zrozumienie jej działań zajeło mu chwilę.
Zbyt długą chwilę.
________________________________________
No i został tylko epilog! Woohoo!
Wiem, że to nie jest zbyt dobre. I zamierzam to zmienić. Po zakończeniu tej Historii, postaram się wprowadzić poprawki.
Jestem za granicą i to cud, że teraz mam internet, więc nie wiem kiedy pojawi się zakończenie.
Tak się wam zwierzę, że brakuje mi czegoś w tym i w poprzednim rozdziale...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro