Rozdział Drugi
Na początku jej nie widziała. Nie zdawała sobie sprawy z jej obecności. Przez jej głowę nawet nie przeszła myśl, że ktoś jej towarzyszy. Nie zauważała jej "pomocy". Nieświadoma jej szeptów, była święcie przekonana, że podejmuje swoje własne wybory.
Wachanie, aczkolwiek malutkie, pojawiło się, gdy straciła kontrolę nad własnym ciałem. Była to tylko krótka chwila. Ot, jeden ruch noża. Zamachnęła się, a jej przeciwnik zrobił unik, tak jak za tymi wszystkimi poprzednimi razami. Jednak wtedy, zamiast znów dać się zabić, dziewczyna zaatakowała jeszcze raz.
Nie spodziewał się tego. Rana była ogromna. Obrażenia zbyt duże by przeżyć.
Uśmiechnął się.
Uśmiechnął i odwrócił, mówiąc, że idzie do baru.
Znowu poczucie winy. Tak jak za każdym razem.
Za każdym razem. Sekundę przed końcem, każdy potwór sprawiał wrażenie, że ją poznaje. Że pamięta.
Raz uśmiech, raz szok. Innym razem zwyczajnie głęboki smutek.
Emocje na ich twarzach wstrząsały nią w równym stopniu co na początku.
Parę kropli łez upadło na podłogę.
"To nic takiego. Potem zresetuję. Wszystko będzie w pożądku. Potem zresetuję!"
Uczucia sprawiły, że sprawa kontroli jej ciała, zeszła na drugi plan. Właściwie o tym zapomniała.
Problem wrócił podczas walki z królem. Kimś, kto wraz z Toriel, dał jej dom. I miłość. Ale nie to całe ochydne LOVE. Prawdziwą rodzinną miłość.
Teraz walczyli i pragnęli nawzajem swojej śmierci.
Teraz traciła kontrolę. Jej ataki co raz rzadziej były zamierzone. Ciało reagowało bez jej ingerencji.
Zaczęła się niepokoić.
Zabiła go. Zabiła swojego tatę.
Ból w jego oczach wywołał jej szloch.
Ale nie zatrzymała się by go opłakiwać, choć bardzo chciała. Nie panowała nad swoimi ruchami.
Flowey. Albo Asriel, jak kto woli. Zniszczyła go.
~*~
Od ich wyjścia minęło wiele lat. Przez ten czas zdążył uwierzyć, że naprawdę są wolni.
Z dzieciakiem widywał się rzadko. Teraz była to już dorosła, samodzielna dziewczyna. Cały czas pozostała nieśmiała, ale nie będzie się czepiał cech, najwyraźniej, wrodzonych, prawda? Nieufność wobec tego człowieka całkowicie mu minęła. Sam nie wiedział czemu na początku wydawała mu się podejrzana.
Szedł właśnie do pracy. I tak zamierzał w niej spać, ale przynajmniej będzie miał odchaczoną obecność i tym samym pensję. Heh, zdumiewające, że jeszcze go nie zwolnili...
W każdym razie, był już prawie na miejscu. Wtedy jego telefon zabrzęczał cicho. Szkielet sięgnął do kieszeni i odblokował wyciągnięte z niej urządzenie. Ktoś do niego napisał. Zerknął na nadawcę. Alphys. Zapraszała go na spotkanie.
Uśmiechnął się lekko. "Ciasto u Frisk" brzmiało zachęcająco.
¥₩¥₩¥
Stanął pod drzwiami i zapukał. Dobrze, że wywiesiła kartkę o awarii dzwonka, bo wtedy wraz z Papsem mogliby stać tu dużo dłużej.
Po chwili usłyszał szybkie kroki. Drzwi się uchyliły, a w wejściu stanęła ich przyjaciółka. Uśmiechnęła się na ich widok i cichym, odrobinę nerwowym głosem, zaprosiła do środka. Kiedy weszli, Papyrus zamknął właścicielkę domu w silnym uścisku, po czym złapał ją za rękę i radośnie pociągnął w głąb domu. Sans jedynie zaśmiał się na ten widok i ruszył za nimi.
¥₩¥₩¥
Siedzieli przy stole. Panowała charakterystyczna domowa, rodzinna atmosfera.
Papyrus po wyjściu na powierzchnię, załorzył restaurację, spełniając swoje marzenie o zostaniu szefem kuchni i opowiadał teraz Frisk, o tym, jak popularne było jego legendarne spaghetti w tym tygodniu. Tori w kuchni zajmowała się ciastem. Nie był to jej dom, bo dzieciak wyprowadził się i kupił to mieszkanie szybko po ukończeniu pełnioletności, ale koza i tak świetnie się orientowała w położeniu potrzebnych jej, do zrobienia ciasta, składników.
¥₩¥₩¥
Ciasto znalazło się na stole. Cudowny zapach roznosił się po całym mieszkaniu.
Wszyscy czekali ze zniecierpliwieniem na moment, w którym będą mogli skosztować tego arcydzieła kulinarnego.
Ale najpierw trzeba było je pokroić.
Asgore wyciągnął małe czarne etui i ostrożnie wyjął z niego nóż. Wzrok potworów niepewnie skierował się w stronę człowieka.
Wyraźnie pobladła, jednak uśmiechnęła się dzielnie i delikatnie kiwnęła głową, dając znak, że wszystko z nią w porządku.
Ktoś, kto pojawiłby się tu teraz pierwszy raz, mógłby być zdezorientowany. Nic dziwnego! To było nietypowe...
Pamiętał, jak pierwszy raz spotkali się na powierzchni. Król i królowa zamieszkali wraz z Crisk w jej starym domu. Właśnie tam odbyło się spotkanie.
Było miło i beztrosko, do czasu, gdy postanowili pokroić wypiek Toriel.
Dzieciak obwieścił z zakłopotaniem, że nie ma w domu ani jednego noża. Szybko dowiedzieli się czemu.
Udało im się zdobyć potrzebne narzędzie, lecz, gdy tylko brunetka go zobaczyła, dostała histerii. Wyglądało to strasznie. Wyraźnie cierpiała.
Okazało się, że miała dziwną fobię. Bała się noży.
Od tego czasu, zawsze przy wyciągnięciu ostrza, każdy sprawdzał jak sobie z tym radziła.
Była silna. Inaczej przecież nie dałaby rady zniszczyć bariery. Jednak nawet ta siła, była niczym, wobec tego strachu.
Ale próbowała. Starała się ze wszystkich sił. Nie poddawała się, zdeterminowana by sobie poradzić.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Tutaj chcę pozdrwowić osobę, dzięki której mam ogromną motywację do pisania tego... Czegoś.
Opinia tej świetnej autorki sprawiła, że naprawdę mam ochotę to kontynuować!
W porównaniu do jej książki, ta nie jest nawet na poziomie pięciolatka, dlatego aż trudno mi uwierzyć, że jej się to spodobało...
Dziękuję!
P.S.
Wbijajcie na jej książkę, bo to grzech nie podzielić się informacją o tym dziele! Polecam je każdemu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro