Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czwarty

Dziewczynka towarzyszyła jej cały czas. Mimo to, Frisk nie widziała tego, co działo się z jej towarzyszką.
Nie zwróciła też uwagi, na to co działo się z nią samą.

Z każdym resetem. Ba! Z każdym zabitym potworem, jej "przewodniczka" rosła w siłę, gdy z kolei ona sama, traciła swoją determinację.

Zabijała, zabijała, zabijała.

Z każdą śmiercią, coraz trudniej jej było utrzymać nóż.
Nie chodziło jedynie o ból psychiczny, jaki jej to sprawiało.
W pewnym momencie... Nie potrafiła już dotknąć tej przeklętej broni, gdyż jej dłoń przenikała przez narzędzie, tracąc kształt. Na szczęście, kiedy oddalała się od przedmiotu, biały gaz znów przybierał formę jej ręki.

Powinna się cieszyć, czyż nie?
Cóż... Jeśli pominąć fakt, że demon zyskał ciało, a ona je straciła to nie było czym się martwić!

Jednak, tym co przerażało ją najbardziej nie była sama "zmiana ról".
Nie podobała jej się, ale... Równocześnie się z tego cieszyła. Przynajmniej to nie ona musiała zabijać.

Jej największym zmartwieniem było to, że nie nic zauważyła. Może gdyby odpowiednio szybko się zorientowała, dałaby radę to zatrzymać?
Wiedziała, że teraz było już za późno.

Czemu nie mogła niczego zrobić?
Czemu nie mogła tego powstrzymać?

Demon podążał przodem, a ona wlekła się za nim, z pochyloną głową.
Z jej narządu wzroku zaczęły padać łzy, rozpływając się tuż przed zerknięciem z ziemią. Tych parę kropel, szybko przeistoczyło się w dwie kaskady słonej wody, wydobywające się z jej oczu.

~*~

Otworzył oczodoły. Rozbieganym wzrokiem przeleciał po pokoju, zatrzymując się dopiero na złotych tęczówkach.

- Sans? - dotarł do niego niepewny głos.
Po chwili zorientował się, że należał on do właścicielki wpatrujących się w niego ze strachem oczu.
- Sup, dzieciaku? - starał się zachowywać normalnie i nie dać po sobie poznać jak bardzo przerażony był.
Chyba mu się udało, bo na twarzy dziewczyny pojawił się cień uśmiechu. W jej przypadku było to równoznaczne z szerokim wyszczerzem pełni szczęścia.
- N-nie chciałam cię budzić, wybacz... Ale szamotałeś się przez sen, więc pomyślałam, że masz koszmar... - wyjąkała Frisk wbijając spojrzenie w podłogę - Poza tym, wszyscy już poszli...
- O... Która godzina? - odetchnął w myślach, zadowolony z braku drżenia w jego głosie.
- Prawie d-dwunasta...
Zerwał się na równe nogi.
Był spóźniony!
- Szef mnie wyleje... - jęknął głucho.
Był tak skupiony na swoim problemie, że nawet nie poczuł ręki człowieka na ramieniu.
Dopiero po chwili, dotarł do niego cichy głos właścicielki domu.
Spojrzał na nią rozkojarzony. Chyba zauważyła jego nieobecne spojrzenie.
Złapała go za kościste palce prawej dłoni i lekko uścisnęła starając się go pocieszyć.

₩¥₩¥₩

Zjadł u dzieciaka późne, a nawet BARDZO późne, śniadanie.
Całkowita cisza, która panowała w czasie posiłku, była przytłaczająca.

Nie potrafił niczego poradzić na to, że kiedy w końcu wyszedł z budynku, odetchnął z ulgą.

Ruszył w kierunku domu, a jego myśli błądziły bez celu.

Zastanawiał się, dlaczego Frisk miała na rękach bandaże.
Narzuciła na siebie bluzę, posiadającą przydługie rękawy, jednak w pewnym momencie, kiedy po coś sięgała, jeden z nich się podwinął ukazując szorstki, biały materiał.

Westchnął cicho. To pewnie nie było nic wielkiego. Pewnie skaleczyła sobie rękę w zupełnie normalny sposób. Może się potknęła? Albo ktoś ją popchnął?
Tak, to raczej to.

Z czystym sumieniem, pozwolił tematowi wylecieć z głowy.

₩¥₩¥₩¥

Tej nocy sen nie nadchodził.

Szkielet podjął decyzję.

Jutro odbędzie się bardzo poważna rozmowa.

₩¥₩¥₩

Zapukał do drzwi, pamiętając o zepsutym dzwonku.
Po dziesięciu minutach czekania, zdecydował się na naciśnięcie klamki.

Było otwarte, więc zdecydował się wejść.

Kuchnia. Pusta.
Salon. Pusty.
Sypialnie. Puste.

Do sprawdzenia została mu łazienka.
Podszedł do zamkniętych drzwi i delikatnie w nie zapukał.
W odpowiedzi otrzymał krzyk i dźwięk metalu uderzającego w kafelki.

Z niepokojem, szybko teleportował się do małego pomieszczenia.
Widok jaki tam zastał, sprawił, że kościotrup zamarł przerażony.

Frisk stała przy umywalce z zakrwawionymi rękami. U jej nóg leżała żyletka.

₩¥₩¥₩

- SANS! Gdzie byłeś?! Czemu nie odbierałeś?! Dzwoniłem dwanaście razy!

- Spoko, wyluzuj brachu. Poszedłem do dzieciaka, pamiętasz? - szkielet uśmiechnął się szeroko.

- Oh.


___________________________________________

NIGDY. PRZENIGDY. NIE WAŻCIE MI SIĘ CIĄĆ.

TO NIE JEST ROZWIĄZANIE, JASNE?

KRZYWDZICIE TYM NIE TYLKO SIEBIE, ALE TEŻ WSZYSTKICH BLISKICH.

W końcu się za to zabrałam.

Yaaaay...

No to ten. Zrobię Wam lekki maraton. Chcę doprowadzić tę Historię do końca jak najszybciej.

^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro