6. Wampirza miłość
Plac przed pałacem wybrukowany był małymi kamyczkach ułożonych w spirale, w szarym i czarnym kolorze. Czarna postać stanęła na środku placu, obracała się w koło rozglądając podejrzliwie jakby nie chciała wchodzić do pałacu szukając powodu y uciec w popłochu. Spojrzała po oknach budynku, nie widziała żadnej postaci w oknach i westchnęła z rezygnacją powoli z ociąganiem podeszła do drzwi. Weszła po schodach wyjmując pęk kluczy na wielkiej złotej obręczy. Zdjęła kaptur czarnej bluzy tuż przy drzwiach, blond włosy rozsypały się na plecach falami, na jej delikatnej bladej, porcelanowej twarzy był wyraźny grymas niechęci, spojrzała na zamek w wielkich dwu skrzydłowych drzwiach z drewna o barwie karmelu w kształcie łuku nad którymi był niewielki metalowy daszek podtrzymywany prostymi bez ozdób kolumnami o barwie kości słoniowej. Blondynka włożyła klucz do zamka i go przekręciła dwa razy, słychać przy tym było zgrzyt który pewnie obudził wszystkich domowników. Dziewczyna schowała klucz i nacisnęła klamkę chcąc pociągnąć drzwi do siebie ale napotkała opór, ponownie słychać było tylko zgrzyt i jęk zawiasów ponownie zakłócające błogą ciszę.-No cholera!- jęknęła szeptem i przez niewielkie uchylenie wślizgnęła się do środka domu i zamknęła drzwi co też narobiło hałasu.-Laryso!- usłyszała nad sobą, skuliła się i skrzywiła słysząc znany surowy kobiecy głos. Liczyła że tylko wejdzie po cichutku i spotka się z bratem i wyjdzie. Westchnęła, przeklinając w duchu lenistwo rodziców "Kochaniutka po co dbać o rzeczy materialne, my będziemy żyć wiecznie!". A drzwi wymagają naoliwienia by nie wydawać dźwięków jak piła mechaniczna z horrorów, na ten argument tylko z lekceważeniem machnęli ręką jakby był to nic nie znaczący drobiazg - Mieliśmy nadzieję że to darmowe śniadanie. - stwierdził ponownie surowy kobiecy głos. Larysa obróciła się w stronę schodów gdzie na szczycie stała wysoka potężna kobieta w szlafroku satynowym który miał nadrukowaną galaktykę, obok niej obejmując ją w pasie stał również w identycznym szlafroku przysadzisty niższy mężczyzna od kobiety. Patrzyli oboje na Larysę jakby chcieli z niej zrobić swoje śniadanie za to że zakłócił im błogi leniwy poranek. Larysa westchnęła i przewróciła oczami.-Gdyby to było śniadanie nie miało by ono kluczy do drzwi tylko by zapukało albo zadzwoniło jak zwykły kulturalny człowiek. - stwierdziła na co para spojrzała na dziewczynę unosząc brwi z politowaniem mówiącym jaka to naiwna i głupiutka nie znająca życie dziewczynka i parsknęła śmiechem spoglądając po sobie jakby dziewczyna powiedziała najśmieszniejszy żart. Nagle usłyszała gdzieś z głębi domu trzaśnięcie drzwiami. Wszyscy spojrzeli w głąb korytarza Larysa słyszała tylko odgłos bosych stóp, mruczenia pod nosem i sunącej po podłodze tkaniny. -Bardzo dobry czas na odwiedziny siostra wybrała - usłyszała aksamitny, niski, męski głos, od razu do oczu napłynęły jej łzy. Para zwróciła się z czułością i troska w stronę wysokiego jak kobieta w szlafroku młodzieńca o nieskazitelnie jasnej twarzy, równie bursztynowych oczach w których błysnęła czerwień głodu - Siostra przyszły na śniadanie ?- spytał z powagą ale na ustach czaił się uśmiech pogardy i kpiny. Patrzył cały czas na Larysę nie zwracał uwagi na parę która z dumą i wyższością obserwowała Larysę i młodzieńca, swojego ukochanego syna. Przeczesał dłońmi burzę ciemnych blond loków, na placu zalśnił pierścień rodowy jego dawnej rodziny w której się wychował jako człowiek. -Przyszłam zobaczyć czy to prawda że jesteś zdrowy Lucyferze i że wróciłeś z zamku. - wyjaśniła, była szczera, patrzyła ze smutkiem na postawnego chłopaka. Lucyfer, imię upadłego anioła który pociągnął za sobą innych sprzeciwiając się woli Boga by aniołowie służyli ludziom w mitycznym Edenie - Wyglądasz bardzo dobrze - mruknęła z trudem na co uniósł brwi rozbawiony rozłożył ręce i okręcił się wokół własnej osi prezentując zdrowe ciało dobrze umięśnione jasne od braku słońca odziane w zwykłą koszulkę z logiem restauracji z której pewnie wygrał tą koszulkę i zwykłe bawełniane szorty a na wierzchu jedwabny szlafrok z Japonii na którym był namalowany ognisty lis w kulturze kraju kwitnącej wiśni nazywany kitsune. -Choroby ludzi nie służą wampirom pijącym ich krew, ale dobrze że wskazała Larysa na ta słodką wiedźmę - Larysa zdębiała. Wspomnienia z ludzkiego życia uderzyły w dziewczynę jak taran. była już dojrzałą samotną kobietą, rodzina zmarła podczas epidemii dżumy, średniowiecze było brutalnym wiekiem. Larysa w tedy z rodu Newe mieszkała w nie wielkiej wiosce przy lasach o których mówiono że są nawiedzone i mieszkają tam czarownice . Ale ludzie nie bali się darzyli te miejsce szacunkiem i czcią. Mówili by nie zbliżać się do jeziora na krańcu wioski. Larysa jako miastowa dziewczyna, nie wierzyła w ludowe przesądy, mieszkała jako pani na dworze miała cały dwór pod zarządem, służbę, nigdy nie widziała ludowych stworzeń. Gdy straciła cały majątek, przez zmianę ówczesnej władzy musiała sprzedać posiadłość, zwolnić pracowników, dać im zapłatę. Nigdy nie zapomniała pierwszej swojej wyprawy do lasu, sama musiała chadzać na polowania, po wodę i w tedy zobaczyła pierwszy raz tańczące, a raczej latające wokół ogniska wiedźmy. Widziała jak wznoszą ręce przy ognisku oddając mu to co miały na sobie i tańczyły nago a płomień jakby im odpowiadał. W tedy ją poznała Mariannę z Jaru, która zastukała w jej ramię lewitując nad kobietą. Pamiętała jej psotny uśmiech, i zaciekawienie ludzką kobietą która mogła za swoją ciekawość zapłacić wysoką cenę ale Marianna tego nie uczyniła tylko obserwowała w zdumieniu jak Larysa odeszła pośpiesznie przestraszona że wiedźma ją przyłapała.-Marianna? - spytała zduszonym głosem cofając się a Lucyfer prychnął kręcąc głową z pogardą.-A co Larysa zna inną wiedźmę o krwi leczącej każdą chorobę? - spytał. "Ciekawe czy wyleczyła by wampirzą klątwę" - zastanawiała się - Nie zabił jej, Larysa niech się nie martwi Marianna otworzyła biznes na swojej krwi.-Jak to biznes? - zająknęła się patrząc z przerażeniem na brata który uśmiechał się złośliwie - Nie mówisz o zamku?!-A co? - spytał z kpiną pochylając się do Larysy która cofnęła się, wampir zaśmiał się co sprawiło że jego twarz wykrzywiła się w paskudnym wyrazie, ukazywał kły, na twarzy porobiły się zmarszczki a oczy zalśniły krwistą czerwienią oznaczającą głód i gniew - Biznes na bazie jej krwi jest bardzo lukratywny. - odparł nagle poważniejąc jakby nigdy nie wyjawił swoich emocji. Larysa przyglądała mu się z wyrazem obrzydzenia. Nie był już jej bratem, był tym czym zawsze był, wspomniał o chorobach ludzi którymi się żywił. Zaatakował ludzi będących pod wpływem substancji psychoaktywnych nazywanych przez ludzi współcześnie narkotykami. Larysa za tamtych czasów lubiła wpadać w złe towarzystwo, świeżo przemieniona wampirzyca bojąca się własnej mocy i możliwości, gdyby w tedy była mądrzejsza nie poznała by Marianny i nie wdała się z nią w romans, nie poszła by na ucztę w tedy u zamożnych państwa Sikora którzy władali miasteczkiem a ich w cudzysłowie syn nie zakochał by się w niej do szaleństwa i nie zabił by jej z wściekłości gdy publicznie pokazała kogo kocha na wyznanie Lucyfera. Jego wyznaniem było gorące zapewnienie jakie rzeczy by z nią zrobił za zamkniętymi drzwiami sypialni. Wspomnienie tego tym bardziej wzbudziło w Larysie wstręt do tego osobnika. Jednak nie większy niż do państwa Sikora którzy dumnie wyprostowani obserwowali ich rozmowę, Kalina i Teodor byli oburzeni faktem że jakaś prosta kobieta odrzuciła zaloty ich ukochanego stworzonego synka. Byli pra starymi wampirami i samotnymi chcącymi mieć potomstwo które mogło by pójść ich śladami. Larysa nie dorastała im do pięt ale za zniewagę chcieli w zemście przemienić dziewczynę a Mariannę która kochała szczerze kobietę zahipnotyzowali swoimi czarami i wmówili że nigogo nigdy nie pokochała i nie pokocha. Wiedziała że Marianna mimo że mogła by przypomnieć sobie Larysę to nie będzie w stanie jej pokochać nie była już tym kogo pokochała w tedy nad jeziorem, gdzie rozmawiały i poznawały tylko pozostała jej twarz, głos, blada skóra i wieczny głód nad którym przez wieki nauczyła się panować, sama, bez pomocy "rodziców" którzy chcieli z niej zrobić maszynkę do zabijania co zrobili z Lucyfera. Lucyfera poznała podróżując z nim po świecie, przywiązał Larysę do siebie a ona musiała zobowiązać się za spłatę dworu i rzeczy które posiadała co równało się z tym że oddała posiadłość w ręce wampirów. Obserwowała Lucyfera silnego młodzieńca który uwielbiał szermierkę, żeglugę o której wiedział znacznie więcej niż ona chciała wiedzieć. -Lukratywny? - spytała Larysa nagle chłodno.-Laryso po co ty to roztrząsasz?- spytał cynicznie Teodor - Jesteś istotą wieczną, po co przejmujesz się wiedźmą która postanowiła otworzyć świetny biznes jako uzdrowicielka Marianna.Larysa westchnęła i spojrzała na Lucyfera.-Jesteś najgorszym co mnie spotkało za mojego życia - Lucyfer uśmiechnął się z politowaniem - Nie jestem twoja.-Jesteś wampirem, z naszej krwi kochanie - powiedziała Kalina z uśmiechem - Nie masz rodziny, jesteś nasza.-Nie jest wasza!- warknął Lucyfer co zaskoczyło parę, Lucyfer zszedł po schodach do Larysy - Larysa faktycznie jest niczyja - mruknął - Larysa kocha kogoś innego - stwierdził z przekąsem - Minęło tyle wieków a Larysa mimo więzi i jego miłości odsuwa się do niego. Larysa przełknęła ślinę próbując przełknąć gulę poczucia winyu które czuła w środku. Lucyfer mówił o sobie w ten swój pokrętny sposób.-Och!- zakrzyknęła z udawanym zaskoczeniem Kalina przerywając Lucyferowi wpuszczanie gościa w coraz większe poczucie winy - Ale my jesteśmy nie gościnni!- jęknęła - Kochanie ty moje wejdź i może jeszcze porozmawiamy w salonie - posłała znaczące spojrzenie mężowi i Lucyferowi którzy spoglądali wszędzie byle nie na kobietę - Chodźcie!- zawołała ze sztucznym uśmiechem.Larysa przyjęła zaproszenie skąpym skłonieniem się i ruszyła w kierunku który wskazywała kobieta po prawej stronie holu były dwuskrzydłowe łukowe drzwi rzeźbione w roślinny motyw winorośli. Gdy Larysa je otworzyła i pchnęła otworzyła usta z podziwem. Nie pamiętała tej sali gdy mieszkała jeszcze na dworze. Uwielbiała myszkować po pomieszczeniach a w tym miejscu była po prostu wielka sala nie używana, pusta bez drzwi, czasem znalazła pająka tkającego swoje sieci po kątach a w tedy zabijała stworzenie z satysfakcją, jako człowiek nie lubiła pajęczaków a nawet miała pewną fobię która z czasem zaczęto nazywać arachnofobią z czym starała się walczyć i udawała że widok ośmionożnego, wielookiego z wielkim odwłokiem stwora nie przeraża jej tak bardzo jak w rzeczywistości miało to miejsce. W tamtej chwili nie było pajęczych sieci za to marmur na podłodze odnowiony połyskujący jak tafla lustra a wzór zapierał dech w piersi przypominając pęknięcia na lodzie srebrny z szarobiałymi właśnie pęknięciami. Ściany również marmurowe z rzeźbionymi listwami położone przy suficie i podłodze dając efekt całości, A sufit był obłożony marmurową boazerią z białego czystego lśniącego kamienia a na środku okrągłą kryza trzymała wielki żyrandol zwisający metr nad ziemią. Był pięknym pełnym złotych lampek w żywicy nazywanej bursztynem który był bardzo popularny na północy Polski. Larysa kochała podróże na północ a bursztyn był ulubionym kamieniem, za czasów gdy była jeszcze panią na dworze ten był pełen bursztynu i właśnie taki żyrandol był w jej holu.-Zachowaliście go - mruknęła z nostalgią podchodząc na środek. Obserwowali jak dziewczyna podeszła dotykając błyszczącego kamienia cała podświetlona ciepłym blaskiem niemal zdawała się dzięki temu ludzka aż chciało się uwiecznić bursztynową damę której brakowało sukni z lnu w które często się ubierała podszyte masą podszewek z drucianym rusztowaniem i bursztynową kolią którą nosiła dawniej na szyi a szare oczy nabierały bursztynowego blasku. Nagle przed nią z hukiem spadł stół znikąd na co odskoczyła, żyrandol obracając się uniósł do góry. Przyglądała się jak znowu znikąd pojawiły się krzesła, cztery w równych odstępach przy okrągłym drewnianym stole z jedną noga a na wierzchu wyrzeźbiona róża wiatru. Krzesła też na siedzeniu miały różę wiatry wyrytą. Wyglądało to naprawdę ciekawie. Kalina przesunęła Larysę zszokowaną i przesunęła stolik i krzesła idealnie na środek pod żyrandolem który z delikatnym potrząśnięciem i podzwanianiem przez to bursztynowych kamyczków znieruchomiał jakby nad nami był ktoś kto wciągnął cały łańcuch do którego żyrandol był przytwierdzony razem z kablami. Larysa przyglądała się zaciekawiona.-Spokojnie nie ma tu niewolników - Larysa wzdrygnęła się zaskoczona spoglądając z mocno bijącym sercem na lucyfera bojąc się że usłyszał jej myśli ale uniosła brwi z powątpiewaniem, znała kalinę i wiedziała że ludzkie życie było dla niej niczym mrugnięcie nie istotnym szczegółem egzystencji który jej nie dotyczył -Kalina ma moc telekinezy, nie wie czy od narodzin jako wampir czy była za ludzkiego życia wiedźmą - stwierdził z przekąsem Lucyfer przyglądając się parze która usiadła jako pierwsza i wskazała na siedzenia obok siebie oboje patrząc na Larysę z wyczekiwaniem. Dziewczyna przyglądała się nie ufnie Lucyferowi a ten wydawał się być zadowolony z siebie i podszedł powolnym drapieżnym krokiem do swojego miejsca obok ojca.-Mam nadzieję że nie grzebiesz mi od wejścia tu w głowie. - warknęła w końcu siadając na miejsce obok matki.-Larysa patrzyła w sufit tak jakby chciała prześwietlić go i przeskanować jak zostało to zbudowane - zaśmiał się Lucyfer rozbawiony taką myślą ale Larysa zmarszczyła brwi przewrócił oczami zniecierpliwiony - Ciężko nie domyśleć się po Larysy spojrzeniu co myśli - powiedział jak do upierdliwego brzdąca któremu trzeba zamknąć buzie by był cicho.-Lucyferze proszę- jęknęła Karina spokojni ale z naciskiem co wampir skwitował lekceważącym prychnięciem ale uciszył się na tyle by Kalina zwróciła się do dziewczyny- Laryso kochanie chciałam tu porozmawiać o tym dziwnym zdarzeniu na spotkaniu w willi Izabeli - Larysa skrzywiła się z poczuciem winy - Coś zrobili z ciałami po naszym wyjściu?-Znalazłam taczkę i zawiozłam do ich leśnego królestwa - wyjaśniła powoli.-Czyli oni wrócili od tak do domu? - spytała Kalina zdumiona. Larysa westchnęła i wzruszyła ramionami.-Nie, czekali na mnie w elfim kręgu by mnie wpuścić do leśnej wioski - Lucyfer podejrzliwie spojrzał na siostrę i zesztywniał - Zapłacili mi choć mieli tam... - przerwała kszwiąc się z poczucia winy - Był tam cały dziedziniec tak samo osuszonych istot, ludzi i elfów.-Och!- jęknęła Kalina z przerażeniem - Dziedziniec? -Tak matko!- warknął Lucyfer - Dziedziniec bo elfy lubią zaklęte w kręgu miejsca zamieszkania a domostwa wokół wielkiego drzewa zamykały krąg by ukryć królestwo przed innymi co też sprawiało że dobre kilometry lasu były przeklęte w okolicy wioski i trzeba mieć za przewodników elfy jeśli te nie miały wrogich zamiarów wobec gościa - wyjaśnił, Larysa spojrzał na niego podejrzliwie, wzruszył ramionami - Co się dziwisz młoda, też przyjąłem zapłatę elfów jak skończony idiota i podjąłem się krycia cesarskiej mości Dagmary która osuszała kolejne elfie kręgi.-Dagmara to cesarzowa elfów? - spytała ze zgrozą upewniając się a lucyfer pokiwał głową z miną jakby było to oczywiste i zastanawiał się czego Larysa oczekuje - Dagmara była u Izabeli z rodzicami i bratem Priamem. - tym razem to Lucyfer zaskoczony odchylił się na oparcie krzesła.-Priam awansował na brata? - spytał - Robi się serio ciekawie a już sądził że nic ciekawszego od wkurwiania Larysy nie będzie wstanie sprawić przyjemności - mruknął przyglądając się z ciekawością wszystkim obecnym czekając na kolejne rewelacje.-To kim byli ci którzy twierdzili że są jej rodziną? - spytała Larysa z niepokojem. Przyjaciółką Lucyny wnuczki siostry jej gospodyni była elfia królowa która najprawdopodobniej bawiła się ludzkimi uczuciami? Z całą pewnością elfica się świetnie bawiła, patrząc na troskę wymalowaną na twarzy Lucyny która pokazała czym jest tak jak -Dagmara to młoda królowa ma ledwo jeden wiek za sobą, musi hartować charakter więc rada starszych w królestwie wyznacza jej regentów a Priam zawsze jest jej rycerzem który został wyznaczony do tej roli od jej narodzin. - tłumaczył jakby Larysa o tym nie wiedziała ale słuchała go bo w myślach kłębiło się pytanie po co taki trud w zabawę ze śmiertelniczką i po co było to przedstawienie w holu willi gdzie teatralnie słaba młoda elfka odzyskuje siły pozbawiając życia oprawców.-Czyli co ? - spytała - Zrobiła z nich posągi na pokaz bo byliśmy my? - spytała Larysa wskazując na siebie kalinę i Teodora. Karina wzruszyła ramionami.-Sama nie rozumiałam, czemu to się wydarzyło, Dagmara wydawała się być nieszczęśliwa - mówiła wampirzyca na na stoliku pojawiła się karafka z czerwonym płynem i cztery kieliszki jak do szampana. Kobieta zabierała się za rozlewanie i chciała nalać Larysie jako gościowi w pierwszej kolejności ale ta zakryła dłonią wierz naczynia i spoglądając na gospodynie pokręciła głową na co ta uśmiechnęła się o dziwo ciepło - To wino kochanie - powiedziała rozbawiona - W takich sprawach lepiej myśli się po procentach a nie na haju po krwi.Wszyscy uśmiechnęli się pod nosami w milczeniu zgadzając się z Kaliną i wznieśli niemy toast unosząc kieliszki po tym jak wszystkim nalała i sama usiadła biorąc kieliszek za delikatną szklaną nóżkę szponiastymi paznokciami o bordowym kolorze. Powoli umoczyli wargi w czerwonym płynie, Larysa poczuła faktycznie cierpki smak winogron i alkoholu, niczego więcej, nie lubił alkoholu nawet jako człowiek i jako wampir tym bardziej nie potrafiła docenić walorów smakowych wina czego zapewne wymagała by od Larysy kalina pijąca swoją porcję z uwielbieniem i rozkoszą na co Larysa tylko westchnęła i skrzywiła się, miała nadzieję że nikt nie zauważy gdy dziewczyna przez całą ta rozmowę będzie tylko machać niczym znawczyni win kieliszkiem wąchać śmierdzący wódą napój i delikatnie mocząc wargi tak by nie opróżnić kieliszka za szybko a w najlepszym razie w ogóle. Lucyfer posyłał znaczące spojrzenia Larysie jakby znowu jej miny i spojrzenie mówiło więcej niż chciała zdradzić a raczej ona sama podawała to wszystko na tacy, jawnie krzywiła się z obrzydzeniem i nie okazywała wszystkiemu obojętności jakby obnosząc się z tym jaka była by wszyscy to widzieli mówiąc "Taka jestem czy tego chcecie czy nie!".-Na dworze cesarskim elfów jest jak... - przerwał wzdychając i machnął lekceważąco dłonią -Nie ważne.-A właśnie że ważne! - warknęła Larysa nawet tupnęła niczym rozkapryszona pięciolatka nogą wstając, jako wampir mimo wszystko nie miała niczego wyjątkowego w swojej duszy jedyne co to nie lubiła krwi a hipnoza jedynie łaskotała jej umysł co już odrobine robiło wrażenie na innych ale nie wampirów którym się nie podobała inność blondynki. Kalina westchnęła zaprzestając prób wpływu na dziewczynę, nikt nie chciał problemów a przeżycie wieczności w spokoju było dla państwa Sikora pierwszorzędną potrzebą. A ta dziewucha jakkolwiek nie zaprzeczalnie piękna dawała w kość swojej wampirzej rodzinie nie posłuszeństwem okazywanym w sprawach które dotyczyły jej i także ich i powinna pamiętać ze lojalność rodzinie jest kluczowa do budowania zaufanie którego nie mieli do niej za grosz mimo wiekom przeżytych i jej zachowaniu wobec nich.-Skoro ważne trzeba było wejść do środka i sama Larysa by zobaczyła.- westchnęła zirytowana - Larysa jest taka pewna że potrafi opisać co widział w ich cesarstwie? - Lucyfer był zirytowany, nie chciał opowiadać o spotkaniu z elfią cesarzową która właściwie szantażem wymusiła na wampirze pomocy. Kalina za to westchnęła i odchrząknęła zwracając na siebie uwagę.-Ich pałace są niczym ogród, mchy obrastające wszystko w koło, źródła ogrodzone tak że tworzyły fontanny rozlewające się po cały pałacu - opowiadała Kalina z nostalgia wymalowaną na twarzy jakby właśnie przechadzała się po pałacu cesarzowej - A elfy chodziły boso po posadce, z gałęzi wychylała się służba mieszkająca na zamku, wokół drzewa domy niczym grzybki jeden obok drugiego.Gdy Larysa wyszła z pałacu obejrzała się i wspominała tą dziwną rozmowę. Popełniła poważny błąd pomagając i tym bardziej biorąc zapłatę od elfiej cesarzowej. Nawet od zwykłego elfa branie czegokolwiek było przejawem głupoty ale nad tym nie zamierzała więcej się rozwodzić i myśleć bo poczucie winy przygniatało ją jak ogromny głaz. Poranek nad Wilczym jeziorem był spokojny. Ludzie nieśpiesznie zaczynali dzień. Zawsze w weekend było tak samo, ludzie buli się niemal w południe, jedni sprzątali a inni wyjeżdżali do miasta gdzieś do galerii handlowej gdzie mogli zrobić zakupy i znaleźć odrobinę rozrywki, odpocząć od monotonii życia w małym miasteczku które traktowane było jak wieś. Szereg domów jedno rodzinnych był spokojny widać było tylko stojącego na ganku swojego domu starszego mężczyznę, młodszego od Larysy. Uśmiechnęła się na widok jego pomarszczonej twarzy oświetlonej słońcem i błogiego uśmiechu. Wiedziała że pan Staszek Kruszyński mieszkał z Tomaszem, który pływał łódką i łowił ryby, czasem przeganiał demony i zaganiał do klatek by przenieść je do zamku, małe wodne demony w magicznej wiosce bardzo lubiły przebywać i zbierały się ufając Tomaszowi który je zabierał z jeziora przyciągnięte mocą. Tomasz to wielki facet nienawidzący kobiet. Tęgi i ze szpakowatymi włosami przerzedzającymi się na czubku głowy tworząc wianek wokół przyszłej łysiny która nieuchronnie się powiększała. Oczy o piwnym kolorze nie którzy śmiali się że oczy mówią wiele o właścicielu jakby już od narodzin zapisane było w genach mężczyzny że ten będzie wiecznie pił piwo w barze Rusałka za bramą w zamku. Tam opijał się do nie przytomności i siła zaciągali go za teren zamku by magia go nie zakłuła w kajdany, magia zamku lubiła przybyszów dając im ograniczony czas. Bogowie zamku jednak w łaskawości by chronić interesu obu światów dawali magiczne klucze dające możliwość wchodzenia i wychodzenia, byli to studenci Karmeli która jako wiedźma była związana z zamkiem. Tylko jej studenci którzy zdawali jej praktyki zawodowe mogli bezpiecznie przedostawać się bez przeszkód. Larysa westchnęła doszła do willi. Tak nazywano dom Izabeli, nie była to oczywiście willa jaką można widzieć u bogatych ludzi był to dom z piętrem i nie wielkim pokoikiem na strychu gdzie pomieszkiwała Larysa. Byłą jedyną która mogła tam mieszkać, zaklęta przestrzeń była toksyczna dla czarownicy. Dawniej tam siostra gospodyni przyrządziła zaklęcie które skaziło niemal cały dom, udało się zamknąć truciznę w jednym miejscu a Larysa poniekąd żywiła się taką energią. Nie cieszyła jej taka wizja jako pożeracza zła, bała się ze stanie się z nią to co z Lucyferem który wypił krew narkomanów, nie chciał by zrobiła to Larysa, nie chciał by ich zabiła a sam zrobił to za nią i później obwiniał jej głupią decyzję by bawić się w bohaterkę która oczyszczała miasto ze zła. Miał rację była to nie potrzebna brawura ale sama do tego doszła nie potrzebowała jego pomocy chociaż może gdyby ich zabiła i nie otrzymała za to kary nie wyciągnęła by takich wniosków więc tak miało najprawdopodobniej być. Zaśmiała się w duchu siadając w swojej sypialni na łóżku.-Tak - westchnęła - Los tak chciał - mruknęła kładąc się w poprzek na łóżku ze stopami na podłodze i zachichotała przyciągając nogi do piersi i upuściła je z powrotem parskając jeszcze chwile śmiechem. Ze spadzistego sufitu zwisała lampa o prostym kielichu zwisającym jak owoc. łóżko stało pod oknem francuskim pod którym ułożyła sobie poduszki i koc zawijała się przy szybie i patrzyła w dół co dzieje się przy furtce. Miała tylko jeszcze szafę na przeciwko a obok była wnęka gdzie w podłodze była klapa i drzwi do łazienki. W sumie pomyślał nagle że chciałaby mieć więcej przedmiotów w pokoju ale nie była pewna jak to przenieść na strych. Jako wampir była silna tylko nie była zdolna do wrzucenia pudełek z częściami nowego mebla przynajmniej nie była zdolna do wyobrażenia sobie tego. Zmarszczyła brwi zirytowana, ludzkie myślenie dalej kiełkowało w jej umyśle mimo świadomości że jest nie żywa. Los pewnie śmiał się z jej myśli i planów obserwując jej myśli w gwiazdach "Oj te plany nigdy nie wejdą w życie!" chichotał szaleńczo mieszając już w przyszłości wampira. Nagle rozbrzmiało walenie w klapę a Larysa zerwała się zaskoczona i zjeżona.-Laryso jesteś w pokoju? - usłyszała głos Izabeli i odetchnęła z ulgą.-Tak jestem!- zawołała.-Proszę cię zejdź do salonu porozmawiajmy. - poprosiła gospodyni. Larysa zmrużyła oczy. Planowała przetrawić wszystko sama nie chciała obarczać tym problemem Izabeli ale chyba nie było dane kobiecie zaznać spokoju o młode wnuczki siostry gospodyni. Larysa rozpuściła blond loki które opadły na plecy kaskadą. Wstała i rozejrzała po pokoju w głowie rozmieszczając nowy układ mebli i dodatków, miała to w planach i nawet jeśli będzie musiała wojować z losem to zrobi co będzie chciała chociaż po jednej rzeczy na raz ale zrobi planowany remont.Na korytarzu już witały ją przeciągłym miauczeniem koty jeden z nich znajomy i bliski jej sercu szary pręgowany , wiedziała że to jej mała kicia. -Estero, co tu kochanie robisz!- zawołała z czułym uśmiechem. Kucnęła do kotki która mruczała i dała się pogłaskać "Przyszłam ci towarzyszyć, lubię być w tej formie ale Duch nie czuje się z moją magią dobrze" czuła smutek w przekazie Estery. Duch był jej przyjacielem, jedynym który nie bał się dziwnej piaskowej magii. Teraz Estery magia była mokra i lepka, piasek który został obmyty wodą z jeziora albo piasek będący na jego dnie. Larysa wzięła kotkę na ręce gdy ta łapkami oparła się o nogi wampira. Wstała razem z tulącą się do szyi kotką. Mruczała przeciągle a pozostałe koty Bianka i Blanc z uniesionymi do góry ogonami jakby prowadziły Larysę w dół schodów czekając na nią i pomiaukując ocierały się o siebie splatając długie ogony a Larysa obserwowała to z konsternacją. Koty były dziwne. Stanęły przy drzwiach do salonu które były otwarte na oścież ale nie przestąpiły progu czekając na Larysę. Zaglądały zaciekawione do środka ale nie chciały przejść "To magia Izabeli, ona gdy nie chce kotów w swojej przestrzeni rozstawia odpowiednie flakoniki z zapachem " wyjaśniła Estera czego Larysa nie wiedziała "Ja czuje ten zapach ale ja kotem nie jestem" wyjaśniła prychając jakby coś swędziało kota w nosie. Larysa spojrzała z troską na Esterę cmokając czule kota po futrzanej główce i chciała postawić zwierzę na podłogę obok dwóch nerwowych kotów które łasiły się do siebie nawzajem ale Estera złapała za materiał pazurkami przytrzymując się i drąc się niczym syrena alarmowa. Larysa szybko objęła małą drącą się kulkę z przerażeniem ramionami i nagle alarm umilkł i usłyszała jedynie mlaskanie jakby kotka się oblizała. -Estera to demoniczny kot nie działają na nią żadne domowe sposoby na odpędzenie tych psotnych ogoniastych przyjaciół - kotka się zaczęła łasić, Larysy zimne martwe serce roztapiało się pod wpływem czułości kotki. Głos Izabeli rozbrzmiał wewnątrz pokoju, nie wstała jednak by powitać wampirzyce. Larysa zmarszczyła brwi a Estera trzymała się mocno ubrania a nawet skóry co nie przeszkadzało Larysie która tylko głaskała kotkę po plecach uspakajająco szepcząc jej do ucha. Gdy przeszła przez próg i zbliżyła się do stolika i wokół niego ułożonych foteli. Siedziała tam Izabela wydawała się być osłabiona, przykryta kocem, stopy oparte o pufę. -Izabelo co się dzieję? - spytała wampirzyca odstawiając kotkę przy nogach a ta wdrapała się na gospodynie kilkoma zgrabnymi kocimi susami siadając niemal na piersi kobiety. Larysa klęknęła przy Izabeli i złapała ją za jedną rękę druga kobieta głaskała kotkę wtuloną w obojczyk. -Nic z czym mogłabyś mi pomóc kochanie - mruknęła i skrzywiła się z bólu- Jestem stara, tylko magia utrzymuje mnie przy życiu a ta mnie wykańcza - westchnęła - Ale kochanie ty tu potrzebujesz bardziej rozmowy. - Larysa otworzyła szerzej oczy zaskoczona, złapana na gorącym uczynku. Izabela to zauważyła i uśmiechnęła pobłażliwie mimo zmęczenia - Wiem że odwiedziłaś rodzinę, słyszałam o tym ze Lucuś odzyskał władze nad swoim ciałem i zdrowiem.-To prawda Izabelo - mruknęła Larysa z goryczą wspominając brata uroczy, przystojny, potężny- Lulu - parsknęła na złośliwe przezwisko brata którego ten nienawidził - Marianna oddała mu trochę swojej krwi - Estera strzygła uszami mimo że leżała niczym foczka na Izabeli a ta zmarszczyła brwi spoglądając na wampira marszcząc brwi - Otworzyła swój sklep gdzie usługuje jako lekarka dla innych istot, odkryła że jest wyjątkowa- westchnęła ciężko i uśmiechnęła się krzywo na siłę do Izabeli która patrzyła na Larysę ze współczuciem i poklepała ją po ręce - Ale rozmowa tyczyła się czegoś innego - Izabela zmrużyła oczy zaniepokojona, co mogło jeszcze absorbować wampiry oprócz ich własnej potęgi, ich chcicy na punkcie krwi - Chodziło o Dagmarę i Priama którzy na holu u ciebie Izabelo wysuszyli z energii swoich niby rodziców - Izabela zamrugała oczami.-Niby? - spytała spoglądając z niepokojem na wampira a Larysa pokiwała głową.-Tak - mruknęła - Niby, bo... - przerwała nerwowo poruszając się przy kobiecie a ta przykryła dłonie Larysy aż ta pacnęła pośladkami na podłogę - Bo widzisz Izabelo oni nie są nawet rodzeństwem - kobieta zmarszczyła brwi i odsunęła z niedowierzaniem - Dagmara jest cesarzową efów.-Ale... - przerwała jakby głos ugrzązł jej w gardle - Ona jest...-Ona jest za młoda? - przerwała z powaga a w oczach wampirzycy pojawiły się iskry determinacji i zawziętości - Ona przechodzi od dworu do dworu prawdopodobnie od wieków i sprawia że całe dwory pokrywają się statuami, cały dziedziniec tutejszego królestwa elów był w ich uschniętych truchłach! - wyszeptała a Izabela zaniepokoiła się już poważnie. patrzyła na wampirzyce czekając czy jeszcze coś powie ta jakby z przyzwyczajenia przełknęła ślinę - Popełniłam poważny błąd, pomagając elfom i biorąc od nich zapłatę...-Laryso, nie miałaś wyjścia ona by ciebie rozszarpała, nawet energia wampirów nie może wygrać z energią elfiej cesarzowej. - stwierdziła Izabela patrząc się przestrzeń przed sobą a w jej głowie kotłowały się splątane myśli próbowała je poskładać, wspomnienia o cesarstwie w zamku gdzie stara cesarzowa budziła postrach , wiele elfów pozostało na ziemi pod dekretem by zamieszkiwali stare bory, miejsca rezerwatów w których tylko głupcy zapuszczali się a w tedy elfy mogły bez groźby śmierci od bogów zabijać ofiary i zabierać je do siebie. Była to stara i mocno przestrzegana zasada która można było obejść jedynie poprzez zaproszenie elfiej rady lub królewskiej głowy całego dworu. Cesarzowa była jedna, miała wiele tysięcy lat, pamiętała czasy gdy pierwsi ludzie zakładali osady a magia kłębiła się gdzieś w powietrzu nie kontrolowana, bez ładu i bez zabezpieczeń które w tej chwili były wyraźne i nie przepuszczały zwykłych śmiertelników albo ich zabijały. W tamtych czasach jednak śmiertelnicy znikali i pojawiali się niemal po drugiej stronie miasta, magiczne istoty zaglądały do świata śmiertelników przechadzając się między nimi psocąc i uprzykrzając im życie co przez wieki przetrwało bo ciężko było poskromić potwory, bóstwa, stworzenia magii która krążyła po świecie nadal będąc w świecie śmiertelnych wdychana przez nich i pokazująca inny świat, jednak ten inny świat będący za szczelnym woalem którego nie da się tak łatwo przejść. Izabela znała tylko dwór królewski, cesarzowej dzięki bogom wszelakim nie spotkała na własne oczy po dziś dzień, nawet o tym nie wiedziała, była o włos od śmierci gdy ta smarkula Dagmara stwierdziła że lekceważy się jej osobę mogła zabić, najwidoczniej jednak ludzkie życie i ogólnie życie zwykłej nastolatki... no niby zwykłej bo jednak udawała elfią nastolatkę, było dla cesarzowej niezłą rozrywką najwidoczniej czego nie podzielała ani Larysa ani Izabela przygryzając wargi i zastanawiając się ile jeszcze lód na który stanęła Izabela wytrzyma ciężar popełnionych przez nią błędów. -Wiesz co Izabelo miło było być twoją współlokatorką - stwierdziła w końcu poważnym tonem. -Laryso!- jęknęła z niedowierzaniem patrząc na nią ze wściekłością - Jak tak możesz w nas nie wierzyć! - zaplotła ręce na piersi urażona. Larysa wzruszyła ramionami z powątpiewaniem.-Po prostu jestem realistką, optymizm jest rarytasem na który nie możemy sobie pozwolić bo była by to głupota. - stwierdziła wampirzyca z przekąsem. Było jej jednak przykro i chciała być głupią optymistką i wierzyć ze da się uratować jakoś Lucynę i Lindę które nie świadome przyjaźniły się z bardzo groźną istotą o bardzo niestabilnym profilu psychologicznym. Wiadomość o tym kim jest ich koleżanka było na głowie Izabeli ale i Larysa czuła się zobowiązana do tego by z nimi poważnie porozmawiać. Niestety albo i sterty Lucyna i Linda miały blokadę przed tym co je dotyczyło w kwestii magii, nie było to nic zaskakującego, broniły się przed tym bo żyły w śród ludzi i chciały usilnie wierzyć ze są zwykłymi dorastającymi nastolatkami które pojmą wszystko to co znają dorośli i będą powoli chodziły w to zwyczajne normalne życie. Jednak i to było rarytasem tak jak optymizm i głupota było by pozwalać dłużej dziewczynom żyć tak jak żyły dotychczas. Larysa westchnęła ciężko i spojrzała na Izabele, postarzała się o kolejne lata. -Izabelo - kobieta spojrzała na dziewczynę zainteresowana licząc na coś co odwróci jej uwagę od myślenia o dziewczynkach a liczyła na spokojne nastolatki których jedynym problemem będzie dorastanie co dało by się wyjaśnić i co nie będzie bardziej niebezpieczne niż pójście do dyrekcji i wysłuchanie kazania o tym jak to dziewczyny nie szanują autorytetów lub nie uczą się wystarczająco dla ich wygórowanych oczekiwań - Może to ja pójdę pogadać z tymi małymi smarkulami? - spytała złośliwie. Izabela uśmiechnęła się krzywo.-A idź - mruknęła i spojrzała na Esterę która z ukontentowaniem mrużyła oczka gdy Izabela ją drapała po łepku. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i też pogłaskała Esterę. Wyszła z salonu a za nią dreptała Estera z uniesionym do góry ogonem i podeszła do schodów gdzie dołączyły dwa pozostałe koty, skrzywiła się bo nie chciała tej rozmowy podejmować z Lucyną i Lindą ale mimo wszystko bardziej z Lucyną. Podeszła do pokoju nastolatki, westchnęła ciężko bo nie lubiła konfrontacji a ostatnia rozmowa z rodziną była równie nie wygodna co ta rozmowa a może ta którą miała przeprowadzić była cięższa. Nie chciała niszczyć pierwszej przyjaźni młodej Nikitiuk która tak cieszyła się że ma osobę z która może rozmawiać na przerwach i trajkotała o szkole już mniej pesymistycznie jakby to miał być tylko rok ale zaczęła nawet snuć wizję że będą przyjaciółkami do końca świata i jeden dzień dłużej a brat Dagmary widział się dziewczynie jako zbuntowany młodzieniec który potrzebuje miłej i dobrej dziewczyny u boku. Wstrzymała oddech gdy wyciągnęła rękę zaciśnięta w pięść i zapukała.-Proszę!- usłyszała wołanie brzmiące jakby dziewczynę wyrwała z transu, zamyślenia. Nacisnęła klamkę powoli i wsunęła się cicho jakby bała się hałasu - O!- zawołała zaskoczona - Larysa?-Tak - mruknęła zawstydzona. Rozejrzała się po pokoju by nie patrzeć na zaskoczoną nastolatkę z góry, by usiąść i móc zrównać się z dziewczyną. Lucyna siedziała w fotelu przy biurku robiąc coś przy laptopie i książkach leżących w zasięgu rąk. Nagle oczy jej się rozszerzyły ze zrozumieniem i zerwała się z miejsca. Szybko zaczęła zbierać z łózka, co jeszcze bardziej zaskoczyło wampirzycę bo stała wodząc tylko wzrokiem za szalejącą po pokoju nastolatką otwierająca szafy wypychającą na półki rzeczy z łóżka i po chwili oparła dłonie o uda zdyszana odetchnęła pocierając dłonią czoło prostując jak struna.-Możesz usiąść Laryso? - spytała pokazując zrobione na szybko miejsce a a wampirzyca spojrzała unosząc brwi to na Lucynę to na łózko westchnęła i usiadła z posępną miną bo w sumie dziwnie się czuła do tego dziewczyna usiadła przed nią wyprostowana sztywna, dłonie ułożone na podołku a palce wystukiwały jakiś nerwowy rytm.-No więc - mruknęła Larysa a Lucyna wstrzymała powietrze - Chciałam z tobą - zaczęła powoli a Lucyna powoli wypuszczała powietrze z nadmuchanych policzków niczym u chomika - Widzisz bardzo bym nie chciała zabrzmieć jakbym ci czegoś zabraniała i nie chce wyciągać z twojej strefy komfortu - Lucyna zaczęła przyglądać się Larysie z nie zrozumieniem.-Czemu tak kluczysz jakbyś chciała mi powiedzieć że zabiłaś mi babcie - zachichotała z własnego żartu a gdy Larysa się z tego nie zaśmiała z skrzywiła się i skurczyła dziewczyna spojrzała na Larysę poważnie przestraszona - Zabiłaś moją babcię?-Sama się o to prosiła!- jęknęła załamana wampirzyca i schowała twarz w dłoniach a po chwili oderwała dłonie od twarzy otrzepując się i wskazała na Lucynę palcem z groźnym wyrazem twarzy - Nie zmieniaj tematu!- warknęła oparła ręce o brzeg łóżka poprawiając się na materacu tak by siedzieć na brzegu zbliżając się do nastolatki która oparła się o oparcie fotela - Niestety ta sprawa wiąże się z czymś bardzo dla mnie przykrym bo wiem jak się czujesz razem z siostrą tu w obcym dla siebie miejscu - Lucyna słuchała obejmując się ramionami i skuliła nogi do piersi wsłuchując się w głos wampira przypatrując się jej twarzy- Dagmara jest elfem ale myślałam że faktycznie jest córką królewską tutejszego dworu - wyjaśniła a Lucyna nawet nie drgnęła jednak mina wyrażała oszołomienie - Dagmara ma kilka set lat jeśli nie więcej - mruknęła - I jest cesarzową elfow i wychodzi na to że wylazła jakimś cudem z zamku by niszczyć po kolei wszystkie królestwa które jej nie poparły i nie ukryły właśnie w zamku gdzie stworzyła własną dzielnice gdzie wszystkie elfy żyją długo i szczęśliwie bez zmuszania się do picia energii.-Elfy? - wyjąkała Lucyna wyglądało na to że kompletnie zdębiała - Cesarzowa? - Larysa wstrzymał powietrze i wypuściła powietrze ze zgroza.-Widzisz - mruknęła - Elfy to stworzenia ludu a cesarzowa to władczyni elfów do której władcy poszczególnych dworów zwracają się o pomoc, radę, zarządzają razem z nią całym rządem elfiej społeczności. - Lucyna pokiwała głową z cichutkim piskiem - A ty przecież jesteś...-Mam w sobie potwora? - spytała z przekąsem, była zakłopotana, nie rozumiała czemu Larysa przyszła do niej właśnie po tym jak ujawniła dziwną energię będącą w niej, będąca nią jakąś jej częścią ożywioną przez moc odrywając ją od Lucyny ale będące nadal nią.-Nie wiem czym jest to co pokazałaś ale było tobą i wydawało się jakbyś była i sobą w ciele i sobą w tym bycie nad tobą. - wyjaśniła marszcząc brwi zdając sobie sprawę ze brzmi to pokrętnie, nie zrozumiale.-Bycie? - spytała Lucyna zaskoczona - Byt oznacza ducha albo istotę będącą dla żywych niewidzialną - zauważyła zaniepokojona.-W sumie to tak jest. - pokiwała głowa Larysa i spojrzała na Lucynę - Ale to co widziałam było widzialne ale myślę ze nie Priam zrobił coś by wszyscy go zauważyli ale ty sama nigdy nie doprowadzasz pewnie by był widzialnym bytem.-Byt - mruknęła i skrzywiła się - To coś we mnie jest mną ale jakbym potrafiła siebie...- przerwała zastanawiając się jak określić wewnętrzną siebie, skrzywiła się gdy na myśl przychodziło jej tylko słowo "potwór". -Zmienić w potwora? - spytała zdumiona - Nie myśl o sobie jak o potworze - Lucyna uśmiechnęła się smutno - To część ciebie.-Nie rozumiem po co mi to mówisz - dziewczyna skonsternowana nie patrzyła na wampirzycę tylko na jej stopy.-Bo się martwię - stwierdziła automatycznie - Nie byłam jednak świadoma kim jest Dagmara Zieja - zreflektowała się bo "martwię się" nie było tym co dało by pełny obraz uczuć jakimi kierowała się wampirzyca - Zabiera życiodajną energię i nie byłam pewna jakie ma zamiary co do ciebie.-Dagmara zabiera energię? - spytała nie rozumiejąc - O co w tym chodzi - Larysa skrzywiła się zdając sobie sprawę ze dziewczyna nie domyśli się po półsłówkach które podtykała Larysa by ta sama zrozumiała co robiła Dagmara.-Istnieją istoty nazywane wampirami - zaczęła powoli nie wiedząc jak powiedzieć o sobie i o cesarzowej tak by nie przestraszyć Lucyny która pewnie wrzeszcząc pobiegła by do Izabeli wrzeszcząc o wampirach by cioteczka zabiła krwiopijce zamieszkującego pod ich dachem a większe bardziej szkodliwe niebezpieczeństwo które już mogło by realnie skrzywdzić wszystkich których dziewczyna kocha mogło by działać dalej nie zauważone - Wampiry te które piją krew i te żywiące się energią, ale te żywiące się energią też się dzielą. - westchnęła ciężko a Lucyna odsunęła się na fotelu w kierunku drwi jakby chciała wyskoczyć z fotela i pobiec szybko na dół do ciotki Larysa posłała dziewczynie pobłażliwe spojrzenie i pokręciła głową przewracając oczami - Lucyno ja nie piję krwi - Lucyna popatrzyła na wampirzyce z nieufnością i skuliła się chroniąc szyję, zaczęła rozumieć. Larysa przyglądała się Lucynie było to dla niej nowe taka nie ufność, w Wilczym jeziorze wszyscy znali ją i jej "rodzinę" nikt nie kwestionował zamiarów najmłodszej której nigdy nie słyszeli by zatapiała kły w innej ludzkiej istocie. Była dla mieszkańców tą niewinną o czystych rękach nie splamionych krwią - Ale to że ja nie pije krwi nie oznacza że wszystkie wampiry takie są i nie oznacza to że wszystkie wampiry są takie same bo są też okrutniejsze które pozbawiają czegoś więcej niż krew płynąca w żyłach. - Lucyna trochę ośmielona wyprostowała się i otworzyła w zdumieniu usta. -Co jest gorsze, energia?- spytała a po chwili starając się wyciągnąć od Larysy jak najwięcej.-Dusza. - uzupełniła patrząc w przerażone oczy Lucyny - Elfia cesarzowa kradnie żywym istotom duszę ich jestestwo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro