5. Magia krąży w naszej krwi
- Jesteś pewny, że są magiczne? - Los w astralnej formie patrzył na gwiazdy, wydawał się nie słuchać głosu, który nie brzmiał ani kobieco, ani męsko.- Możliwe, że są - zamruczał niczym odgłos z otchłani. Wątłej postury postać stała na najwyższej gałęzi obserwując wielką głowę i dłonie otulające gwiazdę dłońmi. Astralny olbrzym wydawał się usłany z mgławicy, na ciele widać było drobinki jakby gwiezdnego pyłu. Postać wydawała się na tle pustki malutka, jakby była nierzeczywista, oświetlona przez poruszające się dłonie Losu, wydawała się być jeszcze bardziej tajemnicza.- Niby wszystkich losy są przesądzone - zaczęła tajemnicza postać, głos wydawał się unosić szeptem w przestrzeń - Ale mimo wszystko, nawet Los nie wie, co przyniesie los każdej duszy.- Każdy ma wiele ścieżek przed sobą, a to tylko od ludzi zależy, którą podąży. Niby pożądanie ma najpotężniejsze argumenty, ale najczęściej ludzie podążają za marzeniami. - Postać obróciła się, napięcie w zamyśleniu, i zeskoczyła z gałęzi do pałacu między gałęziami korony drzewa. Los uśmiechnął się do gwiazdy, niby dwie przeciętne siostry, a jednak mroczna strona zmusiła je do opuszczenia bezpiecznej rzeczywistości i pojechania do nieznanej rodziny ich taty. W ciszy słychać było płacz Rozpaczy, która tworzyła wodospady łez, nawadniające drzewo życia, lament nad ludzkim życiem, pasmem dramatów każdej osoby gdzieś na świecie. Pożądanie szło po kamiennej ścieżce na piasku, gdzie utworzono wzór kręgów, niczym na wodzie. Bose stopy delikatnie stąpały po gładkiej powierzchni kamieni tanecznym krokiem, a suknia falowała przy każdym kroku. Lucyna i Linda, tak miały na imię dwie magiczne istoty, których losy obserwowały wszystkie demony i siódemka bogów z zapartym tchem, jakby coś miało się zadziać, ale nikt nie wiedział co.Minął tydzień od kiedy przyjechali do cioci Izy, rok szkolny się rozpoczął, rodzice Lucyny i Lindy wyjechali zostawiając je ponownie. Lucyna wiedziała, że ich już nie zobaczy, chyba że wydarzy się coś strasznego co ich przywoła do miasteczka. Dziewczyna westchnęła ciężko, patrząc przez okno za stadkiem ptaków lecących gdzieś wysoko i daleko za jezioro. Kompletnie nie słuchała szumu, jakim był wykład nauczyciela. Jego monotonny głos był dla niej niemal niesłyszalny. Rodzice na pożegnanie jedynie poklepali Lucynę i Lindę po plecach, niezręcznie.- Nie róbcie problemów, cioci - powiedziała mama z nerwowym uśmiechem i zwróciła się do Izabeli, która wydawała się być nie wzruszona, niczym Bogurad w rozkroku, z rękami splątanymi na piersi - Ciociu, dziękujemy, że chcesz się zająć naszymi córkami.- Bogowie już przesądzili o ich losie, tak najwidoczniej musiało być - powiedziała kobieta sucho. - Dziewczyny zbierajcie się, musimy iść i jeszcze po książki do religii.Nadal nie rozumiała, po co były książki do religii. W sumie polegało to na tym, by miała własny egzemplarz tej uniwersalnej życiowo księgi, biblii.- Panno Nikitiuk! - wzdrygnęła się, budząc się z głębokiego zamyślenia. Spojrzała zdezorientowana powoli na nauczyciela, który stał nad nią ze srogim spojrzeniem i rękami zaplecionymi na piersi - Panno Nikitiuk jest lekcja, odczytuję listę obecności, więc... - dziewczyna wstrzymała oddech - Więc pani nie ma na lekcji.Słyszała szepty i chichoty innych na sali. Cała czerwona, skuliła się, zasłaniając twarz kurtyną włosów. Lekcja biologii trwała w najlepsze a Lucyna starała się być obecna mimo że nauczyciel, skoro Lucyny nie ma na lekcji, ignorował ją. Była tym sfrustrowana znała odpowiedzi na pytanie czym jest daltonizm i wiedziała czym może być spowodowany. Znała to, bo sama posiadała tę wadę wzroku. Nie była to bynajmniej kwestia genów, a wypadku, jaki się wydarzył w dzieciństwie dziewczyny i po którym w szpitalu lekarze oznajmili dziewczynie, że ma uszkodzoną siatkówkę oka. Przyglądała się światu widząc go w zupełnie innych barwach niż inni ludzie, ściany które w połowie razem z sufitem były białe a od polowy do podłogi były bardzo jasno-zielone. Jasno zieloną polowe widziała jako szarą ale intensywne kolory jako spłowiale. Nigdy nie wyrażała się odnośnie kolorystyki, była zadowolona ze przyszły czasy gdy wszyscy wiedzieli o tym zaburzeniu wzroku. Jednak klasa nie wyglądała na zadowolona z tematu obserwowała jak wszyscy szeptali zerkając na Lucynę i nie zwracali uwagi na wykład nauczyciela.-Fajny temat - usłyszała nagle na korytarzu po lekcji. Lucyna stanęła pod klasą zmęczona, nikt nie zagadywał do nowej osoby, szczególnie że to była ostatnia klasa szkoły średniej i zawiązały się między tymi ludźmi relacje, przyjaźnie nie winiła ludzi za to jak ją postrzegali -Jesteś Lucyna prawda? - Lucyna spojrzała na dziewczynę która ją zagadnęła. Nie wyglądała typowo miała podobnie jak Lucyna pofarbowane proste włosy do ramion na nietypowy kolor, szary a ciemne odrosty dodawały jej wieku a na twarzy miała dwa kolczyki jeden w lewej dziurce nosa a drugi na prawym boku wargi. Nosiła się jednak zwyczajnie fioletowa bluza i jasne przylegające spodnie a na stopach wysokie trampki na które nałożyła nogawki spodni.-Tak - odparła nieśmiało a dziewczyna się uśmiechnęła. Lucynie było trochę wstyd ze tak zdawkowo odpowiadała nie pamiętała imienia dziewczyny jednak ta westchnęła uśmiechnięta jakby kompletnie nie zwracała uwagi na milczenie a nawet się zdawało jakby wręcz preferowała cisze -A ty to...? - spytała nie ufnie marszcząc brwi. Dziewczyna parsknęła pod nosem i na pokaz zmemłała gumę w ustach. Zwróciła się do Lucyny i pokazała prawą stronę głowy była wygolona, dziewczyna przekrzywia głowę z zaciekawieniem. Oczy miała też nie typowe bo dziwnie intensywnie zielone jakby dziewczyna nosiła soczewki, prawa strona głowy była wygolona i pokazywała ucho, na całym luku wianuszek kolczyków i łańcuszków. -Daga - odparła krótko, zadowolona i podała rękę Lucynie a ta uścisnęła dłoń Dadze z krótkim uśmiechem. Ta nowa znajomość była dla Lucyny coraz bardziej interesująca. Nie wiedziała jednak jak się zachować wobec tej dziewczyny - Też mnie nikt tu nie lubi - stwierdziła Daga nagle a na pytające spojrzenie Lucyny stuknęła ja łokciem - Każdy tu ma już wyrobione o tobie zdanie przez to ze nauczyciele i dyro opowiedzieli o tobie i siostrze. -Wszyscy wiedza ? - spytała zaskoczona i przerażona zapominając całkowicie że też zastanawiające było dlaczego Daga była tak nie lubiana. Daga wzruszyła ramionami obojętnie - I co ? - spytała zdezorientowana-No co byłaś świadkiem tragedii, policja ciebie zabrała bo wasza babcia doznała podobno szoku a wy wylądowałyście tu u krewnej, co tu dużo gadać i doszukiwać się problemów - Lucyna odetchnęła z ulga choć jedna osoba która nie wierzyła plotkom choć czuła dyskomfort z poczuciem ulgi że ktoś uważał ją za po prostu ofiarę czyjegoś morderstwa. Nic nie powiedziała na temat swoich odczuć, zerknęła za to na nową koleżankę i gdy ta na nią spojrzała uśmiechnęła się miło.-Dzięki Daga - powiedziała.Gdyby ktoś czytałby w powieści o początku szkoły Lucyny stwierdził by że autor najwidoczniej sam zapomniał jak to jest z początkami w nowej szkole albo sam nie przeżył tego samego zarzucając tym samym brak realizmu w tak prozaicznej czynności jaką jest chodzenie do szkoły. Lucyna mimo że wiedziała co mogli naprawdę powiedzieć nauczyciele o rzekomej tragedii i jakie plotki wysnuły media na podstawie wyciągniętej dokumentacji medycznej, rozmowy z psychologiem i zeznania świadków mimo to była oszołomiona jak nauczyciele traktowali ją w szkole a nawet poza murami szkoły. -Panno Nikitiuk proszę nie szwendać się po mieście !- zgromi Lucynę nauczyciel gdy wyszła razem z Dagmarą ze szkoły. Nauczyciel palił nerwowo papierosa ale po chwili spoglądając na dziewczyny zgasił o brzeg śmietnika strojącego przy schodach budynku i wszedł do szkoły. Zbliżał się powoli listopad, liście niczym deszcz spadały na ziemię tworząc kolorową rzekę. Na trawnikach tworzyły się górki liści w które po lekcjach lub na przerwie dzieciaki wskakując rozrzucały je po całych trawnikach i ulicy. -Po co mnie wyciągasz na przerwie ze szkoły? - spytała Lucyna ignorując zdarzenie Daga spojrzała za zamykającymi się drzwiami mrużąc oczy. -Mój brat ma przyjechać dać mi śniadanie. - stwierdziła dziewczyna z zadowolonym uśmiechem. Nagle usłyszały głośny warkot silnika pędzącego motoru, zobaczyła motocyklistę jak wyjechał na pełnym gazie zza zakrętu i na hamulcu okręcił się wokół własnej osi - Popisuje się palant jeden!- warknęła zażenowana. Motocyklista zatrzymał się i postawił na nóżce pojazd. W tedy do Lucyny dotarło że to musi być brat jej nowej koleżanki. Daga podeszła do chłopaka z irytacją i uderzyła go w ramię zanim zdjoł kask. Nawet się nie zachwiał ale parsknął śmiechem i wyciągnął ręce pod kask i zdjął zabezpieczenie głowy. Lucyna zmrużyła oczy, brat Dagmary, Priam miał białe włosy za ucho sterczące na wszystkie strony. Zielone oczy sprawiły że Lucynie zatrzepotało w piersi. Dziewczyna była zaskoczona własną reakcją gdy tak bardzo chciała być z Leonem, nagle poczuła irracjonalną złosć do chłopaka z powodu uczuć. -Siostrunio ty moja!- zagruchał do siostry co ją jeszcze bardziej zezłościło a chłopak uśmiechał się i zerkał zaciekawiony na koleżankę siostry - A ty jesteś tą młodą od Nikitiuk? - zagaił. Dagmara obróciła się do koleżanki.-Tak - odparła Lucyna krótko cofając się i splatając obronnie ręce na piersi. Dagmara skrzywiła się mrużąc oczy.-Wiesz... - zaczęła Dagmara podchodząc do Lucyny - Dziś masz trudny dzień, pomyślałam że może się trochę przejdziemy?-Wagary?!- spytał zaskoczony blondyn patrząc na siostrę z podziwem i ekscytacją.-A co? - spytała oburzona - Nie mogę raz na jakiś czas sobie odpuścić szkoły? - zabrzmiała jak nadąsana mała dziewczynka. Lucyna uśmiechnęła się a garda jaką próbowała utrzymać powoli upadała, Daga chciała wesprzeć koleżankę w trudnym dniu szkoły. Początki bywają trudne ale z odpowiednimi sposobami stawały się znośne.Nie poszły jednak na wagary. Drzwi do budynku szkoły się otworzyły gwałtownie, Dagmara i Lucyna obróciły się przerażone stając oko w oko z panią Katarzyną która w swojej fioletowej garsonce w zieloną kratę, w rajstopach w paski i pantoflach z brązowej skóry dreptała po całej szkole jakby pilnowanie uczniów było jej pracą a nie bycie sekretarką odbierająca telefony i przeglądającą dokumentację uczniowską. Pani Katarzyna splotła ręce na piersi z surowym wyrazem twarzy patrząc na dziewczyny z góry, gestem głowy pokazała dziewczynom by weszły z powrotem do budynku. Priam ledwo dusił śmiech patrząc jak Daga i Lucyna niczym zbite psy z podkulonymi ogonami szły po schodach pod czujnym spojrzeniem sekretarki. Lucyna obejrzała się na chłopaka gdy ten zwijał się ze śmiechu, kuląc się przy swoim motorze.-No teraz to ten głąb mi nie da spokoju!- jęknęła szeptem w splecione przed sobą ręce gdy leżała na ławce razem z Lucyna która obróciła głowę do Dagi. Lekcja angielskiego trwała w najlepsze, nauczycielka tego dnia puściła po prostu film bez tłumaczenia komedie romantyczną znaną każdemu kto się nie urodził wczoraj "Diabeł ubiera się u Prady".-Taki urok starszego rodzeństwa- stwierdziła zamyślona Lucyna patrząc w dal przypominając sobie jaki Priam był pociągający jakby roztaczał wokół siebie miłosne zaklęcie które rozkochiwało w nim każdą osobę - A co do uroków to Priam ma pewnie wianuszek fanek prawda?- spytała konspiracyjnie przysuwając się do Dagi która skrzywiła się i osunęła spoglądając z obrzydzeniem na Lucynę.-Spodobał ci się stara ten głąb?- spytała - Fuj!- syknęła jakby jej brat był obleśnym wielkim robakiem. -To że spodobał się mi nie oznacza że chce z nim być! - wytłumaczyła z naciskiem, ciężko było utrzymać szept gdy rozmowa była tak emocjonalna. Daga ostrożnie wychyliła się by spojrzeć na nauczycielkę i innych, widać było że nikt nie zwraca uwagi na film, nawet nauczycielka która przeglądała cos na telefonie przegryzając paluszki pocky. Po chwili ułożyła z powrotem głowę na rękach i spojrzała nadąsana na Lucynę - No co? - spytała przyglądając się przyjaciółce.-Nic - mruknęła zamyślona przyglądając się Lucynie uważnie z irytacją - Priam nie jest dla ciebie - stwierdziła co zabrzmiało jak rozkaz jakby nie chciała by przyjaciółka była blisko z jej bratem i podniosła głowę odwracając się do ekranu i znudzona z pod zmrużonych powiek przyglądała się scenie gdzie główna bohaterka szydzi z nowej pracy przed znajomymi z parsknięciem jakby jej coś to przypominało bo uśmiech nagle zniknął jej z twarzy. Lucyna już nie poruszała tematu nie rozumiejąc skąd przypuszczenie że chciałaby być z Priamem, był przystojny, to fakt ale jako lojalna koleżanka wiedziała że chodzenie z bratem koleżanki było by nie zręczne a po za tym Priam by wcierał w twarz Dadze że nawet koleżanka woli jego. Oglądała film jednak myślami była gdzieś między tym co czuła do brata Dagmary a tym co wydarzyło się zanim przybyła do siostry babci. Izabela wydawała się być osobą ostrożną jakby to że ona i Linda przybyły do jej domu było jej bardziej nie na rękę niż obu siostrom których życie wywróciło się do góry nogami, w sumie to rodzice nie pomyśleli ani o cioci Izie ani o córkach. Ciekawa była dlaczego cioci tak nie pasował fakt że ma nowe współlokatorki dodatkowe, miejsce w willi ma, Larysy praktycznie jakby w ogóle nie było w domu, trzy koty chodzą po domu wszędzie gdzie chcą. Gdzie był haczyk? -Hej ciociu!- krzyknęła od progu, za nią Linda wstydliwie jakby bała się że ją ktoś skrzyczy - Wróciłyśmy!- Lucyna wepchnęła siostrę do holu. Na powitanie przybiegły koty, Blanc i Bianca. Kotka Lucyny miauknęła przeciągle jednocześnie mrucząc co brzmiało całkiem zabawnie a Blanc powoli podszedł gdy Lucyna zamknęła drzwi, wyciągnął się w stronę Lindy która podeszła do niego i kucnęła pozwalając by kot podskoczył stając przednimi łapkami na jej kolanach i łepkiem stuknął się z Lindy twarzą co rozbawiło dziewczynkę i podszedł do Lucyny która za przykładem siostry kucnęła do zwierzaka a ten z rozpędu też się stuknął z dziewczyną - Auć!- jęknęła bo kot aż uderzył Lucynę w nos a Linda zachichotała gdy siostra jęknęła łapiąc się za uszkodzone miejsce ale pogłaskała Blanca który zadowolony odsunął się unosząc w górę ogon machając nim jak chorągiewką. -Mocno stuknął? - spytała młodsza z troską ale powstrzymywała się by ponownie nie parsknąć śmiechem. Lucyna spojrzała wilkiem na siostrę.-Nic mi nie zrobił - mruknęła z przekąsem przyglądając się jak kot otarł się o Blancę która odwzajemniła zaloty liżąc go po łepku gdy usiadł obok - Ma twardy łeb.-O!- usłyszała z kuchni głos Larysy - Cholera jesteście wreszcie!- krzyknęła głośno, na uszach miała wielkie nauszne słuchawki, słychać było dobiegający z nich dźwięk ciężkiej muzyki z gatunku metalika, Larysa miała ręce po łokcie usmarowane ciastem, razem z fartuchem który pod warstwą ciasta był czerwony w czarne kropki jak biedronka- Mam nadzieję że jesteście głodne i nie zrobiłam pizzy na marne! - warknęła patrząc wrogo na Lucynę i Linde które spojrzały po sobie z przerażeniem.-Larysa niech nie przesadza!- Izabela uśmiechnęła się do kobiety klepiąc ją z czułością po ramieniu a Larysa uśmiechnęła się do cioci i położyła na dłoń Izy swoją dłoń - Dziewczynki zaniosą torby do góry i myją ręce - powiedział do dziewczyn. Linda szybko pobiegła po schodach a za nią Blanc. Przed dziewczynką wskakiwała po dwa schodki Bianca, na szczycie schodów usiadła i przekrzywiła łepek w prawą stronę obserwując uważnie Lindę - Goście będą.Lucyna spojrzała na ciocię zaskoczona za to Larysa spojrzała na gospodynię z naganą i wróciła do kuchni kręcąc głową.-Gości? - spytała a Lucyna zaciekawiona. Izabela w zamyśleniu pokiwała głową i spojrzała przez ramię na Larysę, wściekłe rzucała po stolnicy ciastem burcząc coś pod nosem - Chodzi o sąsiadki z kamienicy na przeciwko? - spytała z ekscytacją, bo to oznaczało że przyjdzie Leon.-Skąd takie przypuszczenia? - spytała ciocia-A nie mówiłam do cholery?!- warczała Larysa z kuchni. Lucyna zmarszczyła brwi, nie spodziewała się takiej złości po Larysie. -Larysa!- mruknęła do dziewczyny ciocia rzucając jej proszące spojrzenie na co ta fuknęła przewracając oczami - Przyjdzie rodzina Zieja chcą poznać osobę która przyjaźni się z ich córką.-Daga tu mieszka? - spytała zaskoczona mrugając oczami - Nigdy mi nie mówiła że mieszka w Wilczym jeziorze.-Bo nie mieszka - wyjaśniła ciocia - Mieszkają na obrzeżach przy rzece - dodała - Są starą rodziną mieszkająca w starym dworze w środku lasu gdzie nikt nie chadza, nawet jest ścieżka do ich domu.-A jeszcze przyjdzie pani burmistrz Sikora z mężem i...- Larysa przerwała swoje wtrącenie zawstydzona milknąc i wrócił do robienia dalej jedzenia. Izabela spojrzała ze smutkiem na współlokatorkę. -Lucyna idzie do góry - rzuciła Izabela machając dłonią wyganiając dziewczynę i wróciła do kuchni zamykając drzwi. Lucyna stała przez chwilę. Larysa była jednym z tych domowników którego ona i siostra widziały najrzadziej ale wydawało się że ciocia Iza jest z nią najbliżej. Lucyna była trochę zła na rodziców, nie dali jej wyboru, wywieźli w zapomnianą przez Boga dziurę, do obcej ciotki która miała być babcią ale babcia od lat nie żyje. Tata i wujek wyparli się swojej rodziny a rodzina wyparł się ich ale mimo wszystko ciocia stanęła na wysokości zadania opiekując się dziewczynami, nawet pokoje dla nich przygotowała. -Lucy!- pisnęła Linda w drzwiach do pokoju - Mogę pójść do ciebie? - spytała, patrzyła na Lucynę wielkimi oczami koty za jej plecami podekscytowane machały ogonami obserwowały coś w pokoju a Blanc wydawał śmieszne ćwierkające dźwięki.-Linda może ja wejdę? - spytała Lucyna spokojnie i położyła na głowie młodszej siostry dłoń. Dziewczynka wyszła z pokoju chowając za siostrą i weszły obie. Pod sufitem latał wielki szerszeń, na szczęście obijał się zdezorientowany o blokującą warstwę tynku i betonu bzycząc wściekle - Linda zabierz Blanca ja wezmę Biancę. - wyszeptała i zabrała kotkę z łóżka, kotka stała na tylnych łapkach obserwując szerszenia z ekscytacją - Ja ci dam głupia kulo futra by ci coś ten szkodnik zrobił!- fuknęła na kotkę, szybko z nią wychodząc i zamknęła drzwi do pokoju. Dziewczyna spojrzała na dół drzwi, westchnęła ciężko i pobiegła do siebie do pokoju, jedynie trzasnęły drzwi przez co Linda podskoczyła razem z kotami które zdezorientowane usiadły bok Lindy. Lucyna wyszła z ręcznikiem po chwili i położyła go pod drzwiami by szerszeń nie wyleciał przez szparę w drzwiach. -I co dalej? - spytała Linda kucając przy kotach które podeszły do dziewczynki trącając ją noskami mrucząc przeciągle.-No nie wiem. - Lucyna tylko wzruszyła bezradnie ramionami sama nie wiedząc jak się zachować. Miałą nadzieję że ciocia i Larysa nie wyśmieją jej gdy ta poprosi by usunąć szerszenia z pokoju siostry.Pizza pachniała niesamowicie, w powietrzu unosił się zapach, oregano, bazylii, pomidorów i sera. Para unosiła się z czterech okrągłych placków leżących na metalowych, obracanych paterach. Wszyscy siedzieli w niezręcznej ciszy, patrząc tylko na puste talerze bojąc się odezwać. Państwo Zieja byli bardzo eleganccy, jakby nie byli ludźmi, mieli długie włosy, pani Zieja miała do łopatek kręcone włosy o barwie śniegu wchodzący w błękit a pan Zieja miał na plecach długi warkocz, na który notabene usiadł, w barwie szarego jasnego dymu, biel wchodząca w szarości. Mieli oczy zimne, zielone, nie tak intensywne jak Dagi i Priama którzy wydawali się żywiołowi, nie wyglądali jak figury woskowe. państwo Zieja patrzyli na rodzinę Lucyny z góry zachowywali się jakby wszystko należało do nich a dzieci szły za nimi jak posłuszne pieski mające nie przynosić wstydu. Państwo Sikora zachowywali się za to wrogo wobec Izabeli nawet nie podawali dłoni na przywitanie. Pani Kalina Siokora była wysoka i potężna w budowie ciała o jasnych brązowych włosach które naświetlone słońcem były blond do ramion związane w tamtej chwili w luźny kok z którego loki delikatnie się wymykały. Przybyła na spotkanie Izabeli z niższym od siebie mężem Teodorem który był przy kości, łysy z rudym wąsem na alfonsa. Oboje mieli oczy o barwie bursztynu podobnie jak Larysa co miało dla Lucyny dziwne wrażenie że te oczy wszyscy troje mieli identyczne. Oboje byli bladzi, o zszarzałej twarzy nie jak rodzice Dagmary którzy wydawali się być jak z kamienia, państwo Sikora wydawali się martwi. Lucyna przyglądała się rodzinie swojej koleżanki przy której Dagmara była dziwnie nerwowa jakby nie była sobą, siedziała prosto zerkając co chwila na matkę którą dziewczyna naśladowała. Priam też zachowywał się spokojnie, wyważenie robiąc spokojne ruchy również naśladując w jakiś sposób ojca. Rodzice zerkali na dzieci gromiąc spojrzeniem, zachowywali się jak arystokracja na przyjęciu z reporterami którzy mają wymierzone obiektywy aparatów w ich twarze i jakikolwiek fałszywy ruch ze strony dzieci to ci reporterzy ich zniszczą. Miało być to spotkanie gościnne a wydawało się być to polem bitwy. Pizzę stygły, pokrojone jak tort, jednak nikt nie wyciągnął rak po jedzenie, nawet Lucyna trzymał ręce pod stołem chowając złożone dłonie między udami. Linda zdawała się jednak nie mieć zahamowań i trącała łokciem Lucynę i ciocię.-Lucy daj kawałek!- jęczała ciągnąc siostrę za rękaw. Lucyna uśmiechnęła się do siostry wreszcie ulegając jej irytacji i wstała biorąc przy tym talerz Lindy. -Ja też poproszę!- zawołał nagle Priam wstając i wyciągając rękę z talerzem do Lucyny. Ojciec chłopaka wydawał się być zażenowany zachowaniem syna ale Lucyna uśmiechnęła się do chłopaka z ulga że ktoś złamał tą niezręczną cisze i najpierw wzięła wybraną pizzę młodszej siostry i wzięła talerz chłopaka, chwilę ich spojrzenia się spotkały a palce delikatnie się musnęły przelotnie wywołując u jednej i drugiej strony delikatne mrowienie po całym ciele. Priam uśmiechnął się do zawstydzonej Lucyny która uciekła wzrokiem na talerz, chłopak usiadł z uśmiechem obserwując jak Lucyna nakłada niezdarnie lewą ręką kawałek ciasta i to dość spory. Dagmara też się przełamała nie zwracając uwagi na nienawistne spojrzenia matki przy której dziewczyna siedziała. Małe zamieszanie rozluźniło trochę atmosferę mimo nadal nie przyjaznych spojrzeń dorosłych też wstawali by nałożyć sobie po kawałku nie chcąc odstawać. Ciocia Iza odetchnęła z ulga głaszcząc Linde po głowie co irytowało dziewczynkę i odtrącała dłoń cioci jak natrętną muchę co bawiło kobietę. -Czy ja słyszę bzyczenie? - odezwała się nagle pani burmistrz marszcząc brwi i rozglądając się po suficie jakby nad nimi wokół żyrandolu jadalni latał owad obijając się o ścianki kloszu i o sufit. Wszyscy zamilkli i spojrzeli w górę rozglądając za owym owadem. Linda skuliła się z kawałkiem pizzy który zaczęła podejrzanie łapczywie jeść. Lucyna zmarszczyła brwi obserwując siostrę i stuknęła ją łokciem w bok po czym dziewczynka spojrzała zlękniona na starszą siostrę błagalnie, kręcac głową by nic nie mówiła. Lucyna rozumiała siostrę, społeczne konwenanse dla Lindy i Lucyny były zmora, jednak Linda była wręcz przerażona gdy miała coś powiedzieć przy wszystkich szczególnie gdy chodziło o jej sprawy. A szerszeń w pokoju dziewczynki był jej kłopotem którego się panicznie bała. -Nie słyszy nic - stwierdziła zdumiona Izabela chcąc wstać by zobaczyć gdzie mogło by być to nieproszone bzyczące stworzenie.-Eeee...- mruknęła Larysa spoglądając na Lindę ukradkiem ze zrozumieniem - Ja pójdę zobaczyć - powiedziała wyciągając do Izabeli rękę powstrzymując ją od wstania dając znać ze wie o co chodzi. Pani burmistrz patrzyła na Larysę zbulwersowana, Lucyna nie rozumiała jej oburzenia na obcą dziewczynę. Pociągnęła agresywnie Larysę za brzeg koszulki by dziewczyna usiadła. Dziewczyna spojrzała z góry na kobietę odpychając jej rękę i bez słowa odeszła od stołu. Pani Sikora wściekle uderzyła pięścią w stół. Mąż pani burmistrz westchnął ciężko opierając się o oparcie chowając za postawną, potężną posturą żony która z niedowierzaniem obserwowała blondwłosą dziewczynę. Larysa ignorując wściekłą panią burmistrz obeszła stół podchodząc do sióstr Nikitiuk, uśmiechnęła się do Lindy miło nachylając do niej konspiracyjnie zasłaniając usta ręka - Lindo mogę wejść do twojego pokoju? - Linda tylko pokiwała głową, skuliła się zaskoczona cała czerwona na twarzy. Larysa puściła oczko do dziewczynki co ją jeszcze bardziej zawstydziło i ruszyła do drzwi wychodzących na hol.-Laryso! - warknęła pani burmistrz uderzając ponownie o stół wstała gwałtownie z miejsca kipiąc ze złości a za nią krzesło huknęło o podłogę aż wszyscy podskoczyli, Teodor zasłonił ręką twarz zażenowany. Larysa spojrzała na kobietę i prychnęła otwierając drzwi na hol. Lucyna zbladła, pani Kalina z wściekłością dyszała patrząc na zamykające się drzwi i znikające za nimi blond loki. Lucyna nigdy nie widziała by ktoś był tak wściekły by jego oczy błysnęły krwistą czerwienią rozlewająca się na całe oko. Państwo Zieja rozmawiali między sobą szeptem, Dagmara i Priam tylko wzdychali spoglądając po sobie i spoglądali na rodziców - Co za bezczelna dziewucha! - warknęła pod nosem chcąc odejść od stołu i pójść za Larysa. -Kalino !- mąż pani burmistrz wstał zatrzymując żonę i podniósł jej krzesło powoli zaskoczoną kobietę dalej zirytowana posadził na krześle i przysunął krzesło razem z nią do stołu - To nie twój dom- szepnął jej na ucho. Lucyna zmarszczyła brwi. Usłyszała te słowa jakby wypowiedział ja normalnym głosem do wszystkich. Pani Kalina patrzyła na Lucynę uważnie i podejrzliwie.-Oho!- mruknęła pani Zieja z chytrym uśmiechem opierając brodę o ręce podparte o stół.-Kochanie - zaczął filuternie pan Zieja równie chytrze uśmiechnięty i spojrzał na gospodynie - Widzę że wszyscy tu emocji to nie potrafią utrzymać na wodzy. - stwierdził zarozumiale dostając aprobatę żony w postaci kokieteryjnego chichotu. Mężczyzna objął rozbawioną kobietę a ona wtuliła się w jego bok. -Fabian nie uważa że nie wypada u kogoś kto ciebie gości w swoim domu drażnić jego gości. - rzuciła spokojnie Izabela biorąc kieliszek wody i powoli z niego pijąc. Lucyna zauważyła że wszyscy na to patrzyli ale nie rozumiała tego zahipnotyzowanego spojrzenia jakby z głodem w oczach. Nagle głośno huknęło, Lucyna podskoczyła w miejscu i obróciła się w stronę drzwi gdzie stała zdegustowana Larysa spoglądając na panią Kalinę. Lucyna spojrzała po wszystkich wpatrywali się zawiedzeni na Larysę jakby oderwała ich od naprawdę ciekawego zjawiska. Pani Kalina natomiast patrzyła na blondynkę ze złością która biła z oczu w których ponownie zagościła czerwień ale Lucyna była przerażona czymś co wystawało z ust kobiety, błysnęło jej to po chwili, były to ostre niczym szpilki kły ale nie tylko ona była istnym usposobieniem wampira ze "Zmierzchu" ale i pan Teodor Sikora którego oczy pasowały do nie przyjemnego wyglądu, jedynie jego odstający brzuch był nie pasujący do wizji wampira w oczach Lucyny.-Na chwilę was do cholery zostawić!- warknęła Larysa spokojnie podchodząc do stołu. Izabela skrzywiła się , Lucyna widziała pogardę i chłód w postawie dziewczyny, stała się niczym porcelanowa lalka która chodzi i pięknie wygląda. Larysa była usposobieniem arystokracji, wyprostowana sylwetka, szczupła w kształcie klepsydry z blond lokami które związała w kok, pojedynczy kosmyk ozdabiał jej twarz - To był szerszeń w pokoju młodej. - powiedziała bez ogródek siadając koło pani Kaliny. która spoglądała na dziewczynę niczym na kosmitkę. -Cholera Lucyna dobrze że ciebie nie było w pokoju!- zaoponowała Dagmara patrząc na koleżankę z ulga co Lucyna przyjęła z nerwowym uśmiechem.-Był w pokoju młodej! - podkreśliła podniesionym głosem Larysa pokazując gestem głowy na Lindę zwracając się do Dagmary. Dziewczyna tylko otworzyła usta w niemym "Och!". Lucyna uśmiechnęła się pod nosem, zauważyła że Priam wodził wzrokiem ku siostrze i Larysie ale gdy Lucyna spojrzała na niego jego wzrok zwrócił się ku niej. Był to krępujący wzrok niczym sokół polujący na ofiarę. Nagle poczuła po nodze ocierające się ciepłe futro, dreszcz przeszedł po jej ciele i schyliła się nie zwracając uwagi na zaskoczenie Priama. Pod stołem w jej oczy spojrzały dwie pary zielonych oczu o wąskich pionowo ustawionych źrenicach a dwa pyszczki ziewnęły ukazując rzędy ostrych ząbków.-Cześć Bianca, Blanc - mruknęła do kotów. Blank wyciągnął łapki do przodu wypinając tylną część ciała i uniósł ogon który zadrgał na pędzelku. Dziewczyna zaśmiała się rozbawiona zachowaniem kota. Bianca usiadła obok machając z zirytowaniem ogonem.-Chyba mamy małe szkodniki z burczącymi brzuchami. - zaśmiała się pani Zieja - A co do ich opiekunek. - zaczęła z zagadkowym spojrzeniem.-A o co pani chodzi? - spytała Lucyna zaskoczona co również ciekawiło innych którzy swoje spojrzenia skupili na zadowolonej pani Zieja. -Ona pójdzie dać jeść tym małych szkodnikom Lucyna niech będzie spokojna - uspokoiła ciocia iza wstając od stołu po czym spojrzała wrogo na panią Zieja - Ma nadzieję że Żaklin nie zacznie opowiadać o tej dziwnej historyjce dwóch sióstr. - kobieta prychnęła przerwacając oczami i splotła ręce na piersi, jej mąż położył dłoń na jej udzie patrząc na nią z czułością.-Ich historia przybycia brzmi zupełnie jak ta historia w przepowiedni - Lucyna wstrzymała oddech a Linda spojrzała na panią Kirę wielkimi, przerażonymi oczami. Ponownie pojawił się temat powodu ich przybycia co przestraszyło dziewczyny, Dagmara spoglądała na koleżankę ze współczuciem. Ciocia Iza westchnęła ciężko, nic nie mówiąc wstała i ruszyła do drzwi a za nią pobiegły koty unosząc ogony do góry szczęśliwe. Bianka zatrzymała się i odwróciła do Lucyny wydając ćwierkające "Miau!" jakby się żegnała ze wszystkimi albo wołała Lucynę by z nią poszła nie rozumiejąc napiętej atmosfery. Lucyna się uśmiechnęła gdy kotka pobiegła dogonić przyjaciela. Chciała mieć umysł kota , nie rozumiejącego tego świata, będącego w nie wiedzy jaką burzę ominęły te puchate urocze kulki futra. Linda i Lucyna oddały by wszystko by zapomnieć o wydarzeniach które sprowadziły je do Wilczego jeziora i ponurej willi ciotki. Linda była przerażona widokiem martwego mężczyzny, nie rozumiała co się wydarzyło w przeciwieństwie do starszej siostry która spanikowała i uciekła z myślą że to ona odebrała życie człowiekowi.-Ta gówno warta historyjka to tylko straszak dla małych dzieci - stwierdził z pogardą Priam gryząc pizzę i zdjął z niej kukurydze przyglądając się kawałkowi uważnie i ponownie wgryzł się w ciasto pochłaniając będące na niej kawałki kurczaka - Lucyna i Linda przyjechały tu w wakacje, nie jak w tej historii strudzone podróżą samotnie dźwigając na barkach trudy których nie powinny były doznać w tak młodym wieku.Lucyna i Linda spojrzały po sobie ze smutkiem, obie doznały krzywd od ludzi których nie rozumiały czemu ich one spotykają. Lucyna nigdy nie przypuszczała jak bardzo wydarzenie z wesołego miasteczka wzbudzą u jej rówieśników wrogość, wszyscy się od niej odwrócili, bali się jej bo media i policja mówili o morderstwie, nikt dziewczyn nie posądzał o to co się wydarzyło ale babcia Filipina została uznana za winną działania w afekcie bo mężczyzna zaatakował staruszkę nożem a babcia Filipina się obroniła nie wiadomo jak ani czym. Z kobietą nie dało się porozumieć, babcia Filipina cała drżała i płakała bełkocząc że jej wnuczki są potworami, powtarzając coś o tym że w Lindę coś wstąpiło i niczym nie ludzkie stworzenie wyrwała dusze mężczyzny a Lucyna zjadła ją niczym demon. Linda cała się trzęsła, zielone tęczówki błysły biało złotym blaskiem, Lucyna uśmiechnęła się do młodszej siostry uspokajająco. -Wierzycie w jakieś przepowiednie? - zakpiła z nerwowym śmiechem Lucyna czując jak młodsza siostra szczypie dziewczynę w rękę. Lucyna wiedziała że kłamie. Kłamała cały czas od wydarzeń w wesołym miasteczku. Priam przyglądał się Lucynie z lekkim uśmiechem, wyglądał jakby był pod wrażeniem, dumny z czegoś i puścił oczko do dziewczyny, co ją zaniepokoiło. W głowie chciał pojawić się przebłysk myśli co chciała by zrobić w tej sytuacji. Jednak nic się nie wydarzyło, Priam za to spuścił wzrok zaciskając z rozbawienia usta. Dziewczynę rozbolała głowa, skrzywiła się i oparła łokcie o stół a twarz ułożyła w dłonie.-Lucyna co się dzieje?- spytała spanikowana ciocia wstając z miejsca, podeszła do dziewczyny kucając przy niej i objęła dziewczynę głaszcząc ją po plecach bo Lucyną aż wstrząsały spazmy płaczu z bólu. Izabela spojrzała po gościach którzy zaniepokojeni przyglądali się Lucynie - Przeprasza państwa...-Priam do cholery!- warknęła pani Ziaja spoglądając wściekła na syna który dusił się ze śmiechu. Spojrzał na matkę unosząc zaskoczony brwi a Dagmara zszokowana spojrzała na brata i z niedowierzaniem pokręciła głowa. Priam spojrzał na Lucynę a ona z pomiędzy dłoni zapłakana spoglądała przerażona na chłopaka który przewrócił oczami i westchnął ciężko spoglądając na matkę wilkiem, jakby jej oburzenie było karą. Linda skulona przytuliła się do boku siostry. -Dobra - rzucił zirytowany i machnął dłonią od niechcenia. Dagmara wzdrygnęła się jakby czuła to samo co Lucyna która aż skuliła się czując ból. W środku jakby miała szpilki, stworzenie wbijające pazury. Wszyscy zaskoczeni obserwowali ze zdezorientowaniem bo aż dziewczyna zamknęła mocno oczy i drżała skomląc jak zwierzę - To był tylko żart...Nagle, wydawało się że zgasły światła, wszyscy spojrzeli na sufit, lampa świeciła rażącym światłem i usłyszeli wszyscy psychodeliczny śmiech. Lucyna skrzywiona bólem spojrzała na siostrę z przerażeniem.-To był tylko żart?- spytała Linda nie naturalnym kobiecym głosem - Wiem kim jesteście - wypluła z pogardą - Zamknąłeś jej umysł wiedząc jak działa - wrzasnęła i uderzyła dłonią w stół wstając, cała zapłonęła za jej plecami pojawił się cień. Cała jadalnia zadrżała pod wpływem dudniącego głosu Lindy. Lucyna zmarszczyła brwi i zamknęła oczy, z jej ciała wyszła druga Lucyna o czerwonych oczach niczym demon, miała wykrzywioną twarz w groteskowym uśmiechu ale cień Lindy wsadził tą demoniczną Lucynę w ciało Lucyny siedzące na krześle.-Co się stało? - spytała rozglądając się po zszokowanych twarzach patrzących w stronę Lucyny. -No - zaczęła ciocia Izabela - To było miłe spotkanie. - mruknęła z rozgoryczeniem popijając napój z kieliszka. Lucyna pomasowała się po głowie zirytowana bólem. -Lucyna twój umysł... - Dagmarę zatkało ale spojrzała na matkę z zaciśniętą pięścią, surowe spojrzenie na córkę, wyprostowana, sztywna postawa aż emanowała władzą, oczy kobiety delikatnie błyskały. Linda przekrzywiła głowę i oczy Żakliny Zieja zblakły, zaczęła mrugać gwałtownie.-Lindo czemu mi blokujesz możliwość skarcenie córki która - kobieta spojrzała na dziewczynę która masowała się po gardle - Która chce bawić się w wielką przyjaciółkę.-A w sumie gdzie mieszkacie ? - spytała nagle Lucyna.-A po co ci to wiedzieć ? - spytał Fabian opryskliwie - Nie potrzebujecie tej wiedzy, Daga chodzi do szkoły i chyba czas jej tego zabronić bo buntuje się przeciwko rodzinie.-Tato!- jęknęła załamana - Ja lubię szkołę.-Dagmaro - zaczęła z naciskiem Żaklin - Masz zobowiązania w rodzinie i nie jest czas na twoje fochy, bunty i naukę masz być taka jak my - kobieta spojrzała z uśmiechem na męża. Fabian uśmiechał się półgębkiem. Oboje zdawali się rozsiewać aurę uroku i piękna. Wydawali się nie realni, nie z tego świata - Dziękujemy za jedzenie ale wychodzimy, Dagmara miała się pożegnać z koleżanką i więcej nie wróci do szkoły. - powiedziała pani Zieja wstając z mściwym uśmiechem i szarpnęła za rękę Dagmarę by ją podnieść. Cała była we łzach, wielkich jak groch spływające po bladych policzkach. -Do widzenia pani Nikitiuk - rzucił Fabian - Mam nadzieje że nie będziecie tęsknić.Państwo Sikora bez słowa wstali i również opuścili jadalnie Larysa wstała też i poszła za państwem Sikora. Izabela westchnęła też wstała i Lucyna zbierając talerze. -Czy coś złego się wydarzyło? - spytała zdezorientowana Linda, jej oczy dalej błyszczały - Przesadziłam?Na holu Dagmara płakała w milczeniu, schylając głowę, włosy niczym kurtyna zasłoniły jej twarz a rodzice dziewczyny zaciskali ręce w pięści. Cali otoczeni aurą mocy, bladość niczym blask księżyca w pełni, włosy zjeżone, naelektryzowane. Larysy oczy też błysnęły jakby w bursztyn zaświeciło słońce, państwo Zieja zwrócili wściekłe twarze w stronę Larysy, w złośliwym uśmiechu w ustach za błysnęły kły. Żaklin i Fabian odkryli odstające szpiczaste uszy które dodały enigmatycznego wrażenia. Dagmara ledwo stała osłabiona, jej energia malała, szarzała na twarzy.-Larysa możesz zając się swoją rodziną a nie rozpraszanie gdy karzemy naszą córkę? - spytała Żaklin wskazując na państwo Sikora. Nagle syknęli oboje obracając głowy w stronę Dagmary która zaciskała pięści a jej zmęczona zszarzała twarz zaczęła ponownie odzyskiwać kolory. Podparła zaciśnięte pięści o uda oddychając głęboko. Przy każdym głębokim wdechu jakby powietrze robiło się gęstsze wokół państwa Zieja i ze zgrozą obserwowali jak powietrze wokół nich jest wdychane przez Dagmarę. -Taka mała zemsta - powiedziała dziewczyna spoglądając na rodziców którzy opadli na kolana wysuszeni. Dziewczyna westchnęła dramatycznie i parsknęła śmiechem. Spojrzała na brata który z uśmiechem ruszył za siostrą.-Będzie trzeba po tej wpadce przeprosić Izabele - mruknął Priam otwierając przed Dagmara drzwi co przyjęła z radością ubierając kurtkę. Larysa i państwo Sikora obserwowali tą scenę z obojętnością i pogardą która mroziła krew w żyłach. -Gdyby nie to że są elfami dobiła bym oboje a zwłoki zostawiła dla Izabeli.-Kalino kochanie - zaszczebiotał Teodor - Wrogów z pani Akackiej sobie nie róbmy. - zanieśli się sztucznym teatralnym śmiechem i zamilkli wychodząc dumnie z domu. Larysa spojrzała na państwa Zieja zastygłych na klęczkach, wyglądali jak marmurowe posągi rzeźbione przez artystów piękne i eleganckie. -Trzeba było się mścić na córce? - spytała znudzona - Zaniosę was na elfią polanę. - mruknęła - Tylko gdzie my mamy taczkę? - zastanowiła się.Lucyna siedziała w pokoju tuż przed snem przyglądała się zdjęciom jej, Lindy i babci. To były szczęśliwe chwile tuż przed tragedią. Nie wiedziała co to było. Linda zasnęła na łóżku Lucyny zmęczona płaczem, panika która ogarnęła małą była niemal nie do opanowania. Nie chciała się przyznawać do tego że było coś nie tak z nią i siostrą, Lucyna gdy działy się dziwne rzeczy udawała że wszystko w porządku i tak miało być, chyba że ponownie używała magii by opanować sytuację życzeniem by nikt nie zwracał uwagi że przed chwilą z ciała Lucyny wyszedł potwór odcinając zboczeńcowi co mu odstawało i wykrwawił się na środku salonu jego rodziców. Lucyna spojrzała na śniącą Lindę i ostrożnie otworzyła szufladę pod biurkiem - miała tam po układane notesy, szkicowniki które dostała od babci na urodziny, ona wiedziała, Lucyna była babciną artystką. Drżącą ręką wyciągnęła pierwszy lepszy szkicownik, gdy otworzyła go aż miała ciarki przerażenia, z kartki patrzyła na nią jej własna twarz umieszczona na przerażającym monstrum rozszarpującym czyjeś ciało żywcem. Kolejne rysunki zdawały się podążać podobnym tropem a obrazy w głowie Lucyny otwierały szuflady danego momentu w jej życiu gdy taka sytuacja miała miejsce, ktoś jej dokuczał, po szkole ten ktoś miał wypadek i następnego dnia do szkoły przyszedł w gipsie posiniaczony nie chcąc mówić co się stało patrząc na Lucynę z przerażeniem, kolejna sytuacja gdy koleżanka z klasy w stołówce wylała na Lucynę zupę niby niechcący wiadro pani sprzątaczki po myciu korytarzy zostało wylane tej koleżance na głowę. Myślała że to wszystko dzieje się tylko w jej głowie, nie wiedziała że to co złość, emocje jej podpowiadają wychodzi z jej głowy do rzeczywistości. Chociaż obrazy które widziała w swojej wyobraźni jej się podobały, było to na swój sposób przerażające. Czasem to wewnętrze ja Lucyny było łagodne, gdy ktoś cierpiał chciała pomóc, gdy kogoś kochała w jej głowie szepty szeptały ukochanemu na ucho same czułe słówka. Czy to musiało zniknąć?-Lucynka ? - usłyszała i podskoczyła odwracając do drzwi, Ciocia Iza uspokoiła dziewczynę gestem - Lucyna pójdzie na dół do salonu - poprosiła spoglądając na Lindę która zwinięta w kłębek pod kołdra wydawała się być nie winna słodka jednak wokół ciałka powietrze drgało. -Coś się stało ciociu? - spytała Lucyna siadając na fotelu w saloniku przy kominku w którym ciocia rozpaliła, płomienie oświetlały tajemniczym blaskiem pomieszczenie. Ciocia Iza przechyliła głowę i spojrzała w płomienie, siadając na fotelu zawinęła nogi pod siebie kuląc się w nim jakby chciała się wtopić w zamszowe obicie. Lucyna poczuła się jakby ponownie była u babci Filipiny która wieczorem dawała Lucynie kakao i rozmawiały przy cicho włączonym telewizorze nie zwracając uwagi co tam leci miały oświetlenie nadające odpowiedniej atmosfery - Teraz jest jak za czasów z babcią Filipina.-Babcia Lucyny była pewnie cudowna - stwierdziła Iza, podniosła się i polała do przeźroczystych kubków z metalową nakładką z uszkiem bursztynowego płynu z dzbanka którego dziewczyna nie zauważyła i ciocia podała Lucynie kubek który ta przyjęła z wdzięcznością. Ciocia ponownie skuliła się w fotelu trzymając oburącz swój kubek - Dzisiejszy obiad miał być spokojnym czasem by porozmawiać, by Lucyna zabrała Dagmarę po obiedzie do siebie i by spędziły razem czas. -Ale spartoliłam ten czas - stwierdziła z goryczą Lucyna spoglądając w drżącą taflę odbijającą jej twarz w kubku.-To nie Lucyny wina - mruknęła Iza czule - Nikt nie spodziewał się ze obie z Lindą obdarzone są darem.-Darem?- spytała zdezorientowana - To przekleństwo nie dar. - mruknęła. Ciocia Iza wzruszyła ramionami zaskoczona.-A te rysunki w zeszycie to co? - spytała i uśmiechnęła się gdy Lucyna spojrzała zaskoczona na ciocię.-To było jak przepowiednie które działy się zaraz potem gdy o tym pomyślałam. -Ale co poniektóre rysunki nie były takie złe - stwierdziła ciocia zamyślona.-Skąd ciocia to wie?-Nie wie ale nie może być tak że wszystko to co złe jest tylko złe.-Uważa ciocia że nie jestem zła? - dziewczyna wychyliła się z nadzieją w fotelu do cioci która uśmiechnęła się i pogłaskała dziewczynę po włosach.-Ludzie nie dzielą się na dobrych ludzi i złych to ich czyny są dobre lub złe - wyjaśniła enigmatycznie a dziewczynie pojawił się obraz Syriusza z filmu o Harrym Potterze gdzie była podobna scena -Ludzie mogą się zmieniać, Lucyna o tym wie?-Od kiedy tu jestem wszystko obraca się do góry nogami. - stwierdziła i wypiła trochę herbaty, uśmiechnęła się, smakowała jak czekolada, z wanilią, cynamonem i czymś trochę ostrym i kwaśnym.-Ale to chyba dobrze - mruknęła ciocia z uśmiechem - Życie musi trochę zaskoczyć - Lucyna westchnęła ale z uśmiechem siorbnęła z kubka napój - Smakuje? - spytała - Lucyna pokiwała głową - Magia ma tak różne oblicza, może sprawić by napój dał błogość i otulał jak kocem a może sprawić że to uczucie odejdzie i nie będzie chcieć wrócić więcej. - Izabela uśmiechnęła się wstając z fotela by ucałować na pożegnanie dziewczynę i obie wstały by pójść spać. Lucyna podeszła do łóżka, uśmiechając do Lindy która cichutko pochrapywała pociągała noskiem i zakrywała kołdrą. Uklękła na podłodze przed łóżkiem i przeżegnała się na znak krzyża do obrazu który przywiozła od swojej babci.-Panie Boże proszę wybacz mi że sprawiłam tyle złego, daj proszę siłę bym nigdy więcej nie użyła tej demonicznej mocy do czynienia zła bym przerodziła to na coś dobrego, amen. - dziewczyna przeżegnała się i wdrapała z klęczek na łóżko spać zwijając się obok młodszej siostry niczym Blanc opiekuńczo wokół Blanki na łóżku w nogach na skraju mrucząc jak małe traktorki. Czuła się otulona od środka, senna ale w taki dobry sposób jakby kochająca mama przyszła otuliła kocem i przytuliła do swojej piersi opiekuńczo broniąc przed zewnętrznym światem podczas snu. -Dagmara Zieja? - spytała wychowawczyni na lekcji rozglądając się wokół. Zaskoczona Lucyna zamrugała oczami, był poranek, ledwo kontaktowała z rzeczywistością ale czuła się dobrze, spokojnie, włosy rozsypane na plecach spłukany kolor różu ukazywał ciemne blond włosy skręcające się w fale a na końcach w pierścionki. Na nosie miała okrągłe okulary jak Harry Potter o złotych cieniutkich oprawkach. Ubrana w bluzę czarną kangurek z kapturem i dresowe spodnie dopasowane do ciała i adidasy do kostek w szarym ciemnym kolorze z różowymi elementami i sznurówkami. -Jestem!- zawołał ktoś w drzwiach wparowując do klasy z hukiem. Lucyna poderwała się z ławki prostując się a okulary zsunęły się z jej twarzy opadając na jej ręce, na jej twarzy pojawił się ogromny szok jakby zobaczyła ducha. Nauczycielka westchnęła i określiła Dagmarę, wyglądała świeżo, włosy białe wyglądały jakby nigdy nie doznały farby, na lewej stronie głowy miała francuski warkocz a reszta włosów przerzucona na prawa stronę. Nie umalowana o lśniącej perłowej skórze co wydawało się jakby była jakimś mitycznym stworzeniem. Larysa podobno miała odprowadzić wszystkich gości do domów tak mówiła rano ciocia Iza. Ciocia w szlafroku przechadzała się po domu jak dama popijając kawę z filiżanki a przy jej nogach plątały się koty grzecznie czekając na jedzenie i miauknęły do Lucyny i Lindy na pożegnanie - Hej koleżanko!- szepnęła Dagmara siadając w ławce. Miała na sobie luźną koszulkę do pośladków odsłaniającą ramiona pod nią miała biały stanik sportowy jak podkoszulek na szerokich ramiączkach krzyżującymi się na plecach. Też miała na sobie kolorowe dresy w jasnym kolorze i słuchawki bezprzewodowe w uszach, kiwała się w rytm muzyki w uszach. Wyglądała na radosną, nabuzowana pozytywną energią. W głowie Lucyny obijały się słowa mamy Dagmary która mówiła o tym że Dagmara nie pójdzie do szkoły.-Daga a co z twoimi rodzicami? - spytała z uśmiechem Lucyna szeptem. Chwile spojrzały na nauczycielkę.-Cisza!- zawołała kobieta stukając przyciskiem do papieru - W czwartek będzie spotkanie z rodzicami - Dagmara skrzywiła się i widać było że dziewczyna nad czymś intensywnie myśli - Mam nadzieję że wszyscy rodzice będą i nie będzie jak na ostatniej wywiadówce gdzie nie było połowy rodziców - podkreśliła znacząco patrząc o dziwo na zawstydzoną Dagmarę która najwidoczniej rodzicom nic nie mówiła by po przyjściu nie stwierdzili że jeśli ma tak wyglądać jej chodzenie do szkoły to ona ma nie przychodzić. Lucyna miała dziwne odczucie co do koleżanki, od początku roku była wyblakła radosna ale jakby dzierżyła jakiś krzyżyk na plecach i nie dawała rady go nieść - Dobrze zajmijcie się sobą, ja muszę uzupełnić dziennik i będę wołać was indywidualnie bo musze omówić wasze postępy w nauce i oceny.-Lucy spokojnie, rodzice zmienili zdanie - powiedziała uśmiechając się szeroko, to co było dla Lucyny ciekawe, odsłaniała uszy na których wisiały łańcuszki, cały rząd kolczyków a zęby były normalne. Miała wrażenie że nie rozmawia z Dagą którą znała - Wiesz co - mruknęła a Lucyna pokiwała głową na znak że słucha uważnie - Mój brat ma przyjść, nie wiem czemu chce ciebie odprowadzić do domu. - stwierdziła naburmuszona - Jak coś to tego nie wiesz jeśli zacznie jakieś bzdury gadać że to niby ja mu kazałam czy coś w tym stylu okey? - spytała. Lucyna pokiwała głową niepewnie. Cała klasa obserwowała Dagmarę gdy ta wydawała się promieniować, nikt w połowie tygodnia nie był tak radosny jakby dostał zastrzyk energii od życia. -Ktoś mi opowie jak być dobrym człowiekiem? - spytał ksiądz Maro na ostatniej lekcji która była lekcja religii. Zgłosiła się z ekscytacją Dagmara która do tej pory nie udzielała się na lekcji bo była wypisana z tego przedmiotu jako że to osoba nie wierząca, zaczynała Lucyna w to wierzyć szczególnie po obiedzie z jej rodzicami którzy zachowywali się jak członkowie jakieś sekty zamykając się na swoje towarzystwo w swojej bańce informacyjnej. Ksiądz zaskoczony tak jak i cała klasa która do tej pory zamulona leżała na ławkach podniosła głowy spoglądając niemrawo na Dagmarę radosną w skowronkach.-Myślę ze trzeba tak samo jak akceptujemy siebie akceptować innych ludzi. - stwierdziła z wyższością patrząc na dwie dziewczyny które zawstydzone odwróciły się do księdza który o dziwo uśmiechnął się pod nosem obserwując Dagmarę. -Szkoda że nie jesteś zapisana na moje lekcje ale dobrze odpowiedziałaś - stwierdził - A teraz reszta klasy się budzi i odpowiada na pytanie bo nie tylko akceptacja ludzi jest oznaka bycia dobrym człowiekiem - zaklaskał w dłonie na co wszyscy z jękiem zawodu się poruszyli - I wiem Dagmaro że ty wiesz ale daj szanse innym!- zawołał ze śmiechem pstrykając palcami i mrugnął do dziewczyny.Po lekcji Dagmara roześmiana bo okazało się że na całe pytanie ona odpowiedziała, ksiądz Maro stwierdził że trzeba nagrodzić pannę Ziaja za aktywność na lekcji na którą nie jest się zapisanym. -Ale to była dobra zabawa! - mruknęła z chytrym uśmiechem i spojrzała na Lucynę - A ty byłaś pod takim wrażeniem że nie odpowiadałaś? - spytała z urazą.-Nie wiem, po prostu nie lubię się wychylać. - stwierdziła zawstydzona - Idę już, muszę odpocząć, zbliża mi się okres.-Oj!- jęknęła Dagmara ze współczuciem - Ale zaraz Priam przyjdzie to ciebie odwiezie.-Pewnie będzie chciał ciebie zabrać - zaprzeczyła.-Lucynko, daj sobie pomóc - stwierdziła klepiąc po ramieniu Lucynę - Nawet jeśli uważam brata za głąba i najchętniej bym go trzymała od ciebie z daleka.-Dlaczego? - spytała Lucyna patrząc na koleżankę z nie zrozumieniem - Stara to twój brat!-Lucyna, nic nie wiesz. - mruknęła i spojrzała w bok odrywając oczy od Lucyny jakby nie chciała by ta patrzyła w jej oczy. -W porządku powiesz jak będziesz chciała. - stwierdziła zaniepokojona zachowaniem Dagmary a ta tylko pokiwała głową.-O!- mruknęła od niechcenia - Mój brat przyjechał - dodała z niechęcią do Priama. Priam przyjechał bez kasku mając jeden egzemplarz i wiedząc że jedzie po kogoś pewnie trzymał kask w bagażniku. Blond platynowe włosy rozwichrzone przez wiatr i roześmiane oczy. Lucyna uśmiechnęła się na jego widok ale Dagmara patrzyła na Lucynę z rozczarowaniem.-Lucyna ! - zawołał na powitanie - Niewdzięczna złośliwa siostrunia prosiła bym kogoś odwiózł bezpiecznie do jego domostwa - spojrzał na Lucynę - Chyba pannę Nikitiuk.Lucyna parsknęła śmiechem co Dagmara prychnęła a po chwili sama parsknęła śmiechem.-No dobra idę Lucy - mruknęła dotykając Lucynę po ramieniu zerkając wilkiem na brata. Odprowadzili z Priamem Dagmarę wzrokiem puki nie doszła za budynek. Dagmara nawet nie odwróciła się do pary która niezręcznie uniosła dłonie by do niej po machać ale po chwili spojrzeli po sobie i opuścili ręce skrzywili się. -Choć, przejdziemy się do góry do miasteczka. - zaproponował nerwowo stając po lewej stronie motoru a Lucyna przyjmując granice Priama stanęła po prawej stronie - Daj mi torbę - rucił przyglądając się dziewczynie która szła pochylając się do przodu jakby ciężar na plecach który nosiła w postaci plecaka ją przygniatał.-Dzięki - mruknęła dając plecak - Jeny, jak dziwnie bez plecaka - zachichotała prostując się i zaczęła się rozciągać unosząc ręce do góry. Priam przyglądał się Lucynie uśmiechając gdy ta podskakiwała lekko szczęśliwa bez bagażu. Szli do przodu, plecak siedział w bagażniku motoru zamiast kasku który chłopak trzymał na kierownicy - Mam nadzieję że nie jest to problem że mnie odprowadzasz.-Nie jest to problem chciałem po porostu z tobą pogadać - Lucyna pokiwała głową i uniosła brwi zaskoczona - Widziałem twoje zmieszanie podczas spotkania i bolało cię przeze mnie - Lucyna wzięła głęboki wdech i spuściła wzrok na ziemie spięta.-Priam nie chce z tobą o tym rozmawiać - mruknęła a Priam posmutniał, chciał oczyścić atmosferę z dziewczyną - Chce o tym zapomnieć co się tam wydarzyło, nie ma sprawy nic się nie wydarzyło i dla mnie jesteś normalny, moja ciocia też, tajemnicza ekscentryczna ciotka.-Acha - stwierdził powoli i wzruszył ramionami zaskoczony - W sumie wolałem to przegadać z tobą - Lucyna zagryzła wargi - Ale skoro nie chcesz gadać to ja to szanuje.-W porządku Priam - mruknęła i westchnęła z ulga - Dobrze jest być z dala od miasta i szumu.-Szybka zmiana tematu - zaśmiał się - Miasta są o tyle fajne że są blisko sklepy i nikt na ciebie nie zwraca uwagi.-Ale za to nie czujesz się samotnie gdy wszyscy ciebie znają. -Żebyś się nie zdziwiła, tu tym bardziej można czuć się samotnie, nie zrozumianym. - stwierdził ze smutkiem ale po chwili otrząsnął się i zaśmiał - Fajnie jest jednak na randkach. - Lucyna przyglądała się z uwaga na chłopaka. Oboje czuli się samotnie będąc w tłumie ludzi, znajomych jak i obcych. -Może się spotkamy kiedyś - Priam się uśmiechnął i szczerze ożywił, oczy aż błysnęły. Lucyna sama aż tez się rozpromieniła, idąc z tym chłopakiem u boku czuła się swobodnie, tak jak przy jego siostrze. Polubiła to uczucie, chciała doświadczać go częściej.-Jasne, zabiorę cię na wyjątkową randkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro