4. Wilcze Jezioro wita
Lucyna nie potrafiła się przyzwyczaić do życia w Wilczym jeziorze. Wstawanie rano było zbyt spokojnie. Często w mieście słychać było od szóstej do nawet dziewiątej rano hałas uliczny, jeżdżące samochody, klaksony, wołania. Sąsiedzi z góry czy ogólnie hałasy na klatce schodowej świadczące o tym że ktoś ruszył do pracy o tak nie chrześcijańskiej godzinie. Dziewczynę obudził budzik, nastawiony na godzinę siódmą rano, dzienna rutyna na pierwszym miejscu. Zaspana przetarła oczy zlepione po spaniu. W nogach łóżka zobaczyła trój kolorową kotkę obserwującą czujnie dziewczynę zielonożółtymi oczami, otworzyła po chwili pyszczek ukazując cztery czubki ostrych kłów na spojrzenie Lucyny w niemym "miau". Lucyna się uśmiechnęła i wyciągnęła do kotki dłoń która ta z zaciekawieniem obwąchiwała łaskocząc dziewczynę wąsami.-Cześć Bianka - przywitała się z kotką Lucyna spokojnym szeptem, uśmiechała się gdy kotka szorstkim języczkiem oblizywała jej palce. Kotka spojrzała na opiekunkę i ułożyła z powrotem pyszczek na łapkach leżąc na boku tuląc się do nóg dziewczyny zawiniętych kołdra. -Lucy!- zawołała mama pukając delikatnie w drzwi jakby się bała że drzwi się rozlecą. Lucyna westchnęła ciężko - Śniadanie w jadalni! - do tego też nie przywykła. Kuchnia była miejscem rodzinnym gdzie wszyscy się gromadzili, mama robiła coś przy kuchence a reszta rodziny jadła, coś robiła przeszkadzając i robiąc dużo hałasu. U cioci Izy było inaczej, od początku gdy tylko przekroczyli próg domu zarządziła że do kuchni przychodzić by pomóc od jedzenia była jadalnia. Pewnie ciocia dawała jedzenie nawet dla samej siebie i współlokatorki do jadalni. Dziewczyna wstała z łóżka, przeciągnęła się patrząc przez okno nad łóżkiem naśladując Biankę która gdy wstawała po drzemce wyciągała tylne łapki najpierw do tyłu a później przednie łapki do przodu unosząc ogon i kuper do góry. Rozejrzała się w koło, jeszcze nie wypakowała swoich rzeczy więc pod łóżkiem miała torbę z rzeczami ale po woli wkładała ubrania do szafy. Była ona oklejona sztuczną sklejką z napisami po francusku z wierzą Eiffla na środku więc jak się otwierało szafę dzieliło się wierzę na pół. Szafa stała pod prawą ścianą a obok niej ukryty był regał na książki z kwadratowymi półkami od podłogi do sufitu, szeroki na dwa kwadraty gdzie już niektóre półki były wypełnione ale nie Lucyny książkami. Zaraz obok były też drzwi do łazienki przy drzwiach wyjściowych które były na przeciwko okna. Lucyna łazienkę miała wspólną z Lindą która miała pokój równie skromny jak i ona. Dziewczyna weszła do łazienki tylko na toaletę i by opłukać zaspaną opuchnięta twarz, włosy zaczesała i widząc w lustrze jak włosy naelektryzowane stają dęba skrzywiła się. Blada twarz bez makijażu u Lucyny sprawiała że dziewczyna wyglądała jakby była innym człowiekiem, smutnym, chorym, więc nadanie kolorytu twarzy sprawiało że Lucyna wyglądała ludzko. W łazience Lucyna miała większą przestrzeń o dziwo. Była szafa przy ścianie na przeciwko toalety we wnęce tuż przy drzwiach do pokoju Lucyny a wanna dzieliła łazienkę bo po drugiej stronie wanny była taka sama część ale Lindy. Obie miały prysznic przy szafach a wielka wanna mogła by być niemal płytkim basenem gdzie nie tylko one dwie by się zmieściły. Ciocia jak dbała o komfort to dbała o niego na maksa. Równie dobrze można było oddzielić dwie przestrzenie parawanem który można było zasunąć i nie było by różnicy między dwiema łazienkami ale obie siostry stwierdziły że skoro czasem korzystały we dwie z łazienki to Linda myła się w wannie a Lucyna myła zęby przy umywalce i nie było to dla żadnej niezręczne. -Hej Lucy!- zawołała Linda wchodząc do łazienki. Lucyna tylko pomachała do siostry która podeszła do swojej umywalki również obok toalety by umyć buzię. Gdy Lucyna wyszła z pokoju zobaczyła na korytarzu współlokatorkę cioci. Larysa Newe, piękna dziewczyna o jasnych blond włosach układających się w sprężyste loki jakby zawsze wychodziła od fryzjera. Wydawała się być chłodna nie przystępna, porcelanowa ale o brzoskwiniowym tonie jakby ktoś tą porcelanę tak pomalował nieskazitelna skóra, piękne bursztynowe oczy czasem wydawały się być niczym krew. Aż ciężko było uwierzyć ze kobieta o wyglądzie niemal spreparowanym była baristką w kawiarni cioci. Lucyna była pewna że Larysa aspiruje do bycia modelką, okrągłe kształty których jej bardzo dziewczyna zazdrościła, jako licealistka jeszcze rosła ( tak tłumaczyła jej mama) i nadal rozmiar biustonosza jaki musiała kupować to B a o pośladkach wolała nawet nie myśleć bo biodra jakby stwierdziły że skoro biustu nie ma to i one będą płaskie. No cóż można się śmiać, z tyłu deska z przodu deska i o dziwo nie nazywa się Tereska. -Idziesz na śniadanie? - spytała nagle Larysa bez ogródek spoglądając z pod przymrużonych powiek na dziewczynę - Powiedz Izie że już poszłam do pracy. - dodała zanim Lucyna pokiwała głową. Nawet głos kobieta miała piękny zmysłowy, jakby jadła miodowe mięciutkie ciasteczka i popijała mlekiem na które Lucyna miała uczulenie więc musiała by zmienić na słodką delikatną korzenna kawę. Larysa odeszła szybko w kierunku schodów. Miała na sobie już mundurek z pracy czarną koszulkę, czarne leginsy i fartuszek czarny z logie kawiarni. Lucyna za każdym razem miała wrażenie że gdy spotyka Larysę zderza się ze ścianą, tu wydaje się być cudownym nie realnym bytem a kiedy się odzywa okazuje się być najzwyczajniej w świecie suką, lodowata nie przystępną, zero przyjemności z obcowania z nią oprócz wyglądu. Nawet malować się nie musi usta wydają się być naturalnie lekko zaróżowione, pełne, oczy duże bez efektu opadającej powieki. Po prostu ideał. Lucyna ruszyła w ślady Larysy za którą już zdążyły zamknąć się drzwi wyjściowe i słychać było tylko zgrzyt zamka. Lucyna zeszła na dół i spojrzała na drzwi, były z ciemnego lekko różowego drewna z wyrzeźbionymi krzewami winorośli, całe przejście było okrągłe obok postawione donice z drzewami pomarańczy. W drewnie wycięty był tylko prostokąt i dorobione zawiasy. Klamka była ze złota również zdobiona na roślinne motywy. Na ścianach holu były rysunki grających wesołych rogatych istot z włochatymi nogami z kopytami. Niektóre te istoty miały nagie torsy a nie które miały przepaski w miejscach zaokrąglonych. Jednak wszystkie te istoty miały rogi, wielkie baranie rogi zawinięte w spiralę. - Niech Lucyna uważa, słudzy Pana nawet uwięzieni nie są bezbronni - usłyszała za sobą gniewny głos cioci i jednocześnie usłyszała tupot stup Lindy.-Ciocia Iza! - pisnęła - Blanc mnie przywitał! -zawołała zbiegając ze schodów szczęśliwa.-Cieszy się Lindo - powiedziała z uśmiechem łagodnym głosem ciocia kompletnie jakby przed chwilą nie warknęła na Lucynę było to intrygujące dla dziewczyny. Tego dnia miała na sobie szlafrok z materiału przypominającego jedwab pod nim miała szare leginsy do łydek i włożoną w nie koszulkę biała. Bardzo pasowało to do szarego szlafroka z drzewami usłanymi białymi kwiatami. Linda zachichotała wesoło szczęśliwa.-Blank się stuknął łepkiem i mruczał do mnie. - mówiła dalej. Lucyna uśmiechnęła się, tak samo świergotała gdy Bianka okazywała swoje uczucia do Lindy więc dla Lucyny nie było to coś nowego, znała zachowanie młodszej siostry.-O! Czyli chłopak jest głody! - ciocia Iza nie dawała złudzeń mówiła szczerze ale mimo wszystko ucieszyło to Linde.-Ufa mi i poprosił o jedzenie! - zaklaskała w dłonie podskakując - Mogę mu dać do miski jedzenie? - spytała chwytając za poły szlafroka i spoglądając błagalnie na ciocie niczym zbity psiak.-Jak chce pokarze Lindzie co dać Blankowi do jedzenia ale jutro, dobrze? - spytała ciocia kucając przy Lindzie i poklepując ją niezręcznie po głowie. Linda pokiwała głową na dziwnie sformułowane zdanie skrzywiła się ale poszła do drzwi między schodami. Ciocia westchnęła i uśmiechnęła w stronę drzwi kręcąc głowa - No to się nazywa dziecko z charakterkiem!- mruknęła obracając się do Lucyny która przypatrywała się dziewczynie z zainteresowaniem - A co do Lucyny, wydaje mi się ze coś złamało Lucynie wewnętrzne dziecko. - odparła ze smutkiem i przekrzywiła głowę. Krótkie włosy za ucho splatały się w sprężyste loki co kobiecie bardzo pasowało nadawało charakteru jej pociągłej twarzy. Lucyna spięła się na słowa cioci nie lubiła gdy ktoś kto ją ledwo znał przypisywał jej jakieś cechy lub analizował jej psychikę lub osobowość.-Niby po czym to widać? - spytała z kpiną -Ciocia chyba powinna była pójść na psychologie a nie analizować bez konkretnej wiedzy i bez zgody osoby zainteresowanej. - odparła z dumą patrząc kobiecie w oczy na co ta uniosła brew z rozbawieniem.-Nie zadziera tak nosa, mówi o wrażeniu jakie Lucyna sprawia bez analizy i bzdur o które ją Lucyna posądza - mruknęła kobieta i parsknęła śmiechem - No dobrze tak się wydaje więc może Lucyna pokarze jaka jest naprawdę - uśmiechnęła się i pochylając się do dziewczyny palcem stuknęła ją w nos co aż cofnęło Lucynę a Iza zaśmiała się z tej reakcji - Lucyna niech idzie na śniadanie bo pewnie wszystko wystygło a Michał i Adrian jedzą jakby nie widzieli od lat jedzenia na oczy! - jęknęła ciocia idąc do drzwi i otworzyła je na oścież stając obok i zapraszając Lucynę do przejścia przez nie gestem dłoni. Ciocia była miła i uśmiechnięta jednak widać było że coś w niej tak jak mówiła wydaje się być pęknięte, zepsute, nie takie jak powinno. Gdy Lucyna weszła z wahaniem obserwując ciocię już widziała typowy chaos jaki znała tylko w wersji wakacyjnej gdzie mama była tą która próbuje to opanować a przynajmniej najmłodszą córkę która za chiny ludowe nie chciała się uspokoić jakby była na haju cukrowym. Lucyna uśmiechnęła się idąc powolnym krokiem i usiadła obok mamy.-Lindo kochanie zlituj się i usiądź normalnie, zjedz śniadanie!- mówiła mama a Linda podskakiwała na krześle wyjąc jakąś kocią muzykę wrzeszcząc na całe gardło rozdzierające "Miau" na które oba koty wiernie towarzyszące swoim ludziom uniosły zdumione uszy przypatrując się Lindzie która podekscytowana wycieczką do szkoły nie potrafiła już normalnie funkcjonować. Lucyna uśmiechnięta przyglądała się co jest na stole czując się wreszcie jak w domu, mimo że nie znosiła poranków w tak nie typowym miejscu czuła się znacznie lepiej mając ten niewielki skrawek typowego poranka rodziny Nikitiuk. Na stole były bułki, wędliny, chleb, góry naleśników, z dżemem, serem, ser żółty, pomidory, ogórki, sałaty, Lucyna aż nie wiedziała co sobie nałożyć na talerz który miała przed sobą spojrzała na ciocię która nalała sobie herbaty z dzbanka i postawiła dzbanek obok dzbanka z sokiem pomarańczowym o który targowała się Linda, Lucyna też nalała sobie soku i wzięła z góry naleśników jednego naleśnika z serem i z kolejnej góry z dżemem. Jedzenie było pycha ale jedno zastanawiało Lucynę, jak ta kobieta zdążyła wyszykować taką ucztę? Musiała wstać o jeszcze wcześniejszej porze niż ona a nawet nie odbijało się to na twarzy cioci. Po śniadaniu wujek Michał i tata oglądali jakiś album.-Totalna zgroza!- mruknęła ciocia z grymasem politowania na twarzy przypatrując się wesołej rodzinie która rozgadała się na całego. Spojrzała na siostrzeńców którzy oglądali zdjęcia z albumu który pewnie wzięli z nie czynnego od lat kominka przypominał wejście do krypty a na nim stała półka z książkami i stały figury dziwnych istot w dziwnych pozach. Iza zamurowała kominek, nie miała sił na rozpalanie go a było to nie potrzebne i zrobiła z niego istną ozdobę domu z wmontowanym elektrycznym wkładem emitującym wystarczająco ciepła jedynie świecąc a pod oknami zamontowane były zwykłe kaloryfery płytowe zlewające się niemal z białą ścianą jadalni. Przy kominku była czarna tapeta z białymi gałęziami drzew zlewające się z białą ścianą przy oknach i ściana na przeciwko kominka gdzie było łukowe przejście do kuchni. Ściana na przeciw okien gdzie były drzwi na hol była ta sama tapeta co przy kominku - No no - mruknęła siadając obok nich - Nie spodziewała się ze tak chętnie Michał i Adrian będą wspominać czas gdy tu mieszkali.-Hej ciociu!- Izabela spojrzała w górę i za swoim tatą stała Lucyna cała czerwona i przejęta ze zdenerwowania - Zapomniałam ci powiedzieć ze minęłam Larysę...-Wie mała - przerwała kobieta z uśmiechem - Spokojnie Larysa nie lubi takich zgromadzeń a szczególnie przy jedzeniu. - wytłumaczyła machając lekceważąco ręka. Dziewczyna zrobiła niepewną minę ale pokiwała głową i wróciła na miejsce gdzie zagadała ją już siostra z przejęciem mówiąc coś do dziewczyny o swojej grze i nowej postaci którą zdobyła w tej grze co przelatywało nad jej głową niczym natrętne owady.-Larysa? - spytał nagle Michał -Znałem ją, była chyba w naszym wieku albo starsza, już nie pamiętam - mruknął Michał drapiąc się po głowie próbując sobie poukładać wspomnienia - I nawet chyba ostało się tu jej zdjęcie ale czy przypadkiem nie była córką burmistrza?-Właśnie, ciocia zawsze mówiła o niej jako tej romantycznej, miała też tego rozważnego brata Lucyfera. - dodał Adrian zamyślony.-Larysa wygląda na studentkę a nie kobietę w wieku mamy!- jęknęła Lucyna zdegustowana.-A co ze mną jest nie tak? - spytała sama zainteresowana piorunując córkę wzrokiem - Ja nie wyglądam nadal jak studentka sztuk pięknych? -Kochanie spokojnie -powiedział Adrian z nerwowym uśmiechem który nie uspokoił Natalii a wręcz i jego spiorunowała wzrokiem.-Nie rozumiem co jest niezwykłego w tej Larysie? - spytała a Izabela podparła brodę o dłoń i z uśmiechem zatrzasnęła album co wszyscy skwitowali zwiedzionym jękiem - No wie ciocia!- mruknęła oburzona Natalia opierając się o plecy męża. -Oj spokojnie kochanie - mruknął Adrian sięgając dłonią do jej ręki i pogładził ją z czułością odchylając głowę do tyłu by mogła pocałować mężczyznę w czoło co z rozbawieniem Natalia uczyniła.Lucyna odczuwała dziwny ucisk w brzuchu a w głowie kotłowała się myśl że też by tak chciała być przez kogoś tak kochana. Nagle wszyscy usłyszeli świergot ptaków dobiegający od cioci która cała zesztywniała i gwałtownie cała czerwona na twarzy zaczęła szukać urządzenia wydającego irytujący dźwięk ptasich pogaduszek. -Cholera!- jęknęła wyplątując telefon z kieszeni i kabelków ze słuchawek które miała przy sobie - Tak słucha? - Lucyna obserwowała ciocię która trzymała w dłoniach, przy uchu nowiusieńkiego smartfonu, a przynajmniej na taki wyglądał i z każdym słowem rozmówcy ciocia krzywi się coraz bardziej a irytacja sięga zenitu - Larysa weźmie po prostu go wyrzuci za drzwi i się nie cacka... - przerwała by z ciężkim westchnieniem dalej wysłuchać rozgorączkowanej dziewczyny - To przytrzymacie go we dwie i zabierzcie klucz - tłumaczyła cierpliwie pokiwała głową na wszelkie podziękowania - Do zobaczenia. - ciocia głośno wypuszczając powietrze z ust usiadła ciężko przy stole odchylając się na krześle.-Dziwna była ta rozmowa - skwitował Michał przyglądając się ciotce jakby nagle odkrył jej dziwne fetysze. -O jaki klucz chodziło? - spytała zainteresowana Natalia przyglądając się mężowi który wzruszył ramionami na jej pytające spojrzenie- Chodzi o klucz do kawiarni?-Za dużo dzieciaki by chciały wiedzieć - mruknęła kobieta a po chwili klasnęła w dłonie - Czy wszyscy zjedli? - spytała zmieniając temat a wszyscy chcąc nie chcąc musieli dostosować się do zasad Izy która nie zamierzała pytać się reszty o zdanie.-Tak ciociu - powiedział Adrian który jako jedyny robił wszystko co ta chciała by się jej przypodobać.-No to zabierać się stąd sprzątnę i pójdzie do pracy - westchnęła z irytacją wznosząc wzrok na sufit - A dzieciaki sobie zwiedzają co tam chcą. - dodała machnąwszy poganiająco ręką.Natalia uparła się by pomóc gospodyni w uprzątnięciu po śniadaniu. Lucyna miała nadzieję ze naleśniki będą na obiad albo będzie mogła po kryjomu sobie nabrać tyle ile będzie chciała i sobie zjeść w pokoju do swoich maratonów serialowych które planowała urządzić sobie w łóżku na laptopie. Babcia Filipina też robiła dobre naleśniki, zastanawiała się jakie robiła jedzenie mama taty bo ta kobieta była dla dziewczyny zagadką. Ciocia nawet nie chciała zaprowadzić ich na grób babci. Tata prosił ciocię Izę ale ta nie ugięta mówiła że grób nie jest chrześcijański i nie ma wyraźnego pomnika by każdy wiedział kto tam leży, pokazała jedynie w holu szafkę gdzie paliły się świeczki i były pamiątki, zdjęcia po zmarłych osobach z rodziny i między innymi babcia Nora, nie wyglądała przyjaźnie z siwymi włosami które spięła w ciasny wysoki kok, ponurą miną i wzrokiem z pod ciężkich powiek wlepionym w robiącego zdjęcie jakby chciała go zabić. Miała na sobie białą koszulę z wysoką stójką zapinaną na boku. Wyglądała na kobietę dla której duma jest ważniejsza od wszystkiego wokół. Lucyna patrzyła na ołtarzyk rodzinny ze smutkiem był taki bez miłości do tych ludzi jakby ciocia Iza zrobiła to wszystko tylko po to by odbębnić w jakiś sposób pamięć o zmarłych. Taki ołtarzyk kojarzył się dziewczynie z tradycją w japońskiej kulturze o której nie wiedziała za wiele jedynie tyle ile widziała w serialach anime.-Aż ciary przechodzą gdy patrzę na ta kobietę - mrukną ojciec spoglądając z odrazą na zdjęcie. Lucyna pamiętała jak ojciec podszedł do ołtarzyka i włożył leżące w środku patyczki kadzidła do małego wazoniku przy zdjęciu i zapalił zapalniczką która też leżała w gablotce. Gdy wyszli z domu zastali widok który był kompletnie abstrakcyjny dla Lucyny. -Widzę ze poranki nie mogą być tu normalne - zaśmiał się Michał patrząc na blond ślicznotkę która siedziała na dachu kamienicy i grzebała po pachy w kominie cała w smole z blond lokami upiętymi w kucyk. Miała na sobie ciemne ubrania koszulkę z krótkim rękawem i granatowe szorty ukazujące długie nogi a stopy miała odziane w o dziwo w sam elastyczny bandaż co zaskoczyło Lucynę.-Witam sąsiadkę! - krzyknął Adrian a Lucyna skrzywiła się patrząc z wyrzutem na ojca. Blondynka podskoczyła na dachu rozglądając się wielkimi oczami wokół i po chwili spojrzała w duł z ulga.-Dzień dobry! - zawołała machając wesoło i ponownie zajrzała do komina twarzą i po chwili pisnęła gdy z komina wszyscy zobaczyli jak buchnął kłąb czarnego pyłu, cofnęła się z czarną twarzą kaszląc wściekle.-Tato, co ona tam robi? - spytała Linda, wydawała sie być zaniepokojona tym co widziała że robi sąsiadka.-Witam państwa - rzucił nagle Leon wychodząc ze środkowej klatki kamienicy i spojrzał w górę. Miał na sobie czarną koszulkę tak jak dziewczyna a granatowe szorty do kolan miały na sobie ślady czarnych odcisków dłoni. Lucyna miała ochotę podejść i poprosić by poszedł razem z nimi na wycieczkę. Linda skrzywiła się i trzymała za rękaw tatę który w obronnym geście obejmował młodszą córkę trzymając dłoń na jej przedramieniu tuląc ja do siebie - Arleta do cholery nie dmuchaj bo się wkurzy bardziej!- wrzasnął do dziewczyny na co ta miała ochotę powiedzieć chłopakowi nie wybredny komentarz ale spojrzała na sąsiadów którzy nie odeszli tylko patrzyli na nich nadal z wyraźnym zaciekawieniem. Arleta tylko wykrzywiła się do chłopaka i pokazała język na co ten parsknął śmiechem i dyskretnie coś pokazał, Arleta na to też prychnęła kręcąc głową i oparła od krawędź komina przypatrując sąsiadom i pewnie czekając aż sobie pójdą.-Co wy tak w ogóle robicie? - spytał Michał podchodząc bliżej a Adrian, Linda i Lucyna która z zaplecionymi rękami pod biustem szła z tyłu byli bardziej wycofani i obserwowali parę z dystansem. -Wyganiamy szkodniki z komina bo stwierdziły ze tam ich nie dosięgniemy - zachichotał Leon ale spojrzał podejrzliwie na rodzinę - A co was tu sprowadza? - spytał w odwecie.-Idziemy na wycieczkę do sąsiedniego miasta w dolinie by zobaczyć szkołę!- rzuciła Lucyna a Leon tylko pokiwał głowa z niemy "Acha" widać było że wujek i ojciec dziewczyny mieli ochotę zapaść się pod ziemie wiedząc w jakim celu Lucyna wyjawiła ich plany na ten dzień. A Linda znudzona nie zwracała uwagi na rozmowy jej bliskich puszczając rękę ojca i z zaciekawieniem bez jakiegokolwiek zawstydzenia podeszła do otwartych drzwi kamienicy widząc czerwone ślepia i pyszczek kota wyłaniający się z ciemności- Może jako tubylec który pewnie chodzi nadal tam do szkoły nas sprowadzisz? - spytała dziewczyna zachęcająco podchodząc bliżej na co chłopak parsknął śmiechem rozbawiony jakby powiedziała najgłupszą rzecz na świecie.-Leon! -zawołała Arleta parskając śmiechem - Nie wiedziałam że zmieniłeś szkołę - rzuciła z kpiną blondynka i parsknęła suchym śmiechem. Chłopak zmarszczył brwi gniewnie i pokręcił głową.-Arleta przecież mamy razem prak...-Nie czaisz sarkazmu stary - mruknęła kręcąc głową z dezaprobatą na co Leon prychnął pod nosem ale spojrzał na Arletę z czułym uśmiechem pod nosem- Młoda my chodzimy do szkoły tutaj. - wyjaśniła Arleta z wymuszonym uśmiechem, nie ukrywała zazdrości o Leona który był zadowolony że dziewczyna walczy o niego.-To tu jest szkoła? - spytał Michał zaskoczony spoglądając na brata który również spojrzał na niego zaskoczony i spojrzeli zaintrygowani na parę - Czemu w takim razie zapisałeś dziewczyny do szkoły w dolinie? - spytał Adriana który uniósł ręce w obronnym geście. Lucyna wciągnęła powietrze podekscytowana w duchu już się ciesząc z takiego rozwoju sytuacji. Niby nie może się zapisać tam gdzie chodzi Leon ale może interwencja dwóch dorosłych mężczyzn zapewni jej miejsce w szkole gdzie pokaże Leonowi jakim jest cudownym diamentem."Duch ma pytanie!" Arleta i Leon spojrzeli w dół pod drzwiami siedziała Linda tuląc do siebie kota, podniosła zwierzaka do góry a jego tylne łapki zwisały dyndając przy kostkach dziecka "Co to za stworzenie?!" piszczał zwierzak dosłownie wydając z siebie piski, miauki i prychnięcia próbując dziewczynkę odstraszyć i odpychał się łapkami. Nikt nie usłyszał wściekłego prychania zwierzaka w głowie.-Tato, wujku! - pisnęła szczęśliwa dziewczynka nie zrażona wrogością zwierzaka - Znalazłam tu kotka!- mężczyźni spojrzeli załamani na Lindę i spojrzeli na parę która z zaniepokojeniem spoglądali po sobie.-Kochanie - zaczął ojciec dziewczynki która obejmowała kota jak pluszaka niemal dusząc go. Mężczyzna kucnął przy dziewczynce i spojrzał jej w oczy - Córeczko odstaw to zwierzę, czy ono było przy tym domu? - spytał mężczyzna spokojnym głosem a dziewczynka pokiwała głowa ze skwaszoną mina - Ten kot już do kogoś należy - tłumaczył dziecku mężczyzna ale mimo wszystko dziewczynka nie chciała oddać kota uważając ze co jej się podoba to ma byc jej. Adrian widział w tym zachowaniu podobieństwa do Lucyny która również lubiła przywłaszczać nie swoje rzeczy kiedy jej się podobały. Kot miauknął przeciągle machając tylnymi łapkami próbując się wyślizgnąć z ramion Lindy. Mężczyzna spojrzał z sympatią na zwierzaka który już wręcz wbijał pazurki w ciało dziewczynki która nic sobie z tego nie robiła co sprawiało że kot piszczał przerażony wołając o pomoc. Gdy oczy kota i mężczyzny się spotkały stało się coś niespodziewanego, Arleta i Leon spojrzeli po sobie krzywiąc się z niesmakiem, Adrian krzyknął z przerażenia odpychając córkę która zaskoczona wypuściła zwierzaka a mężczyzna doskoczył do córki by przytulić ja do siebie w ochronnym geście. Duch otrzepał się zadowolony i zniknął w cień nie zauważony gdy wszyscy z zaskoczeniem obserwowali Adriana i Linde.-Dlaczego to zrobiłeś tato!- piszczała dziewczynka oburzona tupiąc noga jak rozkapryszona pięciolatka - Chciałam tego kotka!-Dziecko widziałaś jego oczy!- warknął mężczyzna chwytając córkę za ramiona potrząsając nią co przestraszyło dziewczynkę i rozejrzał się za siebie szukając kota który zniknął. Nikt nie zwrócił uwagi że pojawił się koło Arlety łasząc się do jej boku a ona z uśmiechem obserwując z góry dziwne zdarzenie głaskała mruczącego zwierzaka po łebku. "A Arleta wie że nokat jest za nią?" spytał nawiązując do domowego problemu Arlety co ocuciło dziewczynę a kot usiadł i zawinął ogon wokół łapek. Arleta spojrzała na Ducha który przymknął jedno oko a po chwili za siebie i zobaczyła to co chciała złapać. Oczy dziewczyny zapłonęły a ona zniknęła jako płomień i skoczyła niczym tygrys na demona który niczego nie świadomy radośnie skakał tańcując nad kominem śpiewając dziwne słowa w elfim języku. Miał lisie uszka i jedno oko w tamtej chwili zamknięte a jego futerko było niczym nocne niebo. -Ej! - usłyszeli Lindę z dołu -Gdzie ten kot? - spytała a jej ojciec, wujek i siostra spojrzeli na Leona który wzruszył ramionami. Duch miauknął puszczając do Arlety trzymającej szkodnika oczko ponownie i znikł w ciemności. -A gdzie twoja przyjaciółka Leon? - spytał Michał spoglądając na dach gdzie stałą dziewczyna. Leon skrzywił się zaskoczony spoglądając w górę.-Arleta pewnie dorwała wreszcie szkodnika. - wyjaśnił uśmiechając się pod nosem na myśl usatysfakcjonowanej dziewczyny trzymającej demona z dzikimi zwierzęcymi oczami wpatrując się w ofiarę.-To my idziemy - stwierdził Adrian klepiąc zawiedziona Lindę po plecach która rozglądała się w ramionach taty za czerwonymi oczami Ducha. Lucyna jednak stała dalej koło Leona bujając się na stopach zagryzając wargi -A może - zaczęła co zaskoczyło Leona i nieprzytomnie spojrzał na różowowłosą odsuwając od niej - Skoro Arlety nie ma - Leon uniósł brwi patrząc w oczy dziewczyny z niedowierzaniem a Arleta oparta o komin prychnęła zirytowana co demon którego trzymała koło siebie papugował ją aż Arleta uśmiechnęła się do demona który zadowolony że rozśmieszył dziewczynę zaświergotał w swoim języku - Zabierz się z nami Leoś! - Lucyna chwyciła za rękę chłopaka co przestraszyło go i wyrwał się dziewczynie. Lucyna spojrzała na Leona jakby ją uderzył w twarz, spojrzała chłopakowi w oczy z miną zbitego pasa. -Lucyna choć !- krzyknął Michał stojąc kawałek od kamienicy. Adrian i Linda zniknęły za zakrętem. Lucyna warknęła zirytowana że wuj zauważył jej zniknięcie.-Nie zamierzam z tobą nigdzie iść, muszę pomóc mojej dziewczynie. - wyjaśnił Leon chłodnym wręcz wrogim tonem . Lucyna wydawała się być zła na chłopaka za jego upartość. Nic nie odpowiadając tylko obróciła się napięcie i kopiąc niczemu winny kamyk pod stopami odeszła - Hej Leta!- zawołał gdy Lucyna była już daleko i po chwili w płomieniach zeskoczyła ognista postać z której wyłoniła się Arleta z nokatem w rękach.-Wiesz co Leoś ten nokat jest jakiś taki fajny - stwierdziła przytulając demona do piersi a obok niej pojawił się duch usiadł i zaczął się myć - Ale coś mi wyjaśnij - mruknęła obniżając uwodzicielsko głos, zmrużyła oczy przekrzywiając głowę z uśmiechem - Nazwałeś mnie swoją dziewczyną?-A co? - spytał przestraszony że źle postąpił. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się podeszła do chłopaka i stanęła na palcach całując go w policzek blisko ust gdy spojrzała mu w oczy odrywając się od niego oczy iskrzyły się radośnie i uśmiechał jak naćpany co sprawiło że dziewczyna odważnie pocałowała Leona w usta. Nokat chichotał wydostając się z ramion Arlety tańcując wokół stup pary co pozwoliło jej włożyć rękę we włosy chłopaka.-Ten Leon wydaje się taki równy chłop!- stwierdził z mocą Michał do Lucyny- Fajnie że pomaga sąsiadkom cioci Izy. - Lucyna tylko prychnęła pod nosem co wuj dziewczyny zauważył i spojrzał na Lucynę z nie zrozumieniem - Co ty od niego chcesz? - spytał zirytowany.-Wszyscy jesteście nim zachwyceni - zarzuciła Lucyna obrażona - A nikt nie myśli o tym że skoro on jest taki fajny to powinien być z równie fajną dziewczyną czyli ze mną? - spytała jakby było to coś oczywistego. Michał otworzył szerzej oczy i skrzywił się z niesmakiem.-Odpuść sobie - mruknął mężczyzna i przyśpieszył kroku chcąc dogonić brata i Lindę. Lucyna urażona szła za wojem nie rozumiejąc czemu ma odpuścić. Skoro jest świetnym facetem i dla niej i dla wszystkich to czemu nie miała by z nim być? Cały las milczał, towarzyszył im tylko szum liści. Od czasu do czasu w śród drzew Lucyna zauważyła ciemne kształty które szybko przemykały w głąb lasu. Nikt się nie odzywał jakby magia miała nagle prysnąć gdyby się ktoś odezwał, Lucyna spojrzała w górę i nad sobą miała liściasty baldachim z gałęzi drzew. Mimo magii tej ciszy wyczuwalna była wrogość.-Lucyna spójrz!- krzyknął Adrian przerywając magiczną cisze przerywając tym samym całe napięcie jakie się wyczuwało. Lucyna podeszła do ojca i zachwyconej Lindy która podskakiwała niczym mała piłeczka pingpongowa. Włosy podskakiwały razem z nią rozsypując się na plecach niczym pajęcza sieć w którą ktoś wszedł. Stanęli na brzegu lasu, postawiono w tym miejscu do końca ścieżki barierkę metalową chroniąca przed upadkiem w dół. W dole wydawała się być to najbardziej dziwna rzecz na świecie, niewielkie miasteczko , przy ścianie która wydawała się być jakby pozostałością po kraterze stał kościół wydawał się być wielką katedrą, za nim lała się woda po ścianie zabezpieczonej siatką a wokół płynęła rzeczka w głębokich rowach otaczająca miasteczko. Domy wydawały się być zbite w jedno wielkie osiedle co wydawało się patrząc z góry. Ale przy domach stały budynki gospodarcze, garaże i co poniektórzy pozwolili sobie nawet na basen. Były też dwa budynki większe przy głównej ulicy szkoła i urząd miasta w którym znajdował się tez urząd cywilny i zarząd gospodarki komunalnej, lokalowej i ciepłownictwa. Czyli trzy w jednym jak stwierdził Michał sprawdzając na mapach wujka google informacje o miasteczku. -Ładne to miasteczko - stwierdził Adrian, westchnął ociężale i ruszył dalej a zanim jak kaczuszki szła cała reszta - Nie wielkie. - dodał obracając się do Lindy która tylko skrzywiła się, spoglądając z politowaniem na rodzica.Szli dalej w dół, Lucyna patrzyła w miasteczko jak z każdym krokiem byli coraz niżej a miasteczko wydawało się być większe razem z budynkami. na samym dole czekała na nich tablica ostrzegająca turystów którzy chcieli wchodzić na teren lasu.-Ta tablica była tu od zawsze? - Zastanawiał się na głos Michał drapiąc się po brodzie. Linda przyjrzała się tablicy wzruszając ramionami obojętnie na informacje na niej zawarte ale Lucyna mimo niechęci wzrokiem przejechała po drewnianej tablicy na której ktoś wyrył drobną czcionką litery a w wyryte napisy nalano białej farby by były lepiej widoczne na ciemnym tle."Ostrzeżenie! Prosi się nie wchodzić na teren puszczy szczególnie w nocy. Legenda głosi że w lesie coś porywa ludzi, wabi ich ognistymi płomykami między drzewami i głosami z lasu wołającymi o pomoc hipnotyzując ofiary. Następnego dnia zastaje się tych nieszczęśników martwych na skraju lasu na ścieżce. Prosimy nie podróżować samotnie i informować władze miasteczka o ewentualnym zaginionych towarzyszach." Lucyna otworzyła szerzej oczy przerażona i podeszła bliżej czytając raz jeszcze ostrzeżenie. -Serio ostrzegają przed wchodzeniem do lasu legendą? - spytała po chwili zszokowana.-Lucyna, my tym lasem wracamy do Wilczego jeziora. - Lucyna spojrzała na ojca marszcząc brwi. Linda nudzona zaczęła kręcić się w kółko wokół opiekunów nie zwracając uwagi na rozmowę dorosłych. Nagle w śród liści drzew zobaczyła coś co zaciekawiło dziewczynkę. -Linda idziemy dalej!- zawołał donośnie a to co dziewczynka widział w zaroślach zniknęło w cieniu.-Tata coś było za drzewami!- pisnęła dziewczynka pokazując placem w kierunku lasu. Mężczyzna westchnął ciężko, złapał dziewczynkę za rękę i pociągnął ja za sobą szybkim krokiem a za nimi Michał i Lucyna oglądając się za siebie nie rozumiejąc całej dramaturgii.-Ani ty ani Lucyna nie nie rozumiecie ze nie możecie mieć wszystkiego co wasze oczy zobaczą - powiedział ostro patrząc z góry na dziecko które nadąsane wyrwało rękę z uścisku rodzica, zaplotło ręce na piersi i szła obok Lucyny która spojrzała na ojca z wyrzutem. Szli wszyscy w milczeniu Lucyna co chwila spoglądała na siostrę widząc jej -Spokojnie Lindi - szepnęła z uśmiechem co Linda skwitowała prychnięciem jakby nie wierzyła siostrze że jest miła -Co tam widziałaś?- spytała a Linda uniosła dumnie głowę i spoglądała na Lucynę z wyższością.-A nic takiego tylko cień z dziwnymi zielonymi oczami jak u jaszczurki! - powiedziała z powagą dziewczynka a po chwili z błyskiem dziecięcej radości spojrzała na siostrę- Wrócimy tam by zobaczyć to coś?Lucyna spojrzała na rozradowaną siostrę z przerażeniem "Cień z zielonymi gadzimi oczami." podsumowała w swoich myślach. -Nie ociągajcie się tam !- zawołał Michał machając do dziewczyn z uśmiechem.-Widzisz Linda wołają nas jakbyśmy się oddzieliły od taty i wujka to by się bardzo zmartwili. - stwierdziła dziewczyna i pchnęła młodszą siostrę do przodu zaglądając przez ramię. I ją zmroziło, po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz który zmusił ją do odwrócenia głowy od przerażającej postaci i szybkie popędzenie z siostrą za wujkiem i ojcem. Na brzegu lasu stał dziwny cień, wydawało się ze jest ludzkiej postaci jednak gdy patrzył w dół na dziewczyny miał zielone nie ludzkie oczy jakby świeciły w ciemnych odmętach jego postaci z cienia. "Co to do cholery jasnej było!" myślała dziewczyna gdy dogoniła z Lindą zaniepokojona zachowaniem siostry spoglądając na nią co chwila. Lucyna spojrzała ostatni raz na ścianę lasu i nie zobaczyła ponownie przerażającej postaci jednak zauważyła coś innego jakby cień przemykał między drzewami po skraju skarpy pod którą się znajdowali. Nie zauważyła jednak złotookiego chłopaka z ognisto oka dziewczyną obserwujących ich z dołu w ramionach trzymających czarną kulkę futerka która chętnie wtulała się w ramiona dziewczyny.-Dziewczyny co takie spłoszone? - spytał Michał wesoło. Adrian stał podpierając się o boki w rozkroku obserwując z pod przymrużonych powiek. -Coś zobaczyłyście? - spytał Adrian podejrzliwie Lucyna i Linda potwierdziły , Linda była podekscytowana ale Lucyna z niepokojem rzucała spojrzenia wokół siebie - Ignorujcie to co widzicie dziwnego. - powiedział i odwrócił się idąc dalej w stronę głównej ulicy przy której mieściła się szkoła szli razem obserwując życie miasteczka, ludzie nie zwracali na nich uwagi czekając w kolejce po lody włoskie w budce na rogu ulicy gdy Lucyna i Linda biegły za mężczyznami obserwując kontem oka ludzi.-Wujek możemy na lody!- pisnęła Linda dopadając pierwszego dorosłego ciągnąc Michała za rękaw a ten spojrzał na dziewczynkę zaskoczony i przerażony.-Linda jak może będziemy wracać to pójdziemy?- spytał z nadzieją że ta nie zrobi afery. Lucyna spoglądała na ludzi z rożkami na których masa lodowa wyglądała jak kupa.-Linda ja bym sobie odpuściła powiedziała z niesmakiem i popchnęła siostrę za ojcem. Adrian westchnął ciężko obracając się za grupa. -Wiedziałem że to będzie tak wyglądało. - mruknął zrezygnowany. Spojrzał na zegarek, była ledwo jedenasta godzina. Linda dalej marudziła na temat lodów nie zniechęcona słowami zdegustowanej Lucyny która opowiadała o idealnych lodach które zawsze brała dla siebie i młodszej siostry gdy mieszkały jeszcze z babcią Filipina - To we Wrocławiu są takie świetne lodziarnie ?- zagaił od niechcenia Adrian gdy grupa go dogoniła i szli dalej w stronę głównej ulicy.-Tak tato jakbyś chciał pozwiedzać Wrocław chociaż raz to bym ci pokazała najlepsze lodziarnie. - warknęła z kpiną Lucyna zirytowana.-Może zaproponuje ciotce by się przeprowadziła - zastanawiał się mężczyzna nie zrażony irytacją córki. Michał spojrzał na brata z powątpiewaniem.-Ta - mruknął z ironią - Iza i wyprowadzka jakbyś prosił skałę by przeniosła się w inne miejsce.-Aż tak źle ciocia reaguje na zmiany? - spytała Lucyna zaskoczona spoglądając na ojca który wzruszył ramionami a Michał parsknął.-Źle? - spytał rozbawiony - Iza reaguje jak osioł. - Lucyna spojrzała na wujka wytrzeszczając oczy co on zauważył i wywrócił oczami - No wiesz ciotka jest upartą oślicą i nie zaprzeczysz.-Ciocia wydaje się być po prostu związana z tym miejscem może nie chodzi wcale o upór a o to że to dom zbudowany przez jej rodzinę i chce kultywować tradycje. - stwierdziła dziewczyna o dziwo broniąc cioci, zmarszczyła brwi. "Od kiedy to ja taka jestem dyplomatyczna? - zastanawiała się nie zwracając uwagi na eleganckie domy, otoczone wymuskanymi trawnikami na których rosły liściaste i kwieciste dzieła sztuki. Przechodzili wzdłuż domów a między budynkami widać było wysoki nowoczesny budynek wyjęty z innej epoki. Wysoki ceglany budynek bez elewacji tylko bordowe ciemne cegły. Budynek wyglądał jak katedra o wysokich oknach w łukowym kształcie, wielkie drzwi wokół której ościeżnica wydawała się zapadać do środka sprawiając że wielkie wrota stawały się małe. Koło drzwi wisiała tablica "Centrum szkół dla dzieci i młodzieży w Dolinie Świętokrzyskiej". Urząd gminy w Dolinie Świętokrzyskiej był w niniejszym budynku trzypiętrowym prostokątnym domu z poddaszem o spadzistym dachu.-Dziewczyny tu będziecie się uczyły. - powiedział Adrian zadowolony.-My się też tu uczyliśmy - dodał konspiracyjnie do Lucyny Michał i puścił dziewczynie oczko na co dziewczyny się uśmiechnęła pobłażliwie. -Szczęść Boże!- wszyscy podskoczyli, nagły męski donośny głos przestraszył rodzinę. Spojrzeli na mężczyznę podejrzliwie. Lucyna skrzywiła się podejrzliwie w przeciwieństwie do siostry która wydawała się być zaciekawiona obcym a ojciec i wuj sceptycznie ale z zainteresowaniem przyglądali się tatuażom na przedramionach księdza o czym świadczyła koloratka przy szyi koszuli którą miał mężczyzna na sobie. Dżinsowe krótkie spodnie w które miał włożoną rzeczoną koszulę i sportowe buty i plecak na plecach świadczyły że wybierał się na wycieczkę.-Szczęść Boże!- odpowiedział Adrian z uśmiechem i uścisnął mężczyźnie dłoń. Lucyna schowała się za Michałem i obserwował z ukrycia. Ksiądz miał jasne włosy za ucho ułożone w fale i długą grzywkę która jako fala zakrywała jedno oko. Delikatny zarost i opalona skóra wyglądały osobliwie. Mężczyzna po chwili wyjął z kieszeni paczkę gumy do żucia. Na pytające spojrzenia zakłopotał się.-Chcecie? - zaproponował i odgarnął "niesforną" grzywkę z oczu i uśmiechnął szelmowsko.-Podziękujemy odpowiedział za wszystkich Adrian kładąc dłoń na ramieniu Lindy która się chciała wyrwać do oferowanej gumy ale na słowa taty sposępniała i spojrzała z wyrzutem na Adriana który tylko pokręcił głową na co westchnęła ciężko.-Rozumiem - powiedział i włożył jedną kostkę do ust z uśmiechem - Rzuciłem palenie podczas kształcenia się na księdza i teraz od kiedy dostałem ta parafię tak z tylnej części ciała jako proboszcz od tak teraz zagryzam chętkę na palenie guma- mruknął pokazując opakowanie. Lucyna uniosła brew do góry. Postawa księdza wydawała się być zwyczajna, niemal że jak normalnego zwykłego człowieka który ma ludzkie problemy i życie zwykłego samotnego śmiertelnika.-A gdzie się ksiądz wybiera ? - spytał Michał wskazując na plecak. Mężczyzna się zaśmiał wesoło.-Żaden ksiądz - rzucił z zakłopotaniem lekceważąco dłonią - Wystarczy Maro - uśmiechnął się wesoło -Wybieram się na górę do Wilczego jeziora - wyznał a Michał przekrzywił głowę zaskoczony i spojrzał na brata równie skonfundowanego - Wy też stamtąd idziecie? - spytał patrząc to a Michał to na Adriana a Lucyna i Linda kompletnie ignorowane obserwowały mężczyznę bacznie przyglądając się szukając czegoś podejrzanego - Sikoreczko? - zagadnął spoglądając na Lindę która nie pilnowana podeszła bliżej zauważając dziwną jaskrawo różową włochatą kolkę przy równie rażącym zielonym neonowym plecaku. Lucyna złapała się za głowę załamana zachowaniem młodszej siostry. Mężczyzna złapał Lindę i okręciła się stawiając dziewczynkę na ziemie roześmianą - Chcesz tą kulkę? - spytał. Dziewczynka się ucieszyła kiwając głową nikt nie protestował Adrian machnął z niesmakiem ręką a Michał westchnął ciężko Linda zawsze dostawała to czego chciała nawet jeśli była choć to jedna rzecz, sprawa która wymusiła na kimś, na kimkolwiek - Nic nie szkodzi - mruknął do rodziny dziewczynki tarmosząc Lindy włosy na co chichotała szczęśliwa i pisnęła radośnie trzymając w dłoniach małą różową kulkę podaną dziewczynce po kryjomu. -Choć Linda!- zawołał Adrian zmęczony - Zanim naciągniesz tego człowieka na więcej - mruknął pod nosem.-To ja już pójdę - powiedział wesoło ksiądz poprawiając plecak - Z Bogiem, może się spotkamy gdy będziecie wracać. - wyraził nadzieję z uśmiechem i podał wszystkim rękę co Lucyna zrobiła nie pewnie. Obserwowała mężczyznę z niepokojem gdy odchodził miał miły uśmiech ale jego oczy wydawały się zimne bez uczuć. Obrócił się z uśmiechem a przez jego oczy przemknął dziwny krwisty cień i pomachał dziewczynie. Spojrzała na ojca i wujka obaj byli miło zaskoczeni. Linda skakała szczęśliwa jak piłeczka pingpongowa, tej było łatwo zaimponować i sprawić by kogoś lubiła.-Fajny facet - stwierdził Adrian z pewnością w głosie i pokiwał sam do siebie głową.-Tato ty każdego uważasz tu za fajnego. - mruknęła z kpiną Lucyna. Obrócił się ponownie, ksiądz zniknął jej z oczu pewnie idąc między domami tak jak i oni idąc w kierunku głównej ulicy która prowadziła do większych miast. -Lucyna promyczek słońca nasz kochany, twoja pozytywna energia nas aż porywa - zachichotał Michał poklepując dziewczynę po plecach co Lucyna zignorowała patrząc w dal i zobaczyła jak ciemna postać idzie w górę w kierunku lasu - Ciekaw jestem czy można wejść do szkoły?- zastanawiał się Michał na głos marszcząc nos. Adrian podszedł z Lindą trzymając ją za rękę przez ulicę do drzwi szkoły. Mężczyzna szarpnął za klamkę i nic się nie stało, szkoła była zamknięta. -Dziwne - mruknął Adrian - Zazwyczaj ktoś w placówce pracuje w wakacje. - stwierdził a Linda wydawała się być zawiedziona.-To co wracamy? - spytał Michał nie widząc innej możliwości. Droga powrotna była dla Lucyny niemal jak teleportacja, cały czas myślała o dziwnym księdzu. Był to dziwny facet.-No to już przynajmniej wiecie jak dojść do szkoły i do kościoła.-Tak wujku - odparła automatycznie nagle zmarszczyła brwi i spojrzała na mężczyznę z zaciekawienie - A teraz będzie niedziela zostaniecie do tego czasu by z nami iść? - spytała zaciekawiona spoglądając na plecy taty który szedł dzielnie z Lindą która robiła wszystko by irytować i utrudniać ojcu drałowanie w górę podskakując, okręcając się wokół własnej osi i śpiewając "Ulepimy dziś bałwana?" w tak przeróżnych konfiguracjach że robiło się to abstrakcyjne.-Lindo, proszę...- zaczął ale dziewczynka na przekór coraz głośniej odśpiewywała po raz kolejny partię "A może porobimy coś innego! No to cześć!" - Idziemy na mszę Lucyno - odpowiedział Adrian zagłuszany przez Lindę. Lucyna przyglądała się siostrzyczce która mimo wątpliwego talentu była pewna siebie i chętnie uprzykrzała rzycie innym domownikom swoim śpiewem. Dziewczyna uśmiechnęła się, Linda była bardzo żywotna dziewczynką, nie miała zamiaru zmieniać się z powodu zmiany otoczenia. Lucyna bardzo chciała być tak nie świadoma jak Linda wobec zmian jakie nastąpiły tak gwałtownie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro