Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ VI - ŚWIATŁO WIECZORU

Po kilku dobrych godzinach od triumfalnego, choć nieco nieśmiałego przemówienia Kamili, rozpoczynającego wyczekiwane przez wszystkich Nowojorczyków letnie przyjęcie, mieszkańcy miasta zachęceni przemową córki hotelarzy, będących ich wielkim autorytetem, rozpoczęli huczną, pełną szampana, tańców i radości zabawę - już w ciągu kilku godzin, parkiet sali jadalnej hotelu Tramonto zapełnił się tańczącymi ludźmi, czy samymi, czy w parach, dziećmi ganiającymi się wokół pomieszczenia, oraz wszechobecnym optymizmem i radością. Wszyscy, którzy przyszli na letnie przyjęcie w hotelu, czuli się naprawdę uradowani, że czekanie cały rok na tak wielką imprezę rzeczywiście im się opłaciło, szczególnie, że hotel państwa Belossi miał naprawdę wiele do zaoferowania swoim gościom. Jedynie Kamila, podpierając ścianę sali oraz pijąc musujące wino, zaniepokojona nieco własnymi obawami, a jednocześnie ciesząca się ze szczęścia ważnych dla niej ludzi, nie miała nastroju na zabawę, której mimo wszystko oczekiwali od niej ludzie wokół niej - czuła się zagubiona, a jednocześnie wiedziała, że bycie sama ze sobą, choć raz, gdy nie musi utrzymywać rozmowy z ludźmi wokół niej, jest największą nagrodą i radością dla niej samej. Dziewczyna z delikatnym uśmiechem przyglądała się tańczącym ludziom, dobrze bawiącym się na przyjęciu, czy też jedzącym przygotowane przez jej rodziców przekąski, jednak ona sama czuła, że nie zasługuje na tak wielkie przywitanie i tak dobrą zabawę, jaką mieli okazję przeżyć ludzie uczestniczący w letnim przyjęciu. Była inna, nie pasowała do reszty miasta, w którym się wychowała, plus jeśli rzeczywiście miałaby kogoś skrzywdzić lub zdołować podczas trwania imprezy, wolała przebywać sama, bez zbędnego lęku, że znowu zrujnuje to, na co ludzie z miasta czekali tyle czasu.

Była samotniczką, niczym samotny wojownik na polu bitwy, gdzie nikt nie może już go uratować, a on sam walczy o życie nie tylko swoje, ale też innych ludzi, podczas gdy oni tak naprawdę wcale go nie doceniają, jednak mimo wszystko, lubiła spokojny tryb życia, w którym nie musi się o nikogo martwić, w którym ucieka od problemów i stara się doceniać samą siebie, choć nie było to łatwe. Była odludkiem, kimś niepożądanym w tak wielkim mieście jak Nowy Jork, ale szczerze, bycie sama ze sobą, bez chęci nawiązywania nowych kontaktów czy przeskoczenia swoich barier, czego unikała od dobrych kilku lat, sprawiało jej dość dużą przyjemność. Zamyślona Kamila stała więc przy ścianie, obserwując ludzi, dobrze bawiących się i korzystających z energii zachodu słońca, podczas gdy ona sama była jak ktoś niepasujący do miejsca, w którym przyszło jej żyć, ktoś nadający się zupełnie gdzie indziej, tyle że sama dziewczyna nie miała wskazówek, gdzie dokładnie. Właśnie w tej chwili, do osiemnastolatki podeszło kilka jej koleżanek, zwykle bardziej wrednych niż Michelle czy Sophia, które popatrzyły na nią z pobłażaniem.

- Niech zgadnę, księżniczka miasta znowu jest sama? - zapytała kpiąco Lily.

- Lily, weź... nie chcę o tym rozmawiać - odpowiedziała zdawkowo Kamila, odchodząc do innej części sali.

- No co? Każdy tutaj chce się dobrze bawić i żyć jak najlepszym życiem... tylko ty stoisz w miejscu i marnujesz cały swój czas - odpowiedziała Lily, a w jej oczach Kamila zobaczyła jednocześnie wredny błysk, jak i niepokój oraz dziwne pobłażanie.

- Racja... dlaczego nie dołączysz do nas? - zapytała retorycznie Carly, jedna z koleżanek Lily.

- Naprawdę, dziewczyny, robicie mi chaos w szkole, a teraz jeszcze pogarszacie sprawę... ja naprawdę nie... - w tej chwili Kamila chciała uciec do innej części sali, próbując uniknąć problemów, jednak zatrzymało ją coś naprawdę dziwnego, czego z początku ona sama nie zauważyła.

- Kamilo... ty świecisz... - dodała inna z koleżanek Lily, Abigail. Dziewczyna, niedowierzając i traktując to jako głupi żart, od razu pokręciła głową.

- Możecie przestać się wygłupiać? - odpowiedziała stanowczo Kamila, jednak w tej chwili uświadomiła sobie, że oczy całej sali są skierowane właśnie na nią. Zdezorientowana, spojrzała na swoje ręce, wokół których pojawiła się mocno świecąca, jasnoróżowa poświata. Dziewczyna poczuła, jak jej serce bije mocniej, a ręce i czoło pokrywają się potem.

- Mamo, zobacz, ona świeci! - wykrzyknął mały chłopiec stojący w jednym z rogów sali, natomiast jego matka odsunęła go z przerażeniem.

- Charlie, nie zbliżaj się... - odpowiedziała, a następnie w sali wybuchła panika pełna szmerów i niepokoju, natomiast sama Kamila, stanęła jak wryta w miejscu, nie potrafiąc uciec w inny róg pomieszczenia.

- Abigail, Carly, od zawsze wiedziałam, że coś jest z nią nie tak - powiedziała przerażona, a jednocześnie podejrzliwa Lily, a na sali nie przestawała istnieć wrzawa. Kamila stała w jednym miejscu, próbując wmówić sobie, że jest to tylko zły sen, jednak mimo wszystko, naprawdę mało na to wskazywało.

- Ja... - odpowiedziała cicho dziewczyna, próbując racjonalnie wytłumaczyć samej sobie, co tak właściwie się z nią dzieje, podczas gdy cała sala była przerażona faktem, że wokół jej ciała pojawiła się tajemnicza poświata. Na szczęście, w tym momencie zainterweniowała pani Sara, która klaszcząc, zwołała na siebie uwagę gości.

- Kochani, naprawdę nie ma się czym martwić... to tylko awaria, światło z reflektorów zaświeciło akurat na moją córkę - mówiła z jednoczesnym śmiechem i niepokojem kobieta, jednak Kamila, mimo zaaferowania zaistniałą sytuacją, mimo wszystko wiedziała, że jej mamie wcale nie jest do śmiechu, w dodatku, że dość mocno nagina możliwą prawdę.

- Tanie efekty, doprawdy... - odezwał się jeden z mężczyzn, machając ręką z pobłażaniem, a następnie wszyscy goście rozeszli się, aby wrócić do swoich domów po, w ich mniemaniu, nieudanym przyjęciu. Dziewczyna, cała przerażona, skierowała się w stronę swoich rodziców, zaaferowanych zaistniałą sytuacją, którzy jak widać, ukrywali przed nią prawdę, o której nie powinna była wiedzieć.

- Mamo, ja... przepraszam, naprawdę przepraszam... - odpowiedziała Kamila, podczas gdy z jej oczu lały się strumienie łez.

- To nie twoja wina, kochanie... - odpowiedziała pani Sara, tuląc przestraszoną córkę w swoich ramionach. Dziewczyna naprawdę nie wiedziała, co poszło nie tak, jednak mimo wszystko, starała się myśleć, że być może to i lepiej, że goście wreszcie sobie poszli, choć po dłuższym namyśle perspektywa zniszczenia marzeń gościom hotelu Tramonto nie przyprawiała ją o dobry nastrój i brak winy. Kamila wiedziała jednak, że po raz kolejny, zrujnowała marzenia i radość ludzi wokół niej i to wszystko przez to, że po raz kolejny okazała się być odludkiem wśród ludzi, w świecie, do którego nie pasowała.

Jednak mimo wszystko, podejrzewała, że jej rodzice skrywają przed nią coś, o czym nie powinna wiedzieć, sekret, który może zrujnować jej życie raz na zawsze, a co gorsza, zachęcić do zmian, na jakie wcale nie była przygotowana...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro