Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ II - NIE Z TEGO ŚWIATA

Kilkanaście minut później, gdy Kamila i Michelle weszły do sali ich klasy, w której miały odbyć się luźniejsze lekcje, zorganizowane z okazji końca roku szkolnego i słynnego rozpoczęcia lata, świętowanego szczególnie w rodzimym Nowym Jorku, uczniowie zasiedli do swoich biurek, niektórzy z nich mniej lub bardziej uradowani z perspektywy wspólnych gier planszowych i zabawy, jakie zorganizowała dla klasy ich wychowawczyni, jednak Kamila, mimo całej tej otoczki, jaka działa się wokół niej i perspektywy rozpoczęcia nowego życia, być może nawet poza Nowym Jorkiem, nie czuła się szczęśliwa, wręcz przeciwnie, jedynym argumentem, dla którego, jak do tej pory, zgodziła się na wspólne, klasowe gry, był fakt, że był to jej ostatni moment w szkole, do której chodziła praktycznie, od kiedy skończyła czternaście lat. Obecnie zbliżały się dziewiętnaste urodziny dziewczyny, jednak Kamila wiedziała, że po wakacjach, a zarazem celebracji lata i tak ważnego dla niej dnia, wszystko zmieni się na zawsze. Wolała jednak myśleć bardziej pozytywnie i nie zawracać sobie głowy niepotrzebnymi myślami o nadchodzącej przyszłości, choć musiała przyznać, nie było to łatwe, ale i tak chciała cieszyć się tym, co ma obecnie - faktem, że Michelle i jej rodzina są tuż obok, mimo, że wciąż stresowała się tym, co ma nadejść. Na jej szczęście, jej myśli zostały szybko rozwiane, gdy pani Elizabeth Crystal, kobieta o jasnobrązowych lokach i krystalicznie zielonych oczach, z beztroskim uśmiechem na twarzy rozdała uczniom gry planszowe, które miały zapewnić im rozrywkę na całą lekcję. Kamila patrzyła przez następne kilkanaście minut na uczniów, rozkładających, a następnie grających w wybrane przez siebie gry, będąc jednocześnie uwięziona w świecie swoich negatywnych myśli, mając tylko nadzieję, że nie stanie się nic ryzykownego, a lekcja przebiegnie zgodnie z nadzieją na optymizm, którą wciąż, mimo wszystko, nosiła w sercu, nawet w trudnej sytuacji.

"Wszyscy są tak szczęśliwi..." - pomyślała dziewczyna, patrząc na uradowanych i świetnie grających w gry znajomych, czując jednoczesną radość i ukłucie w sercu. Sama chciała doznać tak wielkiego szczęścia i beztroski, jaką przeżywali jej znajomi, a nawet sama Michelle, jednak z drugiej strony, cieszyła się, że przynajmniej oni mają radość i beztroskę, której sama nie doznała już od kilku dobrych lat. Była jak samotna łódź na oceanie, nie wiedząca, gdzie podziać się, gdy wszyscy inni kierują się do wyraźnego celu, jak płomień ognia, który nie potrafi się zapalić, jak burza, która nie przychodzi, gdy inni jej potrzebują, jak kwiat, który nie potrafi rozkwitnąć - była wszystkim, tylko nie tym, kim zawsze chciała być. A Kamila przede wszystkim, pragnęła wiedzieć, gdzie jest jej miejsce i jak ma pokierować swoim życiem, czego do dziś nie potrafiła rozwikłać.

- Ej, Kamilo... - zagadnęła ją Michelle, patrząc na nią z beztroskim uśmiechem - Pani Crystal dała nam do gry UNO, może chciałabyś zagrać ze mną partię?

- Wiesz, nie mam ochoty... - odpowiedziała Kamila, ale Michelle uśmiechnęła się wesoło, mimo całej jej niechęci. Najwyraźniej chciała ją zachęcić do gry, na którą sama Kamila nie miała najmniejszej ochoty, co z jednej strony, dziewczyna doceniała, z drugiej jednak, chciała mieć święty spokój od wszelkich gier i aktywności oraz po prostu pobyć sama w ciszy.

- Weź, Kamilo... proszę, zagraj ze mną choć jeden raz... na pewno jesteś w tym dobra, przynajmniej dziś spróbujesz i może wygrasz... - odpowiedziała błagalnie Michelle, kładąc delikatnie rękę na ramieniu Kamili. Dziewczyna odwróciła się, a niewinny wzrok jej przyjaciółki, tak błagający o zaufanie i zdradzenie, co jest nie tak, co Michelle zawsze doskonale potrafiła dostrzec, dodał jej jednoczesnej otuchy i zakłopotania.

- A co, jak nie wygram? Przecież wiesz, że nie jestem w tym dobra, nigdy nie byłam - odpowiedziała Kamila, kręcąc głową. W grze w UNO zawsze była ofermą, porażką, kimś nieważnym, więc wiedziała, że wygranie w grze tym razem, przynajmniej dla własnej satysfakcji, było wręcz niemożliwe.

- Wiem, że wygrasz... może dzisiaj akurat będziesz miała łut szczęścia, przecież jest pierwszy dzień lata... poza tym, na pewno zjawię się na przyjęciu w hotelu Tramonto, możesz na mnie liczyć! - odpowiedziała wesoło Michelle i mrugnęła do Kamili okiem, przez co ta zaśmiała się pod nosem, czując chwilową ulgę.

- No dobrze, jak chcesz - odpowiedziała niechętnie Kamila, a następnie ona i Michelle rozłożyły partię kart na biurku, prowadząc rozgrywkę przez następne kilka minut, aż w końcu doszły do momentu, gdzie okaże się, kto tym razem wygrał, jednak na nieszczęście Kamili, ona sama miała w rękach o jedną kartę więcej niż Michelle, przez co w ostatecznym rozrachunku pozostała na drugim miejscu. Mimo, że nie była to wielka tragedia, pozostawiło to u Kamili pewien niesmak i rozczarowanie, zwłaszcza, że podświadomie miała nadzieję na wygraną choć jeden raz, co nie zdarzało się w jej życiu za często, zarówno w grach, jak i własnym życiu.

- Kamilo, nic się nie stało, serio... przegrana zdarza się każdemu - rzekła Michelle, ale Kamila tylko odwróciła wzrok i oplotła swoje ciało ramionami.

- Prawda, ale i tak... rzadko kiedy wygrałam, w jakiejkolwiek dziedzinie, a to było dla mnie naprawdę ważne... - odrzekła Kamila, czując ogromny niesmak z powodu faktu, że jeden raz, gdy miała szansę na wygraną w tak ważny dzień, ponownie zawaliła sprawę, czego bała się najbardziej. Potrafiła tylko psuć idealne życie ludzi wokół mnie, jak dziki wiatr burzący domek z kart i nie potrafiła patrzeć na siebie inaczej. Była problemem, którego nie da się rozwiązać, powodem smutku i rozpaczy ludzi wokół niej, kimś, kto przychodzi w najmniej spodziewanej sytuacji i psuje wszystko, na co inni ludzie tak ciężko pracowali.

- Weź... to wcale nie było tak złe, może następnym razem ci się uda - próbowała pocieszyć Kamilę Michelle i choć dziewczyna doceniała jej starania, nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że gdyby nie jej obecność, także Michelle miałaby życie bez problemów, a ona sama nie musiałaby być powodem martwienia się innych ludzi, zwłaszcza o nią samą. Nie pasowała do świata, w którym żyła, choć nie mogła powiedzieć, dlaczego. Właśnie w tej chwili, Kamila, zalana łzami, które próbowała ukryć chowaniem swojej głowy w dłonie, podniosła ją gwałtownie, gdy usłyszała szkolny dzwonek, zwiastujący koniec lekcji.

- Nie mogę uwierzyć, że to już lato... jak cudownie, prawda, Jack? - zapytała energicznie Sophia, koleżanka Kamili i Michelle z klasy swojego równie rudego i niebieskookiego brata bliźniaka.

- Więcej niż wspaniale, przynajmniej to początek nowego życia, czegoś zupełnie nowego w ogóle - odpowiedział jej chłopak, szturchając ją delikatnie w ramię. Kamila tylko zaśmiała się pod nosem, obserwując wspaniałe relacje i radość swoich znajomych, którzy potrafili cieszyć się każdą, nawet najmniejszą drobnostką, wliczając w to tak jednocześnie mało i bardzo ważne okazje, jak właśnie rozpoczęcie lata, czego mogła im tylko pozazdrościć, sama tkwiąc w jednym miejscu w życiu, jakby nie potrafiąc przeskoczyć wielkiego kanionu o jeden krok dalej i stanąć u progu piękna życia, niczym wspaniałego wodospadu, stojącego tuż przed nią. Zbyt bardzo bała się, że zniszczy ludziom wokół niej wszystko, co kochają, nawet swoją osobą, żeby pójść o krok dalej i zobaczyć, co kryje się za murem jej komfortu - tylko zniszczyłaby idealny świat jej i innych ludzi, czego bała się najbardziej. Nie chciała być problemem, ale najwidoczniej, mimo wszystko, była największym z nich, szczególnie dla ludzi, których kochała najbardziej.

- Kamilo, idziesz? Autobus się spóźni, jeśli się nie pospieszysz - zaczęła wesoło Michelle, ale po chwili zauważyła wyraźny smutek na twarzy przyjaciółki, który Kamila tak bardzo chciała ukryć przed światem - Nic się nie stało? Wyglądasz na sfrustrowaną...

Kamila nawet się nie odwróciła - wstydziła się bycia przyjaciółką tak wspaniałej osoby jak Michelle, nie mogła równać się temu, jak idealną i beztroską osobą była blondynka, tymczasem ona sama, nawet wyglądająca, jakby była ze świata, w którym nie powinna być, z kruczoczarnymi włosami i intensywnie zielonymi oczami, zamknięta w świecie rozpaczy i smutku, była cieniem zarówno Michelle, jak i innych otaczających ją ludzi. Nie mogła się z nimi równać, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że byli oni słońcem dla całego świata, natomiast ona sama sprawiała, że słońce wokół ludzi w Nowym Jorku od razu zachodziło. Nie mogła pokazać, że płacze, nie chciała zawracać głowy innym ludziom swoją osobą.

- Nic się nie stało... - odpowiedziała Kamila, prawie niesłyszalnie pociągając nosem - Po prostu idźmy do tego autobusu, jak zawsze...

- Coś się stało, przecież widzę... - odpowiedziała podejrzliwie, a jednocześnie z nutą troski Michelle, a Kamila, aby uspokoić jej obawy, odwróciła się i uśmiechnęła się usilnie.

- Nie, nic... wszystko w porządku, naprawdę - odpowiedziała dziewczyna, a Michelle, najwyraźniej próbując ukryć swoje podejrzliwości, odwzajemniła uśmiech Kamili.

- W takim razie, chodźmy - odpowiedziała z uśmiechem, a Kamila pozostała przy udawanym uśmiechu, przynajmniej na wypadek, gdyby Michelle odwróciła się. Nie mogła jednak przestać myśleć o fakcie, że jest inna niż reszta Nowojorczyków i musi się z tym pogodzić.

Nie pasowała do świata, w którym się urodziła, zupełnie, jakby miejsce, gdzie powinna być, znajdowało się wiele mil stąd...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro