ROZDZIAŁ I - POZORNIE ZWYCZAJNA DZIEWCZYNA
Liceum w Nowym Jorku, położone w samym centrum wielkiego miasta, jedno z najlepszych w całej okolicy, zachwalane przez mieszkańców, już z samej fasady i wyglądu prezentowało się naprawdę imponująco, jako miejsce, gdzie każdy młody człowiek chciałby uczęszczać, nawet z własnej, nieprzymuszonej woli - biały budynek z szarym dachem, z powiewającą na nim flagą Stanów Zjednoczonych, wykonany z twardego kamienia, na pewno wyglądał nie tylko naprawdę zdumiewająco, ale i samo wnętrze potężnego miejsca nie pozostawiało zbyt wiele do życzenia. W szkole znajdowało się mnóstwo sal z różnych przedmiotów, między innymi tak dobrze wyposażone z nich jak ta chemiczna, czy artystyczna, stołówka serwowała najbardziej wyborne jedzenie w całej sieci szkolnej Nowego Jorku, do szkoły mógł uczęszczać dosłownie każdy, a miła, a jednocześnie satysfakcjonująca atmosfera panująca w budynku sprawiała, że miejsce to było oblegane przez wielu Nowojorczyków, którzy chętnie posyłali tam swoje nastoletnie dzieci. Jednak w tym roku, najważniejszymi osobami w szkole, które przeżywały swój złoty rok w czasie czteroletniej nauki, była ostatnia klasa, która właśnie za kilka dni, tuż po dniu rozpoczęcia lata, miała zakończyć szkołę i udać się na miejscowe studia - dla niektórych była to życiowa szansa, niektórzy z uczniów szli na wyższy stopień nauki razem z przyjaciółmi, jednak jedna, czarnowłosa i zielonooka dziewczyna, Kamila Belossi, nie była w tak dobrym nastroju, jak pozostała reszta uczniów. Dla niej nie było pewne, czy pójdzie na studia z przyjaciółmi, których poznała w czasie nauki w liceum, ani czy w ogóle da radę poradzić sobie w nowym życiu. Właśnie teraz, tuż przed ostatnią lekcją w dniu rozpoczęcia lata, szła korytarzem, niepewna i zamyślona.
"Błagam, niech ten dzień nie zakończy się katastrofą" - Nastolatka błagała samą siebie, idąc przez szkolny korytarz, a w jej oczach zbierały się łzy na samą myśl o tym, że nie da rady w przyszłym życiu, że nawet, jeśli będzie się starać, aby wszystko poszło po jej myśli, to i tak wszystko pójdzie nie tak, przez to, że ona sama nie będzie potrafiła zadbać o własne szczęście. Czuła się chodzącą katastrofą, niepasującą zupełnie nigdzie, jakby wyrwaną z innego świata, do którego kompletnie nie powinna należeć.
Nie wiedziała, gdzie tak naprawdę jest jej miejsce i zamyślona tym, co niesie przyszłość i co wydarzy się, gdy pójdzie o jeden krok za daleko i odważy się wyjść poza tym, kim obecnie jest, poczuła mocne szturchnięcie w plecy i gwałtownie odwróciła się, wiedząc z góry, kto zakłóca jej spokój.
- Błagam, nie róbcie sobie żartów, zostawcie mnie... - powiedziała Kamila, poprawiając wiszącą na jej plecach, fioletową torbę.
- A co, boisz się? Boisz się że ktoś zakłóci ci twoje głupie bajeczki o byciu ciągle samą? - dogryzł jej czarnowłosy łobuz, który razem ze swoją grupą nie dawał Kamili spokoju już od pierwszej klasy liceum.
- Nie.... - odpowiedziała Kamila, ale u drugiego z łobuzów, tym razem o jasnych włosach, wywołało to jedynie pobłażanie. Chwycił Kamilę za szyję, a ona czuła, że nie potrafi oddychać w tak trudnej sytuacji.
- Boisz się? - wysyczał czarnowłosy łobuz, zaciskając rękę na jej szyi coraz mocniej. Kamila mogła tylko błagać, aby ta sytuacja nie skończyła się tragedią.
- Ja... - nie potrafiła powiedzieć ani słowa, pod napływem jednoczesnego strachu i stresu.
- Jeszcze raz coś powiesz, to spalimy tą głupią restaurację, którą prowadzą twoi starzy... - syknął drugi z łobuzów, a Kamila czuła, jak nie umie oddychać coraz bardziej, ze stresu oraz z tego, co działo się obecnie.
- Zostawcie ją! - Kamila poczuła, jak łobuz puszcza ją ze swoich łap, gdy usłyszała głos swojej wieloletniej przyjaciółki, piegowatej blondynki o imieniu Michelle. Stała ona stanowczo, posyłając groźne spojrzenie łobuzom.
"Michelle!" - wykrzyknęła w myślach Kamila, czując wyraźną ulgę, jednocześnie starając się nie prowokować jej oprawców.
- Bawi was męczenie jej? - Michelle postawiła się tuż naprzeciwko blond łobuza, a on tylko zaśmiał się pod nosem.
- Ona przynajmniej może się w każdej chwili wymknąć, ty jesteś zbyt mała i drobna, aby... - nie zdążył dokończyć, gdy Michelle z całej siły sprawiła mu prawego sierpowego. Pod wpływem całej sytuacji, łobuzy uciekli, a sfrustrowana i zaniepokojona Michelle podeszła do przyjaciółki, która odrzucona przez oprawców upadła na ziemię.
- Kamilo, nic ci nie jest? Jeszcze raz sprawią ci jakąkolwiek krzywdę, to... - zaczęła Michelle, ale Kamila popatrzyła na nią z uśmiechem, najlepszym, na jaki było ją stać.
- Michelle, nie denerwuj się... wszystko jest dobrze - odpowiedziała Kamila, gdy jej przyjaciółka podnosiła ją z ziemi. Dziewczyna każdego dnia była wdzięczna, że jej najlepsza przyjaciółka jest przy niej, nawet w sytuacji, gdzie prawie straciła życie. Tylko ona rozumiała, co przeżywa każdego dnia, nie wliczając jej rodziców i przybranej babci, którzy o tej porze na pewno przygotowywali letnie przyjęcie w swoim hotelu i restauracji, na które czekali wszyscy mieszkańcy Nowego Jorku.
- Jak mam się nie denerwować, kiedy dzieje ci się krzywda? Ja im dam... - Michelle zacisnęła pięści, lecz Kamila, po tym jak odzyskała siłę, ścisnęła jej rękę i popatrzyła na nią z uśmiechem.
- Wszystko w porządku, nie musisz im zdzielać sierpowego... przynajmniej na razie - dziewczyna zaśmiała się delikatnie pod nosem, co wywołało radość i ulgę Michelle.
- Ale pamiętaj, za każdym razem, gdy mnie potrzebujesz, będę przy tobie, jasne? Nie pozwolę, żeby ci kretyni zrobili ci krzywdę - Michelle popatrzyła w oczy Kamili, co także sprawiło, że dziewczyna poczuła większy komfort, niż jeszcze chwilę wcześniej.
- Jasne - odpowiedziała Kamila, najbardziej pewnym głosem, wiedząc, że przy Michelle nie musi się niczego bać. Jej przyjaciółka była przy niej i nic nie stanie się jej, dopóki jej najbardziej zaufana osoba będzie tuż obok.
"Dopóki nie rozdzielą nas studia" - pomyślała dziewczyna i od razu ponownie posmutniała.
- Kamilo, coś się dzieje? - Michelle zaniepokoiła się, a Kamila zwiesiła wzrok, próbując ukryć swój smutek.
- Nic, nic, Michelle... nic się nie stało, po prostu... przypomniałam sobie o rzeczach, o których nie musisz wiedzieć - odpowiedziała cicho czarnowłosa, na co blondynka popatrzyła na nią z jednoczesnym niepokojem, a jednocześnie uśmiechem.
- Nie musisz nic ukrywać... chodzi o studia, tak? - zapytała Michelle, a Kamila poczuła gulę w gardle. Jej przyjaciółka znała ją zbyt dobrze, ale to nie zmieniało tego, że Kamila zdecydowanie nie chciała mówić jej o wszystkich swoich problemach i rozterkach. Niektóre rzeczy pragnęła zachować tylko dla siebie, nawet, jeśli miałoby to urazić Michelle - najważniejsze dla dziewczyny było chronić tych, których kochała, a co za tym idzie, nie ranić ich uczuć ani nie wywoływać niepotrzebnego zamieszania.
- Nie chcę mówić, naprawdę nie trzeba... masz swoje życie, ja swoje, nie muszę mówić ci o dosłownie wszystkim - odpowiedziała Kamila, pół żartem, pół serio, a następnie szturchnęła Michelle delikatnie, na co ona zareagowała radosnym śmiechem.
- Wiem... ale jak tylko będziesz chciała mi coś powiedzieć, to powiedz... nie będę oceniać - odpowiedziała Michelle, a Kamila zareagowała delikatnym uśmiechem, skrywającym tak wiele bólu, który od lat nosiła w sercu.
- Jasne... - odpowiedziała Kamila, ale wtedy usłyszała bicie dzwonka na korytarzu, który zwiastował jej ostatnią licealną lekcję w życiu, co było idealną okazją, aby zmienić temat na coś przyjemniejszego - Ale w sumie nieważne, dzwonek wybił ostatnią godzinę, chyba nie chcesz się spóźnić.
- Oczywiście, że nie - odparła Michelle, przewracając oczami - To w końcu ostatni dzień liceum, a potem...
- Nie musisz mówić, co potem... sama zawsze mówisz, że trzeba cieszyć się tym, co jest, a nie tym, co ma nadejść - upomniała ją żartobliwie Kamila, próbując ukoić ból, jaki czuła w tej chwili.
- W sumie tak... ale nieważne, nie spóźnię się na tak ważną lekcję... choć szczerze, jak na szkołę to nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie! - wykrzyknęła Michelle, a następnie ona i Kamila skierowały się w stronę klasy.
W sercu Kamili jednak wciąż tlił się ból i wątpliwości, których nie potrafiła wyrzucić z własnej głowy. Wiedziała, że szczęście, mimo optymizmu Michelle, nie może trwać wiecznie, a ona sama, za żadne skarby nie chciała zmieniać swojego życia - było idealne takie, jakie było, a jeden krok w przyszłość mógłby zniszczyć wszystko, na co pracowała tak wiele lat...
Mimo, że przyszłość czekała na nią tuż za rogiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro