Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.2. Występ Jacinthe w środku Puszczy

Byłaś moją pierwszą miłością.

Te słowa dzwoniły w mojej głowie przez dłuższą chwilę. Nie mogłam ich przetrawić, nie mogłam ich zrozumieć. Stałam przy ścianie wpatrzona w podłogę i myśląc, co właściwie się tutaj dzieje.

— Hej — Karol przechylił głowę w bok. — Alice? Powiedz coś, dlaczego milczysz? Wyznałem ci właśnie swoje uczucia, chyba zasługuję na odpowiedź?

Podniosłam głowę. Widząc łzy w moich oczach, Karol momentalnie zamilkł, troszeczkę się cofnął, a uśmiech zniknął z jego ust.

— O czym ty do cholery do mnie mówisz?! — spytałam. — Skoro pamiętasz wcześniejsze wymiary to powinieneś również pamiętać, że w poprzednim zginęłam właśnie przez ciebie! — z impetem trąciłam palcem wskazującym jego klatkę piersiową. 

— Nigdy bym cię nie skrzywdził — chłopak od razu zaprzeczył.

— Nie odzywaj się do mnie — powiedziałam stanowczo i szybkim krokiem oddaliłam się od czerwonowłosego. — Nie chcę cię znać — powiedziałam odchodząc.

Na szczęście, Aristowa odpuścił i nie podążył za mną. Po tej rozmowie wróciłam prosto do domu. Szkoła była w mojej sytuacji zdecydowaną stratą czasu. Nie dawała perspektyw ratunku, a raczej, z powodu Artistowy — stanowiła zagrożenie.

Westchnęłam przeciągle i padłam na łóżko. Nie rozumiałam tego. Dlaczego Karol pamięta poprzednie wymiary?

Zerwałam się do pozycji siedzącej.

Chwila, skoro pamięta, to dlaczego mnie nie aresztował? Mógł to zrobić od razu, zamiast kombinować. Poza tym on... zachowuje się tak jak wszyscy. To znaczy, nie zmienia swojego postępowania, w każdym wymiarze mówi i robi te same rzeczy. Skoro pamięta, dlaczego nie podejmuje innych kroków..?

Rozmyślając zaczęłam obgryzać paznokcie. Nie, coś jest nie tak. Za zachowaniem Karola kryje się coś więcej niż bycie agentem POPP oraz dzielenie moich wspomnień.

Zerwałam się z łóżka doznając nagłego olśnienia. Co jeśli Karol nie jest  j e s z c z e  agentem? Ujawnił się przede mną ostatniego dnia poprzedniego wymiaru, jednak w tym wymiarze mam ciągle... prawie dwa tygodnie do tego czasu. Jeśli Aristowa zostaje przyjęty do tajnej policji w ciągu tych najbliższych dwóch tygodni, to by wyjaśniało, dlaczego nie aresztował mnie od razu, pierwszego dnia.

Ponadto, jeśli pamięta wymiary, być może wie, że bramki antypotworowe na mnie nie działają. Aby mnie aresztować, musi mieć zatem dowód — taki dowód dostarczyłam mu ostatnio: miał nagranie, na którym sama się przyznaję do bycia potworem.

A więc pomimo posiadania wiedzy z poprzednich wymiarów, nie może tknąć mnie nawet palcem! Nie ma nic na mnie! Ach, to musi być dla niego niezwykle frustrujące!

Zaśmiałam się donośnie.

Karol Aristowa nie stanowi najmniejszego zagrożenia.

Nagle Freya weszła do mojego pokoju bez pukania. Z rezygnacją położyła plecak, który zostawiłam w szkole, na moim łóżku i usiadła obok.

— Co się stało? — spytała z troską.

Uśmiechnęłam się szeroko.

— Stres — odpowiedziałam.

*****

Następnego dnia nie poszłam do szkoły, tak samo jak Freya. Ona chorowała, więc i ja "chorowałam". Zdarza się. Właściwie, to większość dnia przespałam. Po południu zostałam wysłana na zakupy. Wracając ulicą nuciłam pod nosem piosenkę, której słów ani tytułu nie pamiętałam. Nagle, ktoś poklepał mnie po ramieniu. Odwróciłam się i ze strachu prawie upuściłam wypchane torby z zakupami.

— Pomóc? — spytał stojący obok mnie Karol Aristowa.

— Nie zbliżaj się do mnie — przyspieszyłam kroku.

— Poczekaj — poprosił chłopak biegnąc za mną. — Rozumiem, nie chcesz ze mną rozmawiać w Rzeczywistości. Ale może chociaż tutaj możemy pogadać? Chciałbym... zrozumieć.

Zatrzymałam się na moment. W końcu usłyszałam słowa piosenki, którą wcześniej nuciłam. Ktoś śpiewał. Śpiewał w tle do mojego snu. Bo spojrzenie w dół, na torby z zakupami i zauważenie, że są one wypełnione cytrynami, pomogło mi uświadomić sobie, że byliśmy teraz we śnie.

— Co takiego zrozumieć?! — spytałam upuszczając torby na ziemie.

Cytryny stłukły się. Na całej ulicy rozlały się ich żółtka. Poza jedną, z której momentalnie wyrosła dorodna wierzba.

— Nie pamiętam momentu, kiedy cię zdradziłem — odpowiedział Karol.

— To było w ostatnim wymiarze — odparłam. — Ale skoro nie pamiętasz, to nawet lepiej! — westchnęłam. — Nie będę ci przypominać, co miało miejsce, bo tak się składa, że mimo wszystko CHCĘ ŻYĆ!

Wbrew temu, co powiedziałam, miałam też do niego całą masę pytań.

— Proszę, Alice — wyszeptał chłopak. — Chcę pomóc — dodał powoli i spokojnie do mnie podchodząc.

— Nie zbliżaj się — rozkazałam wyciągając pistolet zza kurtki i wyciągając go w jego stronę. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Skoro to mój sen, mogę go kontrolować. Tutaj nie jestem bezbronna.

— To nie pistolet, a banan — powiedział Karol.

Spojrzałam na swoją broń.

— Rzeczywiście — odparłam.

On także może kontrolować ten sen.

Skoro nie mogłam do niego strzelić, zdjęłam skórkę z banana i ukąsiłam kawałek. Był wyjątkowo słodki. 

— Nie wiem, czy pamiętasz tylko wymiary, czy sny również — westchnęłam. — Możliwe, że to i to, skoro o ostatnim wspólnym śnie zwykle ze sobą rozmawialiśmy. W Rzeczywistości nie planuję z nawiązywać z tobą absolutnie żadnego kontaktu, ale mogę powiedzieć ci kilka rzeczy tutaj, skoro we śnie nie możesz mnie zdradzić.

Chłopak w napięciu i ciszy oczekiwał na to, co powiem.

— W ostatnim świecie zdradziłeś mnie — powiedziałam. — Nie wiem, czy jesteś już agentem POPP, czy jeszcze nie, ale staniesz się nim. Wyciągnąłeś ze mnie informację, że jestem potworem, wcześniej okłamując mnie, że także nim jesteś. Tak, zgadza się, co się tak gapisz?! Jestem potworem i mówię ci to tutaj, bo snu nie da się nagrać! Nie masz na to ŻADNEGO dowodu! 

— Nie jestem agentem POPP — wtrącił Karol.

— Jeszcze — podkreśliłam uśmiechając się złośliwie. — Wymierzyłeś wtedy do mnie z pistoletu. Skułeś mnie kajdanami. I prowadziłeś przez miasto nie tłumacząc nawet, czy będą mnie badać, kroić, więzić, czy zwyczajnie mnie zabiją. Kiedy ci się wyrwałam, strzelałeś. Uciekając, wybiegłam na ulicę, a tam potrąciła mnie ciężarówka. Zginęłam, a więc znowu zaczęliśmy od początku. Ot, cała historia!

Karol Aristowa milczał przez chwilę. Czekając na jego odpowiedź skończyłam jeść całego banana.

— Kilku rzeczy chyba nie rozumiem — powiedział w końcu. — Co masz na myśli przez "zaczęliśmy od początku"?

— Że zaczęliśmy kolejny wymiar — westchnęłam.

— Masz na myśli — zawahał się — że się obudziłaś? Czy zaczął się kolejny sen?

— Sen? — powtórzyłam. — Nie. Skąd wziąłeś ten pomysł? Kolejny wymiar, czyli kolejny świat, mój kolejny pierwszy dzień, nasze kolejne pierwsze spotkanie, to wszystko... Karol? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz..?

Chłopak był śmiertelnie blady. 

— Alice — odezwał się słabo — od jak dawna już śpisz..?

*****

Zerwałam się z łóżka. Byłam zdezorientowana ostatnim pytaniem Aristowy, jednak obudziłam się nim zdążyłam poprosić go o wyjaśnienie.

Za oknem świtało. Sięgnęłam po leżący na biurku telefon i sprawdziłam godzinę. Była już 4 nad ranem. Odwróciłam poduszkę na drugą stronę, przewróciłam się na drugi bok i ponownie zamknęłam oczy. Po piętnastu minutach stwierdziłam, że już nie zasnę. 

Wstałam z łóżka, przeciągnęłam się i wyciągnęłam dresy z komody. Idealna książkowa protagonistka poszłaby zapewne teraz pobiegać, jednak ja nie byłam powieściową bohaterką. Wyciągnęłam skrzypce z szafy. Zarzuciłam futerał na plecy i wyszłam na spacer.

Wymknęłam się z domu najciszej jak umiem, tak aby nikogo nie obudzić. Na dworze było jeszcze ciemno, drogę oświetlały mi tylko niknące światła latarni. Chcąc znaleźć miejsce, gdzie nikt nie będzie mi przeszkadzał, gdy będę grać, ani ja nie będę przeszkadzała nikomu, udałam się w stronę Puszczy. 

Po kilkunastu minutach znalazłam się na znajomej rozległej polanie. To tutaj po raz pierwszy zginęłam, nie bałam się jednak tego miejsca. W końcu, jeszcze nie umrę. Nie dzisiaj. Spod cienkiej warstwy śniegu, gdzieniegdzie przebijała się jasnozielona trawa, przebiśniegi i krokusy. Na polanie nie było ani jednej stokrotki, dlatego byłam zupełnie spokojna. Tylko, że mamy maj, skąd wziął się ten śnieg? 

Zaśmiałam się pod nosem wyciągając skrzypce z pokrowca. To w końcu Utracone Wodospady, tutaj wszystko jest możliwe! Dopóki na polanie nie rosną stokrotki, jestem bezpieczna, bez względu na to, czy spod śniegu wyrastają krokusy, róże, kaktusy, czy baobaby. 

Przed przejechaniem smyczkiem po strunach zawahałam się. Nie wiedziałam, co zagrać. W tej chwili zawiał silny wiatr niosąc za sobą silną woń iglastych drzew. Zamknęłam oczy. Byłam ciekawa, czy jestem w stanie zagrać utwór, którego nigdy się nie uczyłam i...

Usłyszałam dźwięk skrzypiec. Przerażona otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że to ja gram. Gram utwór Jacinthe, ten sam, co na występie w ostatnim wymiarze, lub też dwa wymiary temu. Dlaczego? Nie powinnam znać nut, nigdy się ich nie uczyłam, a jednak wiem idealnie, w którym momencie, jaki ton powinien zagrać.

Kim jest Jacinthe? Skąd znam jej utwór? Zamknęłam oczy i ujrzałam słynną piosenkarkę o fioletowych włosach. Nosiła maskę, była niewysoka. Podczas występu miała na sobie identyczny garnitur jak ochroniarze dookoła niej.

— Włosy są peruką — powiedziałam nie ustając w graniu. — Nie wyglądały naturalnie.

Peruki błyszczą się. Wyskoczyły z niej gwiazdy. Gwiazdy, które zaczęły wirować dookoła mnie. Każda z nich myślała, że świeci bardziej od pozostałych, że jest najważniejsza, że to ona wszystko zmieni.

Ostrożnie odłożyłam skrzypce na trawę i uśmiechając się radośnie wyciągnęłam dłoń w stronę gwiazd. Pragnęłam stać się jedną z nich.

Usłyszałam klaskanie. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Cała publiczność klaskała. Eliza, Sylwia, Karol, Louis i reszta jego kolegów.

— Dziękuję za występ, Alu — pani od muzyki podeszła do mnie. 

Ach. Racja, w końcu tego dnia gram na skrzypcach przed szkołą, nie zaś w lesie. Takie są zasady. Ale, proszę pani, to nie był występ Ali, to był występ Jacinthe.

— Możesz już usiąść.

Uśmiechnęłam się szeroko i ukłoniłam zamaszyście, po czym zbiegłam do publiczności po scenicznych schodach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro