2.9. Bóg tej szkoły
Popołudniu ktoś zadzwonił do drzwi. Jako że byłam w domu sama to ja otworzyłam.
Za drzwiami zastałam Sylwię z plecakiem na plecach. Pewnie wracała właśnie ze szkoły chociaż biorąc pod uwagę godzinę, nie było jej na ostatniej lekcji.
— A co to za wagary? — spytała pakując się do środka. — Ach, Ania, Ania... To chyba stanie się twoim brzydkim nawykiem.
— Źle się czułam — odparłam. — Ale ty też opuściłaś jedną lekcję, prawda?
Pomimo, że w nocy spałam byłam zmęczona tym snem. Budziłam się w nieskończoność.
Ale teraz już nie śpię, prawda?
— Jedna historia w tę czy we w tę, co za różnica. Chcesz łyka? — spytała Sylwia wystawiając w moją stronę energetyka. Pokręciłam głową. — Dobra, przechodząc do sedna. Jutro jest festyn więc dziś musimy się spotkać i coś przygotować.
— Czekaj, to nie robimy gofrów? — zdziwiłam się.
— Gofrów? — Sylwia była równie zaskoczona co ja. — Dlaczego?
— Yy no byłoby wygodniej... Wypiekałybyśmy je na bieżąco...
Sylwia wybuchła śmiechem.
— Zabawne! — powiedziała. — Eliza miała dzisiaj identyczny pomysł! Ale to tylko dlatego, że jest leniem i chciała grać całe popołudnie. Mogłybyśmy tak zrobić gdyby nie to, że klasa 2a robi już gofry.
Zrobiło mi się słabo. To kolejna różnica między tym a poprzednim życiem? Ostatnio nikt gofrów nie robił, więc dlaczego...?
— To co, już ci lepiej? — kontynuowała Sylwia. — Jeżeli tak, zapraszam do mnie! Reszta też zaraz będzie. Zrobimy ciasteczka z czekoladą!
Nie miałam wyjścia. Poszłam z Sylwią, gadułą która nawijała przez całą drogę.
— Uwielbiam czekoladę, a ty? — spytała niebieskowłosa. Pokiwałam głową. — Najbardziej lubię gorzką lub bąbelkową, najmniej białą. Powiedziałabym, że biała czekolada to nie czekolada! Swoją drogą, wiesz, że Lag nie lubi w ogóle słodyczy? Częstowałam go czekoladą, żelkami, cukierkami, ciastkami... zawsze odmawiał.
— Może to ciebie nie lubi? — zaśmiałam się.
— No wiesz co! To ja go nie lubię!
— A kim jest ten Lag?
— Gdybyś nie wagarowała wiedziałabyś — westchnęła Sylwia. — Taki kujon z naszej klasy, straszny sztywniak. Nie da się z nim rozmawiać... a przynajmniej ja nie umiem. Siedzi ze mną na wszystkich lekcjach z panem Fareńskim, bo posadzono nas kiedyś wzrostowo i tak zostało. Mógłby czasem pogadać z koleżanką z ławki, bo sama się nudzę... A właśnie, poza tym, że jest kujonem to jest szefem kółka łowców potworów.
— Łowców potworów? — powtórzyłam, gdyż nie do końca zdążyłam przetrawić te słowa.
— Zabawne, co nie? Nie dość, że sztywniak to jeszcze wariat. O, jesteśmy!
Zatrzymałyśmy się przy dużej, starej rezydencji o grafitowym spiczastym dachu, szarych ścianach i ogromnych oknach. Idealnie wpasowywała się w klimat starej części miasta. Może za wyjątkiem nowoczesnego ogrodzenia składającego się z poziomych, metalowych pasów i bramki, która otwierała się na kod.
— Zapraszam!
Weszłam do środka.
*****
Niedługo zjawiły się Eliza i Weronika, które w przeciwieństwie do nas unikały wagarów. Później we czwórkę zajęłyśmy się wypiekami. Nie obyło się przy tym bez plotek o dzisiejszym dniu. Nie były one konieczne, gdyż już kiedyś przeżyłam ten dzień, mimo to spokojnie wysłuchałam dziewczyn.
— Ania, wiesz że mamy nowego ucznia?! — zaczęła Sylwia. — W dodatku brata Weroniki! Wiedziałaś, że ma brata?
Ach racja. Tego dnia do szkoły dołączył Alek Białek, który ubierał się całkowicie na niebiesko i zakrywał twarz szalikiem. Dziwny chłopak.
Podczas gdy ciastka rosły w piekarniku, dziewczyny dumne z siebie zdawały mi raport jak próbowały go znaleźć cały dzień. Sylwia piła przy tym kolejną już kawę, a grube pierścienie zdobiące jej palce co chwila uderzały o filiżankę.
— Właśnie, Werka — zwróciłam się do przyjaciółki — byłaś na tym kółku?
— Odpuściłam sobie — odparła. — Uznałam, że pójdę tam jutro, razem z tobą, aby było nam raźniej! Nie chciałam, aby cię coś fajnego ominęło.
— Dziękuję — uśmiechnęłam się.
Nie trzeba było, ale doceniam chęci.
— Co to za kółko? — zainteresowała się Eliza. — Czyżby Zuza przekonała was do kółka łowców potworów?
Sylwia wybuchła głośnym śmiechem.
— Lag i Zuza byli jedynymi jego członkami! — powiedziała. — Ten kujon to jednak przegryw.
— Była też Ada — odparła Eliza.
— Ach... racja — Sylwia odwróciła wzrok. — Mimo to, klub łowców potworków nie miał nigdy więcej niż dwóch członków na raz. A więc? Dołączyłyście do nich?
— Nie, to kółko badaczy zjawisk nadprzyrodzonych — odpowiedziała Weronika.
— Aaa — zaczęła Eliza. — Te od Karola Aristowy, tak?
— Podobno założył te kółko, aby Fareński miał powód do zwalniania go z lekcji — wtrąciła Sylwia. — Bo wiecie, Karol lubił sobie uciekać ze szkoły, a nasz profesorek trochę się go boi więc to akceptował. Jednak pewnego dnia zdobył się na odwagę i powiedział Karolowi, że nie może mu dłużej wpisywać obecności, gdy na lekcji wyraźnie go nie ma. Zamiast tego umówili się, że za każde wagary Karol będzie miał wpisaną ,,nieobecność z przyczyn szkolnych", która frekwencji nie obniża. ,,Przyczyny szkolne" to oczywiście uczestniczenie w rzekomych zajęciach jego kółka.
— Chwila, co takiego? — odezwała się Weronika. — Nauczyciel boi się ucznia..?
— Nie słyszałyście plotek o Aristowie? — zdziwiła się Eliza. — Podobno raz napadła go grupa ośmiu podejrzanych typów i pokonał ich w pojedynkę!
— Ja słyszałam, że powstrzymał dręczycieli jednego z uczniów — dodała Sylwia. — Byli tak przerażeni, że w ciągu tygodnia zmienili szkołę.
— Jedna nauczycielka, która chciała zostawić go na drugi rok w poprzedniej szkole wylądowała w psychiatryku — dodała Eliza. — Strach pomyśleć, co jej zrobił... Podobno na same nazwisko Aristowa reaguje płaczem.
— Fareńskiemu chyba bezpośrednio krzywdy nie zrobił, ale same jego spojrzenie może przerażać — stwierdziła Sylwia.
Czy my ma pewno rozmawiamy o tym samym Karolu, który wyciągał w moją stronę pustą dłoń z ,,niewidzialnym telefonem" i pytał mnie, która jego ręka jest prawa, a która lewa?
— Można powiedzieć, że Karol rządzi tą szkołą — dodała Sylwia.
— A nie dyrektor? — spytałam. — Lub jeśli już chodzi o uczniów, przewodniczący?
— Louis jest przewodniczącym tej szkoły, ale Karol jest jej bogiem — podsumowała Sylwia.
— Fakt, nawet przewodniczący boi się Karola — zgodziła się Eliza.
— Więc dlaczego Karol nie próbuje zostać przewodniczącym — spytała Werka.
— Ludzie bardziej się go boją niż go szanują — stwierdziła Sylwia. — Przynajmniej chłopacy. Baby za nim szaleją. Nie wiem, czy udałoby mu się wygrać w anonimowym głosowaniu.
No tak, rozumiem.
— Poza tym to jest w jego stylu — dodała niebieskowłosa biorąc kolejny łyk kawy. — Rządzi w cieniu, on o wszystkim decyduje, a Louis jest tylko marionetką. Coś jak prezydent i pewien pan w naszym rządzie.
— Aż się zaczynam bać tego Karola — westchnęła Weronika.
— Dla kobiet jest miły — Sylwia puściła jej oczko. — Ale to dziwny typ. Zastanawiam się, co siedzi mu w głowie.
Tak. Ja także.
Piekarnik zadzwonił.
— O! Są i nasze ciasteczka! — Sylwia radośnie otworzyła urządzenie. — Nawet nie spalone! Ej mam wiśnie w piwnicy, zrobimy też wiśniowe?
— BŁAGAM TYLKO NIE WIŚNIE — krzyknęłam wstając od stołu.
Eliza była zmieszana. Weronika przestraszona. Sylwia uśmiechnęła się niepewnie.
Poczułam jak dosłownie palę się ze wstydu. Przecież to n i e s e n .
Szybko wymyśl coś! Nie mogą cię wziąć za wariatkę, która boi się durnych owoców!
— Hm? — zaczęła Sylwia. — Nie lubisz wiśni?
Nieśmiało odwróciłam wzrok, po czym cicho i delikatnie się zaśmiałam.
— Moja mama od dwóch dni nieustannie robi przetwory wiśniowe — wyjaśniłam spokojnie. — Po prostu mi się przejadły.
— Aa rozumiem! No to możemy zostać przy czekoladzie — odparła Sylwia.
To bardzo dobrze, bo wiecie co? Nie mogłabym teraz nawet spojrzeć na te przeklęte owoce.
Prawdopodobnie, gdybym je teraz zobaczyła, nie zważając na reakcje dziewczyn, od razu zabrałabym je wszystkie i spuściła w toalecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro