2.4. Marna iluzja naśladująca Rzeczywistość.
Nadszedł kolejny dzień. Dzień mojego występu przed chórem.
Idąc (nadal samotnie) do szkoły niosłam na ramionach pokrowiec ze skrzypcami. Napisałam do Weroniki o całej sytuacji i zaproponowałam, aby również dołączyła do zespołu, ale odpisała tylko, ,,Nie mogę, w środę mam hiszpański" a potem dodała, że trzyma kciuki. Do diabła! Naprawdę, chciałabym, żeby tu ze mną była.
Wchodząc do szkoły prawie zderzyłam się z osobą, która właśnie z niej wybiegała. Była to drobna białowłosa dziewczyna w czarnej zwiewnej sukience — Klara z kółka badaczy zjawisk nadprzyrodzonych. Nie patrząc przed siebie ciągnęła za rękę Karola Aristowę. Ja ją znam, ale ona mnie jeszcze nie. Nie zna mnie, ponieważ moje życie tak naprawdę nie istniało.
Poprawiłam golf, pod którym ukrywałam obrzydliwą ranę będącą pamiątką po nieistniejących w tym świecie wydarzeniach. Będę musiała poszukać zaklęć kamuflujących rany...
— Klara! — krzyknął chłopak. — Weź zwolnij!
— To ty przyśpiesz! — odpowiedziała dziewczyna.
— Nie ma szans! — odpowiedział czerwonowłosy puszczając dłoń dziewczyny. — Zaraz do ciebie dołączę, daj mi chwilę odpocząć...
Białowłosa najwyraźniej nawet nie zamierzała na niego czekać i popędziła się w stronę boiska szkolnego.
Karol chyba dopiero teraz mnie zauważył. Uśmiechnął się ironicznie.
— O, to ty jesteś tą panią o niezwykłych zdolnościach, która podobno nie jest siostrą Louisa — powiedział uśmiechając się w pewien sposób przekornie. — A to co? — próbował zajrzeć za moje plecy. — Skrzypce? Chyba tak. Okej, spróbujmy znowu. Ile palców pokazuje?
Pokazał dwa.
— Cztery — odparłam.
Chłopak zaśmiał się.
— Tak do niczego nie dojdziemy, ,,Nie-Alice" — zaśmiał się. — Nie widziałaś, że pokazuję dwa palce?
— Być może potrzebne mi okulary — odparłam.
— W takim razie weź te — chłopak szybko wygrzebał ze swojego plecaka okulary w różowych oprawkach.
— Nosisz to przy sobie? — zdziwiłam się.
— Tak — odpowiedział dziarsko. — Ja zawsze patrzę na świat przez różowe okulary.
Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować nałożył mi te idiotyczne różowe okulary na nos i szybkim, lecz spokojnym krokiem odszedł w stronę szkolnego dziedzińca, gdzie czekała na niego Klara.
Zdjęłam te durne okulary i weszłam do szkoły. Oddam mu je podczas spotkania kółka, do którego już niedługo wciągnie mnie Weronika.
*****
Lekcje minęły nudno, może dlatego, że przeżywałam ten dzień po raz drugi, a może dlatego, że tęskniłam za Weroniką. W końcu jednak nadeszła siódma lekcja. Poszłam do szafki, w której zostawiłam wcześniej skrzypce, wzięłam je i udałam się do auli. Kiedy tam weszłam wszyscy odwrócili się w moją stronę. W tłumie dostrzegłam Elizę i Sylwię.
Wszystko jest identyczne jak ostatnio.
— O, jesteś. To wasza nowa koleżanka — oznajmiła nauczycielka, gdy tylko mnie zauważyła. — Alicja Mróz z 1c, która umie grać na skrzypcach i zaraz wam coś zaprezentuje. Alu, możesz wejść na scenę.
Nie ma problemu. W końcu już raz to robiłam.
Weszłam po scenicznych schodach. Stanęłam przed wszystkimi wzięłam głęboki oddech i zaczęłam grać ,,Rather Be" od Clean Bandit. Zamknęłam oczy i grałam nie otwierając ich. Dzięki temu mniej się stresuję i czuję się jakbym grała w domu.
I nagle uderzyła we mnie fala paraliżującego strachu. To stało się znowu. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz, gdy uświadomiła sobie, że znowu wzięłam ze sobą skrzypce i gram na nich, pomimo, że nikt mnie o to nie prosił.
Nauczycielka nie jest zaskoczona tym faktem. Ja również wzięłam je ze sobą, tak jakby to było coś oczywistego, jak wzięcie telefonu, kluczy od domu, czy zwyczajne oddychanie i picie wody. Mam lukę w pamięci. Wzięłam ze sobą skrzypce. I gram utwór na skrzypcach.
W dodatku, dlaczego gram teraz inną piosenkę? Kiedy zdecydowałam, co zagram? Ha, kiedy w ogóle zdecydowałam, że zagram, może od tego zacznijmy!
Usłyszałam, że drzwi do auli zamknęły się z trzaskiem. Przerażona gwałtownie otworzyłam oczy.
Zobaczyłam Louisa, Karola i resztę tej durnej paczki. Emo-brunet szepcze o czymś z moim bratem, skoczek skacze, blondyn cicho klaszcze szczerząc się, a Karol gapi się na mnie z tym durnym uśmiechem. Zwyczajnie się gapi!
Marzyłam już tylko o tym, aby ta piosenka dobiegła końca. Zauważyłam, że przyśpieszyłam, grałam za szybko. Próbując się uspokoić zamknęłam oczy. To nie pomaga! Otworzyłam je i odruchowo spojrzałam na Karola, aby upewnić się, że już się na mnie nie gapi i, że mogę już się uspokoić. Jednak nadal się gapił! Ten głupi, czerwony burak! On...zaczął klaskać.
Zaczął klaskać, gdyż utwór dobiegł właśnie końca. Gdy tylko moje myśli i obawy zostały zagłuszone przez brawa, zbiegłam ze sceny. Ignorując oklaski usiadłam skulona obok Elizy i Sylwii. Byłam zestresowana i przerażona, pomimo, że mój występ już się zakończył. Jednak teraz powodem mojego strachu nie było to, jak wypadnę, w jakim świetle się pokażę. Powodem był występ sam w sobie.
Dlaczego z n o w u wystąpiłam, skoro nauczycielka nigdy mnie o to nie poprosiła? Nie, ona musiała mnie o to poprosić, inaczej cała ta sytuacja nie miałaby miejsca.
Jednakże, dlaczego ja nie pamiętam tej prośby? Znowu...?
Zresztą, tak samo, jak nie pamiętam, co znajdowało się w książce z numerem trzynaście.
*****
Od razu po zajęciach chóru wróciłam do domu. Czułam się zmęczona, wyczerpana, a zarazem przerażona pustką, która panowała w mojej głowie. Nie myślałam o niczym, jedynie odczuwałam tą pustkę.
— Coś się stało? — spytała mama podczas obiadu.
Taty nie było jeszcze w domu, podobnie jak Louisa i Oliwera. Z kolei Freya nie poszła dziś do szkoły, zatem, zapewne zjadła już wcześniej.
— Nic takiego — szepnęłam, czując, że gdybym odezwała się głośniej, głos w moim postrzelonym gardle definitywnie by się załamał, a ja wybuchłabym płaczem.
Skończyłam obiad najszybciej jak mogłam i udałam się do siebie.
Później, przez resztę wieczoru przeglądałam książki z zaklęciami szukając czegokolwiek, co pomogłoby mi ukryć ranę na szyi. Niestety, zaklęcia uzdrawiające były zdecydowanie powyżej moich umiejętności. Musiałabym mieć co najmniej poziom dziewiąty, żeby wyleczyć tą ranę, ale niestety, najtrudniejsze zaklęcie jakie kiedykolwiek opanowałam miało ledwie marny poziom czwarty.
Freya by pewnie sobie z nim poradziła, jest bardzo silną czarodziejką, ale jak miałabym jej wytłumaczyć tę ranę? To bezsensowne.
,,Hej siostra, tak się składa, że nie posłuchałam cię i dołączyłam do Major Sonaty. Była wojna i mnie zabili, ale z jakiegoś powodu czas się cofnął i znowu sobie żyję! Ale tak się składa, że moja śmiertelna rana się nie zagoiła, mogłabyś coś z tym zrobić?"
Z impetem uderzyłam się dłonią w czoło. Nie, lepiej jej w to nie wciągać, przynajmniej na razie.
Jedyny czar, którego mogłabym użyć to zaklęcie zmiany koloru przedmiotu. Jednak, niewiele by to dało. Mogłabym co najwyżej trochę wybledzić brązowawo-bordową barwę swojej rany. Byłaby niewidoczna z daleka, ale każda osoba stojąca obok mnie bez problemu by ją dostrzegła. W dodatku, wyglądałaby bardzo nienaturalnie. To wywołałoby jeszcze więcej pytań.
Odsłoniłam golf i spojrzałam w lusterko. Dlaczego to ciągle wygląda tak świeżo?
Nagle ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. Szybko poprawiłam golf, wepchnęłam księgi z zaklęciami do biurkowej szafki i rzuciłam krótkie ,,Proszę!". Osoba za drzwiami zaśmiała się otwierając je od razu.
W moim pokoju znalazł się Karol Aristowa.
— O, więc jednak jesteś siostrą Louisa — powiedział na przywitanie.
— Masz do mnie jakąś sprawę? — spytałam niechętnie.
— Muszę? — odparł.
— Wiesz, raczej nikt nie wchodzi do pokoju obcych ludzi, nie mając do nich jakichś interesów.
— W takim razie będę wyjątkowy — zaśmiał się i zamknął drzwi. — Tak tylko się upewnię... Ile palców pokazuję?
Pokazał trzy.
— Dwa.
— Dlaczego skłamałaś?
— Skąd wiesz, że kłamałam?
— Ponieważ pokazałem trzy palce.
— Nie rozumiem cię! — wykrzyknęłam. — Proszę, wyjdź.
Czerwonowłosy zaśmiał się, ale nie wyszedł.
— Wyjdź! — powtórzyłam rozkaz.
— Dokąd? — spytał.
Dopiero teraz zauważyłam, że Karol rzeczywiście nie miał dokąd się udać. Bowiem drzwi do mojego pokoju, a nawet sam mój pokój zniknął, a nasze dwójka znajdowała się na niewielkiej łódce płynącej wzdłuż brzegu rzeki. Płynęliśmy z prądem, nie mieliśmy wioseł. Księżyc w pełni odbijał się w ciemnym zwierciadle wody, a żaby rechotały donośnie na brzegu.
— Ach — zasłoniłam twarz dłonią i zaśmiałam się rozpaczliwie. — A więc to tylko kolejny sen.
Czasami nie odróżniam fikcji od rzeczywistości. Nie odróżniam realnych próśb od wymysłów mojej głowy. Co ze mną nie tak?
— Wyglądasz na przybitą — powiedział czule Karol.
— Raczej rozdartą — prychnęłam. — Kim ja właściwie jestem...
— Alicja Mróz.
— A dokąd płynę?
— Nie wiem — odpowiedział. — Myślałem, że to ty nas tu przeniosłaś.
— Przeniosłam? Jakim sposobem...?
— To ty powiedziałaś, że to sen. Czyż we śnie nie byłoby to możliwe?
— Nie wiem. Zależy czym tak właściwie jest sen...
— A czym jest według ciebie?
— Inną rzeczywistością — zerknęłam w stronę lustra wody, na której malowało się moje zniekształcone odbicie.
— Dosyć ciekawe spojrzenie — Karol zaśmiał się.
— A co, uważasz, że sny nie są rzeczywistością? — spytałam. — Więc po czym wnioskujesz, że Rzeczywistość już nią jest?
— Bo Rzeczywistość nie jest zależna od nas — odparł. — A sny już owszem. To nie jest żadna ,,inna rzeczywistość", a jedynie jej złudzenie. Marna iluzja naśladująca Rzeczywistość nie może nosić tej samej nazwy co ona. Tutaj możesz zrobić wszystko. W Rzeczywistości ogranicza nas jednak wiele innych czynników. Nasze możliwości, zasady, prawo, uczucia i wreszcie brak tego elementu świata fantastycznego, który istnieje w snach.
Ciekawe spojrzenie. Zwykle ludzie mówią, że to sny nie zależą od nas, a na Rzeczywistość mamy wpływ. Jednak, to Karol ma rację.
— Czyli w Rzeczywistości nie mogę zrobić wszystkiego? — spytałam.
Moje odbicie nagle straciło głowę. Spokojnie odwróciłam od niego wzrok.
— Masz rację — zaśmiałam się. — Tak... Jak mogłam tego nie zauważyć? Ograniczają nas nasze możliwości, zasady, prawo, uczucia, a wreszcie Przeznaczenie.
Inna rzeczywistość nie jest Rzeczywistością. Tak właściwie, to nie istnieje. Nie istnieje w tej Rzeczywistości tak jak moje poprzednie życie.
Czy w takim razie moje życie również było snem?
Zanurzyłam dłoń w w ciemnej wodnej toni.
— Szczerze, to chyba wolałabym się nie budzić — wyszeptałam.
-------
Trochę to krótkie, zaraz wstawię
jeszcze jeden.
Tak więc miłego czytania
//Virani
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro