Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.4. Definicja wolności.

— Cześć, Agata! — Sylwia nadała mi w tym wymiarze kolejną ksywkę. — No to co, pierwsza jest muzyka, prawda? — powiedziała na przywitanie. — Nadal mamy parę minut przerwy. Chodź, oprowadzę cię po szkole!

Podziękowałam Sylwii za propozycję, a potem, zwiedziłyśmy ile tylko mogłyśmy w ciągu tych 10-minut przerwy tej znanej mi już szkoły.

— Myślałaś co przygotujemy? — spytała mnie Sylwia.

— Festynu nie będzie — odparłam.

— Co masz na myśli? — niebieskowłosa zaśmiała się.  — A ty, Eliza? — zwróciła się do dziewczyny, która niedawno do nas dołączyła.

Zostałam kompletnie olana. To bezcelowe. Czy w tej Rzeczywistości jest ktokolwiek, kto mógłby mnie wysłuchać?

*****

Siedząc w swoim pokoju o niebieskich ścianach odrabiałam pracę domową niczym zwyczajna uczennica, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju weszła Freya. W długim szarym szlafroku, osłabiona chorobą, blada i wysoka przypominała teraz bardziej ducha niż żywą osobę.

— Powinniśmy zrobić naradę — powiedziała słabo.

— Naradę? — powtórzyłam. — Na temat major Sonaty?

— Skąd wiedziałaś? — odparła zaskoczona.

— Widzę przyszłość — zaśmiałam się. — Chodź, chodź — skierowałam się do drzwi. — Zaraz wam wszystko wyjaśnię!

Wraz z blondynką w podskokach udałam się do kuchni. Rodziców nie było aktualnie w domu, przy stole siedzieli zaś Louis i Oliwer. To jest dobra okazja. Jeśli udowodnię im, że znam przyszłość, będą mogli mi pomóc wydostać się z pętli.

— Hej, Alice! — powiedział blondyn wesoło, jak gdyby nigdy nic.

— Hej — odparłam szybko. — Jest kilka ważnych spraw do omówienia.

Wszyscy usiedliśmy przy stole. Światło było zgaszone, a jedyne jego źródło stanowiła świeca stojąca na środku stołu. W dzieciństwie często robiliśmy tego typu narady z błahych powodów — jak przyłapać świętego Mikołaja, czy wykraść cukierki z kredensu. I zawsze przy nich towarzyszyła nam ta klimatyczna świeca. Nie wiem, czy teraz także było to konieczne, ale taki był pomysł Louisa. Niech mu będzie.

— Przejdźmy do tematu narady — poprosiła Freya. — Byłam dziś w Dzielnicy Potworów.

— I tam spotkałaś major Sonatę, która wzywała potwory do walki — wtrąciłam się. 

— Skąd wiedziałaś?

— Widzę przyszłość! — odparłam.

— Och — zdziwił się Louis. — Masz drugą moc? Taką samą jak Oliwer w dodatku?

— Wow, Alice, od jak dawna? — wtrącił blondyn. — Nie wiedziałem!

Cholera. Źle to ujęłam. Tekst o widzeniu przyszłości zrobiłby wrażenie na człowieku, na Weronice chociażby, ale nie na mojej potwornej rodzince. Dla nich była to norma. I chociaż, fakt, byli zaskoczeni, na pewno nie wzięli tego mocno do siebie, gdyż Freya jak gdyby nigdy nic wróciła do głównego tematu dyskusji:

—Chcę żebyśmy ustalili: przyłączymy się do major Sonaty, czy nie? Ona chce rozpętać kolejną wojnę miedzy ludźmi a potworami... To powinna być wspólna decyzja.

Muszę to rozegrać inaczej.

— Nie zapytasz rodziców? — od niechcenia wtrącił Oliwer. 

Oni przynajmniej mi uwierzą, że znam przyszłość.

— Przecież znasz ich poglądy. ,, Spokój dla pokoju".

— No tak. Oni nam nie pozwolą.

Mogę wykorzystać ten fakt.

— Pytanie tylko, czy my tego chcemy. Każdy niech się wypowie.

— Powinniśmy dołączyć! — stwierdził Louis. — Ja i Oliwer, bo o was się martwię.

— Stop! — wtrąciłam. — Nie możemy dołączyć.

— Dlaczego? — Oliwer w końcu wyglądał na zainteresowanego dyskusją.

— Zgodnie z moją mocą,  jeśli dołączę do major Sonaty — szepnęłam spuszczając głowę — zginę.

Powiedziałam prawdę. W jaki sposób wpłynie to na Rzeczywistość?

Obudziłam się w swoim łóżku. Co? Co się właśnie stało? To był tylko sen?

Powiedziałam im! Jak zareagowali?! 

Usłyszałam pukanie do drzwi.

— Proszę — powiedziałam.

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Freya.

— Powinniśmy zrobić naradę — powiedziała słabo.

Co?

— Naradę? — powtórzyłam. — Przecież dopiero co ją skończyliśmy.

Moje słowa dopiero do mnie dotarły. Nie skończyliśmy jej. Przyśniła mi się jedynie.

Ale być może był to sen proroczy. Być może w Rzeczywistości także uda mi się im powiedzieć.

— O czym mówisz? —  spytała Freya.

— Nic nic! —  odpowiedziałam. —  Chodźmy już na tą naradę o Major Sonacie!

— Skąd wiedziałaś o czym?! — zdziwiła się blondynka.

— Widzę przyszłość — zaśmiałam się. — Chodź, chodź — skierowałam się do drzwi. — Zaraz wam wszystko wyjaśnię!

Wraz z blondynką udałam się do kuchni. Rodziców nie było aktualnie w domu, przy stole siedzieli zaś Louis i Oliwer.

— Hej, Alice! — powiedział blondyn wesoło, jak gdyby nigdy nic.

— Hej — odparłam szybko siadając przy stole. — Jest kilka ważnych spraw do omówienia.

— Przejdźmy do tematu narady — poprosiła Freya. — Byłam dziś w Dzielnicy Potworów.

— I tam spotkałaś major Sonatę, która wzywała potwory do walki — wtrąciłam się.

— Skąd wiedziałaś?

— Widzę przyszłość! — odparłam.

— Och — zdziwiła się Freya. — Masz drugą moc? Taką samą jak Oliwer w dodatku?

— Wow, Alice, od jak dawna? — wtrącił blondyn. — Nie wiedziałem!

Cała rozmowa odbywała się tak, jak w moim śnie.

—Chcę żebyśmy ustalili: przyłączymy się do major Sonaty, czy nie? Ona chce rozpętać kolejną wojnę miedzy ludźmi a potworami... To powinna być wspólna decyzja.

— Nie możemy —  wtrąciłam poważnie. —  Pod żadnym pozorem nie możemy do niej dołączyć.

— Dlaczego? — Oliwer w końcu wyglądał na zainteresowanego dyskusją.

— Zgodnie z moją mocą... — szepnęłam. — Jeśli dołączę do Sonaty... zginę.

Obudziłam się w swoim pokoju. Co? Co to za dziwne uczucie? Deja vu?

Ktoś zapukał do drzwi.

— Proszę —  powiedziałam.

Freya weszła do pokoju.

— Powinniśmy zrobić naradę —  powiedziała.

— Żartujesz sobie, prawda? —  szepnęłam uśmiechając się rozpaczliwie.

Narada już miała miejsce. Nie przyśniła mi się! Nie po raz drugi!!!

— Chodź za mną —  poprosiła.

—  Freya, jeśli dołączymy do Major Sonaty zginę! —  krzyknęłam.

—  O czym ty mówisz? —  zdziwiła się dziewczyna. — Chodź, musimy przedyskutować, co kupimy rodzicom na rocznicę.

Że co?

Wraz z blondynką udałam się do kuchni. Rodziców nie było aktualnie w domu, przy stole siedzieli zaś Louis i Oliwer.

— Hej, Alice! — przywitał się blondyn.

— Hej — odparłam szybko siadając przy stole. 

— Przejdźmy do tematu narady — poprosiła Freya. — Musimy wybrać prezent rodzicom na rocznicę ślubu.

— No to co, jakieś prestiżowe wino? —  spytał Louis.

— To było rok temu —  odparł Oliwer. 

O co tutaj chodzi? Dlaczego rozmowa ma zupełnie inny temat?

— Słyszeliście może o major Sonacie? — wtrąciłam się w dyskusję o tym, czy lepsza będzie wyciskarka do soków, czy toster.

— Kto to? — odparł Louis.

Przeszły mnie ciarki.

Nie. To niemożliwe. Jakim cudem o niej nie wiedzą?

Louis i Oliwer wyglądali na zaskoczonych. Freya unikała mojego spojrzenia. 

— Kupmy im po prostu jakiś ładny imbryk do herbaty — powiedziałam wstając od stołu.

Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam przy biurku. Rozmyślając gapiłam się przez okno, za którym i tak o tej porze było już ciemno i nic nie mogłam zobaczyć.

Skoczyłam między wymiarami. To jedyne wyjaśnienie. 

W chwili, gdy podczas narady powiedziałam im, że grozi mi niebezpieczeństwo zostałam przywrócona do swojego pokoju. Utworzył się nowy wymiar, a jego czas był równy przyjściu Freyi do mnie. To nie był sen.

Ale potem, gdy powiedziałam Freyi o major Sonacie zanim wzięła mnie na naradę zmieniła się również teraźniejszość. Temat debaty się zmienił. Dlaczego? Freya nie zmieniła go na poczekaniu, podczas rozmowy ze mną, gdyż Louis i Oliwer zostali o nim poinformowani już wcześniej.

Od początku więc planowała przedyskutować sprawę prezentu. To po prostu różnica między tym wymiarem, a pozostałymi. Wszystkie się trochę różnią.

Jednak, przeszłości nie można zmienić. Zatem Freya na pewno spotkała Sonatę. W dodatku, jej reakcja to zdradzała, chciała ukryć przed nami ten fakt. Po prostu, w tej Rzeczywistości, zdecydowała się nam o tym nie mówić. To właśnie ta różnica. Może zatem w tym wymiarze Louis nie dołączy do Sonaty? Jeśli tak, to nie zginie wykonując moją misję.

Zerwałam się z miejsca.

Czy to by oznaczało, że ja także nie muszę tego robić?

Jestem wolna. Kompletnie wolna! Mogę zrobić, co chcę!

Nawet jeśli Sonata istnieje, to tak długo, jak moi bliscy nie są zamieszani w wojnę, ja nie muszę nic robić! Wolność, ach słodka Wolność!

Zadzwonił budzik. Chciałabym się w pełni uwolnić, ale nadal pozostało wiele rzeczy, które mnie wiążą. Na przykład, dzisiejszy występ. Muszę zaśpiewać przed członkami szkolnego chóru nawet jeżeli przeczy to mojej Wolności.

Przeznaczenie zawsze ignorowało Wolność.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro