Rozdział 10
-Och, doprawdy? - czarne włosy ozdobione spinką zostały upięte w elegancki kok, a zgrabne palce kobiety, która rozmawiała z Pride'm jeszcze go poprawiły.- Do Komnat Norn?
-Tak jak słyszałaś, Lust. - blondyn opierał się plecami o ścianę pokoju w jakim przyszło mu rozmawiać.
Niebieskie oczy obserwowały siedzącą w czerwonej bieliźnie rozmówczynię, która wzięła w dłonie szminkę. Złote ozdoby na opakowaniu odbiły blask niewielkich świec, które stały na toaletce pełnej przyborów do makijażu.
-Mogłabyś się ubrać, kiedy ze mną rozmawiasz.- prychnął nagle niezadowolony poprawiając okulary, które założył idąc właśnie tutaj.
-Nie mów, że ci to przeszkadza...- Lust zerknęła na niego ukradkiem, a potem obserwowała niebieskimi oczami jego odbicie w lustrze.- ...Pride.- pomalowała wargi.
Robiła to z niesamowitą wprawą. Jeden ruch i już kolor został na nie nałożony. Potarła wargi o siebie, aby lepiej rozprowadzić szminkę.
-Idealnie...-powiedziała do siebie, cicho, ale subtelnie, po czym odłożyła przedmiot do czarnej kosmetyczki.
Tamten, tylko prychnął jeszcze raz, odwracając głowę.
-Gdybym chciał patrzeć na nagą kobietą, zaprosiłbym ją do łoża.- dodał podnosząc wzrok na kobietę, która wstała z małego stołeczka z mięciutką, różowo-perłową poduszką.
-Już przestałam ci się podobać?- ciemnowłosa wyciągnęła się, a przez moment jej tatuaż z krukiem owiniętym przez węża zdawał się być jak żywy.
-Nie zmieniaj tematu.- Pride nadal trzymał skrzyżowane ręce na wysokości klatki piersiowej. - Lepiej pomyśl, jak podzielimy się zadaniami. Włamanie do Komnat Norn nie będzie takie proste. Zwłaszcza że ten strażnik jest odporny na twoje uroki.
-Prędzej czy później i tak ulegnie, tak jak ty.- Lust poruszała piersiami skrytymi za miseczkami stanika, dość eleganckiego z resztą.- Nie żałuję jego zakupu. Jest piękny, prawda?
Pride przetarł twarz dłonią.
-Nie rozumiem, jak mogłem dać ci się uwieść.- dotknął palcami czoła kiwając przy tym głową.
Lust nic nie powiedziała, tylko skierowała kroki w jego kierunku.
Stawiała kroki delikatnie, ale pewnie jakby stąpała po lodzie, który od mocniejszego nacisku zacznie pękać.
Pozwoliła sobie na zdjęcie mu okularów, których oprawki wykonano ze złota.
-Jesteś takim samym mężczyzną jak każdy inny.- złożyła je i odłożyła na pobliską szafkę. - Zdrowy, silny, mimo że nie posiada Iskry Duszy, tak jak ja.- dotknęła prawego policzka rozmówcy.- Oh?- spojrzała na jego dłoń, która chwyciła jej nadgarstek.- Nie opieraj się, najdroższy...-przysunęła bliżej twarz do twarzy Pride'a, który był średnio odporny na uroki Lust.
Przełknął ślinę i odchylił głowę w bok, kiedy poczuł jej dłoń na kroczu.
-Przestań, proszę.- wydukał, takim błagalnym wręcz głosem, bo wiedział, jak ona zareaguje, a on to lubił, ten jej dominujący charakter.
Zwłaszcza kiedy otulała go tą całą aurą tajemniczości i czegoś w rodzaju pożądania.
-Nie.- zacisnęła mocniej uścisk, patrząc uważnie na lico blondyna, które tak ładnie się zmieniało od jej dotyku.- Lubię cię takiego, uległego, zdanego tylko i wyłącznie na mnie.- odgarnęła z czoła kilka kosmyków, jakie to uparcie ozdabiały jego czoło, jak tylko uwolnił jej rękę z uścisku.
Ucałowała odsłonięte miejsce, na którym zostawiła ślad wcześniej pomalowanych szminką warg.
-Lubię, kiedy wy mężczyźni ulegacie mojej osobie, mojej magii.- Lust świetnie się bawiła, kiedy Pride tak wciskał się plecami w ścianę i próbował się bronić przed tym, co nieuniknione.- Kiedy jesteście tacy zdani na moją łaskę i niełaskę.- polizała jego policzek, a on zadrżał cały.
-Przestań już się tak pastwić nade mną...- Pride spojrzał na nią tym zamglonym wzrokiem, pełnym pożądania. -...z łaski swojej, bo ci oddam...
-Och, oddasz powiadasz?- Lust ścisnęła go jeszcze mocniej, zmuszając do tego, aby już całkiem wcisnął się plecami w ścianę. - Chętnie to zobaczę...najdroższy...-wpiła usta w jego, masując go przy tym, już delikatniej, ale pewniej.
-Oddam.- zmarszczył brwi, patrząc w te niebieskie, niczym czyste błękitne niebo oczy.- Ugh!- syknął i przymknął powieki, gdy mocniej go tam ścisnęła.
Już bardziej pleców w ścianę nie dał rady wcisnąć.
Pocałunek oddał, zachłannie biorąc sobie ten malinowy smak. Nie potrafił się jej oprzeć w żaden sposób. Nie bardzo to rozumiał, bowiem pozostali byli bardzo odporni na jej uroki. I jeśli znali jakiś dobry sposób, zamierzał z tego skorzystać, ale innym razem, nie teraz, bo było mu zwyczajnie za dobrze.
Osunął się na podłogę, kładąc dłoń na głowie kochanki. Skoro tak chciała się bawić, to niech już bierze się do tego wszystkiego jak należy, a nie bawi w półśrodki.
Behemarh, który siedział w swoim ulubionym fotelu obserwował kochanków przez magiczną kulę.
-A to ciekawe, bardzo ciekawe.- powiedział do siebie, a potem spojrzał w jakiś nieokreślony punkt przed sobą.
Zmarszczył brwi. Z jednej strony, ta ich zażyłość była upierdliwa, ale z drugiej, mógł to wykorzystać, bo miał coś na każdego. I jeśli naprawdę im na sobie zależało, to jedno i drugie zrobi wszystko, aby temu drugiemu nie stała się krzywda. Dlatego, póki co nie zamierzał mówić Nocto, jak ta dwójka zbliżyła się do siebie ostatnimi czasy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro