Rozdział XIII
Od pierwszego treningu minął miesiąc. Jim zdążył w miarę opanować szermierkę, łucznictwo, walkę sztyletem, walkę wręcz i primaryjski, chodź jego zaklęcia bywały dosyć wadliwe. Poznał większość mieszkańców Stonebris i nauczył się wiele o Exponarii. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta jedna misja. Rano Jim został wezwany przez Telnechora. Ostatni raz rozmawiał z nim tej nocy, gdy uwięził go sobowtór Kayli. Niepewnie wszedł do jego gabinetu.
-Dzień dobry- przywitał się blondyn.
-Witaj Jimie. Mam dla ciebie misję- oznajmił mężczyzna. Chłopak uniósł brwi.
-Dwie mile z tąd pojmano Herosa-posłańca, Córkę Wiatru, Chadrę. Chciałbym, abyś ją uwolnił i doprowadził do Stonebris.
Blondyn pokiwał głową.
-Cudownie- rzekł Telechor- ruszasz natychmiast. Szmaragd wskarze ci drogę.
Jim wyjął kamień. Miał go każdy Heros. Pozwalał on na kontakt i lokalizowanie się nawzajem.
-Powodzenia- rzucił za nim mężczyzna.
***
Jim szedł przez las. Dla zabicia nudy rozmyślał nad tym, co wie o Dzieciach Żywiołów. Pomyślał o tym, jak by to było mieć tylko jednego rodzica. Dzieci Żywiołów, nie miały bowiem dwóch rodziców. Byli stworzeni z czystej magii, rodzili się, gdy Czarownik użył zbyt dużej ilości mocy, nie rodzili się jak ludzie. Tylko dlaczego ktoś wysłał tak rzadką i cenną istotę, jako posłańca? Dzieci Żywiołów są rzadsze niż Zaklinacze, a to już coś. Do uszu blondyna doszły odgłosy rozmów. Wyjrzał ostrożnie zza krzaków, za którymi słyszał głosy.
Jego oczom ukazał się skromny obóz. Po środku widać było ognisko, dookoła stały namioty. Szmaragd ciągnął go w stronę najbliższego namiotu. Zaczął skradać się w jego stronę. Niezauważony, wszedł do środka. Sklepienie podpierał gruby, drewniany słup. Pod nim siedziała około siedemnastoletnia dziewczyna o długich, srebrnych włosach i niebieskich oczach. Jej ubrania były podarte. Na kostkach i nadgarstkach miała żelazne łańcuchy. Takim samym łańcuchem przewiązano ją w talii, przywiązując ją tym samym do słupa. Dziewczyna spojrzała na niego.
-Nie wyraziłam się jasno?- warknęła- Nic wam nie powiem. Spadaj. Blondyn zmarszczył czoło.
-Chcesz powiedzieć, że wlokłem się tutaj dwanaście mil, żeby cię uwolnić, żebyś ty kazała mi spadać?
Dziewczyna wyglądała na zdziwioną.
-Czy słyszysz szept wiatru?- spytała. Było to hasło alternatywne Herosów.
-Tak, zwłaszcza o północy- wyrecytował blondyn. Pstryknął palcami, a łańcuchy rozpadły się w pył.
-Lepiej się śpieszmy, niedługo się zorientują.
Dziewczyna kiwnęła głową. Ostrożnie wyszli z namiotu i wbiegli w krzaki.
-Chyba się udało- stwierdził Jim. Odbiegli razem w stronę Stonebris.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ufff... No to mamy rozdział. Przepraszam za długą nieobecność, ale przed wakacjami miałam urwanie głowy, a przez ostatnie kilka tygodni byłam na wyjeździe, więc nie miałam jak publikować. Niedługo zaktualizuję też pozostałe książki, ale najpierw muszę przepisać treść do worda. Pasuje? Super.
Do poczytania!
PS. Chcecie żebym pisała ilość słów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro