Rozdział IV
Biegli długo. Co najmniej dwie godziny. Jima zaczynały boleć nogi. Jeszcze nigdy nie biegł tak długo. Kiedy w końcu się zatrzymali, pomiędzy drzewami widać było już pierwsze promienie wschodzącego słońca. Przed nimi widać było kamienne wrota. Kayla podeszła i zapukała.
-Hasło?- odezwał się głos ze środka.
-Core futurae- odpowiedziała Kayla. Wrota otworzyły się. Za nimi stał strażnik. Odziany był w kamienną zbroję, w ręku dzierżył miecz, również wykonany z kamienia. Kayla nie patrząc na niego weszła do środka. Chłopcy poszli za nią. Oczom Jima ukazał się gigantyczny fort, wyglądający tak, jakby zamiast go zbudować, wykuto go w skale. W ścianach nie było widać ani jednej szczeliny. Wieże zamku sięgały nieba. Gigantyczne wrota były strzeżone przez ośmiu strażników. Dziedziniec był w rzeczywistości placem wyłożonym żwirem. Poza strażnikami, nie było tu nikogo.
-Witamy w Stonebris- powiedziała Kayla.
-Wow- westchnął Jim. Ta budowla była niesamowita.
-Jakim cudem nie ma żadnych szczelin w ścianach?- spytał chłopak.
-To zasługa primaryjskiego- odparła dziewczyna. Widząc pytające spojrzenie Jima dodała:
-Wyjaśnimy w środku.
Wnętrze fortecy wyglądało niemal równie niesamowicie, co widok z dworu. Niemal wszystko było tu zrobione z kamienia: meble, dywany, ozdoby, drzwi, obrazy, żyrandole. Ruszyli korytarzem mijając dziesiątki identycznych drzwi. Skręcili kilka razy, aż dotarli do drzwi strzeżonych przez strażnika. Kayla podała hasło, a wtedy drzwi same się otworzyły. W środku wszystko wyglądało... inaczej. Gobeliny zdobiące ściany były utkane z prawdziwego płótna. Drewniane meble i złote zdobienia mocno kontrastowały z wystrojem panującym na korytarzu. Pośrodku pomieszczenia stał wielki okrągły stół. Dookoła ustawiono krzesła, obite czerwoną skórą. Na jednym z krzeseł siedział wysoki, barczysty mężczyzna. Jego długie siwe włosy i broda spływały swobodnie po plecach i piersiach. Lekko pomarszczona twarz wyglądała na starą i młodą zarazem. W bladych oczach widać było ciepło i siłę. Nieznajomy miał na sobie złotą zbroję i szkarłatną pelerynę.
-Witam Kaylo. Miło cię widzieć Ivan. Jak widzę misja się powiodła?- mężczyzna uśmiechnął się lekko.
-Nazywam się Telnechor. Władca Stonebris- przedstawił się nieznajomy.
-D-dzień dobry- wydukał Jim- j-jestem Jim.
-Znaleźliśmy go w gruzach obozu- wtrąciła Kayla- Był zakuty w zaklęte żelazo. Pochodzi z Ziemi.
-Siadajcie- powiedział Telnechor. Wykonali polecenie.
-Jimie. Chciałbym, żebyś nam teraz wszystko dokładnie opowiedział. Chodzi mi o to, jak tu trafiłeś- zwrócił się do Jima. Chłopak się zdziwił. Po co go o to pytają? Lepiej powiedzieć im prawdę? Czy w ogóle ma jakiś wybór? Co jeżeli pracują dla porywaczy? Nie. Jeżeli chłopak ma się zorientować co się dzieje, musi im zaufać. Zdecydował się, że będzie szczery. Opowiedział im o tym, jak dziwny licealista zaczepił go rano, jak ponownie spotkali się w parku, jak prawie się zabił spadając z nieba, o tym co powiedział mu mężczyzna w tunice, i o tym, jak zawalił się na niego namiot. Kiedy skończył, Telnechor pokiwał głową.
-Wspominałeś, że twoje urodziny zawsze były dziwne, prawda?- spytał. Na jego prośbę, Jim opowiedział o nietypowych wydarzeniach, które zawsze przytrafiały się w jego urodziny.
-Wydaje mi się, że trzeba mu będzie wyjaśnić wszystko od początku- stwierdził mężczyzna, gdy Jim skończył. Kayla kiwnęła głową.
-Od czego by tu zacząć...- zamyśliła się na chwilę.
-Więc przede wszystkim, nie znajdujemy się teraz na Ziemi. Jesteśmy w innym wymiarze zwanym Exponarią. Poza ludźmi żyją tu również magiczne istoty- tu wskazała na Ivana- oraz Czarownicy. Są oni kimś na wzór bogów. Każdy z nich rządzi innym żywiołem. Czarownik Ignis włada ogniem i rzemiosłem, Czarownica Aqua- wodą i wróżbiarstwem, Czarownik Tenebris- ziemią i ciemnością, a Czarownik Ventum- wiatrem i pogodą. Każdy z Czarowników, zgodnie z legendą, obdarował kilku ludzi niewielką cząstką swoich mocy. Ludzie, którzy wykazują takie umiejętności to Uczniowie Żywiołów. Są również ludzie, a raczej półludzie, zwani Dziećmi Żywiołów. Są to dzieci Czarowników, które w przeciwieństwie do Uczniów, posiadają większość mocy Czarowników i są niemal równie potężne. Takie osoby są bardzo rzadkie.
-Co to w takim razie jest primaryjski?- spytał Jim.
-Zaraz do tego dojdę- odparła Kayla.
-Otóż, poza magią żywiołów, istnieje jeszcze język primaryjski. Jest to, w rzeczywistości, czysta magia. Potrafią się nim posługiwać tylko Zaklinacze. I tak się składa, że ty jesteś jednym z nich- Kayla uśmiechnęła się do niego. Jim osłupiał. Nie spodziewał się takiej pointy. On ma być jakimś czarodziejem?
-Ale do tego przejdziemy później- stwierdziła dziewczyna.
-Gatunki to jedno, ale relacje między nimi, to już inna sprawa. Otóż Czarownicy mieszkają w Czterech Pałacach. Każdy z nich znajduje się w innej części Exponarii. Do każdego z nich niezwykle trudno się dostać, więc Czarownicy stali się jedynie legendą, której nie trzeba uwzględniać w polityce. Istoty magiczne w większości również żyją na swoich terytoriach. Z ludźmi jednak pojawia się problem. My żyjemy prawie wszędzie. Dlatego też pierwszy król Exponarii wprowadził system podziału. Polega on na tym, że nie ma jednego władcy, lecz każde miasto i wioska ma własnego, którego władza, nie wychodzi poza granice terenów danego miejsca. Jednak jakieś osiemdziesiąt lat temu pewien Zaklinacz imieniem Urbat, postanowił objąć władzę w całej Exponarii. Był bardzo potężny, więc szybko zyskiwał zwolenników. Podbił najważniejsze miasta w krainie, i podporządkował sobie Uczniów Żywiołów. Właśnie ten tyran panuje teraz w Exponarii, ale to nie wszystko. Dziesięć lat po objęciu przez niego tronu, Aqua wygłosiła przepowiednię, zgodnie z którą pewnego dnia do Exponarii przybędzie wybraniec z innego świata, który obali uzurpatora i przywróci stary ład w krainie. Od tego czasu, Urbat wysyła swoich ludzi na Ziemię, by porywali wszystkich Zaklinaczy i Uczniów Żywiołów jakich znajdą- Kayla spojrzała na Jima znacząco.
-Dlaczego mi pomogliście?- spytał chłopak.
-Jesteśmy ruchem oporu. Nazywamy się Herosi. Naszym zadaniem jest obalenie Urbata, a co za tym idzie, pomaganie ofiarom jego podłego planu- odparła Kayla.
W tym momencie do pokoju wpadł wysoki, piegowaty, rudowłosy chłopak. Był ubrany tak, jakby właśnie uciekł z wojska. Podszedł do Telnechora.
-Mam złe wieści Wasza Mość- powiedział- Jeden z naszych oddziałów został zaatakowany. Pojmano wielu naszych, w tym Airena.
-To rzeczywiście złe wieści- stwierdził, po czym zwrócił się do Jima:
-Airen to jeden z naszych najważniejszych członków. Jest Dzieckiem Wiatru i Nieba. To bardzo źle, że go pojmano.
-Sugerowałabym misję ratunkową- stwierdziła Kayla.
-Zgadzam się. Jim, Ivan i Drex wyruszą na misję ratunkową. Dla ciebie dziecko mam inne zadanie- tu Telnechor zwrócił się do Kayli.
-Drex?- zdziwił się Jim.
-To ja- powiedział rudzielec z lekkim uśmiechem.
-Ivan was doprowadzi- zarządził Telnechor- tenexy potrafią wyczuć niektóre osoby na odległość. Prawda Ivan?- spytał patrząc na wspomnianego. Dopiero teraz Jim zauważył, że z chłopakiem coś jest nie tak. Patrzył w dal nieobecnym wzrokiem i, o ile to możliwe, był bledszy niż wcześniej. Telnechor odchrząknął a wtedy tenex spojrzał na niego.
-Tak, tak...- burknął, po czym odwrócił wzrok. Coś ewidentnie było nie w porządku, ale to nie był dobry moment na drążenie tematu. Mieli kolegę, którego trzeba było ratować.
-Wyruszacie wieczorem- zarządził Telnechor- tymczasem przygotujcie się. To nie będzie łatwa noc.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że trochę przegięłam. Za dużo informacji naraz. Ale ja po prostu MUSIAŁAM wszystko wyjaśnić. Inaczej ciężko by mi było kontynuować fabułę. Jak ktoś nie rozumie, radziłabym zrobić notatki. Teraz przynajmniej będziecie rozumieć co się dzieje. Przypominam, że nadal trwa konkurs. Nikt się nie zaangażował. No trudno. Tak czy siak piszcie komentarze. Bardzo lubię je czytać :). Dziękuję CohreWashington za dobre rady, ale wyjaśnijmy sobie coś. Jim jest BLONDYNEM więc nie mogę o nim pisać "szatyn". Ale miło, że komentujesz. No, to chyba wszystko. Do poczytania w poniedziałek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro