Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 (Laurie) "Oblicze lęków"

Ślad po reszcie grupy zaginął, jednak nie to przerażało Laurie, nie po wyprawie do Hel. Nie lubiła się rozdzielać, ale nie po raz pierwszy stawała twarzą w twarz z marami, więc wiedziała, że wszystko będzie w porządku. Walczyli z marami i potworami już wcześniej, w domu Baldwina, noc przed jego śmiercią. Niestety, była przerażona, że nie ma tu Fena. W s z y s t k o  było straszniejsze bez Fena.

Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo liczy na to, że zarówno Fen jak i Matt będą przy niej. Stali się drużyną, a ona nie była pewna, jak walczyć z potworami w pojedynkę - nie, żeby była naprawdę sama. Berserkerzy, Matt i bliźniacy byli gdzieś w muzeum, a Owen i Baldwin wciąż byli przy jej boku. Tylko Fen był naprawdę nieobecny.

- Tą drogą - mruknął Owen, chwyciwszy jej rękę. Zaczął ciągnąć ją przez hol w głąb Muzeum. - Wypatruj wilków. Mogą być wszędzie.

- Wilków? - spojrzała na niego i zobaczyła, że ma szkliste oczy, takie same, gdy ktoś próbuje nie dać się porwać  n i e r z e c z y w i s t y m  zwidom.

- To nieprawda, Owen. Cokolwiek widzisz to nieprawda. To są mary.

Skinął głową.

- Berserkerzy chronią ludzi. Ja muszę chronić Ciebie.

Jego słowa nie były złe, ale nie były też całkiem  s ł u s z n e. Pomógł jej nauczyć się używać łuku i uratował bliźniaki. Zwykle nie był człowiekiem, który stał po jej stronie tak jak teraz. Wydawało się, że nie widząc już przyszłości, Owen lekko zgubił się w reprezentowaniu Odyna. Wokół Matta i reszty wciąż próbował brzmieć jak on. Z nią był trochę bardziej... wrażliwszy.

- Zabiorą moje drugie oko -wyszeptał. - Mogą zabrać też twoje oczy. Musimy ukryć się przed wilkami.

- Skup się - delikatnie dotknęła jego policzka - Skup się na mnie, Owen. Tu nie ma wilków. Tylko mary. One tworzą koszmary z twoich lęków.

- Ciii! Bliźniaki są z Mattem, więc my nie mamy magicznej pomocy.

Baldwin stanął obok niej, po lewej stronie. Stała pomiędzy dwoma chłopakami. Chodzenie  we trójkę nie było dobrym planem. Zrobiliby z siebie zbyt łatwy cel. Zwiększyło również prawdopodobieństwo, że wpadną na przeszkody i oznaczało to, że Laurie nie miała wolnej ręki.

Laurie wzięła za rękę Baldwina, a następnie oznajmiła:

- Będziemy chodzić w szeregu. Chwyć Owena i nie puszczaj go.

- Mam go - szepnął. - Prowadź.

Laurie trzymała latarkę pod koszulką, żeby przyciemnić jej światło. Chciała, żeby ona i chłopcy nie rzucali się w oczy, ale bez niej nie mogła się obejść. Zwłaszcza, że nie miała mocy przydatnych na tę chwilę, a świat stawał się  c o r a z   mroczniejszy - szczególnie, że Słońce i Księżyc nie znajdują się już w żadnym miejscu, w dodatku niebo jest czarne, światła zgasły, a wewnątrz i na zewnątrz jest ciemno.

Mogę to zrobić.

Mogła się okłamywać, ale Fena nie było, a Matt był gdzieś indziej. Nie miała wielu opcji. Musiała ich poprowadzić.

Potwory czaiły się wokół nich w ciemnościach, jakby ona sama w sobie nie była wystarczająco przerażająca. Laurie nie była tego pewna, ale wydawało jej się, że mary lepiej niż ludzie radzą sobie bez światła. Były uosobieniem leków i nocnych koszmarów. To miałoby sens, jeżeli byłyby silniejsze w ciemnościach. Laurie zaprowadziła ich do bezpieczniejszego miejsca w holu, tam zdecydują co mają robić dalej. Miała nadzieję, że ponownie spotka się z Mattem i bliźniakami.

Laurie prowadziła Baldwina i Owena przez muzeum, ale nie znaleźli żadnego z pozostałych. To co znaleźli to potwory. Usłyszała warczenie na moment przed tym kiedy Baldwin szarpnął ją, żeby się zatrzymała.

- Fen? - zapytał Baldwin.

- Najeźdźcy! - Owen zrobił krok do przodu, w stronę pozostałej trójki, co sprawiło, że stanęli w małym gronie.

Naprzeciwko Laurie stał Fen. Trzymał latarkę i stał zaledwie kilka kroków dalej. Ulżyło jej. On tu jest! Wszyscy się mylili. Wiedziała to! Ale kiedy się uśmiechnęła, zauważyła, że coś jest nie tak. Fen nie zamierzał do niej podejść i jej pomóc. Nie wyjaśnił tego, co Matt widział w lesie. Zamiast tego stał tam obok Skulla i Hattie. Dziewczyna  trzymała go za rękę, a chłopak uśmiechał się do nich.

- Jakie to uczucie? - zapytał Skull.

- Jakie? - zapytała szybko Laurie.

- Nie wiedzieć, że Fen pracował dla Nas przez około dwa lata- powiedziała Hattie.-Wiedzieliśmy, że Ragnarök nadejdzie. On jest naszym szpiegiem. Opóścił Cię.

- Mógłbym cię uratować, ale nie jesteś tego warta - Fen błysnął zębami. - Nie myślałaś chyba, że będę się tobą przejmował po tym jak mnie okłamywałaś, prawda?

- Nie okłamywałam.

Spróbowała podejść, ale ktoś przytrzymał jej ramię. Upuściła latarkę, próbując oderwać się od osoby, która ją trzymała.

- Nie powiedziałaś mi o Owenie. Trzymałaś tę tajemnicę przede mną - Fen spojrzał na nią.

- Przepraszam, nie mogłam Ci powiedzieć wszystkiego, ale to nie oznacza, że ty powinieneś pomagać  i m.

Laurie próbowała sięgnąć po latarkę, ale zniknęła. Światło  wciąż świeciło na Fena, który szedł teraz w jej stronę. Gdy był już wystarczająco blisko, Laurie zobaczyła na jego ramieniu ślady zębów. Ktoś - prawdopodobnie któryś z wilków - zaatakował go. Jego ramię krwawiło.

- Ty nie rozumiesz. Nie jesteś taka jak ja - Fen potrząsnął głową. - Wierzyłem Ci, jakbyś też była wilkiem, ale nie jesteś. Właśnie dlatego musiałem odejść. Nie przeżyjesz walki, więc nie mogę cię już chronić. Gdybyś była wilkiem mogłabyś do mnie dołączyć, ale tylko wulfenkind przeżyją Ragnarök. Ty zginiesz - skinął głową na Baldwina i Owena. - Oni też. Stratą czasu było próbować  uratować któregokolwiek z nich, skoro i tak wkrótce zginą. Jesteś słaba i próbowałaś osłabić też  m n i e.

- Nie - upierała się. - Posłuchaj mnie, Fenrirze Brekke. Nie kłamałam, a świat się nie skończy. Możemy wygrać. Możesz wrócić do mnie, możemy wygrać.

Hattie i Skull roześmiali się. Po  chwili zaczęli się trząść, co sprawiało wrażenie jakby zaraz mieli się przewrócić. Laurie uświadomiła sobie, że też się trzęsie. Jednak nie ze śmiechu, tylko dlatego, że wibrowała podłoga.

- Coś jest nie tak - powiedziała do wszystkich. - Coś jest bardzo nie tak.

Nikt jednak nie słuchał, a wibracje utrudniały utrzymanie się na nogach. Trzęsienia ziemi były typowe dla Dakoty Południowej. Tornada też, ale to nie wyjaśniało, dlaczego podłoga w muzeum się trzęsła.

- Uwaga! - krzyknęła.

Skull i Hattie wciąż się śmiali, a Fen patrzył się gniewnie na Laurie. Dziewczyna rozejrzała się po zaskakująco jasnym pokoju. To wydawało się dziwne, zaledwie kilka chwil temu było ciemno.

Zanim zdążyła zrozumieć o co chodzi, Laurie zauważyła trolle biegnące prosto na nich. Ogromne trolle, cała armia, biegły tak szybko, że lada moment mogły zdeptać Najeźdźców.

- Fen! - krzyknęła. - Uważaj!

Ale troll chwycił go dłonią, która zamieniła się w kamień -  m i m o, ż e  nie nastał świt - Fen został uwięziony i zawisł w powietrzu. Jego nogi  dyndały swobodnie, podczas gdy dwójka Najeźdźców się śmiała. Został uduszony przez trolla, a Najeźdźcy  ś m i a l i  s i ę.

- To twoja wina - powiedziała Hattie. - Okłamywałaś go, a teraz umiera.

- Nie! - Laurie zaczęła biec w kierunku kuzyna, ale po chwili została odtrącona jakby przez czyjeś ręce. Fen, trolle i dwójka najeźdźców zniknęli. Wszystko znowu stało się czarne, jakby światło, które widziała przed chwilą zgasło. Nagle znalazła się gdzieś indziej, przed częścią muzeum z Lakotą tipi. Owen i Baldwin stali po jej obu stronach.

- Jak... Gdzie... Co się stało z Fenem? I trolle? - rozejrzała się po pokoju, światło, które widziała przed chwilą zniknęło. - Nie ma światła...

- Mary - powiedział Baldwin cicho. - Pamiętasz? To co widziałaś nie było prawdziwe. Ani Fen. Ani światło. Ani trolle.

- To wyglądało jakbyś spała, ale na stojąco.

Owen pchnął ją w kierunku tipi, nieważne jak bardzo nie chciała odejść od miejsca w którym wydawało jej się, że zobaczyła Fena, musiała. Jego tak naprawdę tutaj nie było. To były jej lęki. Wydawały się takie prawdziwe, ale jej kuzyna tutaj nie było. To wszystko było koszmarem na jawie spowodowanym przez potwory.

- Powinnam była to wiedzieć-wyszeptała.

Baldwin przytulił ją.

- Martwisz się o niego. Mary to wykorzystały.

Owen podał jej latarkę i trójka dzieci weszła do tipi. To było jedno z jej ulubionych miejsc w muzeum. W zeszłym roku ona i Fen byli tutaj, aby wysłuchać opowieści o Lakocie i o Inktomi, pająku, który był oszustem i mógł przybrać postać mężczyzny lub wilka. Fen był w stanie zmienić swój kształt - tak jak jak jej ojciec. Inktomi wydawał się bardzo podobny do Lokiego, ich zmarłego przodka, więc nie było zaskoczeniem, że Fen uwielbiał tę historię. Po zakończeniu opowieści, Fen był szczęśliwy, cieszył się i zgodził z Laurie, że Muzeum Podróży było niesamowite.

- Mam nadzieję, że jesteś bezpieczny, gdziekolwiek jesteś - wyszeptała, pozwalając swojej dłoni muskać tipi. Potem wzięła głęboki wdech i spojrzała na potomków Północy, którzy wciąż byli przy niej. - W porządku, możemy przejść przez kolejne pokoje. Gdy będziemy widzieć jakieś szalone koszmary, informujemy resztę w sposób dobrowolny. Kiedy znajdziemy Matta, wydostaniemy się stąd. Nasza trójka nie może pokonać mar, więc możemy tylko pomagać ludziom. Jeśli ich nie ma, wychodzimy portalem.

Chłopcy skinęli głowami i trio poszło przez muzeum wypatrując jakiś ludzi, którzy byli zaatakowani przez potwory. W kącie pionierskiej wystawy, obok przerażająco wyglądającej, starej lalki w gablocie znaleźli rodzinę trzęsącą się i zwiniętą razem. Laurie nie chciała wiedzieć, czy ta lalka jest częścią ich koszmaru, ale widząc sposób w jaki się na nią patrzyli, nie byłaby tym zaskoczona. Baldwin i Owen postawili trójkę ludzi na nogi wyrywając ich z koszmarów, a potem ruszyli dalej.

Po kilku minutach znaleźli muzealnego pracownika walczącego z niewidzialnymi intruzami, jego też wyrwali z koszmaru. Użył skał z wystawy geologicznej i walczył z niewidzialnymi wrogami. Kiedy był już wolny, rozejrzał się z szeroko otwartymi oczami.

- Wszystko w porządku - obiecała Laurie. - Już ich nie ma.

Człowiek skinął głową, bo nie mógł nic powiedzieć. Podejrzewała, że tak właśnie wyglądali potomkowie, kiedy za pierwszym razem walczyli ze stworzeniami, które nie powinny istnieć. Wiedziała, że czuła się też tak samo kiedy po raz pierwszy zobaczyła trolla.

- Jesteśmy tutaj, aby pomóc -powiedział Owen spokojnie.

- Dokładnie tak - dodał Baldwin.

To niewiele, uratowali tylko kilka osób, podczas gdy świat na zewnątrz pogrążony był w chaosie. Ale czuli, że robią coś dobrego, a to pomagało. Przynajmniej to powodowało, że Laurie czuła się lepiej.

Kiedy natknęli się na Berserkerów, przekazali im ludzi, aby wyprowadzili ich z budynku, a oni dalej szukali zaginionych przyjaciół lub innych zaczarowanych ludzi.

- Trzymamy ich wszystkich w holu - powiedział jeden z akrobatów. - I pilnujemy.

Owen wymamrotał coś przez co uznał to za słuszne, a potem wraz z Baldwinem podążali za Laurie. W następnych kilku pokojach nie było żadnych innych zwiedzających, więc Laurie przypuszczała, że Berserkerzy przyczynili się do uratowania ich wszystkich. Pozostał Matt i bliźniaki.

- Może oni też są w holu-zasugerowała kiedy skomentowała ich nieobecność.

- Berserkerzy by nam powiedzieli - oznajmił Owen.

Cała trójka szukała ich, dopóki nie natknęli się na teatr. Wewnątrz bliźniaki kończyły zaklęcie. Dwójka dzieci trzymała się za ręce, a Matt stał obok - ze swoim młotkiem i tarczą w gotowości - jakby pełnił rolę ich ochroniarza.

Mara rozpłynęła się w powietrzu wracając tam, gdzie żyły nocne stworzenia, bliźniaki opadły na podłogę, jakby miały zaraz zemdleć.

- Wszystko z wami w porządku? - zapytał Matt.

Laurie skinęła głową.

- Zebraliśmy paru ludzi, a Berserkerzy zaprowadzili ich do holu. A z Wami?

- Zmęczeni - powiedziała Reyna.

Ray uśmiechnął się.

- Ale bezpieczni.

Stali przez chwilę w milczeniu, a potem Matt powiedział:

- Budynek jest teraz czysty, będzie to bezpieczne miejsce dla tych, którzy będą go potrzebować.

- Ale nie dla Nas - dodał Baldwin szybko. - Nie zostaniemy tutaj, prawda?

Laurie prawie się roześmiała widząc jego wyraz twarzy. Baldwin uwielbiał przygody, nawet najstaranniejsze potwory nie sprawiały, że na dłuższą chwilę miał ich dość. Jego postawa przypominała jej Fena. Szybko odepchnęła tą myśl. Nie rezygnowała z odzyskania kuzyna, ale musiała się teraz skoncentrować.

- Matt? - szepnęła Laurie. - Jaki jest plan?

- Musimy wrócić do Blackwell-powiedział Matt, krótko streszczając swoją rozmowę z Nornami. - Muszę znaleźć swoją rodzinę i z nimi porozmawiać, od tego trzeba zacząć.

- Chciałabym się spotkać z moją rodziną, aby dowiedzieć się czy słyszeli coś o Fenie - powiedziała  Laurie.

- W porządku - powiedział Matt. - Zatem Laurie i ja ruszymy do Blackwell.

- Ray i ja też powinniśmy iść -powiedziała Reyna. - Będę miała  Matta na oku, a Ray może mieć Laurie.

Prawda była taka, że Ray był ostatnią osobą, którą Laurie wybrałaby na „opiekuna” . Łatwiej było kiedy Fen był z nimi. Wtedy nie byłoby wątpliwości, kto miałby ją pilnować. Ray nie był złym facetem, ale nie był wojownikiem. Wydawał się miły, ale także zadowolony z pozostawania na drugim planie. W gruncie rzeczy Laurie została sama.

- Owen i Baldwin, wy uporacie się z tym, co tu pozostało - powiedział Matt.

- Jasne - powiedział Baldwin.

- Aktualnie, Berserkeczy się tym zajmują - dyplomatycznie zwrócił uwagę Owen. - Baldwin i ja pójdziemy z tobą - zwrócił się do Laurie.

- Jasne - powtórzył Baldwin.

Laurie uśmiechnęła się z wdzięcznością do Owen i powiedziała do Matta:

- To powinno zadziałać. Ray i Reyna mogą zostać razem z tobą, Matt, a Baldwin i Owen mogą pójść ze mną.

- W porządku - powiedział Matt. - Laurie możesz otworzyć portal do Blackwell?

- Tak - powiedziała Laurie. Odwróciłą się w stronę Owena i szepnęła. - Dziękuje.

Skinął głową, ale nic nie powiedział.

Potem wzięła kilka uspokajających oddechów próbując odnaleźć w sobie spokój, którego potrzebowała do otwarcia portalu. To było jak wyciąganie cukierka „Irys” z wnętrza ciała. Nastąpiło dziwne, rozciągające uczucie, które zaczęło się gdy zlokalizowała w sobie energię, która następnie stawała się otworem w powietrzu. Zacisnęła dłonie, a potem powoli i miarowo „odpychała" je od siebie. Uczucie wyjmowania „Irysa” z wnętrza ciała znalazło się również pomiędzy palcami. Między jej dłońmi powietrze migotało jak coś płynnego i świecącego. Powiększało się, kiedy odsuwała od siebie dłonie. Kiedy portal już był gotowy odsunęła się na bok.

Uczucie otwierania portalu, nadal było odczuwalne mimo, że już się unosił. Wiedziała czego się spodziewać, bo nie robiła tego pierwszy raz. Za każdym następnym razem było już łatwiej. Wciąż jej się to nie  p o d o b a ł o, ale to najszybszy sposób, aby wydostać się ze środka ciemnego muzeum do jej rodzinnego miasta.

- Wchodźcie - ponagliła czwórkę chłopaków i Reynę.

Baldwin wszedł jako pierwszy. Bliźniaki trzymały się za ręce i wkroczyli do portalu z taką gracją, że wydali się bardziej nadnatutalni niż ona kiedykolwiek się czuła - nawet kiedy Laurie otworzyła magiczne przejście. Owen wszedł za nimi, a gdy tylko przeszedł Matt, do portalu weszła i ona.

- Spotykamy się przy statku za nie więcej niż dwie godziny - powiedział Matt kiedy jeszcze wszyscy byli w jednym miejscu w Blackwell, a potem odszedł razem z bliźniakami.

Laurie stała z Baldwinem i Owenem przed budynkiem Thorsen Community and Recreation Center. Tutaj też było ciemno, więc jedyne na co mogła liczyć, to to, że Najeźdźcy i trolle nie będą mieli lepszego wzroku w ciemności niż ona.

- Za mną - powiedziała do Baldwina i Owena i razem ruszyli przez czarne jak smoła ulice miasta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro