Epilog
Matt leżał w łóżku, wpatrując się w sufit i słuchając, jak dzwoni jego budzik. Drzwi do jego pokoju otworzyły się. Jake wszedł do środka.
- Hej, zamierzasz to wyłączyć, dzieciaku? Czy poczekać, aż obudzi całą okolicę?
Josh wszedł za Jake'iem.
- Wstawaj, wstawaj, Matt. Mama zrobiła dla ciebie coś specjalnego na pierwszy dzień w szkole. Rakfisk i serwatka. Śniadanie czempionów.
Matt jęknął.
Josh roześmiał się.
- Taki żart. Zrobiła gofry. Możesz zostać w łóżku jeszcze przez kilka minut, dobrze? Daj nam czas, żebyśmy mogli je wszystkie zjeść.
Gdy wyszli i zamknęli drzwi Matt potrząsnął głową. Ziewnął, przeciągnął się i ześlizgnął z łóżka.
Dobrze być w domu.
***
W domu w Blackwell, Laurie leżała na łóżku, niezupełnie gotowa wydostać się z miękkiego, ciepłego kokonu koców. Po tylu nocach w śpiworach, na zimnej ziemi, czuła się niesamowicie w swoim łóżku. Za drzwiami nie pojawiły się żadne potwory, żadna mara z koszmarami, żadne trolle nie powodowały trzęsień ziemi, żadnego jötnara. Jedyne, co tam b y ł o, to zapach śniadania i jej ojciec kaszlący ze śmiechu.
- Wstawaj, śpiący cukiereczku - powiedziała jej matka, siadając obok. - Twój tata, Jordie i Fen doprowadzają mnie do szaleństwa.
- Spójrz na nich wściekle; to działa.
- Nie. Straciłam przewagę liczebną - dodała jej matka. - Przyjdź do kuchni i mi pomóż.
***
Fen nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy zobaczył, jak jego kuzynka wchodzi do kuchni. Kilka dni temu obawiał się, że żadne z nich nie przeżyje. Szanse na powstrzymanie końca świata były... małe. Każdy dorosły, którego znał - z wyjątkiem tych złych - uważał, że dzieci nie mają szans w walce i chociaż Fen nie przyznałby się do tego głośno, zgadzał się z nimi.
To jednak los - albo Norny - nie obchodziło go to wcale. Szczerze mówiąc, przez większość swojego życia nikogo nie miał. Teraz był alfą stada wulfenkind, które miał zamiar przekonać do pójścia do szkoły i spróbowania zaplanowania sobie lepszej przyszłości. Może następnym razem, gdy jakiś szaleniec zacznie mówić o końcu świata, nie posłuchają go tak szybko.
- Fen? Laurie? - Ojciec dziewczyny spojrzał na nich. - Mam dla was propozycję. Wszyscy trzej rozmawialiśmy, kiedy was nie było... walczyliście. Nie będę więcej wędrował. Dzięki temu co zrobiłyście dzieci, mam pozwolenie na pozostanie w Blackwell.
Fen i Laurie wymienili napięte spojrzenia, ale Fen zauważył, że Jordie szeroko się uśmiecha.
- Rozmawiałem z Eddym - kontynuował ojciec Laurie. - Jest gotów zrzec się swoich praw rodzicielskich, żebyśmy mogli cię adoptować, Fen. Czy to byłoby w porządku?
- Powiedz tak, wtedy będziesz mógł zostać moim bratem - rzucił Jordie.
Laurie wzięła go za rękę.
- Ty już jesteś moim bratem. Zawsze nim byłeś.
Potem Fen spojrzał na ciotkę. Ona nigdy go nie lubiła i chociaż wcześniej mieszkał z wieloma krewnymi, którzy go nie lubili, z nią było inaczej. Zostałaby jego m a m ą, gdyby się zgodził.
- Dasz mi szansę? - zapytała. - Źle cię oceniłam.
Fen kiwnął głową.
- Okej.
Laurie i Jordie rzucili się na niego, jego nowi rodzice uśmiechnęli się i dołączyli do gigantycznego uścisku. Fen zazwyczaj się nie przytulał, ale dziś mógł zrobić wyjątek. Miał rodzinę, prawdziwą rodzinę, która go c h c i a ł a. Mógł ich przytulić.
***
Laurie i Fen szli do szkoły w wygodnej ciszy, która jeszcze bardziej przypominała dziewczynie o wszystkim, co się wydarzyło. Byli już prawie na miejscu, kiedy Fen spojrzał na nią i zapytał:
- Myślisz, że to decyzja twojej mamy?
- Nie - uderzyła go ramieniem. - Wiedzielibyśmy, że to jej decyzja gdyby się nie zgodziła.
Fen skinął głową, przeszli trochę, zanim znowu się odezwał:
- Baldwin przysłał mi wiadomość. Próbuje przekonać swoich rodziców, żeby się tu przeprowadzili.
Laurie roześmiała się.
- Jeśli ktokolwiek mógłby to zrobić, to tylko on.
Spojrzała na swoje stopy, nie chciała powiedzieć Fenowi, że już o tym słyszała od Owena, ale musiała. Nauczyli się mówić sobie prawdę, inaczej nie chcieli. Laurie nigdy nie chciała wybierać między nimi - ale gdyby tak było, wszyscy wiedzieli, że wygra Fen.
- Więc chłopak Cyklop dzwonił?
- Fen! - zarumieniła się i odwróciła wzrok. Nigdy wcześniej nie poznała chłopca takiego jak Owen. - Nie nazywaj go tak.
- Mogę nazywać go inaczej - warknął Fen.
Laurie spojrzała mu w oczy.
- Możesz teraz być alfą, ale nie jesteś moim szefem. Nie masz już prawa wybierać mi... przyjaciół, tak jak wcześniej.
- Oo, daj spokój, Laurie, on był gotów pozwolić Mattowi umrzeć i nie powiedział ci, że skończę z Najeźdźcami. - Głos Fena coraz bardziej przypominał wilka. - Nie lubię go.
Westchnęła i przyznała:
- Ale ja tak.
Fen odbił piłeczkę, tak mocno, jak tylko mógł.
- Tak, cóż, teraz jestem twoim p r a w d z i w y m bratem i nie tylko ja muszę o tym wiedzieć. Powiem wuj... mam na myśli, T a c i e i naszemu młodszemu bratu wszystko o twoim c h ł o p a k u.
- Oczywiście, że powiesz - mruknęła Laurie.
Mogli uratować świat, ale Fen nadal był Fenem - nadopiekuńczym i gburowatym.
- Dobrze, być może powinnam opowiedzieć im o waszych szalonych wyczynach w walce.
Fen roześmiał się.
- Masz na myśli strzelanie płonącymi strzałami w lodowego olbrzyma? Czy otwieranie portalu do Hel?
Laurie westchnęła.
A co powiesz na to, że nie powiemy im o niczym, w t y m o Owenie.
Fen milczałprzez chwilę.
- W porządku, ale powiedz Cyklopowi, że będę miał go na oku, paczka wilków będzie gotowa do działania, gdyby sprawił, że choćby pomyślisz o smutku.
Przytuliła go.
- Ja też cię kocham.
Potem zanotowała, że zmusi Matta lub Baldwina, aby porozmawiali z Fenem. To cudowne, że musiała myśleć tylko o swoich drobnych problemach, zamiast o końcu świata i atakach potworów. Oczywiście nie było gwarancji, że potwory nie przyjdą ponownie, ale teraz jedynymi kryzysami których się spodziewała były humory Fena i nadchodzący test z matematyki, do którego nie była kompletnie przygotowana.
***
Nawet apokalipsa nie mogła zamknąć szkoły na dłużej. Najwyraźniej uratowanie świata też nie przyniosło dodatkowych dni wolnego.
Kiedy Matt szedł, jego telefon zabrzęczał. To był nowy telefon, dzięki uprzejmości rodziców, którzy kupili mu również iPada, na którego odkładał pieniądze. Najwyraźniej ratowanie świata przyniosło kilka dodatków, ale Matt wciąż nie był w stanie porozmawiać z mamą o brudnym rowerze. Pokonanie osiemdziesięciometrowego smoka było dobre, ale nie dorównywało niebezpieczeństwom jazdy na rowerze poza szlakami. Pracował nad tym. W ciągu ostatnich kilku tygodni nauczył się paru rzeczy o strategii.
Nauczył się też kilku rzeczy o swojej rodzinie i błędach, które wszyscy popełnili. Nie zamierzał się nad tym skupiać - chciał tylko iść dalej - ale on i jego rodzice dużo o tym rozmawiali. Rozmawiali także o dziadku, a Matt się wtedy okropnie. To była mieszanka smutku, złości i zmieszania. Może kiedyś to wszystko nabierze wyraźniejszych kształtów, ale jeszcze nie teraz.
Tego ranka dostał maila od Astrid. Dała mu do zrozumienia, że wszystko u niej w porządku. Nie był pewien, jak na to odpisać. To była kolejna rzecz, nad którą Matt wciąż pracował. Astrid ostatecznie robiła dobre rzeczy, ale nie mógł zapomnieć o tym, że zabiła Baldwina.
Na szczęście następna wiadomość pochodziła od kogoś, komu mógł łatwo odpowiedzieć. Reyna przypominała mu, że Ray zaprosił go do Deadwood na historyczny festiwal w przyszłym miesiącu. Matt przeczuwał, że zaproszenie tak naprawdę nie pochodzi od Raya, ale nie kwestionował tego. Łatwiej mu było wytłumaczyć rodzicom, że Ray go zaprosił. A oni zgodzili się, że weekend z jego nowym przyjacielem to świetny pomysł. Chcieli poznać rodziców bliźniaków. To nie było dokładnie to, co Matt miał na myśli, ale co w tym złego? Może nie powinien o to pytać. Ostatnim razem, gdy tak zrobił, jego „wąż" okazał się ziejącym ogniem i plującym trucizną smokiem.
Matt zachichotał sam do siebie i wysłał wiadomość do Reyny, opisując to, co powiedzieli jego rodzice. Zatrzymał się na rogu. Jakieś dzieciaki go minęły, pomachały mu i przywitały się. Kilku jego dalekich kuzynów zatrzymało się, jakby czekali na to, żeby pójść do szkoły z "czempionem", Matt odpisał, ale stał w miejscu. Potem zobaczył, tych na których czekał. Laurie i Fena. Laurie niosła swój plecak z książkami, a Fen wlókł się, próbując udawać, że z każdym krokiem jakaś siła co raz bardziej ciągnie go w tył.
Matt wysłał do Reyny ostatni SMS, o treści „Hej!" I pobiegł, by dogonić Laurie i Fena.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro