#11 Stopiony Człowiek
Obudziłam sie w łuszku. Pokuj był cały pomarańczowy i bardzo mały, wygadał jak schowek na miotły. Łuszko stało pod durzym oknem. Na parapecie stała doniczka z kaktusem. Po drugiej stronie pokoju na środku sciany bły drzwi, obok nich stała durza szafa z jasnego drewna. Anielcia lerzała na moich nogach i ptrzyła sie na mnie maślanymi oczami. Pogłaskałam ją po głowie, po czym wstałam zajżeć co jest w szafie. Pomiędzy wiszącymi koszulami dostszegłam parę ślepi patrzących wprost na Anielcie. Wyjęłam z szafy koszule po czym jom zamknełam. Anielcia zaczeła na mnie szczekac. Próbowałam ją uspokoić, ale nic nie pomagalo. Anielcia wyszarpała mi koszule z romk, spada z łuszka i naszczekałą na kawałek renkaawa. Z szafy wyskoczyła ta durza futszasta psopodobna postać z rogami byka i złapała w dłonie anielcie. Wystraszyłam sie go, wyglądał na bardzo zdenerwowanego, rzciłam w niego poduszkom zaczęłam krzyczeć. Stworzenie wskoczyło na łuszko, i warczało na mnie z Anielcią w remkach, ktura prubowała sie wyszarpać. X tej perspektywy wydawał sie naprawdę ogromny. Nagle rozległo sie pukanie do drzwi. Ktos powoli przechylał klamkę. Psobyk uciek zpowrotem d szafy puszczając pszy tym Anielcie. Złapałam jom i ukryłyśmy sie pod kłdrom. Rozległ sie skszypot desek, ktos wszedł do pokoju. siedziałąm tak cicho jak tylko umialam, ale Anielcia była tak zestresowana, że wybiegła sopod kołdry i uciekła za drzwi. Osoba podeszła do mnie, szybkim ruchem zdjoł ze mnie kołre. Zamknełam oczy i rzuciłam sie na typa z pienściami. Okazał sie silniejszy niz myślałam, że bedzie. Złapał mię za rence, potem wyszarpał za drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stopioną męską twarz. Kopnełam kolesia w kolano, krzyknoł i puścił mnie. uciekłam długim prostym korytażem. Typo po chwili zaczoł mnie gonic krzycząc "grządki". Korytaż zrobł sie szerszy, a po bokach znajdowało sie wiele drzwi. Zauważyłam mozlwość skrętu w prawo, wiec tam pobiegłam. Zaraz za zakrętem były schody w górę, pobiegłam tam. Na samej góże zauważyłam Anielcie stojacom pszy drzwiach. Uderzyłam całom sobom w drzwi mając nadzieje, że je wyważe, ale były mocniejsze niz wyglądały. Koleś wbiegł po schodach i ponownie złapał mnie za rence. Anielcia rzuciła sie na jego lewą noge, gdy próbował ją odkopnonć naplułam mu na twarz. puścił moją lewą renke ay zetszeć to śline z twarzy, wtedy ja wykręciłam mu suta. Głośno jęknoł. Wyrwałam sie z jego uścisku, po czym zepchnęłam ze schodów. Z kieszeni wyadł mu pęk kluczy. Podbiegłam szybko i go zaralam. Nerwowo przemieniałam klucze w zamku. Ostatni okazał sie tym prawidłowym. otworzylam drzwi, jasne światło poranka uderzyło w moją twarz. Przetarłam oczy rękawem, po czym ujrzałam pięknom polanę porośiętą bujnom trawom, gdzieniegdzie przebijały sie czerwone maki, a w oddali było widac góry porosniete lasem. Zamknęłam drzwi za sobom na klucz zstawiajac go w zamku, po czym poszłam przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro