Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#11 Stopiony Człowiek


Obudziłam sie w łuszku. Pokuj był cały pomarańczowy i bardzo mały, wygadał jak schowek na miotły. Łuszko stało pod durzym oknem. Na parapecie stała doniczka z kaktusem. Po drugiej stronie pokoju na środku sciany bły drzwi, obok nich stała durza szafa z jasnego drewna. Anielcia lerzała na moich nogach i ptrzyła sie na mnie maślanymi oczami. Pogłaskałam ją po głowie, po czym wstałam zajżeć co jest w szafie. Pomiędzy wiszącymi koszulami dostszegłam parę ślepi patrzących wprost na Anielcie. Wyjęłam z szafy koszule po czym jom zamknełam. Anielcia zaczeła na mnie szczekac. Próbowałam ją uspokoić, ale nic nie pomagalo. Anielcia wyszarpała mi koszule z romk, spada z łuszka i naszczekałą na kawałek renkaawa. Z szafy wyskoczyła ta durza futszasta psopodobna postać z rogami byka i złapała w dłonie anielcie. Wystraszyłam sie go, wyglądał na bardzo zdenerwowanego, rzciłam w niego poduszkom  zaczęłam krzyczeć. Stworzenie wskoczyło na łuszko, i warczało na mnie z Anielcią w remkach, ktura prubowała sie wyszarpać. X tej perspektywy wydawał sie naprawdę ogromny. Nagle rozległo sie pukanie do drzwi. Ktos powoli przechylał klamkę. Psobyk uciek zpowrotem d szafy puszczając pszy tym Anielcie. Złapałam jom i ukryłyśmy sie pod kłdrom. Rozległ sie skszypot desek, ktos wszedł do pokoju. siedziałąm tak cicho jak tylko umialam, ale Anielcia była tak zestresowana, że wybiegła sopod kołdry i uciekła za drzwi. Osoba podeszła do mnie, szybkim ruchem zdjoł ze mnie kołre. Zamknełam oczy i rzuciłam sie na typa z pienściami. Okazał sie silniejszy niz myślałam, że bedzie. Złapał mię za rence, potem wyszarpał za drzwi.  Otworzyłam oczy i zobaczyłam stopioną męską twarz. Kopnełam kolesia w kolano, krzyknoł i puścił mnie. uciekłam długim prostym korytażem. Typo po chwili zaczoł mnie gonic krzycząc "grządki". Korytaż zrobł sie szerszy, a po bokach znajdowało sie wiele drzwi. Zauważyłam mozlwość skrętu w prawo, wiec tam pobiegłam. Zaraz za zakrętem były schody w górę, pobiegłam tam. Na samej góże zauważyłam Anielcie stojacom pszy drzwiach. Uderzyłam całom sobom w drzwi mając nadzieje, że je wyważe, ale były mocniejsze niz wyglądały. Koleś wbiegł po schodach i ponownie złapał mnie za rence. Anielcia rzuciła sie na jego lewą noge, gdy próbował ją odkopnonć naplułam mu na twarz. puścił moją lewą renke ay zetszeć to śline z twarzy, wtedy ja wykręciłam mu suta. Głośno jęknoł. Wyrwałam sie z jego uścisku, po czym zepchnęłam ze schodów. Z kieszeni wyadł mu pęk kluczy. Podbiegłam szybko i go zaralam. Nerwowo przemieniałam klucze w zamku. Ostatni okazał sie tym prawidłowym. otworzylam drzwi, jasne światło poranka uderzyło w moją twarz. Przetarłam oczy rękawem, po czym ujrzałam pięknom polanę porośiętą bujnom trawom, gdzieniegdzie przebijały sie czerwone maki, a w oddali było widac góry porosniete lasem. Zamknęłam drzwi za sobom na klucz zstawiajac go w zamku, po czym poszłam przed siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro