Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Preludium

Zmierzchało już, gdy rycerz Czesław wspiął się na wzgórze, pod którym rozegrała się decydująca bitwa między Narnią a Nilfgardem. Spodziewał się ujrzeć pole zasłane ciałami, rozczłonkowanymi i zakrwawionymi. Niedobitki obu armii pewnie uciekły poprzedniego dnia, po tym jak pocisk firmy Tony'ego Starka zabił przywódców obu stron.Nie mylił się. Jak wzrokiem sięgał ciągnął się dywan zwłok o wczesnym stadium rozkładu. Zanotował w myślach, by wysłać później gołębia (lub wysłać SMS-a) do Hadesa – by przygotował nadgodziny dla Charona i sędziów i do Posejdona, by ten zmył ciała i krew. Jednakże, gdyby Posejdon był zajęty, postanowił poinformować Zeusa. Jego deszcz od biedy też ujdzie.


Czesław przeklął w duchu (zaraz jednak upominając się w myślach, bo rycerzowi nie wypada kląć); znów się spóźnił. Nie potrafił jednoznacznie określić, gdzie zrobił błąd; przecież wyruszył wraz ze swoim kompanem, dzielnym sir Kielichem (powinien poszukać jego ciała, miał 90% pewności – biorąc pod uwagę jego umiejętności - że zginął). Może winę za to ponosiło jego wyjście „by się załatwić"?


Już miał zamiar wracać, gdy dostrzegł gdzieś w dole jakiś ruch. Zmrużył oczy, chcąc dokładniej przyjrzeć się kształtom. Nic z tego. Postanowił podejść bliżej.


Ruszył w dół zbocza. Gdy do jego nozdrzy dotarł odór rozkładu wstrzymał oddech, ale zorientował się, że długo tak nie wytrzyma. Zasłonił nos rękawem, choć na niewiele się to zdało. Szedł dalej. Po jakimś czasie przyzwyczaił się do smrodu.


Przystanął nagle. Jakieś 20-30 metrów od niego stała dziewczyna, ubrana w kilt. Wymachiwała groźni mieczem, by już po chwili dźgnąć nim białowłosego przeciwnika. Upadł na kolana, a ona dokończyła dzieła. Głowa Geralta z Rivii upadła na ziemię. Dziewczyna schyliła się i przyłożyła usta w miejsce przecięcia tętnicy, skąd tryskała krew i zaczęła łapczywie pić. Między łykami mamrotała pod nosem:


- Moja krew... pyszna, ciepła, zatruta krew...


Czesław patrzył na to jak zaczarowany. Nie był przerażony, raczej zaintrygowany i... dziwnie podniecony. Z otwartymi ustami obserwował, jak krwiopijczyni odrzuca ciało, w którym nie została już ani kropla czerwonego płynu i ociera usta. Z tej odległości nie widział dokładnie, ale wydawało mu się, że gdzieś mignęły mu jej kły. A może to była tylko jego wyobraźnia? Wiedział jedno – chciał ją bliżej poznać.


Pewnym krokiem ruszył w jej stronę, gdy kilkanaście sekund później znalazł się przy dziewczynie, ona właśnie przeszukiwała kieszenie jakiegoś trupa. Odchrząknął, a ta gwałtownie odwróciła się w jego stronę i przymierzyła się do dźgnięcia go.


- Hej, czekaj. – Rycerz wyciągną ręce w obronnym geście. - Chciałem cię poznać. - Ostrożnie chwycił wolną dłoń dziewczyny i złożył na niej pocałunek. - Jestem sir Czesław z rodu Fasoli, lojalny sługa barona Olgierda i wierny przyjaciel sir Bernarda z rodu Kielichów – przedstawił się, a zaraz po tym przypomniał sobie o ważnej rzeczy. - Eh... Bez tego ostatniego – wskazał głową na ciało, które właśnie okradała, i które okazało się być ciałem jego kompana. - A ty, moja pani, jak cię zwą?


- Adelajda z Gorzkowa – wymamrotała, patrząc krzywo na niego. - Czego chcesz?Czesław wciągnął głęboko powietrze, zabarwione metaliczną wonią krwi, nagle zdenerwowany. Co jeśli się nie zgodzi?


- Byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała... – urwał.


Coś przykuło jego uwagę. Adelajda nadal wpatrywała się w niego tępo, nie ogarniając o co mu chodzi. Nagle rycerz rzucił się przed nią, osłaniając ją przed ciosem. Jeden z żołnierzy, jeszcze nie wystarczająco martwy, znalazł w sobie dość siły, by dźgnąć włócznią. Siła uderzenia sprawiła, ze Czesław wpadł na Adelajdę i razem przeturlali się kilka metrów. Wylądowali tak, że głowa dziewczyny znalazła się na klatce piersiowej rycerza. Szybko zerwała się i porwała z ziemi jakiś miecz. Rzuciła nim, nawet nie patrząc na swój cel. Gdy usłyszała ostatnie tchnienie głupca, który chciał ją zaatakować (bo tylko ktoś niespełna rozumu mógł pomyśleć, że da jej radę), postanowiła sprawdzić co u idioty, który ośmielił się wierzyć w to, że ktoś może ją skrzywdzić.


- Żyjesz? - spytała, patrząc na niego podejrzliwie. Czesław jęknął przeciągle i ostatkiem sił otworzył oczy. Czuł, że zbliża się koniec, toteż nie mógł zrozumieć, czemu dziewczyna jego marzeń wygląda, jakby chciała dźgnąć go kijem. Czyż nie powinna zalewać się łzami i przyrzekać mu wdzięczność do końca? Wszak uratował jej życie.


- Moja pani – zaczął, jednak przerwał mu atak kaszlu. - Nie znamy się długo, lecz chciałbym ci coś wyznać. Nigdy nie żywiłem do nikogo takich uczuć, jakie żywię do ciebie. Umierać dla ciebie to zaszczyt. Zechciej czuwać przy mnie w tych ostatnich chwilach...


- Co ty ciulosz? - przerwała mu Adelajda, odsuwając się. - Dostołeś tympom cynściom, wiync się nie marz jak baba. Stowej, bo ni mom czasu.


Czesław uniósł głowę, by obejrzeć swoją ranę, lecz... tej nie było. Podniósł się do siadu, zdumiony.


- Moja pani, nie wiem jak ci dziękować – powiedział, nadal oglądając swój tułów. - Wybacz mi, powinienem się domyślić o twoich zdolnościach leczniczych...


Adelajda już go nie słuchała, zbyt zajęta wysysaniem krwi ze „swojego niedoszłego zabójcy". Gdy skończyła oblizała się i rzuciła:


- Idziesz? Momy 15 minut, żeby iść do Żabki po hot dogi, bo potym mom busa. -Odwróciła się, ruszając w drogę.


„Ach, jak ja kocham tę niewiastę", pomyślał rycerz, dołączając do niej. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro