Niebiańska wyprawa
Zbliżał się już wieczór, gdy Adelajda z Gorzkowa weszła do gospody. Właśnie wróciła z misji w najodleglejszym zakątku Bełechatowa, gdzie tropiła Smoka Merolowego. Mieszkańcy tamtejszych wiosek donosili o porwanych owcach, śladach pazurów wyżłobionych w ziemi i szerokiej ścieżce przewróconych drzew w pobliskim lesie. Adelajda znała tylko jedno tak wielkie stworzenie. Musiała to sprawdzić.
Jednak gdy dostała wiadomość od zaniepokojonych członków swej drużyny, dostarczoną przez gołębia Roberta, rzuciła wszystko i jak najszybciej wróciła do domu. Pojawiła się ważniejsza sprawa, Smok Merolowski musiał zaczekać.
Przeciąg zgasił wzystkie świece w pomieszczeniu, gdy otworzyła drzwi. W jej stronę odwróciło wiele głów. Ciszę przecinały gdzieniegdzie pojedyncze szepty. Nikt nie odważył się spojrzeć jej w oczy.
Podeszła do baru, przy którym siedziała jej drużyna. Na jej widok Mieszczanka Ingrida zerwała się z miejsca, wzdychając z ulgą.
- Jak dobrze, że jesteś - powiedziała, odkładając kubek z podejrzaną cieczą na blat. Adelajda tylko skinęła głową. - Szukamy jej już kilka dni. Nikt nic nie wie. Zupełnie nic. Sprawdziłyśmy każde miejsce, każdy zakątek, każdą dziurę. Nigdzie jej nie ma, rozpłynęła się w powietrzu. A co jeśli coś jej się stało? Co jeśli...
- Uspokój się - przerwała jej Zielarka Pelagia. - Po tej ilości uspokajających ziółek, które ci zaparzyłam, powinnaś spać przez dwa dni. Dziwię się, że jeszcze nie przedawkowałaś.
Mieszczanka Ingrida zmarszczyła brwi, lecz naraz jej twarz sie rozpromieniła.
- Oh, chodzi ci o te zioła, które były w kubku? Zamieniłam je na Bartka. W sensie, bratka. Tak, bratka.
- No i amba fatima - mruknęła Pelagia. Chciała dodać coś jeszcze, lecz Adelajda popatrzyła na pozostałe członkinie swej drużyny, zadając im nieme pytanie.
- Od prawie dwóch tygodni nie mamy kontaktu z Dworzanką Nepomuceną - zaczęła Górniczka Hildegarda. - Na poczatku nie martwiłyśmy się tym zbytnio, bo ona często znika, ale tym razem nawet gołąb Robert nie był w stanie jej wyśledzić. A w pałacu nie chcą nam udzielić rzadnych informacji na ten temat.
Adelajda z Gorzkowa westchnęła, zastanawiajac się co robić dalej. Nie miały żadnego tropu, który pozwoliłby im chociażby zacząć porządne poszukiwania. Owiane tajemnicą zajęcie Nepomuceny na królewskim dworze również nie pomagało.
- Wysłałyście wiadomości do naszych zaufanych ludzi na całym świecie?
- Tak - odezwała się po raz pierwszy ( co było dziwne) Kronikarka Wilhelmina, poprawiając się na krześle. - Zespół gołębia Roberta się tym zajął. Adaś z Julkiem są w długiej podróży i obecnie przebywają w Kraju Żabojadów. Nie znają wszystkich zakamarków stolicy jeszcze i nie nawiązali zbyt wielu kontaktów, ale są prawie pewni, że jej tam nie ma. Lizawieta ma swoje problemy z niejakim Rodionem - swoją drogą, prosiła o pomoc - ale również uważa, że wszystko jest w porządku. Stachu był zbyt zajęty opisywaniem czyjegoś Wesela, by odpowiedzieć na wiadomość. Nie je, nie śpi, ciągle coś bierze. Robert nie mógł z niego nic wyciągnąć. Trzeba z nim porozmawiać, zaczynam się obawiać, że to odbije się nie tylko na jego zdrowiu, lecz także i na dziełach, które tworzy. Mam wrażenie, że to wesele na papierze w dużej mierze będzie się różnić od pierwowzoru.
Adelajda namyśliła się chwilę, gdy jej towarzyszki wpatrywały sie w nią w ciszy.
- Jadę na dwór - oznajmiła w końcu. - Jest tam ktoś, kto chętnie wymieni się pewnymi informacjami. - Odwróciła się, z zamiarem wyjścia z karczmy.
- Ale że już? Teraz? Jest późno - zaoponowała Mieszczanka Ingrida.
Adelajda z Gorzkowa obejrzała się przez ramię, nawiazując po kolei kontakt wzrokowy z każdą dziewczyn.
- Jak to powiedział mój dobry przyjaciel, "czas ucieka, nie jest z gumy".
***
Tymczasem Dworzanka Nepomucena przebywała w odległej południowej krainie. Nie robiła tego bynajmniej dla zabawy. Miała misję do wykonania.
O jej posadzie królewskiego szpiega dowiadywało się niewielu, a jeszcze mniej dożywało wystarczająco długo, by mogła obawiać się, że komuś powiedzą. Miała wszystko pod kontrolą.
Wszystko, prócz własnego serca.
W podróży towarzyszył jej narzeczony, Kapitan Marcelo. Był świetnym żołnieżem, doskonałym dowódcą, lojalnym sługą króla. Był przystojny, ale nie widział świata poza wymiarem wojny, walki i strachu. W sprawach wychodzących poza wojsko był krótkowzroczny i bezmyślny.
Nepomucena go uwielbiała, lecz coraz częściej męczyło ją to, że jej ukochany w środku romantycznej kolacji zaczynał opowiadać o najnowszych strategiach bojowych albo okrutnych sposobach traktowania jeńców. Pragnęła czegoś więcej. Kogoś, kto zabierze ją w romantyczne miejsce, przytuli podczas spotkania ze znajomymi, przedstawi swojej rodzinie. Kogoś, kto porozmawia z nią na różne tematy od sztuki po politykę, kto będzie sprawiał, że jej życie z dnia na dzień robi sie ciekawsze, a nie bardziej monotonne. Kogoś, kto nie zostawia za sobą porozrzucanych brudnych skarpetek w każdym zakamarku pokoju.
Odkąd przyjechała do tego kraju zakochała się w jego klimacie. Chłonęła całą sobą tę niezwykłą atmosferę, pragnąc jej coraz więcej i więcej. Wypełnienie misji nie zajęło jej dużo czasu, dużo mniej, niż by sobie tego życzyła. Chciała spędzić tam jeszcze wiele wspaniałych chwil. Postanowiła więc zostać tam jeszcze na kilka dni. Marcelo nie przejął się tym zbytnio, pragnąc wrócić już do miejsca, w którym znajdował się jego skarb - jego oddziały.
Nepomucena spędzała czas spacerując uliczkami miast, podziwiając architekturę i rozkoszując się niebiańską muzyką. Często przysiadała gdzieś z boku, by narysowac to, co przykłuło jej uwagę, a nawet czasem szkicowała podczas przechadzania się po ulicy.
Właśnie w takich okolicznościach na niego wpadła.
Był najpiękniejszym człowiekiem na Ziemi. Nie było mowy, by ktokolwiek tak idealnie wyglądał. Miała wrażenie, ze patrzy na anioła, który został jej zesłany przez Boga.
Dla niego również nie była obojętna. Szybko załapali dobry kontakt, z każda chwilą zauraczając się w sobie jeszcze bardziej. Spędzali razem każdą chwilę, Anioł pokazał jej swoje ulubione miejsca w mieście, imponując jej swą osobowością coraz bardziej. Nepomucena zapomniała o tym, co czeka ją w domu; zapomniała, że ma pracę i narzeczonego. Liczyło się tylko tu i teraz. Czuli się jakby znali się od zawsze, choć w rzeczywistości minęło dopiero kilka dni.
Czar prysł wraz z listem dostarczonym przez królewskiego gołębia. Czekała ją nowa misja w Pónocnych Krainach. W ciągu godziny była spakowana i przygotowana na wyjazd. Z bólem w sercu patrzyła ostatni raz na widoki, które zdążyła pokochać w tak krótkim czsie. Które stały się dla niej niemal definicją swojskości i domu. Jej drugi dom.
Jej Anioł nie zamierzał jednak ot tak się poddać. Zbyt ważna się dla niego stała, by z niej zrezygnować. Nie teraz. Nie nigdy.
Ignorując protesty i narzekania Nepomuceny, postanowił towarzyszyć jej w tej misji. Nie miał zamiaru brać w niej czynnie udziału, lecz chciał byc blisko, by móc ją wspierać. Chciał jej pokazać, że jest dla niego ważna i może na niego liczyć.
Nepomucena była przeszczęśliwa z tego powodu. Jej serce radowało sie na samą myśl o wspólnej podróży. Rozczuliło ją do reszty jego staranie się i czyny. Zdała sobie sprawię z tego, że zaczyna się w nim zakochiwać i choć powinno ją to przerażać, nie czuła nic oprócz bezgranicznego szczęścia.
Bańka prysła, gdy dotarli na miejsce. Czekał tam na nich już bowiem Kapitan Marcelo. Nepomucena poczuła się tak, jakby ktoś przywiązał jej kamień do szyi. Ne wiedziała co robić. Którego z nich wybrać, a którego zostawić ze złamanym sercem.
Uczucia czy fizyczność?
Serce czy rozsądek?
Chwile czy pieniądze?
Przez cały czas, gdy wykonywała misję, chodziło jej to po głowie. Kilka razy prawie włączyła alarm, a raz omal nie rozbiła bezcennej pamiątki po dawno wygasłej dynastii. I nadal nie wiedziała.
To Marcelo był jej narzeczonym. Byli razem juz tak długo, tak wiele przeszli (głównie ceremonii wręczania mu odznak). Jak mogła to zakończyć dla kogo, kogo znała zaledwie kilka dni? Jak mogła mu to zrobić?
Z drugiej strony jej Anioł był wyjątkowy, a tego, co ich łączyło nie była w stanie porównać z niczym, co kiedykolwiek czuła przy Marcelo.
I wtedy, tego jedniego wieczora jej Anioł przszedł do niej porozmawiać. Wyznał jej co do niej czuje, zaznaczając przy okazji, że nie będzie miał do niej pretensji, jeśli wybierze Marcelo. Że ją zrozumie. I że cokolwiek wybierze, zawsze może na niego liczyć.
I już wiedziała.
Uciekli razem tego samego wieczora, w środku nocy. Nepomucena zostawiła list z wyjaśnieniami i przeprosinami dla Marcelo. Miała nadzieję, że nie zraniła go za bardzo. A przynajmniej nie aż tak, jak wtedy, gdy przez przypadek wylała poncz na jego mundur wojskowy.
I dotarliśmy do tej części, w której Nepomucena i jej Anioł stoją przed ołtarzem. Ona białej sukni, on w garniturze. Gdzieś w rogu siedzi facet z maszyną do pisania, palący skręta. Na krzesłach siedzą najbliżsi jej Anioła, chcący świetować ten ważny dzień razem z nimi.
- Jeśli ktoś ma coś przeciwko temu małżeństwu - mówi kapłan - niech mówi teraz lub zamilknie na wi...
- STOP! - krzyczy Adelajda z Gorzkowa, wpadając przez drzwi. Goście odwracają się w jej stronę, wodząc wzrokiem za jej zbliżającą się do ołtarza sylwetką. Za nią podążają jej towarzyszki, tak samo wkurzone jak ona. - Co to ma być? Nepomucena, tłumacz się, natychmiast.
Nepomucena śmieje się nerwowo, pocierając kark dłonią.
- O, Adelajda, cześć, co tam? Jak tam u ciebie? I u was, dziewczyny? Opowiadajcie, dalej.
- Nie próbuj się wykręcić, gadaj. - Adelajda zakłada ręce na piersi. - Co to ma być?
- No, ślub.
- Kyrie Elejson - mruczy pod nosem Ingrida.
Teraz juz wszystkie stoją w rzędzie przed zdenerwowaną Nepomuceną.
Teraz juz wszystkie stoją w rzędzie przed zdenerwowaną Nepomuceną.
- Właśnie, i... czekaj, czy to Stock? - rozkojarzona się Pelagia, idąc już w stronę butelki z alkoholem.
- O, i piwo - Hildegarda rusza za nią, w myśl zasady "tego na trzeźwo nie idzie".
Mówią jedna przez drugą, wyrażając swoje pretensje, niepokoje i żale, podczas gdy goście weselni i pan młody przyglądają się im zdezorienowani.
- Możemy kontynuowac ślub? - pyta wreszcie ksiądz, zniecierpliwiony spoglądając na zegarek.
To wszystkich ocuca. Drużyna Adelajdy z Gorzkowa zajmuje miejsca w jednym z rzędów jasnych krzeseł i obserwuje, jak Dworzanka Nepomucena i jej Anioł mówia sobie sakramentalne "tak".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro