#19 Walka
Perspektywa Corneli:
Obudziłam się rano, była 9.46. więc postanowiłam wstać, bo że mnie taki poranny ptaszek heh. Poszłam się ubrać, założyłam spodnie z dziurami, i bluzę z Adidas, a i buty Vans. Uczesałam się w wysokiego koka. Dzisiaj powiem Jackowi co do niego czuję.
-Mogę wejść?- siedziałam na łóżku
-Proszę- spojrzałam na drzwi, a w nich stała Wiktoria
-Cześć- przywitałam się
-Eloszka!- usiadła koło mnie
-Co cię sprowadza?- spytałam
-Nic, chciałam porozmawiać- miała poważną minę
-To mów- uśmiechnęłam się
-Bo, możemy się już nigdy nie spotkać i...- przerwałam jej
-Nigdy, ale to nigdy nie można tak myśleć!- wykrzyczałam
-Wiem, ale np. jak ktoś z nas zginie?- nie mogłam do tego dopuścić
-Nikt nie zginie, obiecuję- powiedziałam i ja przytuliłam
-Mam taką nadzieję- uśmiechnęła się i wyszła
Co mi wpadło do łba, żeby jej obiecywać, przecież nie wiadomo kiedy zginiemy. To pan Bóg wyznacza kiedy zginiemy, chociaż niektóre wampiry nie wierzą w Boga, to ja wierzę. Mam nadzieję, że nikt nie zginie.
Perspektywa Edgara:
Dalej szkoliłem chłopaków, ale musieliśmy zrobić przerwę przed 16.30, to wtedy ma zaatakować Jacob. Nie mówiłem nic Blear, bo nam znać ją to ona by tu przyjechała, a do tego nie mogę dopuścić.
-Dobra chłopcy, przerwa!- powiedziałem
-Edgar?!- usłyszałem chłopaków
-Co jest?- spojrzałem na ich smutne miny, a potem mnie przytulili
-Co się stało?- byłem zdziwiony, ale odwzajemniłem uścisk
-Musieliśmy cię przytulić, bo możliwe, że któryś z nas może zginąć- spojrzałem na Jacka
-Albo, dwóch znas. Więc musimy się pożegnać- tym razem spojrzałem na Colina
-Nie ma mowy na żadne pożegnania!- wykrzyknąłem
-Ale Edgar...- weszłem Colinowi w słowo
-Nie ma żadnego ale, nikt z nas nie zginie. Dlatego żadnych pożegnań!- poszłem sobie
Nie mogę uwierzyć, że żegnają się ze mną. Nie umrą, nie pozwolę na to!. Tak strasznie się boję, że jednak ktoś zginie, ale muszę pokonać strach.
(Godzina 16.25)
Perspektywa Corneli:
Za pięć minut przyjdzie Jacob, muszę się z Blear pożegnać. Zadzwoniłam do niej.
-Hej Cornelia!- mówiła z takim wesołym głosem
-Hej Blear... Słuchaj- nie mogłam tego wydusić
-Co się stało?- słyszałam, że się jej humor zmienił
-Muszę się z tobą pożegnać, za pięć minut będzie walka- usłyszałam tylko dźwięk rozłączone go telefonu
-No pięknie, rozłączyła się- słyszałam głos
-Nadchodzi!!- wybiegłam z zamku, tak szybko musiałam jeszcze powiedzieć Jackowi co do niego czuję.
Przed wejściem do zamku zauważyłam go, stał tam w tej swojej zbroi, biegłam wprost na niego.
-Jack!- odwrócił się, a ja rzuciłam mu się w ramiona
-Cornelia, co się stało?- spytał
-No bo ja, ja...- nie mogłam się wysłowić
-Mów szybko, nie mamy czasu na pogaduszki- dzięki
-Ja cię kocham Jack, tak bardzo cię kocham!- popłakałam się, bałam się, że zginie
On tylko podniósł mój podbródek i spojrzał głęboko w moje oczy.
-Cornelia, też cię kocham..- po tym pocałował mnie namiętnie, a ja oczywiście, że odwzajemniłam
-Jack, chodź!- usłyszałam Edgara
-Idę, pa kocham cię!- i pobiegnął na walkę
Też chciałam się do czegoś przydać, a nie stać jak kółek, więc postanowiłam, że wezmę udział w walce
Perspektywa Edgara:
To już pora, pora na rozstrzygnięcie. Patrzyłem na Jacoba, jak się zbliża ze swoją armią, w porównaniu do nas miał o wiele większą armię, ale nam to nie przeszkadzało. Mieliśmy najlepszych wojowników pod słońcem.
-Witaj Edgarze!- usłyszałem obrzydliwy głos Jacoba
-Witaj..- patrzyłem na niego wrogo
-A gdzie twoja kobieta?- śmiał się
-Nie mów w ten sposób o Blear!- krzyczałem na niego
-Ach tak, szkoda, że jej tu nie ma chciałem z nią porozmawiać- dalej się śmiał
-Zamknij tą swoją brzydką mordę, chyba, że chcesz mieć jeszcze gorszą!- tym razem to ja się śmiałem
-Jak śmiesz. ATAK!- wykrzyknął, a jego wojska ruszyły na nas
-Dobrze boju!- powiedziałem i zaatakowaliśmy
Perspektywa Blear:
Czego to tyle trwa!!, Muszę tam być teraz, walka już się zaczęła. A taksówka musiała akurat w tym momencie złapać gumę!
-Emm.. przepraszam pana, czy mógłby pan z łaski swojej ruszyć ten tyłek i naprawić koło!!- krzyknelam mu wprosto do ucha
-Kurde, panienko chce pani wysiąść!!- co za bezczelny drań
-Wiesz pan kim ja jestem?!- musiałam ruszyć inaczej wszyscy zginął
-Nie, i mnie to nie interesuje- powiedział obojętnie
-Jestem córką króla wampirów, więc proszę naprawić TĘ GUMĘ!!- dwa ostatnie słowa mówiłam z wielką odwagą. Kierowca w końcu ruszył ten tyłek i naprawił. A ja jechałam na walkę.
-Proszę pana, ile panu jeszcze to zajmie?- spytałam jechaliśmy chyba z 35 minut
-za 17 minut będziemy na miejscu- że co?! Nie mogę tyle czekać
-A nie mógłby pan przyspieszyć??- jak tak dalej pójdzie, to wszyscy których kocham zginą
-Przykro mi, nie da się przyspieszyć- super.
Przypomniałam sobie, że wampiry mają moce. Colin miał czytanie w myślach, Jack przenikanie przez ściany, Edgar teleportację. No tak teleportacja, wytężyłam umysł i skoncentrowałam się na miejscu gdzie chce się znaleźć. Nie udało się, więc próbowałam, aż do skutku. Po 10 razie, dalej nic. Pomyślałam, że muszę wymienić imię osoby do której chce się przetestować, więc pomyślałam o Colinie. Znów wytężyłam umysł i pomyślałam o Colinie. Udało się!. Patrzyłam na walkę tyle martwych osób, nie tylko ze strony Jacoba, ale także z naszej, nigdzie nie widziałam Colina.
-Colin, Colin!!- nikt nie odpowiadał, więc postanowiłam pomóc w walce
W oddali zobaczyłam jakiegoś chłopaka z nadzieją, że to Colin podbiegłam. Ale to nie był Colin, moje oczy patrzyły się na jego zielone oczy. Edgar
-Co ty tu do diabła robisz?!- widziałam jak krwawił
-Przyszłam pomóc..- szybko poszłam na pole bitwy, zapomniałam o Edgarze.
Jak szłam zauważyłam tyle ciał, widziałam strażnika który po raz pierwszy zaprowadził mnie do mojego taty. Widziałam tyle mężczyzn, ale też zobaczyłam coś strasznego. Nie, nie Colin, ale Wiktorię. Leżała na trawie cała we krwi, popłakałam się, czego akurat takiej biednej dziewczynie jak Wiktorie musiało spotkać! Szukałam Jacoba, już się go nie bałam. Kierowała mnie żądza zemsty.
-Jack!! Gdzie się podziałeś tchórzu!!- krzyczałam
-O, a więc księżniczka się jednak pojawiła- śmiał się, ale go nie widziałam
-Pokaż się!- patrzyłam się na wszystkie strony, ale go nie widziałam
-A czego, tak jest o wiele zabawniej!- dalej się śmiał
Wtedy ktoś mnie walnął czymś w głowę i upadłam, spojrzałam w górę i zobaczyłam Jacoba który trzymał w ręku kółek.
-Chcesz coś powiedzieć przed śmiercią!- dalej się śmiał
-Że zginiesz!!- kocham cię Colin
-Dziwne życzenie, ale życzenie to życzenie nie, a teraz żegnaj!- zatrzymałam go
-To nie byli życzenie!- nie mogłam stać
-Miejsza z tym, papa!- zamachnął się i chciał wbić mi ten kółek w serce, ale ktoś mu przeszkodził
-Zostaw ją, ty draniu!- usłyszałam Edgara, biegł w naszą stronę
-Za późno!- zamachnął się i wbił mi kółek wprosto w... Rękę
-Auuu!!!- to strasznie bolało
-Nie pozwolę ci na to!!- krzyczał Edgar, ale Jacob się mu wyrwał
-Jeszcze się spotkamy Blear, ale wtedy nikt ci nie pomoże!- zamienił się w wilka i wycofał
-Nic ci nie jest?!- Edgar mnie podniósł
-Nie nic..- spojrzałam na niego, krew się z niego lała
-Boże, Edgar musisz iść do pielęgniarki!- złapałam go za rękę i teleportowałam się do pokoju pielęgniarki.
-Opanowałaś teleportację?- zdziwił się
-Tak- uśmiechnęłam się, ale że pielęgniarki nie było w pokoju musiałam sama się nim zająć.
Darł się, bolało go to. Ale nic na to nie poradzę.
-Sluchaj, dzięki... No wiesz, dzięki tobie dalej żyje...- patrzył się na mnie kiedy go bandażowałam
-Nie ma za co...- uśmiechnął się
-No skończyłam- wyszliśmy z pokoju, i poszliśmy do drzwi wejściowych. Widziałam jak nie którzy nieśli ciała martwe, oraz tych poszkodowanych. Wtedy serce mi stanęło, zobaczyłam Colina.
-Colin!- biegłam do niego
-Czy on żyje?!- proszę powiedzcie, że tak
-Bardzo nam przykro, ale został przebity kołkiem...- nie mogłam w to uwierzyć
-Nie, nie to nie może być prawdą, to tylko zły sen!- płakałam, ktoś mnie przytulił
-Blear, nie płacz- zorientowałam się kto to był
-Jack.. jak mam nie płakać!- widziałam koło niego Ariane, Jay'a i Cornelię.
-Ej gdzie jest Drake???- spojrzałam na nich
-Jest ranny, ale żyje- zobaczyłam Amelię, płakała
-Amelia, tak mi przykro...- odwróciła się do mnie i przytuliła
-Czego, czego ona, powinni mnie zabić, nie ją!- ispokajałam ją. Ten dzień był męczący dla wszystkich
Wszyscy się przytuliliśmy, a ja z tych wrażen zemdlałam. Ktoś mnie złapał, zebrałam w sobie siłę i otworzyłam oczy, tym kto mnie złapał okazał się być Edgar.
-Edgar...- mówiłam to odpływając
-Blear, nie martw się jesteś bezpieczna- pocałował mnie w czoło, a ja w tym samym czasie zemdlałam
Jak się podoba 19 część???
Mam nadzieję, że bardzo xd
Życzę dobrej nocy. Dobranoc
WikusiaChan 💗
(1269 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro