Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 rozdział ♔ | 💔 |

Kochani, nastawcie się na (przynajmniej) jedną mocną scenę 💥


| Zdrada | Śmierć | Bunt |


Cărpiniș, Królestwo Węgier, lipiec 1321r.

Zoltán wraz z Dózsą przemierzali obóz, kierując się w stronę największego namiotu. Najemnicy, rycerze, giermkowie, jak i kmiecie wspólnie biesiadowali wokół rozżarzonych stosów. Był to ostatni postój przed Temeszwarem. Noc spowijała już obozowisko, a mężczyźni korzystali z ostatnich chwil wolności, pijąc na umór i zabawiając się z latawicami. Po zdobyciu trenczyńskiej twierdzy i podporządkowaniu terenów Wagu król mógł wreszcie odetchnąć. Wszak nie było to spektakularne zwycięstwo, Mateusz Czak bowiem wiele tygodni wcześniej odszedł z tego świata, a większość wrogów ustąpiła, jednak wygrana cieszyła, jakby było to jedno z najcięższych starć. Mógł on jednak prawdziwie do takowych zaliczyć ten konflikt, ciągnący się przecie od przeszło dziewięciu lat. Pozbywając się najbardziej uciążliwego magnata, mógł w końcu skupić się na innych sprawach Korony.

Najwierniejszy sługa i palatyn, dochodząc do osłony namiotu, czekali posłusznie na wezwanie. W ten strażnik odchylił bordową tkaninę z naszytymi liliami. Minę Zoltán musiał mieć nietęgą, bo zaraz po wejściu do wnętrza Debreczyn trącił silnie jego ramię. Znał on dobrze stosunek swego towarzysza do nierządnego zachowania monarchy. Zostawiając na zamku młodą żonę z nowonarodzonym synem, sam zabrał na wyprawę metresę. Zoltán mając, choć najmniejszą nadzieję na zmianę zachowania swego pana, ponownie srodze się rozczarował.

Dochodząc do stołu, przy którym odpoczywał król, zajęli miejsca po drugiej stronie. Nawet ich obecność nie zmusiła owej dwójki do zaniechania bezwstydnego zachowania. Karol siedział na dogodnie wysokim i postawnym krześle, trzymając na swych kolanach Almę. Była to kobieta o niezwykłej makaroniarskiej urodzie, ale o cynicznym uśmieszku i jakże bałamutnym spojrzeniu. Charakter miała pazerny, narcystyczny, jednak to właśnie on pewnie tak długo utrzymywał ją przy boku monarchy. Umiała go zauroczyć i uwieść, Zoltán nawet podejrzewał, iż rzuciła na niego urok. Rzecz była to dla niego niepojęta.

— Jakieś wieści od skrytobójców? — spytał nagle Karol, sięgając po kolejne winogrono i drocząc się z kobietą, włożył jej owoc do ust.

— Niestety, cisza — odpowiedział palatyn.

— Zapewne niedługo zjawią się pierwsi gońcy — dodał z przekąsem Zoltán.

Większość panów, gdy król wchodził do Trenczyna, sama oddała się w jego ręce. Opór stawiała znikoma ilość na samym zamku. Pomimo mogłoby się zdawać szczelnego oblężenia, Ivánowi i garstce jego towarzyszy udało się zbiec. Karol wiedział o jego zażyłych stosunkach z Czakiem, dlatego obawiał się ponownego buntu. Postanowił więc ubiec swe obawy, posyłając skrytobójców w pogoń. Czuł już wygraną w powietrzu, zatem postanowił oddać się w rozkoszne ramiona swej ulubienicy.

Niestety wiadomość, która zaraz miała nadejść, położy ponownie czarny kir na przyszłości dynastii.

~~~~~~

Przez gęste drzewa przebijał oślepiający blask, budzącego się do życia słońca. Krwawe promienie zwiastowały jednak jakoby miały prędzej komuś odebrać żywot, niżeli go ofiarować. Podobne myśli przewijały się przez głowę monarchy, który wraz z Zoltánem i najbliższymi strażnikami przecinał bujne zarośla. Zmierzali do królewskiej stolicy nie, utartym traktem jak to mieli w planach, a gęstwinami skracając drogę. W tejże sytuacji każda chwila była bodaj znacząca, a nawet przeważająca nad ludzkim życiem. Pęd tuzina konnych rozrywał knieje, pozostawiając za sobą tylko wyryte korytarze niczym po przejściu huraganu.

Temeszwar

Słońce górujące ponad horyzontem, od kilku dobrych kwadransów wlewało się do komnaty królowej. Dziewczyna, przekręcając się z boku na bok, próbowała uciec przed jaśniejącą aurą. Przez całą noc nie mogąc zmrużyć oka, w końcu zapadła w głębszy sen, lecz promienie jakby specjalnie utrudniały jej sen. Niespodziewany podmuch wiatru otworzył połowicznie zamknięte okno. Niechętnie przecierając oczy, podeszła do kamiennego parapetu i siadając na nim, przymknęła skrzydło, przez chwile czując na twarzy powiew wilgotnego wiatru. Otwierając szerzej powieki, dostrzegła na skraju ogrodu osiodłanego wierzchowca. Ze zdumienia jeszcze raz przetarła zaspane oczy, jednak koń okazał się jawą. Szybko sięgnęła nieopodal położone futro i nałożyła na ramiona.

Idąc przez korytarz, nie odrywała ręki od ściany, co jakiś czas upewniając się w oknach, czy koń nadal stoi na podwórzu. Była jak w transie, który ślepo kierował ją w stronę wrót. Czując dotąd tylko niepohamowaną ciekawość, doznała otrzeźwienia. Silne, niezrozumiałe ukłucie przebiło jej ciało na wskroś, zmuszając do głębszego wdechu. Unosząc głowę, odwróciła się i instynktownie cofnęła do komnat synka. Widząc uchylone drzwi, przyśpieszyła kroku i z obawą je pchnęła.

Nad posłaniem Karolka stał wysoki mężczyzna, którego włosy przypominały stargany ogon lisa. Podchodząc bliżej, odchyliła głowę, chcąc zobaczyć, co robi.

— Jakim prawem wchodzisz do królewskich komnat? — rzuciła, wyraźnie zaniepokojonym głosem.

Obawiała się jednak podejść, czekała jak sam się odwróci. Stał niewzruszenie, w skupieniu obserwując królewskiego syna, co wcale nie napawało królowej spokojem. Przeciwnie, coraz bardziej się niecierpliwiła.

— Odejdź od kołyski. Nakazuję ci! — Podnosząc ton, stuknęła w stojący obok blat.

Przybysz nie wydawał się jednak przejęty. Parsknął pod nosem i odwrócił głowę, kątem oka obserwując Elżbietę.

— Nie możesz mi rozkazywać — odpowiedział z ironią, odwracając się w jej stronę. — Nie uznaję plugawych rządów neapolitańskiego ciemiężcy, tym bardziej twoich, sikoreczko.

Piastówna coraz wyraźniej czuła panoszący się po jej ciele strach. Płytko oddychała, patrząc w rozbuchane tęczówki intruza. Obawiała się każdego impulsywnego ruchu. Przez moment spoglądając na synka, widziała pogrążoną we śnie twarzyczkę. Wydawał się zrelaksowany, nie przejawiając żadnego grymasu, co lekko ją uspokoiło. Ze wpatrzenia wyrwał ją nagły ruch mężczyzny, który złapał trzon miecza. Nerwowo cofnęła się bosymi stópkami w stronę drzwi, wlepiając zaszklone oczy w nieobliczalną personę.

— Teraz pozostałaś tylko ty.

Rzucając zwycięski uśmieszek, Iván wyciągnął szpadę i kierując ją w stronę królowej, zamiarował dokończyć dzieło. Pomyślała tylko, że to koniec, gdy zza jej pleców wydobył się równie przeszywający dźwięk wysuwającego się ostrza. Zobaczyła przelatujący miecz przed jej twarzą i poczuła mocny uchwyt na ramieniu.

— Uciekaj, pani! — krzyknął Atila, stając twarzą w twarz z intruzem.

Piastówna szybko podnosząc się z ziemi, sięgnęła do kołyski i tuląc mocno syna do piersi, wybiegła, opuszczając swego wiernego strażnika. Biegnąc ile sił w nogach, natrafiła na Dianę, która jej szukała.

— Tu jesteś! — krzyknęła. — Elżbieto, musimy uciekać, kilku buntowników przedostało się na zamek.

— Wiem, jeden był u Karolka, gdyby nie Atila. — Przełknęła głośno ślinę, nie kończąc już zdania.

— Prędzej!

Diana, chwytając lekko ramię swej pani, poczęła kierować ją w stronę komnat.

— Mroczko pokazał mi tajne przejście prowadzące do ogrodów. Musimy się tylko do niego dostać. — Diana przerwała nagle, wpadając na barczystego, choć niskiego mężczyznę.

Dwórka chciała się cofnąć, jednak chwycił jej nadgarstek i przyciągnął do siebie.

— Uciekaj, pani! — krzyknęła, próbując wyrwać rękę z mocnego uchwytu.

Pech chciał, że nie był on jedynym w pobliżu. Królowa, próbując umknąć w bezpieczne miejsce, wpadła na kolejnego mężczyznę, który przewyższał wzrostem poprzedniego. Nie mogąc znaleźć drogi ucieczki, wbiła mocno piętę w jego stopę. Miała cień szansy na oswobodzenie, ale w ostatnim momencie dryblas pchnął ją, pozbawiając równowagi. Upadając, przycisnęła tylko mocniej maleństwo do siebie, chroniąc je przed uderzeniem w kamienną posadzkę. Futro, które miała na sobie, odpowiednio zneutralizowało gwałtowne ruchy. Przez moment dotykając główki synka, poczuła piekący chłód. Chcąc skupić uwagę na dziwnie wiotkich rączkach, zapomniała o czyhającym niebezpieczeństwie. Odwracając głowę w stronę zamachowca, zobaczyła tylko błysk ostrza nad jego głową i żałosny krzyk Diany. Opierając się na łokciu i wlepiając ostatni raz wzrok w blade lico Karolka, czekała na ostateczny cios.

Nagły stukot butów zbawiennie wypełnił wnętrze korytarza. Kolejne ostrze przecinające nicość tuż obok głowy Piastówny odbiło to, zmierzające w jej kierunku. Tuż nad nią toczyły się potyczki. Królowa jednak patrzyła na synka, który nie dawał oznak życia. Dotykając zimnego policzka, zacisnęła mocno powieki, zalewając się łzami. Przez moment głucho szlochała, wydobywając w końcu z siebie głośny i łamiący serce pisk. Łkając, zatopiła twarz w jedwabnym materiale. Wtem poczuła zupełną pustkę wokół siebie. Dało się słyszeć tylko kroki zmierzające w jej stronę, do czasu, gdy ktoś chwycił jej ramiona. Zdecydowanym, ale równocześnie delikatnym ruchem uniósł ją, dokładając do swego ramienia.

— Daj mi go — zabrzmiał męski głos.

Elżbieta zobaczyła tylko ręce wsuwające się pod ciałko królewicza. Unosząc wzrok, natrafiła na spojrzenie pełne bólu. Zwykle błękitne tęczówki pociemniały.

— Daj mi go, Elżbieto — powtórzył, łamiącym się głosem.

Królowa posłusznie podała synka mężowi, który wstając, spojrzał na niego, roniąc łzę. Ostatecznie gwałtownym krokiem ruszył w kierunku komnat, pozostawiając zrozpaczoną małżonkę na ziemi. Diana, widząc zachowanie monarchy, szybko podbiegła do roztrzęsionej przyjaciółki i mocno przytuliła.  

Śmierć pierworodnego była jak kolczasty klin wbity pomiędzy królewską parę. Z początku poprawnie rozwijająca się relacja, z dnia na dzień przestała istnieć. Królowa od tygodnia nie wychodziła ze swych komnat, spożywając tam posiłki i przyjmując najbardziej namolnych delegatów. Król, rzucając się w wir obowiązków, próbował zapomnieć o kolejnej bolesnej stracie. Złoża odkryte w miasteczku w siedmiogrodzkich górach okazały się równie pokaźne, zatem bezgranicznie oddał się sprawie ich wydobycia. Zoltán rozumiał jego cierpienie, jednak coraz częściej nie potrafił wytłumaczyć sobie zachowania monarchy względem żony. Codziennie nasłuchiwał co rusz nowych rozkazów, wyczekując jednego pytania. Jednak śladu nie było po nawet najmniejszym zainteresowaniu królową. Za to coraz częściej wspominał o planach nowego dworu w Wyszehradzie. Budowla z każdym dniem wzbogacała się o nowe skrzydła i ujawniała swój niezwykły wygląd. Pałac miał przerastać świetnością samą siedzibę francuskich królów.

— Pani, w tak strasznym czasie rozłąka wam nie pomoże — stwierdziła Larysa, siedząc naprzeciwko Elżbiety na parapecie.

Diana i Klara siedziały przy stole, wyszywając hafty na obrusikach. Kujawianka zajmowała miejsce po drugiej stronie, czytając księgę. Słysząc jednak słowa Larysy, w jednym czasie zwróciły się w stronę królowej. Ona zaś błędnie wodziła po ogrodzie pustym wzrokiem. Przez upał skwer wyglądał jak jednolita masa w niczym nieprzypominająca wiosennych grządek. Opierała brodę na zgiętych kolanach, podtrzymując je oburącz. Nie reagowała na żadne sugestie towarzyszki.

Larysa, naśladując Piastównę, podsunęła się do niej i podciągając nogi, oparła podbródek na kolanach. Przekręcając głowę, próbowała natrafić na spojrzenie królowej. Po chwili, czując na sobie nieustępliwy wzrok dwórki, spojrzała wreszcie w szmaragdowe oczy.

— Proszę cię, wyjdź z komnaty. Tak dawno nie oddychałaś świeżym powietrzem. Tak dawno nie widziałaś się z mężem — rzekła troskliwie, gładząc zimną dłoń Piastówny.

— Widocznie nie jest mu tęskno — odrzekła dosadnie.

— A tobie? — spytała nieoczekiwanie młodsza Piastówna.

Królowa mozolnie odwróciła głowę w kierunku krewniaczki. Sama nie wiedziała co odpowiedzieć. Wlepiając wzrok w błękitne oczy, wróciła myślami do Krakowa. Przytaczała rozmowy z matką i ojcem, czy niewygodne pytania Spycmira o występki jej brata i Jaśka. Od wczesnych lat zapoznawano ją z iście królewską sztuką opanowania. Zbyt nachalne spojrzenie czy nieroztropny gest, mógł równać się nawet z najpodlejszą obelgą. Teraz po wielokroć uświadamiała sobie, że te wyuczone umiejętności zatraciła gdzieś na pograniczu Królestwa Polski i Węgier. Jak gdyby uleciały wraz z całym spokojem uzyskanym przy boku rodziny.

Musisz pokazywać ludziom to, co chcą ujrzeć. Żadnych zbytecznych ruchów, żadnych spojrzeń podszytych strachem czy niepewnością, żadnych uczuć. Zapamiętaj te słowa, córko. — Głos rodzicielki ponownie rozbrzmiał w jej głowie, jak niegdyś przed drzwiami Katedry Wawelskiej, gdy gotowa była wejść za nią na ceremonię koronacji Władysława.

— Tak zrobię. — Nieświadomie słowa wypłynęły z jej ust.

Dwórki patrzyły po sobie, nie rozumiejąc objaśnienia Łokietkówny. Żadna jednak nie miała odwagi spytać o sens jej słów. Elżbieta wstała ociężale, czując odrętwienie. Złączyła dłonie nad pasem i bezgłośnie wyszła na środek komnaty, prostując plecy. Odwróciła lekko głowę, a widząc tylko kontury siedzących przy stole niewiast, powiedziała to, na co tak niecierpliwie już czekały.

— Posilę się w jadalni, przyszykujcie którąś z bordowych sukien.

Ostatni raz namiętnie całując pełne usta, począł schodzić z łoża. Alma nie myślała jednak przerywać pieszczot. Gdy król siadał już na skraju, zarzuciła energicznie ręce na szyję, całując jego kark. Odwracając tylko głowę, pocałował ją żarliwie i głęboko, nie mogąc przez chwilę złapać tchu. Napierała na niego próbując położyć znowu na posłaniu, lecz wprawnie się wykręcał.

— Idź już — szepnął i wstając, jeszcze na odchodne niemal wcisnął jej język do gardła. — Dość żałoby, muszę zająć się sprawami Korony.

Alma posłusznie, lecz bardzo niechętnie i leniwie zsunęła się z łoża, zakładając rzuconą na pobliskie krzesło suknię. Wyzywający czerwonoczarny materiał był idealnie dopasowany do jej ciała, uwydatniając przy tym biust.

— Mogę ci towarzyszyć przy obiedzie, królu. — Podchodząc do mężczyzny, przytuliła się do pleców splatając dłonie na jego piersi.

Karol cicho parsknął i odstawiając kielich na stół, odwrócił się, łapiąc czule jej policzek. Dziewczyna miała nadzieję na aprobatę tego pomysłu. Królowa bowiem od tygodnia nie wychodziła ze swego skrzydła, zatem metresa pragnęła zająć jej główne miejsce przy stole i dotrzymać mu towarzystwa. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo się rozczaruje.

— Moja piękna — zaczął obiecująco. — Twoje miejsce jest u mego boku... w alkierzu. Przy stole w moim towarzystwie zasiąść może tylko królowa, zapamiętaj, nie będę się powtarzać.

Odgarniając ciemne włosy z ramienia, przeszył ją ostrym spojrzeniem. Alma pochyliła głowę i rozczarowana bez słowa opuściła komnatę. Zdążył włożyć jedwabny błękitny płaszcz, gdy drzwi znowuż się otworzyły. Z uśmieszkiem satysfakcji odwrócił się w ich stronę, a usta z wyrażających zadowolenie, szybko ustawiły się w ściśniętą linię.

— Myślałam spotkać cię w jadalni. — Elżbieta, przymykając drzwi, stanęła na środku pomieszczenia. Podkładając lewą dłoń pod prawą, spojrzała spode łba na niezadowolonego męża. — Kim była ta niewiasta? 

— Niewiasta? Tak pochlebnie ją nazywasz? — zaśmiał się z politowaniem patrząc na małżonkę, ona jednak tylko spojrzała nań zdziwionymi tęczówkami. Łapiąc obcesowo jedną ręką jej podbródek, uśmiechnął się cynicznie. — Elżbietko, nadal ci nie doniesiono? To moja metresa... ulubienica.

Szepcząc do jej ucha przykre słowa, znienacka został odepchnięty przez monarchinię. Odchodząc w stronę wygasłego kominka, głośno szeleściła bordową suknią u dołu wykończoną złotą nicią.

— Lepiej dla ciebie, pani, abyś zapowiadała swoje wizyty wcześniej. Oszczędzisz sobie kolejnych rozczarowań.

Powstrzymując ciepło napływające do oczu, ścisnęła dłonie w piąstki i ponownie odwróciła się w stronę króla.

— Nie pojmuję tego chłodu, dlaczego tak mnie traktujesz? Ja również straciłam syna, umarł na moich rękach, a ty...

— Został otruty! Gdybyś uważniej go pilnowała. — Podnosząc ton, szybkim krokiem doszedł do żony, ostatecznie powstrzymując złość i urywając w połowie.

— Obwiniasz mnie? — Z niedowierzaniem wlepiała wzrok w odwróconego plecami męża. Nie potrafiąc utrzymać dłużej rosnącego gniewu, mocno chwyciła go za ramię, odwracając w swoją stronę. — To twoja wina! Nie stłumiłeś w czas buntu, to ty pozwoliłeś na tak dotkliwą zdradę.

Karol dotychczas błądząc spojrzeniem po ścianach alkierzu, wlepił je w przeszywający mrok tęczówek. Patrzył z wyrzutem na nerwowo oddychającą żonę, nie mogąc zdobyć się na żadną stosowną odpowiedź. Po chwili widząc, iż królowa zamyka oczy, nabiera powietrza i rozluźnia białe od ścisku piąstki, czekał, co dalej rzeknie. Elżbieta otworzyła w końcu oczy, widniały w nich łzy, gotowe do wydostania się na policzki.

— To twoja przesadna ambicja zabiła naszego syna — zaczęła surowo. — Spójrz w lustro, a tylko w nim ujrzysz winnego.

Słowa dobitnie wbiły się w jego serce. Podświadomie czuł słuszność w słowach królowej, nie umiejąc przyznać się przed samym sobą, że w większej mierze to właśnie on odpowiadał za śmierć Karolka. Ociągał się również z powrotem na zamek, przedłużając czas na upojne chwile w towarzystwie metresy. 

Z rozmyślań wyrwał go cichy szloch żony, która nie była w stanie dusić w sobie uczuć. Mając w głowie słowa matki, nie potrafiła dłużej udawać. Przed kim, jak nie przed własnym mężem mogła obnażać swe uczucia? Ból palił jej ciało tak okrutnie, że nie chciała nadal tkwić w zawieszeniu, które ją niszczyło.

— Próbowałam go ocalić, trzymałam mocno w ramionach. Miałam nadzieję, że nic mu się nie stało, dopóty nie dotknęłam jego policzka. Palił niczym ogień, a był przecież zimny jak lód. — Elżbieta ledwie wypowiadała słowa, patrząc w błękitne tęczówki.

Obojętność powoli znikała z jego twarzy, a na jej miejscu pojawiała się skrucha. Patrząc na załamaną królową, sam czuł jej ból, który wdzierał się w jego serce, wraz z przejmującymi słowami. Nareszcie poczuł, że tylko ona jest w stanie zrozumieć jego cierpienie i okrutnym było jej obwinianie. 

— Odsunąłeś się ode mnie... odtrąciłeś. Nie wystarczy, że Karolek zmarł, gdy próbowałam do tego nie dopuścić?! To wystarczająco bolesne.

Karol podszedł bliżej, jednak żadne dogodne słowo nie było w stanie przejść przez jego gardło. Chwycił jej nadgarstek i spojrzał skruszony w błyszczące od łez oczy. Po śmierci syna coś w nim pękło, jednak nie chciał dostrzec tego samego stanu u Elżbiety, która rozsypała się po stokroć dotkliwiej. Wnet łzy popłynęły po jej twarzy, po chwili wybuchając gromkim płaczem. Musiała być silna, ale nie potrafiła. Często widziała, jak matka w troskach opierała się na ramieniu Władysława. Byli sobie podporą i tego samego oczekiwała od Karola, podczas gdy on, co rusz wbijał jej sztylet w serce.

Poświstując, zanurzył palce w jej włosach i przysunął do siebie. Królowa, czując bicie serca monarchy, objęła go, silniej wtulając się w męskie ramiona. Całując jej głowę, począł przeczesywać jasnobrązowe fale, próbując uspokoić roztrzęsione ciało. Czuł się winny za stan małżonki, ale nie mógł i nie był zdolny do przeprosin.

Temeszwar, Królestwo Węgier, 1322r.

W sali tronowej Dózsa Debreczyn, Lampert Hermán i Tomasz Szécsényi, dotychczasowy sędzia dworu królowej, radzili nad stanowiskiem wojewody siedmiogrodzkiego. Palatyn nie był w stanie piastować dwóch urzędów, zatem postanowił zrezygnować. Król zapowiedział już Tomaszowi, że to właśnie jego widzi na stanowisku wojewody. Była to nobilitacja i zaszczyt dla nadwornego sędziego, który nawet nie myślał oponować.

Nieoczekiwanie w drzwiach stanęła kobieca sylwetka. Wyłaniając się z mroku korytarza, suknia jej poczęła brylować od promieni słońca. Królowa w duszy próbowała zapanować nad emocjami, na zewnątrz nie dając tego po sobie poznać. Sala była przestronna i bardzo jasna, boć światło wpadało do wnętrza przez sześć wysokich okien, wykończonych maswerkami. Kroczyła ku podwyższeniu, na którym stały dwa trony. Karol siedział na wyższym wykończonym dodatkowo sterczynami. Elżbieta z przyjemnością patrzyła na zdziwiony wyraz twarzy męża. Dygnitarze również wydawali się speszeni jej obecnością. Nie zważając na ich spojrzenia, dumnie ciągnęła za sobą poły krwistoczerwonej sukni. Włosy miała rozpuszczone, nad skroniami zakończone delikatnymi warkoczami. Na głowie jej zaś widniał srebrny diademem.

Przechodząc pomiędzy palatynem a Tomaszem, stanęła przed obliczem króla. Po chwili rzuciła mu życzliwy uśmiech i spojrzała na pusty tron. Z powrotem spoglądając na oniemiałego małżonka, uniosła poły sukni i weszła na podest. Stając przed tronem, odwróciła się w stronę panów i usiadła, nie patrząc już na męża. Przypuszczała, iż ją obserwuje, próbując wyczytać jej intencje.

— Panowie, nie przerywajcie dyskusji — orzekła łagodnym głosem, lekko unosząc dłoń, na której widniał koronacyjny pierścień.

Urzędnicy spojrzeli zmieszani po sobie, wlepiając wzrok w milczącego monarchę. Nadal nie odrywał oczu od młódki, uważnie się jej przyglądając. Elżbieta subtelnie odwracając głowę, spojrzała w błękitne i urzekające tęczówki. Patrzył na nią inaczej, spodziewała się ujrzeć gniewne iskierki, podczas gdy dostrzegała tylko tajemniczy błysk. Nagle odwrócił się do dworzan i gestem nakazał im dalej mówić. 

— Myślę, że nie będzie sprzeciwów dla kandydatury Tomasza na stanowisko wojewody — rzekł niepewnie Dózsa, stremowany nietypowym gościem. 

Karol pokiwał twierdząco głową i kątem oka, spojrzał na Elżbietę. Milczał, dalej rozmyślając nad powodem jej przybycia.

— Zatem postanowione Tomaszu. Mam też prośbę, abyś wybrał swych następców. Dwór królowej potrzebuje sędziego i skarbnika — stwierdził, spoglądając na nią sprawdzająco, lecz ona ino uważnie obserwowała dygnitarzy.

— To zrozumiałe, zaraz się tym zajmę, panie — rzekł, pochylając sylwetkę przed królem.

— Nie będzie to konieczne — głos Elżbiety zagrzmiał w uszach mężczyzn. — Mam odpowiednich kandydatów, nie musisz zaprzątać sobie głowy błahostkami, Tomaszu.

Król żywo spojrzał na małżonkę, która nie odrywała ciemnego spojrzenia od nowego wojewody. Mężczyzna, kładąc rękę na piersi, pochylił się z szacunkiem, kątem wyczekując reakcji króla.

— Mikołaj Ákos, zostanie nowym sędzią, stanowisko mistrza tawerników obejmie zaś Filip Drugeth — zapowiedziała Piastówna. 

Karol spojrzał na panów, po czym odprowadzając ich wzrokiem, począł stukać palcami w oparcie. Elżbieta niewzruszenie czekała, co rzeknie. Mając pewność, że są sami w sali, spojrzał wyzywająco na żonę.

— Cóż to za samowola? Nie uzgodniłaś tego wcześniej ze mną, pani.

— Sam decydujesz o swoim dworze, dlaczegóż ja w sprawie swojego muszę pytać cię o zdanie?

— Tak wypada. Wcześniejsze królowe...

— Poprzednie królowe nie wykorzystały swych praw, może nawet ich nie znały — przerwała mu nagle. — Udaję, że nie widzę twych ciągłych zdrad, z trudem toleruję to, że ukrywasz metresę na dworze własnej żony. Tutaj nie dałeś mi wyboru. Dlatego drogi mężu nie wtrącaj się więcej w sprawy mej kancelarii. Mikołaj i Filip od teraz będą moimi urzędnikami. Nie chcę się z tobą spierać, ale też nie ustąpię.

— Miarkuj się, królowo.

— Królowa, zacne to słowo. — Łypnęła na niego z wyrzutem. — Jeśli ty zmienisz swoje obłudne zachowanie, wtedy może i ja, przestanę interesować się sprawami królestwa.

Kończąc, uniosła poły sukni i wstając z tronu, poczęła kierować się w stronę wyjścia.

— Tak bardzo chcesz mieć wpływ na sprawy Korony? — rzucił nieoczekiwanie. — Znajdź odpowiednią kandydatkę do zawarcia sojuszu ze Stefanem z Bośni.

Elżbieta, odwracając się na jednej nodze, spojrzała na niego z półuśmieszkiem.

— Jeszcze nie wyruszyłeś na Chorwatów, a już planujesz sojusz z podległym im banem?

— Ta wyprawa to formalność. Z pomocą Kotromanicia i oddanych mu ludzi, oderwę Bośnię od Chorwacji, a wtedy poszerzę nasze wpływy. — Karol, podpierając podbródek na ręce, rzucił Elżbiecie wymowne spojrzenie, stukając palcem w policzek.

— Czy ty? — Piastówna zawiesiła głos. — Nawet o tym nie myśl Karolu.

Monarcha wstał i podchodząc do niej, nachylił się nad uchem.

— Tobie zostawiam ostateczny wybór, ale to właśnie ona, byłaby najlepszym rozwiązaniem, rozważ to.

Unosząc podbródek małżonki, spojrzał niecnie w bursztynowe od słońca oczy. Uśmiechnął się, lekko gładząc opuszkiem jej usta, po czym wręcz niewyczuwalnie ucałował. Nienawidziła, gdy pogrywał z nią, jak z głupiutką trzpiotką.


Dość tragiczny rozdział, ale mam nadzieję, że wam się spodobał ❤💞💞

Nie ma szczegółowych informacji o śmierci pierwszego syna, także podciągnęłam to pod sprawę polityczną.

Z chęcią się dowiem, jak podobała się wam scena śmierci małego? Szczerze, ja sama płakałam, pisząc ten fragment💔

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro