Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13 rozdział ♔ | Turniej |


Wyszehrad, październik 1323r.

| I dzień turnieju |

Dzień był wyjątkowo pogodny jak na dziesiąty miesiąc Roku Pańskiego. Królewska rezydencja tonęła w promieniach jesiennego słońca. Pora idealna na rycerskie potyczki sprzyjała również zwieńczeniu politycznych układów. Z najdalszych zakątków Europy zjechali wojacy wraz z giermkami, w celu zawalczenia o względy królowej węgierskiej i miano najmężniejszego rycerza. Młodzieńcy byli to nadzwyczajni, odznaczający się wyjątkową odwagą i męstwem w boju. Strażnicy europejskich władców – Francuzi, Włosi, Czesi, Austriacy, Niemcy, nawet Chorwaci czy Hiszpanie, a zwłaszcza Polacy, chcący zyskać sobie wpływy na dworze, którego panią była córka polskiego króla. Do walki palili się również wolni strzelcy, nowicjusze i rodowici Węgrzy. Wydarzenie przyciągało dziesiątki gapiów, którzy mnożyli się w mgnieniu oka. Wrzawa wypełniała królewskie ogrody, a rżenie koni dochodziło wnet z pola próbnych potyczek. Arena wybudowana specjalnie na takie okazje zamykała teren pałacowy. Na tak świetne wydarzenie przybyć miał również ban Bośni, Stefan Kotromanić i książę gniewkowski, Kazimierz.

~~~~~~

Z pawilonu królowej na zdarzenie spoglądała sceptycznie, księżniczka Elżbieta. Ubrana w szmaragdową połyskującą suknię, prezentowała się dostojnie i niezwykle dojrzale. Włosy jej splecione były w długi płowy warkocz, takie właśnie uczesanie najbardziej lubiła. Na głowie widniał drobny diadem z brylantami. Opierając się o kamienny murek, obserwowała uważnie przemykające między pergolami persony. Każda przejawiała niezwykłe przejęcie w swym zachowaniu. Miast kroczyć subtelnie, kobiety hasały między roślinami, ciągając niedbale poły swych sukien po trawie. Wiekowi już mężowie jak młodziaki parskali i krzyczeli wręcz do siebie, nie zważając na obecność niewiast. Kujawianka patrzyła z góry, z przekąsem wyciągając kąciki ust. Czuła jakoby patrzyła na stado nieokrzesanych ludzi zabawiających się w karczmie niż poddanych, przebywających w palatium króla. Jednakowoż było to wydarzenie nietuzinkowe i prawdą było, iż wzbudzało niemałe emocje, zatem próbowała przywyknąć do tak nietypowej wrzawy. Tego właśnie dnia obowiązkiem jej był piękny nieskazitelny wygląd i ogładne zachowanie. Dobrze wiedziała, z jakiego to powodu na wyszehradzki dwór zjechał jej ojciec i bośniacki lennik.

— Pięknie wyglądasz.

Po pawilonie rozszedł się delikatny głos dobrze znany Kujawiance, która uśmiechając się, odwróciła lekko głowę w stronę podchodzącej dziewczyny. Stanęła tuż obok, również opierając dłonie na murku. Obie patrzyły na ogród, wodząc tęczówkami po kolorowych posturach. Starsza Piastówna odziana jeno w koszulinę i futro, do których miała niewątpliwą słabość, wcale nie przypominała władczyni, która zaraz miała błyszczeć pośród rycerzy. Miast tego była przygaszona i widocznie czymś strapiona.

— Czy kiedyś mi wybaczysz? — rzekła w końcu, nadal patrząc na widok rozchodzący się z balkonu.

Kujawianka, mrużąc oczy, lekko przekręciła głowę, spoglądając na Łokietkową córę.

— Czym mi zawiniłaś, droga siostro, żebym miała ci przebaczać?

Królowa, spuszczając wzrok, odwróciła wnet głowę i ustawiła się równo do krewniaczki.

— Chciałam mieć cię przy sobie, czerpać z twych rad. Wiem, brzmi to samolubnie, lecz wierz mi, nigdy nie chciałam, abyś stała się przedmiotem polityki mego męża. Jednak — znowu się odwracając, westchnęła — sądzę, że to dobry wybór, Elżbieto.

Kujawianka nie miała jej tego za złe. Dobrze znała rolę niewiast w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

— Wiem, siostro. Kotromanić to poważany ban i ponoć dobry człowiek o miłym charakterze.

— Wierzę, że tak jest. — Ściskając prędko dłonie Kujawianki, nagle spoważniała. — Wiedz, że jeśli ktokolwiek będzie zagrażał pozycji Stefana, Karol natychmiast wyśle wojsko. — Gładząc delikatnie jej policzek, wypuściła kilka kropel na własne. — Będziesz bezpieczna nic nie może zagrozić twemu życiu.

Nie mogąc utrzymać już ciepła pod powiekami, królowa mocno uścisnęła Kujawiankę. Ona również płakała, słysząc takie słowa z jej ust.

— Jesteś mi bliższa, niż własna siostra — wyszeptała Łokietkówna, wtulając się w warkocz ciut luźniejszy na górze.

Jeszcze przez moment tuliły się do siebie, dopóty nie rozbrzmiały sygnałówki wzywające na arenę uczestników.

— Elżbieto! — krzyknęła ożywiona Kujawianka, wnet odrywając się od krewniaczki i łapiąc za ramiona. — Nie jesteś jeszcze gotowa!

Niebieskooka delikatnie przerzucając rozwiane kosmyki włosów królowej, chwyciła jej nadgarstek i stanowczo poprowadziła do wnętrza.

— Dziękuję za zaproszenie, panie. Jestem pod wrażeniem waszej rezydencji i tak znakomitej organizacji turnieju, winszuję.

Kotromanić zajmował miejsce po lewicy króla. Rozszerzone od ekscytacji oczy wnikliwie obserwowały każdy fragment areny. Niezwykle przejęty był też faktem, iż tuż obok miejsce miał zająć jego przyszły teść. Wypatrywał zatem i jego, i księżniczki, której uroda ponoć malowana być musiała rękami samego mitycznego Zeusa na podobieństwo córki jego, Afrodyty, uchodzącej za najpiękniejszą boginię na Olimpie. Karol siedział na bogato zdobionym tronie na podeście, pod błękitnym baldachimem. Patrząc na towarzysza, próbował zapanować nad drgającymi ustami.

— Stefanie, rozluźnij się, niedługo przyjdzie, już ci przecie nie ucieknie — zadrwił Karol.

— Wybacz, ciekawość silniejsza ode mnie. Ponoć niezwykle urodziwa z niej niewiasta.

— Prawda to. Za jej wyjątkową urodę dziękować będziesz musiał Wszechmogącemu.

Lennik popatrzył niepewnie na króla, po czym odwrócił ponownie w stronę areny.

— Jak bardzo niestosowny będę, gdy zapytam cię, panie... o twoje pierwsze wrażenie po ujrzeniu królowej?

Mierząc ponownie monarchę ciekawskim spojrzeniem, jakby nie chciał przeoczyć ani jednego odruchowego grymasu na jego twarzy. Nie doczekał się go jednak, gdyż Karol zamyślony, skupił spojrzenie na jednym dalekim pewnie punkcie. Odwracając ponownie wzrok w stronę bana, uśmiechnął się tajemniczo.

— Poznasz przyszłą żonę w sposób powszedni. Ja pierwszy raz ujrzałem królową w chwili, gdy była najbardziej naturalna, była najbardziej sobą, a to jest znacząca różnica.

— Jakże to, panie?

— To zaleta bycia królem. — Usadzając się wygodnie na tronie, dodał: — Robię to, co chcę.

— Królu, daruj, ale nie możesz tak zakończyć naszej rozmowy — opierając łokcie na oparciu, Stefan spojrzał natarczywiej na Karola. — Rozpaliłeś we mnie płomień ciekawości, niezdolny do ugaszenia.

Andegawen zaśmiał się, wodząc po rycerzach. Podczas wyprawy na Chorwatów często przebywał w towarzystwie Kotromanicia. Mieli równie wiele odbytych rozmów za sobą, był to człowiek warty zaufania, zatem Karol w głębi wielce się z tego cieszył. Małżonka jego bowiem mogła odetchnąć z ulgą, oddawali jej krewniaczkę w znakomite ręce. Przypominając sobie pierwsze spotkanie, od którego minęły już trzy lata, z lekka rozszerzył usta. Chociaż inaczej sobie wyobrażał przyszłą żonę, nie rozczarowała go wyglądem. Miała ciemniejszą urodę niż poprzednie królowe, lecz nie była to jej wada, wręcz przeciwnie, wydawała się miłą odmianą.

— Panie, królowa dołączy spóźniona, za co przeprasza. Ponadto orszak księcia nie dotarł jeszcze do bram Wyszehradu — zakomunikował Zoltán.

Widząc skinienie monarchy, pochylił głowę i zawrócił, miał dość obowiązków związanych z turniejem. Karol uśmiechnął się i zwrócił wnet w stronę bana.

— Los ci sprzyja, Stefanie, mamy więcej czasu na rozmowę.

Kotromanić cierpliwie czekał na wyznanie króla, który znów zagłębił się w swych wspomnieniach.

— Przybyłem do Bardejowa w tym samym czasie co Elżbieta.

Karol, sięgając kielich z winem, upił kilka łyków, po czym opierając go o podparcie, rozsiadł się wygodnie na miejscu.

— Nie spodziewała się mego przyjazdu, celowo też nie posyłałem gońca. O niej wiedziałem tylko tyle, ile wywiedziałem się od moich posłów, którzy mieli obserwować ją w Krakowie; średniego wzrostu, przykładnie wyprostowana i dumna, do tego bardzo kochająca rodzeństwo. Urodziwa królewna, o jasnobrązowych długich włosach i niezwykle głębokim, czarnym wręcz spojrzeniu. Wprawdzie taka była, gdy ją ujrzałem. — Karol rozszerzył usta i podpierając podbródek ręką, zmrużył oczy, przypominając sobie szczegóły. — Ciekawość równie jak tobie, przyjacielu, nie dawała mi wytchnienia. Zdecydowałem więc wybrać się do niej wcześniej. — Rzucając uśmieszek Stefanowi, kontynuował. — Przypuszczałem, że denerwować się będzie spotkaniem ze mną i tym samym trudniej będzie jej ukryć emocje. Nie pomyliłem się. Wieczorem zapowiedziałem wizytę jako sługa Karola Roberta i wchodząc do komnaty, ujrzałem jej lico. Miała coś w sobie, coś... co nie pozwalało oderwać od niej wzroku. Stała przy kominku otulona futrem i luźno puszczonych włosach. Z pozoru delikatna i niewinna, ale musiałem przyznać rację moim posłom, wzrok jej przeszywał na wskroś, zwłaszcza gdy tonął w blasku żarzącego się ognia.

Kotromanić z niewymuszoną chęcią słuchał wspomnień monarchy. Sposób poznania przyszłej małżonki prawdziwie różnił się od innych. Karol kontynuował. Wcześniej nikomu o tym nie wspominał, dlatego teraz chętnie wracał do tamtych dni.

— Mogła spodobać się mężczyźnie, zwłaszcza gdy już w wieku piętnastu lat potrafiła omamić samym spojrzeniem, a później... wyprosiła mnie z komnaty. — Karol, unosząc dłoń, parsknął śmiechem, dokładając ją do brody. — Wtedy, po raz pierwszy przejawiła dość niepokorny charakterek. I ta jej speszona buźka, gdy o poranku zrozumiała kim jestem. W podróży męczyła paplaniną to prawda, ale na swój sposób, było to urocze. — Prostując się, pokiwał głową i zacisnął usta. — Ale drogi przyjacielu, wszystko, co piękne i niewinne, szybko się kończy. Nie sztuką jest poślubić kobietę, sztuką jest nie zwariować u jej boku.

— A ty, panie, jak bliski jesteś zwariowania?

Nieoczekiwanie rzucił Stefan pytanie, tak samo znienacka zabrzmiały fanfary. Mężczyźni odwrócili się w stronę pałacu, a na schodach wnet pojawiła się księżniczka gniewkowska. Stawiając stópkę na ostatnim już stopniu, ukłoniła się przed królem i zajęła miejsce po prawicy od bliźniaczego królewskiego tronu. Stefan, wychylając nieco głowę, spoglądał oszołomiony na Elżbietę.

— Zamknij buzię — zaśmiał się król, wypatrując drugiej Piastówny.

Stefan speszony, tępo wlepił wzrok w arenę, na której rycerze już czekali na najważniejszą osobę. Wtedy Karol, odwracając głowę, zamarł, wpatrując się w kogoś. Kujawianka zachichotała na to cicho i odwróciła w stronę zmierzającej na taras królowej. Cała arena ucichła, trybuny również, nikt nawet nie wykrztusił słowa.

Ciągnęła za sobą lekki płaszcz zahaczony o ramiona spod spodu złoty, na górze zaś czerwony. Suknia cała spleciona była ze złotych mieniących się nici, na górze ściśle przylegająca do ciała. Od pasa lekko się rozchodziła, okrywając stópki i część ziemi. Biodra jej zdobił czerwony pas w kolorze płaszcza z mieniącą się klamrą lilii, a suknia, rozszerzając swój krój na ramionach, odkrywała obojczyki. Włosy, choć częściowo rozpuszczone na plecach, na górze splątane były w drobne warkocze, które utrzymywały koronę. Stefan, widząc zwłokę króla, szturchnął go lekko. Oprzytomniawszy w końcu, wstał z miejsca, pobudzając również całą arenę. Podchodząc do małżonki, podał dłoń i wprowadzając na podest, skierował na bliźniaczy tron. Razem wyglądali niezwykle majestatycznie, król również odziany w złoto-czerwony płaszcz był jedynie dopełnieniem monarchini. Wiwaty niosły się po trybunach, lecz Kotromanić nie wyglądał już na zaciekawionego turniejem, gdyż wpatrywał się ukradkiem w Kujawiankę. Czuła ona jego wzrok, choć nie dawała tego po sobie poznać.

Herold, urzędnik będący sędzią turnieju, dbający o poprawność herbów, jak i strojów, uciszył obecnych i wyuczoną regułką przywitał wszystkich zebranych. Nakreślając zasady i normy, wolno chodził po głównej części areny, sprawdzając również wyposażenie zawodników. Kończąc obejście, skierował się do widowni i monarszej pary.

— Zwycięzca zyska miano najmężniejszego i najodważniejszego, okryje się sławą i bogactwem.

Wchodząc na swój własny sędziowski podest, uniósł rękę, a w znak wszyscy giermkowie opuścili arenę, schodząc za ochronne przypory. Energicznie opuszczając dłoń, dał znak do formowania szyku. Wnet rycerze, pobudzając swe wierzchowce do galopu, pokazowo poczęli objeżdżać arenę, by zademonstrować swą osobę i już na początku skupić uwagę królewskiej pary. Służyły temu również herby, które kolejno majaczyły na specjalnych proporcach umocowanych na długich tyczkach. Kończąc objazd, każdy kolejny zawodnik ustawiał się w szeregu naprzeciw królewskiego tarasu.

Małżonkowie, wstając jednocześnie z tronów, podeszli do balkonu o niższym murku. Królowa, podkładając odruchowo dłonie, lewa pod prawą, wolno wyciągała coś z rękawa.

— Niechaj zacznie się walka! Niechaj do zachodu słońca wyłoni się ten, który obawiać się nie będzie potyczki z królem! — zagrzmiał głos monarchy.

Turniej o względy królewskiej małżonki, zwieńczony miał zostać pojedynkiem. Najmężniejszy z rycerzy, stanąć miał przed Carobertem, naturalnym obrońcą królewskiego honoru. Piastówna wiedziała, że nie o nią chodziło, a o możność wzięcia udziału w turnieju, które tak bardzo lubił. Żeby nie mówiono, iż król sam rwie się do bitki, mając w pamięci jego burzliwą przeszłość, stworzył swoisty i osobliwy pretekst, by wziąć w niej udział.

— Ku chwale! — Gromkie okrzyki rycerzy, poniosły się po arenie.

Wtem Elżbieta, wyłaniając z czeluści rękawa białą jedwabną chustę z andegaweńskimi liliami, uniosła ją ponad mur, skupiając na sobie uwagę areny. Wodząc po uzbrojonych mężczyznach, przez moment wlepiała w nich spojrzenie, jakby chciała każdemu z osobna życzyć szczęścia. Matka jej nie pochwala takowych rozrywek, zatem i ona miała co do nich wątpliwości. Była jednak żoną węgierskiego monarchy musiała zatem wiernie stać u jego boku. Biorąc głęboki wdech, oddaliła od siebie sprzeczne uczucia i z całych sił rzuciła w stronę rycerzy.

— Niech wygra najlepszy!

Wypuszczając z dłoni materiał, poczuła, jak serce szybciej jej zabiło. Wiedziała, co zaraz się wydarzy, dlatego spoglądając na opartego o mur męża, położyła delikatnie nań dłoń. Wymieniając uśmiech, obrócił rękę i uścisnął drobne palce. Chusta, stykając się z ziemią, równocześnie ożywiła wojaków, którzy kłusem ruszyli do swych giermków, aby dokonać ostatnich przygotowań. Patrząc na powstały splendor, królowej zdawało się, iż widziała znajomego rycerza. Mrużąc oczy, wnikliwiej spojrzała na przejeżdżających jeźdźców, w oddali widząc herb dobrze jej znany.

~~~~~~

Larysa nerwowo chodziła tuż przy przyporach, ciągając za sobą szeleszczące poły sukni. Dłonie opierała na ramionach, krewko kręcąc szyją i w skupieniu obserwując nadjeżdżających zawodników. Nagle spłoszona podrygiem niskiej osóbki, drgnęła, odsuwając się od niej. Zmierzyła ostro młodziaka spojrzeniem, który nic sobie z tego nie robił. Stał, słodko się do niej uśmiechając spod ciemnej czuprynki. Głośno wypuszczając powietrze, westchnęła, odwracając głowę w stronę areny.

— Nie masz swoich zajęć? — rzuciła, nie patrząc na chłopca.

— Mam, ale wpierw muszę poczekać na Mroczka. — Pochodząc bliżej dwórki, Ivo złączył dłonie przed sobą. — Tak jak ty, pani.

Przez chwilę patrzyła na niego, niezauważalnie unosząc kącik ust. Rozpromieniała jednak nieświadomie zauważywszy przed sobą znajomego chłopaka. Podjeżdżając bliżej, przekazał chorągiew słudze i schodząc z konia, chwycił za wodze, przekazując je protegowanemu królowej.

— Pani. — Lekko uginając szyję, spojrzał w radosne tęczówki dziewczyny. — Co cię tu sprowadza, wszak to miejsce dla zawodników turnieju?

— Dlatego zdumiona jestem twoją obecnością tutaj. — Mierząc go wzrokiem, wydawała się zaniepokojona. — Czy dowódca gwardii musi przystępować do turnieju?

— Nie. — Uśmiechając się, podszedł bliżej. — Ale nie ma takiego prawa, które tego zabrania.

— Nie pojmuję, po co tak ryzykować? — Przechylając lekko głowę, spojrzała nań pytająco.

— Czasem warto tylko po to, aby zobaczyć tak miłą twarz przed potyczką.

Larysa czuła jak po jej policzkach rozlewają się rumieńce, których nie była w stanie powstrzymać. Lekko chłodząc je zimnymi dłońmi, spojrzała w ziemię.

— Laryso — lekko uniósł podbródek dziewczyny. — Pozwól, bym został twym rycerzem, walczyć będę nie o względy królowej, a o twoje. Wtedy będziesz musiała zgodzić się, na choćby spacer w mym towarzystwie.

Rozszerzając lekko usta, nie wiedziała co rzec. Patrzyła tylko na chłopaka, którego los od wielu tygodni nie wydawał się jej obojętny. Pragnęła jeno, aby cało wyszedł ze starć, które go czekały. Chciała jednak dodać mu odwagi i otuchy, zatem wyciągając starannie wyszytą chustę, złożyła ją na pół. Gładząc górny haft lisa, spojrzała na Mroczka.

— Niech Bóg, cię prowadzi i otoczy opieką. Będę modlić się o twój triumf.

Chwytając dłoń dowódcy, odwróciła ją wewnętrzną częścią, kładąc na niej materiał. Dokładnie rozkładając chustę, złożyła jego palce w piąstkę i lekko ściskając, rzuciła krzepiący uśmiech.

Podczaszy królowej, jak i króla, dolewali trunków w kielichy najznamienitszych gości. Piastówna zajmując palatyna Filipa i równie pochłoniętego rozmową Dymitra, sędziego dworu króla, ukradkiem spoglądała na arenę. Klara, próbując odciążyć swą panią, zabawiała rozmową bana Slawoni, który również wstawił się na tak hucznej uroczystości. Co jakiś czas kierując wzrok na męża, Elżbieta miała wrażenie jak wraz z Kotromaniciem i przybyłym już Kazimierzem, omawiają sojusz, którego zwieńczeniem miały być zaręczyny. Nie pomyliła się, panowie właśnie na ten temat prawili. Sama Kazimierzowska córka rozmową szczyciła kupców Weneckich oraz sędziego królewskiego Lamperta, który pod wrażeniem był jej urody, jak i zmysłu. Niewiasta wzbudzała niezwykle poruszenie pośród panów, z czego sam gniewkowski książę wydawał się dumny.

Klara, odrywając się na chwilę od rozmowy, położyła dłoń na ramieniu Diany, która widocznie kogoś wypatrywała.

— Diano, czy coś się stało?

— Zastanawia mnie, gdzie podziała się Larysa, w końcu miała nam towarzyszyć. Może coś się stało i trzeba jej poszukać?! — dodała nagle, żwawo unosząc się na krześle.

— Spokojnie, na pewno coś ważnego ją zatrzymało. Zapewne zaraz się pojawi. — Delikatnie unosząc kącik ust, Klara przysunęła głowę bliżej towarzyszki. — Widziałaś Atilę? On również gdzieś zniknął.

Diana, wlepiając rozszerzone oczy w dwórkę, stuknęła piąstką w oparcie.

— Czemu ma służyć takie gadanie? — Diana widocznie zirytowana, oparłszy się o podłokietnik, wbiła gniewne spojrzenie w arenę.

— Moja droga, nadal nie potrafisz dostrzec drwiny w mych słowach. — Klara parsknęła śmiechem, jednak po chwili spojrzała na kogoś w oddali, zatrzymując na nim swe spojrzenie, czym zainteresowała Dianę.

Niewiasty patrząc w tę samą stronę, otworzyły szerzej usta. Węgierka, dworując jedynie ze zbiegu okoliczności, zauważyła beznadzieję owej sytuacji. Słowa jej teraz mogły zostać negatywnie odebrane i stać się powodem do szkodliwych podejrzeń. Diana jeno mocniej wbiła palce w dolną część podparcia, widząc zmierzającą na podest parę. Larysa i Atila niewątpliwie dobrze czuli się w swym towarzystwie, z zapałem rozmawiając, energicznie przy tym gestykulowali. Klara wątpliwie spojrzała na podrywającą się ze złości dziewczynę, przygryzając przy tym wargę.

— Diano — zaczęła cicho, łapiąc przy tym jej dłoń.

Dwórka jednak szybko oderwała ją od podparcia i trzymając przy brodzie, zacisnęła w piąstkę. Po wejściu Larysa usiadła tuż obok niej, lecz przywitana została jeno chłodnym spojrzeniem, które nieco ją zaskoczyło. Chciała spytać o powód, jednak nagle sędzia wyczytał znajome jej imię. Starsza dwórka z przerażeniem wpatrywała się w jego osobę, w głowie modląc się o powodzenie. Nie była jednak jedyną, która bała się o jego los.

Królowa, dostrzegając przyjaciela na polu, zakończyła rozmowy i opierając na prawej ręce, nerwowo pocierała opuszkami palców linię żuchwy, wprawiając przy tym w lśnienie koronacyjny pierścień. Zebrani pod baldachimem słysząc wywoływanie królewskiego dowódcy, ciekaw byli wyniku. Karol, usadawiając się wygonie na miejscu, oparł zaś podbródek na lewej dłoni, kątem oka obserwując zachowanie małżonki. Chwilowo zamyślił się, przenosząc w swej imaginacji do ostatniej rozmowy z Mroczkiem, podczas której zachęcał go do wzięcia udziału w turnieju. Polak, jako osoba honorowa i prawa, nie mógł zlekceważyć takiej sugestii.

Stając na wyznaczonym miejscu, Mroczko potarł ręce i nałożył na głowę turniejowy hełm. Wnet podszedł do niego Ivo, który podając mu jakiś materiał, ukłonił się i odszedł. Chłopak, unosząc chustę do ust, spojrzał w stronę balkonu, aby dostrzec jego damę. Larysa otarła jeno samotną łzę na policzku i szerzej uśmiechnęła. Dobrze wiedziała, do kogo kieruje ten gest. Dobrze wiedziała o tym również inna osoba, dokładnie obserwująca całą sytuację. Karol w duszy radował się i pewnie poprawiając oparcie, czekał na znak sędziego. Chowając materiał pod zbroję, Mroczko sięgnął po kopię przyniesioną przez giermka, Jana. Ostatni raz zerkając w stronę dziewczyny, przeżegnał się i po zamknięciu przyłbicy, złapał za przedmiot. Lekko prostując sylwetkę, podjechał do linii, co nie było proste, wszak trudno było utrzymać równowagę w tak ciężkiej zbroi.

Na sygnał wierzchowce zagotowały się w miejscu, po chwili unosząc do góry jeno piasek spod kopyt. Cała arena zamarła, wiatr niespodziewanie ucichł, nawet słońce nie próbowało wychylić zza chmur swych promieni. Czas jakby spowolnił, a dowódca, wlepiając sokoli wzrok w przeciwnika, próbował trafnie ustawić kopię wprost w tarczę. Królowa przeżegnała się, Larysa natomiast kładąc rękę na piersi, przez moment spojrzała ku niebu. Cała trójka z całą pewnością była zdolna usłyszeć bicie własnych serc, które z piersi pragnęły wyskoczyć. Zbliżając się do środka areny, Mroczko ostatni raz wycelował kopię, w duszy modląc się o powodzenie. Czując tylko przeszywający ból na ramieniu, odchylił je bezwolnie za plecy. Wiedział już, że chybił, zostając przy tym trafiony. Karol, uśmiechając się perfidnie, z przyjemnością patrzył na zmagania poddanego i wychodzącą z siebie małżonkę, której trudno opanować było emocje. Przekonany o klęsce jej ulubieńca napawał się już swym triumfem. Sam zadbał o godnego przeciwnika, który szybko poskromić miał rosnącego w siłę dowódcę. Młodego, odważnego, szanowanego przez oddział i przede wszystkim przez królową.

Poruszywszy ramieniem, Mroczko otrząsnął się z trafienia i ustawił w gotowości do drugiego podejścia. Skupiając wzrok na celu, pobudził konia, ustawiając ponownie kopię. W ostatnim momencie poczuł niepewność, a przez jego głowę przeleciało widmo porażki. Gdy zobaczył idealnie wycelowaną kopię w swoją stronę, wypuścił powietrze, starając się jeszcze poprawić swój cios. Niestety nadaremno. Słysząc tylko odgłos łamiącego się drewna, poczuł resztki odłamków odbijające się od przyłbicy. Nie czując już pod sobą konia, pomodlił się jeno o łaskę.

Wszystkie dwórki, jak i sama królowa wstrzymały oddech, z przerażeniem obserwując wbijające się ciało dowódcy w ziemię. Porozrywane resztki zbroi spadały obok, a oszołomiony wierzchowiec biegał jak opętany. Wszyscy oniemieli, wypatrując oznak życia. Wnet Atila wstając z miejsca, ruszył po schodach na dół, a przykład z niego wzięła również Larysa. Elżbieta, słysząc tylko głuchą ciszę, odzyskała poczucie rzeczywistości i przenosząc spojrzenie na ledwie już dostrzegalną dwórkę, sama chciała wstać. Nie miała jednak szansy towarzyszyć owej dwójce, ponieważ silny uchwyt pociągnął ją z powrotem na tron. Mocno opadając, uderzyła w oparcie, równocześnie czując tuż przy głowie czyjąś obecność.

— Ty nie jesteś tam potrzebna. — Wycedził Karol, który udaremniając tak przewidywalny ruch małżonki, triumfował.

— Karolu — Elżbieta, próbując wykręcić swą rękę z uścisku, napotykała coraz większy opór.

— Zostaniesz na swoim miejscu.

Karol zdecydowanie patrzył na małżonkę, która musiała ulec. Zobaczywszy pokorne kiwnięcie, puścił nadgarstek i ponownie usadził na miejscu. Ruszając z wolna palcami, Elżbieta czekała gdy krew znowuż do nich napłynie i odzyska czucie. Ze łzami w oczach patrzyła, jak z areny znoszą jej najwierniejszego druha. 

— Pani, mówisz cały czas o królowej, może czas na ciebie? — zaśmiał się Stefan.

Kujawianka lekko zarzucając suknią, uśmiechała się do siebie.

— Niestety, nie lubię o sobie prawić.

Księżniczka od dłuższego czasu spacerując w towarzystwie lennika, czuła swobodę, będąc u jego boku. Jasne spojrzenie wydawało się szczere i wzbudzało w niej zaufanie. Chyłkiem mu się przyglądała, mężczyzną był przystojnym i choć nos miał on dłuższy i wyżej zadarty nie był szpetny. Wzrostem dorównywał Karolowi Robertowi, jednak wydawał się smuklejszy, twarz miał pociągłą, a kości policzkowe wyrazistsze.

— To wielki dar dla królowej mieć cię u swego boku.

— Staram się być oparciem, trudny to czas — westchnęła, przysiadając na pobliskiej ławce. Kotromanić zrobił to samo, zajmując miejsce tuż obok.

— Nie przeczę, strata dziecka to wielka tragedia. — Patrząc na zamyśloną Elżbietę, która mrużyła ślepia, jakby czegoś wypatrywała, niepewnie kontynuował. — Jednak nie możesz całe życie stać na straży jej szczęścia.

Mierząc go bystrym spojrzeniem, lekko uniosła kącik ust.

— Masz rację, lecz nawet z dalekiego kraju, polecać będę Elżbietę w modlitwach.

— Wielkie masz serce. — Łapiąc jej dłoń, przysunął do ust. — Będzie w nim dość miejsca dla mnie?

Przychylny uśmiech uspokoił nieco Bośniaka, który odetchnął z ulgą. Znał już obie córki piastowskiej ziemi. Dwie niewiasty noszące to samo imię i choć płynęła w nich ta sama krew, krążyła po ich ciałach w sposób niepodobny. Podczas gdy w jednej burzyła się niczym wulkan, z drugiej czyniła oazę spokoju. Rozmyślania przerwał mu jednak sługa, który żwawo maszerował w ich stronę.

— Panie — stając przed parą, pochylił się. — Królowa pragnie cię widzieć.

Kujawianka spojrzała na Kotromanicia zdziwiona, oboje nie znali przyczyny nagłego wezwania. Ponownie ucałował czule niewieścią dłoń i wstając, rzucił pewnie w stronę sługi.

— Zatem wracamy na ucztę.

— Niezupełnie — odciął sługa, czym zaskoczył lennika. — Królowa oczekuje w sali tronowej.

~~~~~~

Gdy drzwi sali tronowej otworzyły się, Elżbieta przycupnęła na tronie i unosząc dłonie, delikatnie ułożyła na podparciach. Wpatrywała się w mężczyznę, który w końcu stanął przed jej obliczem. Widziała jego rozhulane tęczówki szukające po pustej sali choćby jednej żywej duszy. Jednak dziewczyna zadbała o to, aby nikt im nie przeszkadzał. Owa rozmowa miała zostać pomiędzy nimi, lecz Kotromanić jeszcze nie był tego świadom.

— Pani, chciałaś mnie widzieć — rzekł wyraźnie zaciekawiony.

— To prawda. — Posłała mu delikatny, lecz dość dziwny uśmiech.

— W ogrodach gwar, w auli wesołkowie, w sali zaś balowej uczta. Jaką więc ważną wiadomością chciałaś się ze mną podzielić? Mogliśmy omówić to przy stole z przednim winem.

Elżbieta z wolna ścisnęła usta. Nie był to ton, z jakim należało mówić do królowej. Stefan, mając zaczęty już trzeci krzyżyk, nie przejawiał jednak chęci, aby chylić czoła przed małoletnią królową. Stał przed nią pewnie z założonymi rękami na plecach — jak w zwyczaju miał to jej mąż — z jedną nogą lekko wysuniętą do przodu, na której nieustanie chybotał. Pewność ta zapewne spowodowana była znakomitą komitywą z królem.

— Chciałam ci coś oznajmić. — Uniosła rękę na znak, by jej nie przerywał. — Byłabym rada, gdybyś zachował dla siebie, to co powiem.

Kotromanić skinął lekko głową w geście potwierdzenia.

— Wiesz lub nie, ale Elżbieta jest mi niezwykle droga. — Królowa powolnie unosząc się z tronu, złapała kraniec płaszcza, przerzucając go do tyłu. — Jest dla mnie jak moja młodsza siostra, Jadwiga. — Powoli schodząc z podwyższenia, zatrzymała się na ostatnim stopniu, uważnie wpatrując się w bana. — Mam nadzieję, iż twe zamiary względem niej, wprawdzie podszyte politycznymi korzyściami, są nader szczere.

— Pani, wybacz, ale nie do końca rozumiem znaczenie twych słów.

Wtem Elżbieta, zmieniając wyraz, wyprostowała głowę i lekko zbliżyła brwi. Stopień, na którym stała, pozwalał spojrzeć na Stefana z równego mu wzrostu. On również poruszył się, rozluźniając ręce. Lekko się uśmiechał, jednak nie był to grymas drwiący czy pogardliwy.

— Jeśli nie będziesz szanował Elżbiety lub co gorsza, podniesiesz na nią rękę, sama w proch obrócę twą siedzibę, a jeśli będzie trzeba, spalę każdy fragment ziemi, po której stąpasz każdego dnia.

Stefan jednak tylko poszerzył uśmiech, nadal patrząc na starszą Piastównę.

— Nie będzie takiej potrzeby, pani. — Chwytając dłonie królowej, lekko je uścisnął. — Elżbieta to anioł, którego nikt nie ma prawa skrzywdzić. Jeśli ktoś by jednak zechciał, los jego parszywy naraz przesądzony będzie. Zostanę strażnikiem twego skarbu, królowo, i katem w razie jego uszczerbku.

— Rada jestem słyszeć od ciebie słowa tak zgoła radością wypełniające me serce. Wierzę w twą szczerość, Stefanie.

— Słowo u mnie droższe niż tysiące srebrników.

Zadzierając wyżej podbródek, patrzyła na pochyloną sylwetkę lennika. Cieszyła się z takiej postawy i żywiła nadzieję, że jej krewniaczce również przypadł do gustu. Wydawał się miły i choć był równie dumny co Karol, jego oczy pozbawione były niepokojącego blasku, który nieustannie ujawniał się w spojrzeniu króla.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro