Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 rozdział ♔ | Przełamany lęk |

| Rosnące niezadowolenie | Nominacja |


Trenczyn, Królestwo Węgier, 1321r.

— Nie damy rady dłużej odpierać ataków. Obrona się kruszy, a ludzie zaczynają pytać. Nie ukryjemy dłużej śmierci Mateusza.

Iván siedział przy długim stole w towarzystwie zaufanych ludzi Czaka. Potężny możnowładca, władający samodzielnie większą częścią Tatr i terenami nad Wagiem, ponad miesiąc wcześniej wyzionął ducha. Nie pozostawił po sobie następcy, nie wyznaczył też żadnego z kompanów do pokierowania autonomicznymi ziemiami. Obawiano się o dalszy przebieg oblężenia. Ponadto podnosiły się głosy i kandydatury do położenia łapsk na dziedzictwie Czaka.

— Karol nie ustąpi. Ma poparcie papieża i z każdym dniem rośnie w siłę — rzucił jeden z obecnych.

— Zablokował dostawę pożywienia i prochu, nie wytrzymamy długo — dodał kolejny.

— Niech go piekło pochłonie! — warknął Iván, uderzając pięścią w stół.

Sytuacja nie rokowała dobrze, a trenczyńska warownia powoli sunęła ku klęsce. Wnet do sali wszedł barczysty, choć niski mężczyzna. Zdyszany opadł na kolano i łapiąc coraz więcej powietrza, próbował coś powiedzieć. Mężczyźni z uwagą czekali, jak uspokoi oddech.

— Złe wieści, mości panowie — wstając podszedł do krańca stołu, uderzając w niego dłonią. — Ta mała sikoreczka... dała królowi syna.

Iván ciężko opadając na krzesło, ścisnął podłokietnik. Jego twarz nabierała purpurowego koloru, złość rosła z każdą sekundą. Przypuszczał, iż dziedzic wzmocni pozycję króla i sprowokuje go do ostatecznego ataku. Nie chciał do tego dopuścić. Mateusz był dla niego jak brat, postanowił więc, że to on dokończy dzieło odłączenia za wszelką cenę, choćby własnego życia.

— Poprzednie żony nie dały mu dzieci, i ta malutka królowa nie doczeka się kolejnych. Już ja o to zadbam.

Temeszwar

Po tym, jak król rozesłał gońców na wszystkie możliwie znaczące dwory z dobrą nowiną, sam przysposabiał się do opuszczenia zamku. Jednak zanim wydał ostatnie dyspozycje, obsypał młodą żonę podarkami. Stała się dla niego ważna, zwłaszcza od czasu, gdy na nowo rozpaliła w nim nadzieję na przedłużenie dynastii. Chciał, aby czuła się dobrze i rychło wróciła do pełni sił. Wszak Karol nie chciał poprzestać na jednym potomku, jednocześnie musząc zakończyć długoletnie rebelie i raz na zawsze rozprawić się z kłopotliwym magnatem. Niemniej goniec przybyły z niespodziewaną wieścią, odwlekł wyprawę Karola nad Wag. Ledwie dwa dni po narodzinach, ruszył więc do Ostrzyhomia, aby uczestniczyć w ostatniej drodze arcybiskupa Esztergom, Tamása.

Od dnia narodzin małego królewicza minął dobry tydzień. Królowa, siedząc na dębowym zdobnym krześle, spoglądała na dwórki żywo przetrząsające kufer. Głowę opierała na otwartej dłoni, wydając się znudzoną. Dziewczęta z zachwytem wyjmowały i dokładnie oglądały sukna podarowane przez króla. Przykładały kolorowe tkaniny do swych ciał i dopasowywały tonację do urody. Larysa zauroczona była ciemnozielonym materiałem obszytym czarnymi nićmi. Idealnie pasował do jej zielonych jasnych tęczówek i niemalże blond włosów. Diana przykładała zaś do swej talii adamaszkowy materiał w brązowym odcieniu. Jeno Klara nieśmiało przekładała zdobną materię.

— Klaro, ten do ciebie pasuje — rzekła Diana, przykładając do ramion dziewczyny chabrowy jedwabny materiał, wykończony drobnymi złotymi różami, a oczy jej piwne zalśniły, gdy delikatnie badała dłonią górną warstwę.

— Jest wspaniały. — Klara spojrzała na równie zadowoloną Dianę.

— Elżbieto, na pewno nic sobie nie zatrzymasz? — spytała Larysa.

Piastówna przez chwilę mrużąc oczy, rzuciła raz zdecydowane spojrzenie i chwyciła spód kielicha.

— Nie. — Złapała łyk gorzkiego naparu, w myśli ciesząc się, że to ostatnia porcja leku. — Nie potrzebuję nowych sukni, nadmierny zbytek to grzech.

— Tak mówiła twoja matka. Ja nie widzę niczego złego w takiej przyjemności.

Diana odpowiedziała królowej, wszak długo nie myśląc nad swymi słowami. To ona dzierżyła miano najbardziej wyszczekanej osóbki w gronie młodej Polki. Prędko zdała sobie sprawę z głupoty swej wypowiedzi, obawiając się, iż mogła zostać odebrana jako obelga względem rodzicielki. Poderwana na równe nogi, stanęła naprzeciw swej przyjaciółki.

— Wybacz, pani. Nie mam prawa mówić tak o królowej Jadwidze. Daruj, mój język szybszy niż rozum. — Rzucając wzrok na skrzynie, nieśmiało dodała. — Wiesz, że nie umiem ukrywać swych myśli. Jednak jest to podarek od twego męża, jest niezwykle rad z narodzin upragnionego syna. Spraw mu tę radość — dodała już znacznie ciszej.

Elżbieta wlepiała ciemne tęczówki w dziewczynę, podczas gdy pozostałe dwórki widocznie podzielały jej zdanie, jednak nie mogły się jej dziwić. Węgierska królowa, spędzając większość dotychczasowego życia w klasztorze, nie czuła potrzeby wzbogacania swej garderoby. Na ważne uroczystości przywdziewała piękniejsze i wyrazistsze stroje, jednak na co dzień skłaniała się ku prostocie, którą wpoiła jej matka.

— Dobrze, wyłóżcie dla mnie jeden materiał. Resztę rozdajcie dwórkom, same również coś zatrzymajcie i poślijcie po Elżbietę.

Nie musiała długo czekać, Kujawianka bowiem w ten moment weszła do komnaty. Była zaniepokojona, jej oczy wydawały się szare, zapodziewając gdzieś błękitny blask.

— Jakieś wieści od króla? — spytała monarchini, podejrzewając nieszczęście.

— Nie, nic mi nie wiadomo, jednak... — urwała.

Na twarzy królowej powoli pojawiał się grymas, który wyrażał zrozumienie dla stanu krewniaczki. Podejrzewała, z czym do niej przyszła.

— Elżbieto, Karolek jest niespokojny. Króla nie ma, może ty go uspokoisz? — wyszeptała złotowłosa.

Od matki oczekiwano zainteresowania, zwłaszcza względem dziecka płci męskiej. Niestety Elżbieta od chwili porodu zręcznie omijała komnatę swej latorośli. Próbowała znaleźć w sobie resztki matczynej miłości, jednak wraz z porodem, wszystkie sprzyjające uczucia uleciały z jej ciała. Nie widziała nawet jego twarzy, ponoć był niezwykle podobny do ojca, a ta relacja w zupełności jej wystarczała.

— Co mu dolega? Zachorzał? — rzekła, próbując zamaskować chłód w głosie.

— Nie... zapewne brak mu troski — Kujawianka ze łzami, próbowała wpłynąć na obojętną krewniaczkę.

— Niech piastunka się nim zajmie lub najmijcie kolejną, jeśli ta nie potrafi okiełznać dziecka.

— Czym jest objęcie piastunki przy matczynym uścisku? Elżbieto, tylko ciepło twego ciała i bicie znajomego serca go uspokoi. Melodia twego serca, które słyszał nieustannie przez dziewięć miesięcy. — Złotowłosa prawie łkała, próbując przekonać królową ostatnim argumentem. — Elżbieto, opanuj tę oziębłość, błagam, to dziecko cię potrzebuje.

Łokietkówna wstając podeszła do okna i spojrzała w mrok spowijający królewskie ogrody. Próbowała uciec przed żałosnym spojrzeniem krewniaczki.

— Wyjdźcie — wydusiła.

Diana, Larysa i Klara posłusznie dygnęły i ze spuszczonymi głowami upuściły komnatę. Zaraz po ich wyjściu pojawił się Atila — główny strażnik królowej — który wraz z towarzyszem zamknął i wyniósł skrzynie, przekazując ją dalej. Kujawianka stała nieruchomo, nadal wpatrując się w Elżbietę, która nie mogła dłużej znieść jej stanu.

— Proszę, wyjdź.

Łokietkówna ze łzami w oczach próbowała zapomnieć o słowach krewniaczki. Odwracając głowę w jej stronę, dostrzegła tylko niknący w ciemności długi płowy warkocz. Z chwilową złością podbiegła do drzwi i z trzaskiem je zamknęła. Opierając na nich rękę, spojrzała w ziemię. Powoli widziany obraz zamazywał się, a napływające ciepło pod powiekami wypełzło na policzki. Kończąc wyznaczoną dróżkę na brodzie, łzy poczęły spadać na kraniec sukni. Dokładając drugą dłoń, zacisnęła piąstki, powoli uderzając w podwoje, na koniec z wrzaskiem mocno szurnęła, trafiając boleśnie w metal. Zrezygnowana opadła na zimną posadzkę, zakrywając dłonią usta. Przygarnęła wolną ręką poły sukni i ścisnęła je, sącząc łzy.

— Panie, dopomóż. Pozwól mi go pokochać, jak wtedy, gdy był w mym łonie.

Karol krążył po kancelarii z założonymi na plecach rękami, co pomagało mu w rozmyślaniu. Przy ławie siedział sędzia królewski Lampert, trzymający rozpieczętowany list. Nad nim Dózsa Debreczyn, węgierski palatyn, który obserwował monarchę chodzącego w tę i z powrotem spod krzaczastych brwi. Mężczyzna, zatrzymując się, przystawił do ust dłoń, a po chwili rzucił w stronę dygnitarzy.

— Czy to możliwe? Od wielu lat wydobywa się cenny kruszec w siedmiogrodzkich górach¹. — Karol do tej pory wskazując dłonią na mężczyzn, na nowo począł chodzić pomiędzy skryptorium a drzwiami. — Wojewoda z pewnością wie, co piszę, nie słałby wątpliwej wieści.

— Osuwisko ujawniło dotąd nieznane zasoby. Musimy wpierwej ustalić, czy są na tyle pokaźne, ażeby rozpocząć nowe wykopy — stwierdził palatyn, który niegdyś dostał już podobną informację. Wówczas złoża okazały się nader małe i zostały wyczerpane po kilku tygodniach. Wolał z dystansem przyjmować co rusz nowe doniesienia z gór. 

— Dózsa ma rację, za kilka dni tamtejsi wyjadacze szybko ustalą rzeczywiste wymiary odkrytego złota. Królu, na razie zajmijmy się Czakiem — dodał Lampert.

— Ostatnie chorągwie stacjonują w Giarmacie gotowe do wymarszu — wtrącił dobitnie Debreczyn, ignorując sędziego. — Czekają tylko na rozkazy.

— Panie co zarządzisz? — Sędzia nie zamierzał uchylać się od rozmowy.

— Należy jak najszybciej pozbyć się tego plugawego wielmoża. — Palatyn grzał się do starcia. Najbardziej zagorzały zwolennik Karola Roberta, wykazywał nieopisaną wrogość wobec Mateusza Czaka.

Król, stojąc przy oknie, jeno słuchał swych towarzyszy. Słońce oświetlało jego osobę tak soczyście, albowiem nie dało się na niego patrzeć. Korona na skroniach odbijała oślepiający blask. Karol nie chciał kolejny raz opuszczać nowo narodzonego synka, jednak żeby osiągnąć tak długo wyczekiwany spokój, musiał stłamsić rebelię w jego zarodku.

Poczuł nagle ciężar na szyi i sunące ręce ku piersi. Skręcając lekko głowę, poczuł znajomą woń, wszak, której się nie spodziewał. Smyrające jasnobrązowe kosmyki rozkładały się na ramieniu monarchy. Unosząc kącik ust, złapał nadgarstki i ucałował przedramię żony. Zjawiła się w najmniej oczekiwanym momencie, ale podczas gdy Karol potrzebował towarzystwa, więc na rękę była mu jej obecność. Nie martwił się o możliwie niewygodnego gościa, słudzy mieli bowiem zapowiedziane, czego bezwzględnie musieli przestrzegać, że jeśli z królem jest jego małżonka, nikogo do nich dopuszczać nie mogą, zwłaszcza inne niewiasty, które z obliczem królowej nie mają prawa się spotkać.

— Wiem, że nie życzysz sobie wtrącania w sprawy państwa. Nie ukrywam jednak, że interesuje mnie, co poczniesz w tej sprawie.

Elżbieta powoli uniosła się znad ramion króla i trzymając jego rękę, poczęła przesuwać papiery na stole. Odrywając łokcie od blatu, obserwował żonę, która stwarzając sobie miejsce, usiadła tuż przed nim. Kładąc męskie dłonie na swym kolanie, spojrzała w lico króla.

— Urząd głównego arcybiskupa Korony, nie należy pozostawać pusty.

Karol patrzył w ciemne i niezwykle ciekawskie tęczówki. Zabierając jedną rękę, ułożył ją na podparciu i z lekkim uśmiechem oparł na niej podbródek. Wtem Elżbieta spuściła oczy i poczęła czule wodzić opuszkiem po dłoni męża.

— Myślałeś już... kogo poprzesz? — Nie odrywając oczu od wykonywanej czynności, czekała na odpowiedź.

— A ty, pani?

Elżbieta powoli uniosła głowę i marszcząc czoło, spojrzała nań pytająco. Zrozumiał, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Dlatego chwytając zimne dłonie, zbliżył się do niej z lekka.

— Myślałaś już nad kandydatem, skoro pytasz mnie o zdanie. Mam dziwne przeczucie, że rozważamy o tej samej osobie. Doszły mnie słuchy o twej znajomości z toszeckim księciem. Jednak jakie pobudki mogą tobą kierować, Elżuniu?

Dziewczyna zaśmiała się, opuszczając głowę. Ponownie spoglądając na męża, oparła łokcie na swych kolanach, przez co znalazła się jeszcze bliżej jego twarzy.

— Któż jak nie on, stoi za naszym małżeństwem? — rzuciła, przymilnie sunąc dłonią po jego skroni.

Gest wydawał się szczery, a słodkie słówka przekonały monarchę. Elżbieta, choć w pamięci miała jego zdradę, była rada z wyboru ojca. Mogła trafić na prawdziwego tyrana, który dopuszczałby się aktów przemocy. Tymczasem Karol dbał o jej dobre samopoczucie, na co niewątpliwie wpływ miało powicie syna. Żywiła też głęboką nadzieję co do jego wierności. Dała mu w końcu dziedzica, dlaczego więc miałby szukać pocieszenia w ramionach innej?

— Wprawdzie słuszne to słowa, ale czy nie jest on tudzież bratem mej zmarłej żony? — spytał sprawdzająco, nawet nie podejrzewał, że książę mógł zyskać najmniejszą sympatię tak młodej królowej.

— Karolu — zaczęła, zatapiając palce w ciemnych włosach monarchy. — Wciąż zapominasz, że i ja pochodzę z Piastów, jakbyś nie chciał o tym pamiętać. Czemu mam mu nie sprzyjać, skoro jest mym krewniakiem, który tak wiele dobrego dla mnie uczynił?

Karol myślał o księciu jedynie jako o bracie bezpłodnej żony. Jej jałowe łono i śmierć przyćmiewały mu realną osobę Bolka, który starał się sprzyjać Koronie i wiernie służyć jej interesom. Prawdziwie nie darzył Karola wielką sympatią i to z wzajemnością, ale wiedział, że u jego boku może dorobić się zaszczytów. Dlatego dowiedziawszy się o rozważaniach króla względem kolejnej Piastówny, pędem podkreślił dobitnie swe poparcie.

— Masz słuszność, zasłużona z niego osoba. Udowodnił swoje oddanie Koronie i dynastii. — Uśmiechając się szeroko, złapał policzki Elżbiety. — W końcu to on podsunął mi taki skarb.

Elżbieta zsunęła się ze stołu i usiadła na kolanach monarchy, zaplatając palce na jego karku. Już miał przylgnąć do ust młódki, gdy nieoczekiwanie drzwi otworzyły się, a do komnaty weszła piastunka, trzymając na rękach królewskiego syna. Piastówna odwróciła wzrok w stronę wejścia i z grymasem spuściła oczy.

— Nie wspomniałeś, że przyniosą ci Karolka.

— Nie sądziłem, że mnie odwiedzisz. — Karol stawiając Elżbietę, podszedł do dwórki i delikatnie wziął syna, który żwawo ruszał rączkami. — Już rwie się do bitki — zaśmiał się, dumnie na niego spoglądając.

Serce Elżbiety wypełniała radość, gdy widziała rozradowanego króla. Niepewnie jednak zerkała na malca, nadal nie mogąc przełamać swej niechęci. Myśląc o nim, za każdym razem przypominała sobie o katuszach podczas porodu. Nie potrafiła wyzbyć się ich z pamięci, tworzyły swoistą barierę, która nie pozwalała w pełni cieszyć się synem. Karol zaś trzymając małą rączkę, ucałował paluszki i po chwili rzucił przebiegłe spojrzenie w stronę żony.

— Masz rację, Bolko jest jedną z możliwych kandydatur. — Sam rozważał bowiem jego osobę na stanowisko arcybiskupa, jednak miał pewien pomysł, który mógł przełamać chłód królowej względem ich dziecka. — Poprę Bolka przed kapitułą, jeśli i tobie na tym zależy. Mam jednak warunek, weźmiesz Karolka na ręce.

Z twarzy Elżbiety szeroki uśmiech począł znikać, tak szybko, jak się na niej pojawił. Spuściła oczy na trzymane maleństwo, kręcąc niechętnie głową.

— Karolu — westchnęła, robiąc drobny krok w tył i plącząc palce we włosach. Koniec końców złączyła je nad brzuchem, a nerwowo zagniatając dłonie, czuła jak powoli wilgotnieją.

Ciotka Karola, Małgorzata zdradziła mu, gdy był niespełna dziesięcioletnim chłopcem, że i jego matka, długo nie brała go w ramiona. Dobrze zapamiętał jej słowa; matczyne serce na nowo pocznie bić, gdy poczuje zapach swego pierworodnego. Tym samym król specjalnie chciał przymusić żonę, która od tygodnia nie zbliżała się do komnaty ich synka.

— Elżbieto — rzekł, zbliżając się do zagubionej dziewczyny. — Weź go, tylko na chwilę.

Królowa spojrzała na niego zaszklonymi oczami, próbując odwieść go od tego pomysłu. Monarcha wyciągnął lekko ramiona z zawiniętą w białe płótno istotką. Chłopczyk ruszał piąstkami, w końcu odwracając głowę w stronę uprzedzonej matki. Oddychała głośniej, rzucając tęczówkami raz; to na męża, to na syna.

Po dłuższej chwili wlepiła wzrok w niewinną twarzyczkę małego Karolka i rozluźniła mocno zaciśnięte dłonie, powoli podkładając je pod plecki. Król zrobił krok, przekładając syna w ramiona przez chwilę spanikowanej Elżbiety. Podparł jej lewą rękę, na której spoczęła główka chłopca i przyłożył usta do jej rozpalonej głowy, słysząc cichy szloch. Po chwili poczuł drżenie niewieściego ciała tak intensywne, iż odsunął się, chcąc na nią zerknąć. Dygot zawładną nią całą, uniósł delikatnie jej podbródek, dostrzegając w jej oczach pomieszanie strachu, radości i nieopisanej czułości. Zaszlochała, ponownie nie mogąc oderwać wzroku od niezwykle błękitnych oczek synka. Malec rączką trzymał kraniec jej włosów, piskliwie się śmiejąc.

— Teraz wiem, czemu dałeś mu swoje imię. Jest twoją kopią — stwierdziła, unosząc głowę.

Karol uśmiechnął się, pocierając łzy na purpurowej twarzy. Elżbieta ucałowała czółko synka i przybliżając policzek do główki, wdychała zapach maluszka. Czuła jak jej serce z każdą sekundą bije coraz silniej, a miłość, która zbierała się w niej przez całą ciążę, wypełnia ciało po brzegi, uleczając obdartą duszę. Obserwował jeszcze przez chwilę na nowo zawiązującą się więź matki i syna.

— Wyruszam na północ.

Elżbieta znieruchomiała. Król dopiero co wrócił z Ostrzyhomia, a już ruszał w dalszą drogę. Podejrzewała cel zbrojenia, jednak nie chciała, aby wyjeżdżał. Gdy był za zamku, czuła się bezpiecznie, nie była na tyle zadomowiona na Węgrzech, by czuć się swobodnie podczas jego nieobecności. Podniosła smutne oczy i pokiwała potwierdzająco głową.

— Nie obawiaj się. — Próbował dodać jej otuchy, widząc zmartwienie. — Gdy wrócę z tarczą, wszystko się zmieni, najdroższa. Jeśli moje przypuszczenia okażą się prawdziwe, już nigdy niczego ci nie zabraknie.

— Karolu, mam wszystko, nie potrzebuję bogactwa...

Uciszył jednak małżonkę, kładąc delikatnie palec na jej ustach. Cieszył się z takiej postawy i owe słowa w zupełności mu wystarczały.

Kraków, Królestwo Polskie

Królewna zwinnie przemykała przez korytarze Wawelu, ściskając w dłoni list. Poły szarej sukni głośno szeleściły, rozbrzmiewając jak echo po zamku. Nie zważając na możliwe potknięcie, gnała do królewskiego skrzydła. Długie blond włosy ciągnęły się za nią jak gałęzie na silnym wietrze. Podchodząc pod szerokie wrota, silnie je pchnęła i weszła do komnat rodziców.

— Matko, ojcze! — wrzasnęła, podchodząc do stołu, przy którym Władysław przeglądał zwoje.

Królowa Polski siedziała przy parapecie okna pogrążona w lekturze. Spojrzała na zasapaną córkę, przez moment spoglądając na równie zdziwionego męża. Niebieskooka, aż drżała z przejęcia, jej oczy świeciły z radości i równoczesnego wzruszenia, a dłonie prędko obracały trzymany list. Królewska para, patrząc na córkę, która stale poruszała pismem, nie mogła dostrzec pieczęci na pergaminie. Widzieli tylko przełamany lak i mocno zgnieciony papier, zapewne z obawy o jego zgubienie.

— Jadwiniu, co cię tak poruszyło? — spytał Łokietek.

— Skąd nadszedł list? — dodała królowa, wyraźnie zaciekawiona.

— Z Królestwa Węgier — odpowiedziała, szeroko uśmiechając się do rodzicieli. — Nasza Elżbietka, wasza córka, urodziła zdrowe dziecię!

Jadwiga i Władysław wpadli szczęśliwi w swe ramiona. Po trzech już latoroślach najstarszej córki doczekali się kolejnego wnuka. Władysław jednak gwałtownie odwrócił się w stronę Jadwini.

— Ależ, nie rzekłaś nam najważniejszego.

O ile królowa cieszyła się z kolejnego dziecięcia, nie bacząc na płeć, o tyle król tego był najbardziej ciekaw. Wiedział, że od tego będą zależeć dobre stosunki z Węgrami i dalsza przyszłość jego córki. Młodsza Jadwiga specjalnie zwlekała z odpowiedzią, doprowadzając tym ojca na skraj szaleństwa.

— Płeć nie spodoba się — specjalnie przerwała, patrząc na zmieszanego Władysława — przeciwnikom Karola Roberta. To chłopiec! Elżbieta powiła upragnionego dziedzica!

Szybko podbiegła do rodzicieli, zarzucając ręce na szyję króla. Mocno ją przytulił, patrząc na żonę, która trzymała złożone dłonie jak do modlitwy na ustach. Szybko jednak zmieniła wyraz i rzuciła do córki.

— Czy z Elżbietą wszystko dobrze?

— Zaiste matko. Poród, choć ciężki, nie zagroził życiu Elżbiety.

Jadwiga odetchnęła z ulgą, teraz mogła już w pełni cieszyć się z wieści. Radości nie było końca, a nad Krakowem rozbrzmiały dzwony na cześć, kolejnego już, królewskiego wnuka. 


Jeśli kogoś dziwi obecny stosunek Elżbiety do bogatych strojów itp. to pędzę z wyjaśnieniem. Królewna spędziła masę czasu w klasztorze, a sam Wawel nie był zbyt bogaty. Nie przywykła, więc do zbytku. Oczywiście po przybyciu na Węgry zderzyła się z niewyobrażalną różnicą kulturową, z ponurego i co rusz poszczącego Wawelu, przeniosła się na bogatszy dwór, pełen swobody i kolorów (o czym w pełni przekona się dopiero w Wyszehradzie). 

🙈❤

Powoli zaczynamy wnikać w politykę, choć na razie wkład Eli nie będzie tak znaczący. Faktem jest, że popierała kandydaturę Bolka na stanowisko arcybiskupa Ostrzyhomia. W zasadzie oboje go wspierali i usadzili na stanowisku w dość... nachalny sposób XD 




¹ Siedmiogród — kilka miesięcy po ślubie Karola z Elżbietą, w siedmiogrodzkich górach odkryto kolejne złoża złota, które napędzały rozwój kraju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro