48 rozdział ♔ | Skomplikowane więzy rodzinne |
♔
| Przejęcie władzy w Italii | Mariaż | Ostatni wyrok na zdrajcach |
Północne Włochy, maj 1331 r.
Po pokonaniu wielkich gór spędził Karol święto Wielkiej Nocy w Pawii, które okazało się dlań pierwszym niebezpieczeństwem płynącym z bycia dziedzicem Luksemburczyka. Uchodząc cało pod ochroną łaski Bożej z próby otrucia¹, ruszył do Parmy, by przejąć władzę w imieniu ojca.
Po wkroczeniu na nizinne tereny wypatrywał murów miasta. Ostry wiatr tarmosił brązowy, zdobiony złotymi nićmi kaftan. Włosy zlepiały się od deszczu, który towarzyszył im od momentu wyjazdu z Pawii, a gdy Karol przekraczał bramę Parmy, wyprostowały się niczym struna, opadając na łopatki.
W oddali widział już dobrze znaną mu postać. Zagryzał nieustannie zęby, ściskając lejce. Podczas pokonywania dzielącego ich dystansu doświadczył wszystkich możliwych uczuć. Od ulgi i radości z dotarcia na miejsce, po nienawiść i żal względem ojca. Stał przed wielkim dworem ni to zadowolony, ni to zły. Jak zwykle nie był w stanie rozpoznać humoru króla, a gdy zsiadł z konia i podszedł doń, nieoczekiwanie chwycił go za ramiona.
— Witaj, synu! Dobrze cię widzieć! — Objął go, po czym skierowali się do wnętrza pałacu. — Po takiej podróży należy ci się dobre jadło i odpoczynek.
Karol wzdrygnął się ze złości, nie pojmując wylewności Jana, który będąc nawet na francuskim dworze, nie okazywał mu ojcowskich uczuć. W zasadzie sam nie wiedział, czym miałyby się objawiać, boć czeski król nigdy nie uchodził za rodzinnego. „Okaż szacunek przystojący ojcu i królowi". Wziął głęboki wdech i przypominając sobie słowa ukochanej, zlekceważył to irytujące zachowanie. Miał go szanować i być mu posłusznym, nic poza tym.
Gdy Karol przebrał się z mokrych rzeczy, zasiadł ze świtą do posiłku. Ojciec siedział naprzeciwko, wznosząc kielich za kielichem i śmiejąc się wniebogłosy. Jego dominujące zachowanie przy stole nie pozwoliło skupić uwagi na kimkolwiek poza nim. Nawet nie spytał, nie zająknął się o nieudanym zamachu na jego życie w Pawii, jeno począł prawić o planach na najbliższe tygodnie.
— Będzie to dla ciebie egzamin, synu, okaże się, ile w tobie dobrej krwi. — Uniósł w jego stronę kielich, Karol zaś ścisnął mocniej podstawkę. — Obejmiesz pierwsze samodzielne rządy. Najwyższa to pora. W twoim wieku byłem już królem.
— Jak sobie życzysz, panie. — Z jego odpowiedzi bił uderzający chłód, na który Jan zdawał się nie zwracać uwagi. — Gdzie zamierzasz się udać? — spytał, rozkoszując się smakiem włoskiego wina, które swą słodyczą przełamywało gorzkie spotkanie.
Próbował się nadaremnie rozluźnić, acz nagle rozszerzył ze zdziwienia oczy, czując pod stołem obecność zwierzęcia. Powoli odchylił głowę, zaglądając pod blat i ujrzawszy jasny ogon z ciemniejszym puszkiem na końcu, spojrzał pytająco na ojca, który go bacznie obserwował. Świdrował spojrzeniem, jakoby sprawdzał reakcję. Bada pewno, czy więcej we mnie jego krwi, czy matki. — Na samo wspomnienie królowej zazgrzytał zębami, prostując się na krześle.
— Wpierw udam się do Niemiec. — Ignorując dziwne zajście, kontynuował: — Muszę usadzić Ludwika i czymś go ugłaskać, by tyle nie szczekał.
— Pies, który szczeka, nie gryzie, ojcze — skwitował oschle, obracając w dłoni winogrono.
— Ale jego śladem mogą pójść inne kundle, które nie zawahają się zatopić kieł w mej szyi. — Uniósł szelmowsko kącik ust, a przez jego oczy przepłynął makiaweliczny błysk. — Jednemu zaknebluję pysk na dobre. Już niedługo...
Karol zmrużył oczy, widząc tę samą chorobliwą ambicję w oczach ojca, która nawiedzała go każdej nocy po przybyciu do Paryża. Widział ją podczas ataku na Przemyślidkę w twierdzy, gdy wyrywał go siłą z jej ramion, a ona nie potrafiła opanować krzyku, który nie raz budził go z koszmaru. To Janowe spojrzenie wryło mu się po raz ostatni i na dobre w pamięć, gdy zamykał go w piwnicy, ślepo przekonany, że syn posłuży Elišce do odebrania mu władzy.
Karol nie rozumiał, jak ojciec mógł posunąć się do tak bestialskich czynów wymierzonych we własną rodzinę. I to w imię czego? Korony? Ten paniczny strach zdawał się jednak dla młodego Luksemburga coraz bardziej jasny. Tak widocznie musiało być, iż królowi, który rządy zawdzięcza żonie, na samą myśl o konkurencie, ziemia osuwała się spod nóg.
Może mógł mu wybaczyć, ale nie potrafił patrzeć na niego inaczej niż na powód swych życiowych tragedii. Nie zamierzał zapomnieć mu przewin, ale nie mógł też dopuścić, by złamał jego pewność siebie. Wyprostował się dumnie. Złamał matkę, ale mnie nie zdoła.
— Masz na myśli Władysława? — spytał, podejrzewając, co knuje. — Nie kryjesz się zbytnio z przyjaźnią do Krzyżaków.
— Dopóty mamy wspólny cel i jest nam po drodze, czemu mam łgać? — Karol przerzucił na te słowa oczami. Nieoczekiwanie wypuścił z rąk owoc, czując mocny dotyk na nodze. Ponownie spojrzał na ojca, nie zaglądając jeszcze pod stół. — Lwy nigdy nie rezygnują ze swej zdobyczy i ja zdobędę to, czego tak bardzo pragnę — rzekł tajemniczo, dostrzegając jego zmieszanie. — A ten pod stołem jest od teraz twój. Przynajmniej do czasu, gdy nie wrócisz z Italii. — Skinął w stronę blatu, zatem Karol powoli odsunął się od stołu. — Będzie ci przypominał, kim jesteś, synu.
Karol przełknął, widząc, jak Jan przeszywa go oceniającym spojrzeniem. Nie znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, co oznaczał, ale czuł w trzewiach niepokój ciążący mu na piersi.
Odchylił chustę leżącą na stole, zza której wyłonił się pysk z krótką grzywą. Nie zdążył nic zrobić, gdy młody lew zarzucił mu przednie łapy na kolana. Mierzył się z żółtymi ślepiami dzikiego zwierza, nie wiedząc co uczynić i na co może sobie pozwolić. Stopniowo przyłożył dłoń do grzywy, a lew potrząsł nią. Wtem ryknął i skrył się pod stołem, kładąc u jego stóp.
— To podarek od papieskiego legata, kardynała Bertrandeta du Pouget². Kościół popiera nasze panowanie w północnej Italii, potępiając przy tym postępki Ludwika Bawarskiego. Gotów jest go obłożyć ekskomuniką.
— Jednak nie każdy popiera skorumpowanego papieża — zauważył Karol, unosząc brew i sięgając kielich. — Ponoć Carobert, Habsburgowie, Robert z Neapolu, Władysław i wiele miast Szwabii, popierają Ludwika.
— To mrzonki — parsknął pod nosem, po chwili nie mogąc opanować śmiechu. — Nie pierwszy to raz jednoczą siły przeciwko mnie. Habsburgowie zmienni są jak chorągwie na wietrze. Robert daleko na południu Italii, a Carobert zajęty swoimi dolnymi granicami. To jest ta chwila, synu! — wrzasnął, wystawiając kielich do napełnienia. — Najsilniejszy sojusznik Władysława długo nie wyliże się z ran po klęsce z Wołochami. — Mrugnął doń, susem opróżniając całe wino, na koniec ostentacyjnie ocierając brodę i uderzając naczyniem w blat. Młody lew uniósł łeb, a Karol odruchowo ułożył na nim dłoń, uspokajając, jakoby sam go tresował. — Zajmę się Ludwikiem, a później ruszę na Polskę! Nie pierwszy, ale ostatni raz — obwieścił pewny swego.
— Zatem wypijmy za ten plan! — krzyknął Karol, wznosząc kielich. Jego ruch powieliła reszta świty i Jan, zadowolony z aprobaty.
— Wiwat, król!
— Wiwat!
Poniosły się głosy świty. Jan nawet nie przeczuwał, jak prorocze będą jego słowa.
Wyszehrad, Królestwo Węgier, czerwiec 1331 r.
Promienie słońca oświetlały kancelaryjne skryptorium ustawione przed oknem. Pozornie panujący na nim chaos, okazał się precyzyjnie ułożonymi dokumentami. Elżbieta zapoznawała się z comiesięcznymi obrachunkami podległych królowej miast, rozstrzygając również co zawilsze sprawy sądowe. Towarzyszący jej Mistrz Tawerników, János Babonić, podsuwał jej co rusz nowe dokumenty, objaśniając zaistniałe problemy i kwoty. Z początku podejrzewany o spiskowanie na niekorzyść królestwa, okazał się prawdziwie oddanym sędzią i podskarbim.
— To najważniejsze, co trzeba nam zrobić — rzekła, stawiając pieczęć na ostatnim wyroku. — Przekaż mą wolę wójtowi Nógrádu. Nie uchodzi, by głodowali przez śmierć żywiciela rodziny. Jeśli wójt nie znajdzie zajęcia dla najstarszego syna, niech przyśle go do mnie.
— Wedle twej woli, pani. — János odebrał dokument, zwijając go w rulon.
— Zajmiesz się jeszcze jedną ważną sprawą — zagadnęła na koniec, wpatrując się w schnący lak. — Wiem, że arcybiskup Henryk wyjechał, ale gdy tylko wróci, zawezwij go do mnie. Potrzebna mi opinia kanclerza. Za coś pobiera te tysiąc siedemset florenów rocznie, zatem niech zacznie wypełniać obowiązki w mej kancelarii nie jeno biskupstwie Veszprém.
Z nagła odźwierny przemknął zgrabnie do kancelarii, dając znać, iż ma do przekazania ważne wieści.
— Na razie to wszystko, Jánosu — rozkazała, po czym zezwoliła mówić słudze.
— Biskup Egeru prosił o audiencję u króla. Uznałem, że zechcesz o tym wiedzieć, pani.
— Miklós Dörogdi, wrócił? — spytała retorycznie, odrywając gwałtownie plecy od oparcia.
Minął przeszło rok od wyjazdu duchownego do Awinionu. Drgnęła na samo wspomnienie rozkazu, który wydała, ażby utrudnić mu drogę i dać sobie czas do przekonania papieża o jego przewinach względem mieszczaństwa. Niemal o nim zapomniała, przypuszczając, iż na dobre zagnieździ się na dworze papieża, acz widocznie coś przywiodło go z powrotem na Węgry.
— Dziękuję, możesz odejść. — Na odchodne dodała jeszcze: — Zapowiedz mnie.
Skinął posłusznie głową i wyszedł.
Pomiędzy dworem papieskim, Neapolem i Wyszehradem trwały rozmowy w sprawie mariażu królewskich dzieci i podejrzewała, iż Miklós mógł być z nimi powiązany. Był w końcu zaufanym kapelanem Caroberta i zaczęła żałować własnego postępowania. Przyłożyła rękę do pozbawienia Miklósa stolca najważniejszego arcybiskupstwa i zamieniła urzędy Esztergom i Egeru wraz z mężem, zatem obawiała się wrogiego działania w Awinionie.
A co jeśli postanowi się zemścić? — Poderwała się z nagła, wbijając przerażone spojrzenie w zamknięte drzwi. Nie, nie, papież Jan prosił o me wstawiennictwo. — Szybko jednak zwątpiła, boć w tejże sprawie zbyt dużo robić nie musiała. Karol od początku pragnął korony Neapolu i sam zabiegał o sojusz. Tym bardziej jej obawa się pogłębiała. Dla zaspokojenia własnych ambicji, pragnienia zadośćuczynienia i odebrania tego, co winno należeć do jego ojca, był w stanie podjąć decyzję za jej plecami. Była tego niemal pewna.
Ruszyła w stronę auli. Pokładając nadzieję w dworzaninie, nie zwlekała z wejściem. Halabardzista rozwarł przed nią wrota, a rozmowy niepokojąco ucichły. Karol nie był zaskoczony jej wejściem, zatem zaczęła podążać w jego stronę, mijając stojącego tyłem duchownego. Spojrzała nań, dopiero gdy podeszła do podwyższenia. Zbytnio się nie zmienił, jeno mocniej posiwiał i przytył. Tunika mocno okalała jego brzuch, a pas uwydatniał ulane boczki. Wyraźnie zrekompensował sobie niewygody w niewoli — skwitowała dostatnią sylwetkę kapelana.
— Miklósu — zagadnęła jako pierwsza. — Długo zabawiłeś w Awinionie. Nie żal było ci wracać? — Wymusiła delikatny uśmiech.
— Pani. — Pokłonił się nisko, kątem oka zerkając na Andegawena. — Awinion uwodzi dostatkiem, ale tęskno było mi za Węgrami. Wypada mi też zając się w końcu nowym biskupstwem. — Wyczuła w tych słowach przytyk, jednak nie dała tego po sobie poznać. — Zaiste, długo byłem nieobecny. Miałem jednak ważny ku temu powód. — Widziała, jak ucieka spojrzeniem do króla, po czym kontynuował, jakby ujrzał zezwolenie. — Wysłano mnie do Neapolu.
Powściągnęła się, wbijając tylko palce w nadgarstek. Poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
— W sprawie mariażu. Rada jestem, że sprawy tej dogląda człek tak wielce oddany naszej rodzinie. Skoroś przybył, masz i wieści.
— Masz słuszność — wtrącił Karol, na co zwróciła się w jego stronę. — Nie zgodziłem się na ożenek obydwóch synów z wnuczkami Roberta, więc wystąpił o Ludwika.
— Wcześniej się nie określał — odcięła mimowolnie, patrząc tym razem oskarżycielsko na Miklósa.
Czuła, jak drętwieje na samo wspomnienie o starszym synu. W oczach jej zaczęły przedstawiać się najgorsze scenariusze. Miklós wymownie na nią patrzył, na co rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Widziała, iż oczekuje od niej aprobaty tego pomysłu, zatem wiedział o liście nadesłanym do niej przez papieża.
— Pragnę porozmawiać z królem. Na osobności.
Miklós ociągał się nieco, lecz ostatecznie opuścił aulę. Elżbieta gwałtownie odwróciła się do Karola, który ją ubiegł:
— Muszę wiedzieć, czy podzielasz moje zdanie — dodał beznamiętnie, przekręcając głowę.
Zadrżała, zamykając mocno oczy.
— Nie znam twego zdania, mężu, ale poznasz moje. — Stanęła przed tronem, zaczynając spokojnie, choć wnętrze jej wyrywało się do krzyku. — Pragniesz korony Neapolu. Uważasz, że Robert i papież, są ci ją winni, więc mariaż jednego z naszych synów z Joanną byłby zadośćuczynieniem. I z tym się zgadzam, jeśli synem tym byłby Andrzej. — Przerwała. Karol zaś nieustannie na nią patrzył, przeczuwając, iż dopiero nabiera tempa. — Wiesz najlepiej, że papież od zawsze siedzi i siedział będzie w kieszeni królów Neapolu. Patrzy jeno na dobro Roberta i własne, boć Awinion leży na terenach należących do Andegawenów. Jest im niemal podległy³.
— Również należę do tej dynastii.
— Nie przeczę. — Weszła na dwa stopnie, przysiadając na szczycie, tuż pod jego tronem i dłoń kładąc mu na kolanie. — Ale Węgry są daleko. Wybacz, mężu, nie masz realnego wpływu na zdanie papieża, a wymysł Roberta, który popiera, jest na to najlepszym dowodem. To awinioński papież pozbawił cię sukcesji po ojcu, a Jan zbytnio się nie różni od poprzednika. Nawet jeśli był twym wychowawcą, dawno wyparł ten fakt z pamięci. Jest przekupny i pazerny, lecz zawsze milsze mu będzie neapolitańskie złoto niźli węgierskie. Nowy układ nie będzie zadośćuczynieniem, a nagrodą dla twego wuja. Jeśli się zgodzisz, sam złożysz na jego ręce Świętą Koronę, o którą byłeś zmuszony walczyć. — Rozszerzyła usta i zamknęła je, chcąc się powstrzymać, ale złość i chęć dobitnego podkreślenia własnego zdania wzięła górę. — A przecie to on odebrał ci tron! — Ścisnęła trzymane kolano. — Dwa królestwa znajdą się w rękach mężczyzny, który przepalił krtań twego ojca, wysysając z niego duszę!⁴
Przegryzła wargę do krwi, widząc, jak płomień rozświetla tęczówki Andegawena. Posunęła się w swych słowach za daleko i miała tego świadomość. Chcąc chwycić jego rękę, omsknęła się na raptowny ruch. Odrzucił jej dłoń, podchodząc do wysokiego okna. Widziała dreszcz przebiegający po jego plecach i pochyloną głowę, jakoby ściskał kraniec nosa. Odetchnął głośno, prostując się i patrząc za horyzont, zamarł w nieznośnej dla niej ciszy.
— Karolu... — szepnęła do siebie, wstając i podążając za nim. Zawahała się przez chwilę, ale ufała mu i nie obawiała jego złości. — Wybacz. — Uścisnęła jego przedramię. — Karolu, wybacz mi głupotę. Język szybszy się okazał niźli rozum, a to nie przystoi królowej. Może to strach o dzieci nie pozwala mi logicznie myśleć. Wybacz.
— Nie muszę ci niczego wybaczać — odrzekł, na co wlepiła w niego zdziwione tęczówki. Odwrócił się, siadając na parapecie i ujmując jej dłoń, przyciągnął do siebie. — Całe życie towarzyszy mi jedna myśl. Co jeśli naprawdę stryj otruł mego ojca?
Elżbieta wyswobodziła zdrową rękę i zdejmując rękawiczkę, pogłaskała jego policzek. Usiadła mu delikatnie na kolanie, wtulając głowę w pierś, w której serce pragnęło wydrzeć dziurę swym łomotem. Złość i bezradność przepełniła Andegawena. Pragnęła przynieść mu nieco ukojenia swą obecnością.
— Gdybym jeno miał pewność, wydarłbym mu koronę siłą — zawarczał, na co mocniej go uścisnęła.
— Nie pal się tak. — Poklepała jego pierś. — Wiesz przecie, że dyplomacją możesz równie dużo zdziałać i to bez ofiar. Pragniesz korony Neapolu, rozumiem to i wesprę cię, bo zasługujesz na nią jak nikt inny. Nie zgadzam się jednak na ślub Ludwika z Joanną. Zdania nie zmienię, bo i w tym tkwi matactwo. Nie oddam go, słyszysz? To Ludwik, jako najstarszy syn, będzie twym następcą i Robert dobrze o tym wie, zatem nie dla niego ta dziewka.
Nie musiała mówić nic więcej. Uśmiechnęła się, mocniej wtulając w małżonka, który otulił ją ciaśniej ramionami. Pogładził z czułością skroń, ukrywając niesforny kosmyk włosów za uchem.
Mały książę, wielki duchem, równie wielką córę mi ofiarował — pomyślał w duszy, całując jasnobrązowe włosy.
Doceniał ją i cieszył, że to właśnie ona została mu przeznaczona. Inteligencja wzbogacała jej urodę, a cięta minka, gdy się z nim nie zgadzała, dodawała uroku. Jej rady były dla niego ważne i nawet nie spostrzegł się, kiedy zaczął obdarzać ją tak dużym zaufaniem. Łączył ich jeden, nierozerwalny argument, który był najważniejszy... a właściwie dwa – synowie. Tylko rodzice byli w stanie zrobić wszystko, co konieczne dla dobra swych dzieci. Tylko ona, odważała się mówić wprost i bez ogródek nie patrząc na własne dobro, a dobro królestwa, które kiedyś przypadnie jednemu z nich.
— Musiałem usłyszeć tę prawdę od kogoś innego. Masz rację. Jeśli oddamy Ludwika, oddamy i węgierski tron. — Pogłaskał jej ramię, na co mocniej wtuliła w niego głowę. — Nie jesteśmy zobowiązani zgadzać się na wszystko, co powie papież. Neapol jest ważny — odchylił głowę małżonki, muskając delikatnie jej usta — ale to Węgry są najważniejsze.
— Gdy Andrzej ukończy nauki i będzie gotowy, wyjedzie — rzekła z przekonaniem.
Ponownie mocno się objęli. Karol pomyślał i o polskim tronie. Zdawał się on jednak bardziej odległy, niż Neapol, który znajdował się na wyciągnięcie ręki. Wpierw musiał zdobyć odebraną mu przed wieloma laty ojcowiznę.
Óbuda, Królestwo Węgier, koniec września 1331 r.
| Siedziba palatyna |
Konspiracja trwała w najlepsze od ośmiu miesięcy. Nie wiedzieli, jak długo jeszcze zdołają utrzymać swoje śledztwo w tajemnicy, bo co rusz dołączali do nich nowi dworzanie. Początkowo sprawą próby zabójstwa Jana Drugetha, po klęsce pod Posadą, zajmował się zaledwie Atila, Mroczko, Wilhelm i Hermán Lackfi. Podczas gdy prawda o córce hrabiego wyszła na jaw, wtajemniczono i ją, i jej brata, Istvána, a także Kónye Szécsényi, który zdawał się zauroczony odważną strażniczką królowej i pragnął odkryć prawdę, która tak ją zajmowała. Koniec końców do grona dołączył Zoltán, który jako lojalny i otrzaskany w dworskich koneksjach przyjaciel Andegawena, mógł wnieść więcej przydatnych znajomości.
Starzy wyjadacze, doświadczeni możni i ich młode latorośle, pnące się dopiero po szczeblach dworskiej kariery, przesadnie oddane, a przede wszystkim spragnione przeżyć. Osobliwe grono, które nigdy nie zostałoby posądzone o współpracę, okazało się skuteczniejsze, niż można było przypuszczać.
Nocna aura czyniła z sylwetek siedzących przy stole upiory. Porozstawiane świece rozświetlały ich pełne powagi twarze, na ściany rzucając wypaczone cienie. Byli przeświadczeni o tym, kto chciał dobić króla podczas ucieczki z gór i jedynie pomyłka z palatynem oddaliła go od wykonania zadania. Zeznania świadków były przygotowane, potrzebowali wszelako ostatecznego dowodu i niekwestionowanego poręczyciela ich słów.
— Większość to poszlaki. Małe tropy niezdolne do przechylenia szali zwycięstwa na naszą stronę — wywnioskował Hermán.
Wilhelm poruszył się na miejscu, nie do końca się z nim zgadzając. Sam nie wierzył w słowa, które cisnęły mu na usta, ale gniew go przepełniał na samą myśl o zdradzieckim Palastim. Raz bliski był obłożenia pięściami Lampertusa na jednej z rad i z trudem się powstrzymał. Podczas wyroku na Zachach, nie popierał tego działania. Teraz bodajże nie mieli innego wyjścia.
— Wystarczy przekonać króla i królową, że Borsa również brał udział w planowaniu zamachu. Zwołamy baronów, którzy podejmą decyzję, jak to było w przypadku wyroku.
— Czy można uznać słowa kowala za jeden z niezbitych dowodów, palatynie? — ozwał się Mroczko, miętoląc w dłoni jeden z pergaminów.
Wszyscy przenieśli wzrok na niego.
— Za dowód możliwy do podważenia. — Westchnął głośno Jan, gładząc brodę. — Mamy jeszcze jedną, ostatnią możliwość.
Wszyscy wtem ucichli nasłuchując słów ojca rodu Drugeth. Wszyscy mieli nadzieję, że uda im się udowodnić winę Borsy, boć byli krok od jego zdemaskowania. Mieli dowody na częste odwiedziny Felicjana Zacha w Palást, choć syn Zacha mieszkał w tym czasie pod Esztergom. Słowa jedynej uchowanej dwórki, która będąc co prawda w popłochu, rozpoznała podczas zamachu drugiego z synów Borsy, Bacsó. Sam Mroczko dojrzał podczas obrony palatyna herb ich rodu, ukryty na czołdarze⁵ konia, a i jeden z kowali potwierdził, iż jeździec o bliźniaczym okryciu, podkuwał u niego konia. I z tym faktem łączyła się ostatnia szansa. Palatyn kontynuował:
— Lampertus pomieszkuje w posiadłości pod Wyszehradem. Pewno, by nie wzbudzać podejrzeń. Ponoć jeden z braci mieszka wraz z nim. — Powodził po twarzach wspólników i lekko się uśmiechnął. — Jeśli był w okolicach granicy, musiał pozostawić ślad w księgach. To ostatnie miejsce, w którym możemy coś znaleźć.
— Dobry pomysł, ojcze — zawtórował mu Wilhelm i uniósł się z miejsca. — Zatem pozostaje nam ruszać. Kto jest ze mną?
Na jego słowa powstali wszyscy młodzi łącznie z Leilą, której oczy pojaśniały od determinacji. Wilhelm skinął zadowolony głową, lecz dochodząc do dziewczyny, wyszydził ją spojrzeniem.
— W akcji potrzeba silnych i sprawnych mężów, a nie delikatnych niewiast. Wróć potulnie do swej królowej... — Kónya już gotował się do obrony, co nie było konieczne, o czym dobrze wiedzieli jej brat i ojciec. Zwinnym ruchem wyjęła sztylet z pochwy nic niepodejrzewającego Wilhelma i podcinając mu nogę, rękę założyła na plecy. Ostrze błysnęło tuż przy jego szyi.
— Sił i sprawności mi nie brak — rzekła butnie, mocniej dociskając mu kostki do kręgosłupa. — Mam jednak coś, czego tobie widocznie poskąpiono. Rozsądek.
— Dobrze, dobrze — zawołał Hermán, uspokajając córę, by nie popaść w zbyteczną kłótnię z palatynem, jednak gdy nań zerknął, wyglądał na rozbawionego. — Wszyscy ruszycie. Wilhelmowi i Istvánowi pozostawiamy rozplanowanie akcji. Wy dowodzicie. — Podszedł do Wilhelma, który wyswobodzony z objęć silnej młódki, opierał się nonszalancko o krzesło. — Wrócić macie wszyscy, więc lepiej się nie pozabijajcie. — Widząc, iż gwar powstał w pomieszczeniu, hrabia wykorzystał to i nachylił się nad uchem młodego Drugetha, szepcząc: — Lepiej przełknij ten niewinny przytyk ze strony Leili, byś później nie wpadł na jakiś nieodpowiedni pomysł, chcąc jej dopiec.
Poklepał go po ramieniu, dając jeno przyjacielską radę i oczko puszczając do ciemnowłosej córy.
Okolice Wyszehradu
Wilhelm, poświęcając cały kolejny dzień i wieczór na rozeznanie, zwołał zainteresowanych drugiej nocy. Ciągle niezadowolony z obecności dziewczyny, wyznaczył ją do obstawiania tyłów, na co ostatecznie wyraziła zgodę. Kónya chciał pewno zostać z nią, acz jego powszechnie znane zdolności wślizgiwania się w najdziwniejsze zakamarki mogły się przydać. Zatem padło na Mroczka.
Stali u podnóża lasu, skryci pomiędzy krzewami. Bacznie obserwowali bramę, przez którą zakradli się ich kompani. Sytuacja nie przeszkadzała Leili, która nie potrafiąc usiedzieć długo w ciszy, zagadywała Mroczka, lecz bez skutku.
— Nie jesteś zbytnio gadatliwy — odcięła po kolejnej próbie, spoglądając na blondyna, który lekceważąc ją, wypatrywał zagrożenia. Westchnęła, przerzucając oczami. Po chwili poprawiła długiego kuca, nakrywając szczelniej materiał na twarz, tak, że były widoczne tylko jej błękitne oczy. — Wiesz o mnie wiele, ja o tobie nic. Uraczysz mnie wreszcie rozmową?
— Skąd przekonanie, że chcę cokolwiek o tobie wiedzieć? — spytał chłodno, obdarzając ją zobojętniałym spojrzeniem. — Słyszałem jeno to, o czym huczy dwór, jeśli o mnie nie plotkują twoja strata.
— Skąd ta buta, dowódco? Czyżby kobieta w gwardii ci uwłaczała? — Jej głos dla odmiany zabrzmiał jadowicie. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo na dworze, ale nie miała zamiaru się poddawać. — Wy, mężczyźni, macie odwagę jeno biadolić pod nosem i znieważać niewiasty. Nie wiem, kto tu jest bardziej mężny — dodała uszczypliwie, rozglądając się po posiadłości. Teraz to on na nią patrzył.
— Zatem mogę przejść od słów do czynów, jeśli hrabianka sobie życzy.
Ukłonił się prześmiewczo, na co gwałtownie odwróciła się w jego stronę. Miała ochotę obić mu tę śliczną buźkę. Właśnie dlatego nie chciała ujawniać pochodzenia. Po stokroć wolała urodzić się chłopcem niż córą potężnego hrabiego.
Niespodzianie sięgnęła do kołczanu i wydobywając w pośpiechu strzałę, naciągnęła cięciwę, celując w Mroczka. Wstrząsnął nim dreszcz. Nie wiedział, co zrobić. Czasem naprawdę nie potrafił pojąć kobiet.
Już myślał, że przebije go grotem, gdy w ostatnim momencie odchylił głowę, dosłyszawszy za sobą cichy szelest. Strzała przeleciała mu przed twarzą, nadziewając nieznanego mężczyznę. Naraz nowe głosy poniosły się po lesie. Zeskoczyli równocześnie z koni i dobywając mieczy, stanęli u swego boku, odpierając ataki dwóch wrogich strażników. Po kilku zamachnięciach dojrzeli czterech jeźdźców oddalających się od siedziby Lampertusa. Ostatnimi ciosami zwalili przeciwników na ziemię i wskakując na siodła, podążyli za nimi. Mieli nadzieję, że ich kompani znaleźli to, czego szukali.
Wyszehrad
| Kilka dni później |
Wieści o wtargnięciu do posiadłości Lampertusa Palastiego rozeszły się prędko po najbliższych miastach, docierając i do jego ojca. Najstarszy syn, który próbował zbiec, pojmany został w niedalekich lasach wraz z młodszym, Bacsó. Trzeciego zaś, Pétera, aresztowano we własnym domostwie pod Esztergom. Borsa spodziewał się najgorszego. Ledwie pogodzony ze straceniem Kopaja i Seby oraz odesłaniem ich latorośli, a jego wnuków, na niewolniczą wyspę, nie mógł dopuścić do siebie myśli o śmierci kolejnych najbliższych mu osób. Pragnął ich chronić po nieudanym zamachu, łudząc się, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. Dowiadując się jednak, że rycerze króla idą i po niego, sam zakończył swój żywot.
— Kto całe życie żyje jak tchórz, ginie jak tchórz — skwitował te wieści Karol, wbijając mordercze spojrzenie w Lampertusa, Bacsó i Pétera.
Oboje z królową mieli nadzieję, że już dawno położyli kres sprawie zamachu, lecz niedługo dane im było wypierać te tragiczne wydarzenia z pamięci. Wszelki ból znowuż powrócił ze zdwojoną siłą. Elżbieta obecna była w komnacie, stojąc za małżonkiem i dłoń opierając na górnej części wyżłobionego krzesła. Po przedstawieniu dowodów obciążających Palastich byli pewni, że brali udział w spisku.
— Targnięcie się waszego ojca na własne życie stanowi potwierdzenie oskarżeń palatyna.
Karol zerknął na Jana, który skinął potwierdzająco, stojąc w towarzystwie syna, Hermána, Istvána i Kónyi. Leila zaś i Mroczko trwali przy boku Elżbiety, która wcześniej niż małżonek została przez nich poinformowana o ostatecznych rezultatach śledztwa.
— Śmiem zauważyć, że mamy prawo do obrony — wtrącił Lampertus, wiedząc, że jest to ich ostatnia próba na przetrwanie. — Nie możesz nas skazać bez dowodów, a twoi posługacze ich nie mają. Dwa dokumenty wykazujące mą obecność na granicy w czasie, gdy napadnięto palatyna, nic nie znaczą. Nie stanowią dowodu na to, że planowaliśmy spisek.
— Ojciec spotykał się z Felicjanem bez naszej wiedzy — wtrącił bojowo Bacsó, szarpiąc kajdanami. — Nie mamy zamiaru płacić za grzechy naszego ojca jak Klara, Felek i Kopaj.
— Nie byli bez winy, dobrze o tym wiecie — oburzył się nieco palatyn. — Poza tym... mamy świadka, który był na spotkaniu spiskowców, ale został uwięziony. Wiecie przez kogo? — spytał retorycznie, na co bracia plunęli pod jego nogi.
Na to zachowanie Karol machnął ręką, a strażnicy wbili im rękojeści mieczy w brzuch. Opadli na ziemię. Wrota komnaty otworzyły się, a Zoltán wkroczył do środka, prowadzonego mężczyznę rzucając na kolana obok trójki Palastich. Za nim wszedł jeszcze jeden jegomość.
— Dominik Dombaj — przedstawił imię czwartego skazańca Zoltán i spojrzał na starszego mężczyznę. — Syn tego oto Piotra, syna Stefana Czaka.
— Panie. — Piotr padł przed Karolem na kolana, przykładając dłoń do serca. — Wiem, że syn mój zdradził. Spiskował przeciw tobie, panie, chcąc skrzywdzić twą rodzinę. Łaskawie błagam o darowanie mu życia. Jednakowoż — ubiegł króla, który zamierzał właśnie coś rzec, a mina jego nie wskazywała na zatwierdzenie prośby — jeśli uznasz, że przewina jego jest niezdolna do przebaczenia, błagam, klnę się na życie pozostałych dwóch synów, nic nie wiedziałem o jego poczynaniach. Wiesz, panie, że wiernie ci służę, byłem twym koniuszym, a jeden z moich synów z oddaniem pełni urząd wójta. — Spojrzał na Elżbietę. — Wielka była w tym krzywda twoja, pani, żałuję. Nie poświęcę swej nieskalanej reputacji i lojalności mych dwóch synów dla tego, który zdradził mnie i mych władców. Jestem wam oddany.
Elżbieta zacisnęła palce na oparciu, patrząc na Dominika, który nie wydawał się skruszony. Prędko oddychał, kątem oka zerkając na Palastich. Dobrze się znali.
— Wierzę ci i popieram. Dominik zapłaci należną mu cenę — obwieścił Karol, wymownie dając znak Zoltánowi.
Wprowadził on kolejnego mężczyznę. Postawnego i zadbanego, który nie wydawał się osądzony o zdradę.
— To właśnie człek, którego Dominik Dombaj więził, ostatecznie próbując zabić — rzekł Jan Drugeth, patrząc na Lampertusa. — W ostatniej chwili żeśmy go uratowali. Jest świadkiem.
Bracia Palasti spojrzeli na przybysza, nieoczekiwanie podrywając się z kolan i próbując staranować strażników, poczęli obrzucać go obelgami. Kolejne ciosy osunęły ich na ziemię, lecz nie wykazując chęci uspokojenia się, zostali wyprowadzeni z komnaty.
— Maurycy Pok. — Rozpoznał szlachcica Karol i odrywając plecy od oparcia, wyprostował się. — Co to ma znaczyć?
— Zaciągnąłem się, panie, w ostatniej chwili do spiskowców. — Pominął jednak fakt, że namówił go jeden z druhów, który pragnął przekonać go do swych racji, ostatecznie więżąc go w swym zamku. — Zaplanowali skrupulatnie każdy szczegół, rodzina Palastich, Zach i Dominik. To oni stali również za próbą otrucia ciebie, panie. — Na te słowa Elżbieta nieświadomie zacisnęła dłoń na ramieniu małżonka. — Gdy po ostatnim spotkaniu chciałem powstrzymać te niedorzeczne plany, dowiedzieli się prawdy i uwięzili mnie. Wybacz, panie, że nie zdołałem was ostrzec.
Maurycy naprawdę żałował, jednak rozdarty pomiędzy lojalnością do króla i przyjaciela, przemilczał udział w spisku Władysława Kána, jednego z najsilniejszych opozycjonistów Karola, który pod protekcją Basaraba grabił przygraniczne rejony. Znali się nader dobrze, boć ich ojcowie byli jak bracia, a po śmierci Kána seniora, to jego ojciec objął urząd wojewody Siedmiogrodu. Niestety podzielali inne poglądy i podczas gdy Pok, był lojalny wobec Andegawena, Kán nigdy nie pogodził się z jego koronacją.
Ich braterska więź okazała się jednak na tyle silna, by nie dopuścić do śmierci żadnego z nich. Władysław Kán nie dopuścił do zabicia Maurycego, zezwalając spiskowcom jeno na uwięzienie. On również nie mógł go wydać, boć i tak już uchodził za zdrajcę sprzymierzonego z Basarabem.
— Wszyscy wyjść — rozkazał Karol, nie mogąc uwierzyć w skrzętnie przygotowany spisek. Spojrzał na Elżbietę, która również próbowała się otrząsnąć. Gdy w komnacie zostali już tylko oni, Zoltán i Maurycy, kontynuował: — Skąd pogłoski o gwałcie?
Pok spuścił wzrok, niekiedy zerkając na królową.
— Klara miała na uczcie uwieść królewicza, by w nocy dostać się do waszych komnat i naprawić swój błąd.
— Błąd? — dopytała nagle Elżbieta, mrużąc oczy.
— Tak. To ona dosypała trucizny do waszego wina, a gdy plan spalił na panewce, miała zrobić to jeszcze raz po nocy z Kazimierzem.
Piastówna nie wytrzymała. Odchyliła głowę i zakrywając dłonią usta, stanęła tyłem, by nie dostrzegli jej słabości. Nie mogła uwierzyć, ile razy udało im się uniknąć śmierci. Otarła policzki i nie odwracając się, spytała:
— Czy mój brat posiadł ją siłą? — załamał głos, nie mogąc wytrzymać natłoku ciążących myśli. — Czy ona naprawdę chciała go uwieść?
Rozpacz, którą dało się dosłyszeć w jej głosie, złamała Maurycego. Rozchylił wargi, po czym przełknął, nie wiedząc co odrzec. Do królowej widocznie wróciły wyrzuty sumienia.
— Jeno Zachowie i Borsa, byli wtedy na zamku — odparł zgodnie z prawdą. — Nie wiemy, czy do czegoś doszło, ale ludzie widzieli bodaj, jak lgną do siebie. — Nie chcąc jednak ciągnąć niewygodnego tematu dla wszystkich, odchrząknął. — Panie, jest jeszcze jeden winny, Amadej Aba.
— Co?! — Karol wstał na to nazwisko, przeżywając powrót wszystkich wspomnień z walki o tron. — Jak to możliwe?!
— To jeden z najmłodszych synów zabitego możnowładcy. Nigdy nie pogodził się ze śmiercią ojca i twą wygraną. Pragnął zemsty. — Przeszył króla zmieszanym spojrzeniem i dodał: — Po śmierci ojca znalazł schronienie w Polsce. Doszły mnie słuchy, że zaraz po wyroku na Zachach, wrócił do kraju nad Wisłą.
Elżbieta zadrżała bojaźliwie na te słowa, a Karol, gotując się ze złości, oddalił rozmówcę i Zoltána. Odwrócił się gwałtownie w stronę żony, a gdy ta zorientowała się, że rozwścieczony zmierza w jej stronę, próbowała uciec, lecz chwycił ją mocno za ramię, przyciągając do siebie. Jęknęła, patrząc w oczy, które ją niemalże oskarżały, pałając żywym ogniem.
— Za każdym razem twój ojciec wbija mi nóż w plecy! — warknął, zbliżając do niej twarz. — Powinszował podpisanego sojuszu z Ottonem przeciwko Luksemburczykowi⁶, który w Ratyzbonie urobił Bawarczyka⁷. Wyraził chęć dołączenia do przymierza, a okazuje się, że nie dość, że ukrywa zbiegłych krewnych Zacha to jeszcze pomiot Aby!
Z każdym słowem podwyższał ton, wykrzykując żonie boleśnie ostatni epitet do ucha.
— Dla ciebie Aba był zdrajcą i podżegaczem, dla niego druhem, który pomógł mu w walce o tron — rzekła, próbując się wyswobodzić.
— A teraz jego syn spiskował przeciwko mnie!
— I mnie! — krzyknęła, równie mocno ściskając jego drugie ramię. Oziębiła spojrzenie. Oczy jej zabłyszczały od łez i wściekłości, ale nie na niego, a ojca. Miała dosyć udawania, że postępowanie rodziny jest jej obojętne. Coraz rzadziej potrafiła ich bronić i nie chciała tego robić, gdy działali przeciwko niej. — Nie zapominaj, że to ja zapłaciłam najwyższą cenę! — Wyszarpała okaleczoną rękę, którą trzymał i zdejmując rękawiczkę, podstawiła mu pod oczy kikut. — Jeśli myślisz, że mój ojciec zdradził tylko ciebie, to jesteś w błędzie — wydusiła ciszej, tłumiąc gulę w gardle.
Jej słowa go otrzeźwiły. Puścił ją, próbując zapanować nad gniewem, który u obojga dał się we znaki. Podszedł do misy z wodą, obmywając twarz i dłońmi waląc w stół. Wtem dotyk Elżbiety przyniósł mu nieco ulgi. Pogłaskała jego ramię, wędrując do przedramienia, które pociągnęła, zwracając go w swoją stronę.
— Musisz się o czymś dowiedzieć. — Spojrzała na niego poważniej, z zacięciem, jakiego jeszcze u niej nie widział. — Moja matka przysłała list, zaniepokojona atakami Krzyżaków na północne części królestwa. Ponoć znowu sprzymierzyli się z Luksemburczykiem⁸, który pozostawiając syna w Italii i zawierając pokój z cesarzem, postanowił po raz kolejny odebrać polską koronę. Dotarł już do Głogowa i negocjuje wykup praw do księstwa po śmierci Przemka⁹.
— I co? Będę musiał znowu ich wesprzeć? — spytał z drwiną, na co skinęła, potwierdzając.
— Jednak nim to zrobisz, wystosujesz żądanie wydania Amadeja Aby, inaczej żaden węgierski rycerz nie narazi się dla Polski. — Brzmiała niezwykle oschle. — Musimy zakończyć ten koszmar. Dopóty Amadej pozostanie w Polsce, będzie stanowić dla nas zagrożenie. — Przysunął ją bliżej, chwytając w talii. — Co zamierzasz zrobić z synami Palastiego i Dombajem?
— Czeka ich tylko jeden los — przejechał delikatnie dłonią po jej skroni — szubienica.
— Amadeja również — dodała.
Mimowolnie parsknął pod nosem, nie mogąc nadziwić się poczynaniom małżonki. Niegdyś żywił obawę, że zatwardziale będzie przystawać przy swoim przywiązaniu do rodziny, że nie będzie w stanie pogodzić w sobie roli córki i żony, polskiej królewny i węgierskiej królowej. Teraz jednak naprawdę miał pewność, że jest jego partnerką nie tylko w życiu rodzinnym, ale również w sprawach kraju. Niegdyś naturalne oddanie krakowskiej rodzinie zmieniało się w powinność. Miłość do Polski z każdym dniem się wypalała, a jej serce zaczynało bić w rytmie Węgier.
Większość akcji polsko-czesko-bawarsko-węgierskiej zostało wyjaśnionych w przypisach. Tutaj jeszcze chciałam się odnieść do całej sprawy z Amadejem Abą Juniorem i ostatnim wyrokiem. W 1331 roku w kilku dokumentach Karola, zostaje wspomniane, że posiadłości Palastich zostały zarekwirowane, a bratanek Borsy walczył o pozyskanie majątku jego ojca (nie wiadomo, czy brat Borsy również został stracony). Jednak nic nie ugrał, a Karol rozdzielił te majątki pomiędzy zaufanych szlachciców. Z tekstu dokumentów można wyczytać, że synowie Borsy, ponieśli śmierć na szubienicy na podstawie decyzji baronów i prałatów królewskiej mości.
Dlatego tak bardzo chcę udowodnić, że zamach na tle politycznym miał większy sens, niż sam gwałt.
Co do dzisiejszej postawy Łokietkówny. W mojej książce Elżbieta może być czasem odbierana przez Polaków w negatywny sposób. Będzie antagonistką, ale w tym samym czasie będzie protagonistką względem Węgier. Ja jednak już na samym początku podjęłam decyzję, że w większej mierze będę skupiała się na roli królowej, żony i matki, a nie siostry, czy córki. Nie będę wyolbrzymiać jej przesadnego oddania ojcu i bratu, jak to robił serial, tylko pokazywać "realia", które zmieniły jej podejście i postrzeganie rodzinnego domu. W polityce nie było miejsca na sentymenty (o czym sam Kazimierz dobrze wiedział) i każda nawet najmniejsza zdrada, nie pozostawała bez echa. Mojej Elżbiecie nie można zarzucić braku przywiązania do Krakowa, ale będzie postępować pragmatycznie, na pierwszym miejscu stawiając Węgry i przyszłość synów, co jest zrozumiałe.
Odnosząc się również do pomysłu na tytuł, mam nadzieję, że okazał się trafny 😃
Już gdy napisałam rozdział i przeczytałam go od początku do końca, zauważyłam, że znowu podjęłam temat relacji rodzinnych, ale tym razem tych skomplikowanych i negatywnych, które wpływają na zachowanie bohaterów i na podejmowane przez nich decyzje. Tak było w przypadku Karol i Jana, jak i Caroberta i jego stryja oraz Elżbiety i Łokietka.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Wesołych Świąt! ❤❤
¹ Spędzając Wielkanoc w Pawii, Karol IV, dzięki praktykom kościelnym (obchodził ścisły post) uniknął otrucia. "Na trzeci dzień aresztowany zeznał na mękach, że w kuchni domieszał do potraw truciznę i że polecił mu to uczynić Azzo Visconti" jeden z ponoć lojalnych sojuszników Luksemburczyka w górnej Italii.
² Jan Luksemburski zabiegał o uznanie papieża w Italii i przypisywał sobie rolę negocjatora. Pragnął za wszelką cenę pogodzić awiniońskiego papieża i cesarza, Ludwika Bawarskiego, który był wiele razy okładany ekskomuniką i posądzany o kontakty z heretykami. W kwietniu 1331 roku, Jan spotkał się z legatem papieża, Bertrandem du Pouget, gdzie uzgodnili, że Jan zagarniętymi ziemiami w Italii będzie zarządzał w imię kościoła i nie poprze cesarza. Wtedy właśnie Jan otrzymał od kardynała w prezencie młodego lwa, papugę i pięknego konia.
³ Każdy papież w Awinionie przed wykupieniem praw do tych ziem, był podległy nieoficjalnie królom Neapolu.
⁴ Sprawa śmierci Karola Martela nie jest jednoznaczna i okryta jest tajemnicą. Pojawiają się podejrzenia, że to młodszy brat, Robert, otruł brata, by zostać następcą. To wyjaśniałoby późniejsze silne starania o wydziedziczenie Caroberta z sukcesji do neapolitańskiego tronu.
⁵ czołdar – ozdobne przykrycie pod siodło konia
⁶ W odwecie za zerwanie sojuszu skierowanego przeciwko Luksemburczykowi (patrz 7), Karol Roberta zawarł w Bratysławie sojusz z Habsburgiem, Ottonem, do którego później przystąpił Władysław Łokietek.
⁷ 13 sierpnia 1331 roku w Ratyzbonie Jan Luksemburski zawarł z pokojowe porozumienie, zgodnie z którym otrzymał od cesarza legalizację swej władzy w północnej Italii. Tym samym sojusz antyluksemburski się rozpadł.
⁸ Luksemburczyk w 1331 roku po raz ostatni sprzymierzył się z Krzyżakami w celu odzyskania władzy w Polsce. Najpierw zaatakował i przystąpił do oblężenia Poznania, jednak szybko zawarł pokój z Łokietkiem, bo w odwecie, i tak już mocno zdenerwowany zerwaniem sojuszu antyluksemburskiego, Karol Robert, zaczął plądrować Morawy.
⁹ Po śmierci Przemka Głogowskiego, Jan Luksemburski, przed zaatakowaniem Wielkopolski, wykupił prawa do księstwa od Jana Ścinawskiego za kwotę 2000 grzywien.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro