Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 - Ona albo żadna

22 sierpień 148'
Cornish Abbey, księstwo North Yorkshire, północna Anglia.

Gdyby nie porozrzucane obok polne kwiaty z wianka, który miała na głowie poprzedniej nocy, gdy dostrzegł ją po raz pierwszy, to prawdopodobnie pomyślałby, że była jedynie złudzeniem. Jednak ta noc była tak nieprawdopodobnie intensywna i żarliwa, że nie było możliwości, aby dziewczyna była jedynie sennym majakiem.

— Onyx — wyszeptał, rozkoszując się brzmieniem imienia nieznajomej. Tak samo niecodziennym, jak ona sama.

Czekał kilka godzin, mając nadzieję, że wróci. Momentami, gdy przymykał powieki, wracając wspomnieniami do namiętnych chwil, które wspólnie przeżyli, miał wrażenie, że dziewczyna siedzi obok. Dosłownie wyczuwał jej obecność, miał wrażenie, że słyszy jej oddech, lecz za każdym razem, gdy otwierał oczy, jej tam nie było.

Po południu stwierdził, że będzie lepiej jej poszukać. Obszedł okolicę, w której byli, ale nie natknął się na nikogo. Wrócił na zamek i poszedł od razu do stajni, gdzie osiodłał konia, a następnie pogalopował z powrotem w okolice rzeki. Szukał jej jak idiota, z godziny na godzinę tracąc nadzieję, że ją tam odnajdzie. Przez kilka następnych dni zjeździł okoliczne wioski i rozpytywał o nią, gdzie tylko się dało. Nikt nigdy nie słyszał o żadnej Onyx. Jednak nawet w takiej sytuacji nie stracił nadziei. Ona musiała gdzieś być. Po prostu musiała. Była nad wyraz rzeczywista i poprzysiągł sobie, że ją odnajdzie, choćby miał zejść do samego piekła. Musiał ją zobaczyć, chociaż jeszcze jeden raz, aby dowiedzieć się, dlaczego go zostawiła. To po prostu nie mogło się tak skończyć. Zbyt mocno się w nim zakorzeniła, a przecież widział ją zaledwie kilka godzin.

Chodził wciąż nieprzytomny, prawie nie spał i nie jadł. Miał tylko jeden cel.

— Słucham? — wydusił, zdając sobie sprawę, że stojąca obok niego matka od jakiegoś czasu coś do niego mówiła.

— Musisz coś ze sobą zrobić, Victorze. Tak nie może dłużej być. Co się z tobą dzieje, syny? — W oczach kobiety ujrzał łzy i poczuł się z tym źle. Ale co miał jej powiedzieć? Że szuka ducha? Że nie zazna spokoju, dopóki jej nie odnajdzie.

— Wszystko w porządku, matko. Po prostu źle spałem — oznajmił uspokajającym głosem i uśmiechnął się łagodnie do schorowanej kobiety. — A ty jak się czujesz?

— Lepiej od twego brata — usłyszał za sobą głos ojca, który sprawił, że mina od razu mu stężała.

— Przykro mi z tego powodu, ale nic nie mogę na to począć — odparł chłodno.

— Możesz.

— Nie wracajmy do tego tematu — ostrzegł.

— Za miesiąc przyjedzie tu Sir Charles MacRoy z synem Sean'em i ustalimy szczegóły twojego małżeństwa z jego córką Charity.

— Nie mogę się z nią ożenić, ojcze! — przerwał mu.

— Musisz!

— Nie mogę!

— Dlaczego wciąż powtarzasz, że nie możesz...

— Ponieważ mam już żonę — wrzasnął, sprawiając, że rodzice zamarli. Wreszcie, po tylu tygodniach, przeszło mu to przez gardło. Nie traktował tej sprawy inaczej. Dla niego nieznajoma dziewczyna była jego żoną i to się nie zmieni. Jednak do tej pory nikomu nic nie powiedział. Chciał najpierw ją znaleźć, zabrać ze sobą i postawić sprawę na jedną kartę. Musieli pogodzić się z jego wyborem. Ona albo żadna. Innego wyjścia nie było i rodzina musiała się z tym pogodzić.

— Nie podobają mi się twoje żarty — usłyszał chłodny głos ojca i odwróciwszy się w jego stronę, spojrzał mu prosto w oczy.

— To nie są żarty — oznajmił.

— Co ty mówisz, synu? — wydusiła matka.

— Pojąłem ją za żonę w noc kupały — wypowiedział hardo. Widział pojawiający się w spojrzeniu ojca gniew. Przez chwilę trwało milczenia. Cisza aż dudniła w uszach.

— W takim razie gdzie jest twoja małżonka? Od Midsummer minęło kilka tygodni. Dlaczego do tej pory jeszcze jej nie poznaliśmy? — usłyszał i ogarnęła go bezradność. To było bardzo dobre pytanie.

— Kim jest ta dziewczyna, Victorze? — wyszeptała matka. Niestety konfrontacja z rzeczywistością była bolesne. Co miał im powiedzieć?

— Ma na imię Onyx — odparł. W zasadzie było to wszystko, o czym mógł ich poinformować, ponieważ nic więcej nie wiedział. Znał jedynie imię swej żony.

— To dlatego codziennie gdzieś cię niesie? To do niej jeździsz? — drążyła matka. Ojciec jedynie bacznie go obserwował.

— Można tak powiedzieć — mruknął. Chciał, aby ta rozmowa dobiegła końca, chciał iść do stajni, osiodłać konia i pogalopować w poszukiwaniu dziewczyny. Nie zamierzał zrezygnować z poszukiwań. Nie było takiej siły, która by go od tego odwiodła.

— Kto udzielił wam ślubu i gdzie to się stało? — wypowiedział chłodno ojciec.

Nie powinien się spodziewać innej reakcji. Wyznanie prawdy musiało pociągnąć za sobą konsekwencje. Z jednej strony przyniosło mu ulgę, ale z drugiej doprowadziło do tego, że odczuje teraz reperkusje wyjawionej tajemnicy. Nie miał złudzeń, że ojciec da mu spokój.

— Istotna jest tylko jedna rzecz, ojcze — oznajmił, przyciągając uwagę rodzica. — Nie mogę pojąć za żonę córki MacRoy'a, ponieważ moją żoną jest Onyx i gdy tylko ją znajdę... — zamilkł, zdając sobie sprawę, że powiedział o kilka słów za dużo. Na obliczu ojca pojawił się jakiś niepokojący wyraz.

— Gdzie jest teraz ta dziewczyna? — usłyszał i głośno westchnął. Czy był sens kłamać?

— Od dnia naszego ślubu nie mogę jej odnaleźć i nie wiem co się z nią stało — wypowiedział zdławionym głosem. Na twarzy matki pojawiło się zmartwienie. — Muszę ją odnaleźć i spełnić mój obowiązek wobec niej — ujrzał, jak ojciec otwiera usta, ale nie dopuścił go do słowa: — Niczego nigdy tak bardzo nie pragnąłem — dodał z zapałem i spostrzegł, jak ojciec zaciska mocniej szczękę.

— Masz miesiąc na to, aby ją odnaleźć — usłyszał. — Za cztery tygodnie przyjedzie MacRoy i jeżeli do tego czasu nie znajdziesz panny, którą poślubiłeś, kontrakt z Sir Charlesem zostanie zatwierdzony, a ty poślubisz Charity MacRoy — oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem, sprawiając, że na twarzy Victora pojawiło się niedowierzanie. Zupełnie się tego nie spodziewał. Był przekonany, że rodzic będzie wszystko utrudniał.

— Tak, ojcze — zapewnił.

— Weźmiesz kilku ludzi do pomocy, powiesz im, jak wygląda i niech szukają jej z tobą — zawyrokował. Widział entuzjazm na twarzy syna i ledwo powstrzymywał się od wybuchu złości. Cholerny głupiec mógł wszystko zrujnować jakąś błahostką.

Najprawdopodobniej jakaś ładna wieśniaczka zawróciła mu w głowie na tyle mocno, że wbił sobie, iż pogańskie rytuały są w jego wypadku wiążące. Nic bardziej mylnego. Był tytularnym diukiem Cornish Abbey i związać go węzłem małżeńskim mógł jedynie kapłan. Victor od zawsze miał buntowniczą naturę i swój światopogląd. Nie był jak jego brat William, spolegliwy i bezwarunkowo stosujący się do woli ojca. Drugi, starszy o rok syn, był oddany i podatny na manipulację, przez co łatwo było nim kierować. Chłopak szanował tradycję i wiedział, czym jest obowiązek wobec rodziny. Pojął za żonę dziewczynę, którą wybrano mu na małżonkę już kilka lat wcześniej. Niestety dziewczyna do tej pory urodziła dwie córki i ku jego rozpaczy na tym się miało skończyć.

Kilka dni przed Midsummer William wybrał się z ludźmi na polowanie i jeden z tych głupców wypuścił tak niefortunnie strzałę, że ugodziła konia, który zrzucił chłopaka. Niestety noga zaplątała się w strzemię i zwierzę pociągnęło go za sobą, po drodze tratując kopytami jego tors. W tym momencie nie było szans na to, aby William sam stanął na nogi. Nie był w stanie nawet unieść dłoni. Jego obowiązki musiał przejąć buntowniczy Victor, którym niestety nie można było sterować, tak, jak jego bratem. John musiał przekonać młodszego syna, że stoją po tej samej stronie. Małżeństwo z Charity MacRoy było bardzo ważne. Dziadek dziewczyny był Szkotem i posiadał tytuł lorda. Co prawda rodzina się od niego odżegnała, gdy poślubił Angielkę i przeniósł się do jej ojczyzny, jednak pozostał mu tytuł. Miał dwóch synów, którzy dochowali się kilku córek. John zawarł kontrakt małżeński z MacRoyem, gdy ich potomkowie byli jeszcze dziećmi. Ta transakcja musiała teraz dojść do skutku, a Victor jak najszybciej musiał spłodzić męskiego potomka. Teraz liczył się czas, ponieważ szczęśliwym zrządzeniem losu nadarzała się nieoczekiwana okazja.

John Cavendish był, jak jego syn Victor, młodszym bratem, dla którego godność diuka była jedynie tytularna. Jego starszy brat, był dziedzicem panującym. Jednak miał jedynie córkę, a sam podupadał na zdrowiu. Przejęcie tytułu to zaledwie kwestia czasu i w tym wypadku istotny był potomek w męskiej linii. Dlatego Victor powinien jak najszybciej, pojąc za żonę szlachciankę, spłodzić syna i przejąć tytuł w linii panującej. John musiał zrobić wszystko, aby Victor przekonał się do niego, aby mu zaufał i wykonywał jego polecenia. W tej sytuacji zagubiona dziewczyna spadła mu jak z nieba. Victor stracił dla niej głowę i gdy uwierzy, że chce mu pomóc, wtedy zmieni się jego stosunek do niego.

Gdy tylko syn zniknął z pola widzenia, ruszył do stajni i znalazł Duce, swego najbardziej sprawdzonego człowieka.

— Weźmiesz kilku ludzi i pojedziesz z Victorem szukać dziewczyny. Powie wam, jak wygląda. Ma na imię Onyx i najprawdopodobniej jest to jakaś okoliczna wieśniaczka. Przetrząśnijcie wszystkie możliwe miejsca i znajdźcie ją. Roześlij ludzi jednocześnie — wydał rozkaz.

— Mamy ją tu...

— Macie ją zabić jak tylko znajdziecie. Jeżeli dziewczyną znajdzie Victor, zabijcie ją, gdy tylko zostanie sama. Nie może się dowiedzieć, że zginęła z mojego polecenia. Niech to wygląda na wypadek.

— Rozumiem, panie — usłyszał i rzucił mu chłodne spojrzenie.

— Weź tylko zaufanych ludzi, a gdy będzie po sprawie, dopilnuj, aby żaden z nich nie sprawiał żadnych problemów — mruknął ponuro. Zdawał sobie sprawę z tego, że tyle wystarczyło i nie było konieczności wdawania się w szczegóły. Duce wiedział, że gdy dziewczyna zginie, jej los podzielą również mężczyźni, którzy przypieczętują, którzy przyczynią się do jej śmierci.

— Wszyscy? — zapytał.

— Co do jednego. Victor nie może nigdy poznać prawdy. Innego wyjścia nie ma. Musi poślubić córkę MacRoy'a i przejąć tytuł w linii dziedziczenia od mojego brata.

Tajemnicza Onyx okazała się idealną okazją, aby zdobyć wpływ nad buntowniczą duszą Victora. Widział ogień w jego oczach, gdy powiedział mu, że pozwoli na to niedorzeczne małżeństwo. Widział tam też wdzięczność, a to dobra postawa, aby później egzekwować spłacanie długu, a jedyne czego będzie wymagał, to ślub. Gdy dziewczyna, dla której stracił głowę, zginie, ten idiota przez jakiś czas będzie idealną marionetką, pogrążony w bólu po stracie ukochanej osoby. Nie mogło ułożyć się lepiej.

Gdy sprawy przebiegną po jego myśli, wszytko będzie już dalej zależało od dziewiętnastoletniej Charity. Victor musiał mieć syna, więc dziewczyna powinna być płodna i nie mogła mu rodzić córek.

* * *

Stała na środku polany z głową zadartą w górę, wystawiając twarz na promienie słoneczne i rozkoszowała się ciepłem, które dawały. Nagle poczuła, jak ktoś z impetem wpada na nią i wspólnie lądują w miękkiej trawie.

— Char, już wyjeżdżają! — usłyszała dziewczęcy głos i uchyliwszy powieki, ujrzała entuzjastyczne spojrzenie błękitnych oczu kuzynki.

— Aubrey, ile razy mam ci powtarzać, żebyś...

— Zachowywała się, jak poważna panna — przerwała, karykaturalnie naśladując głos dziewczyny. — Czasem zachowujesz się, jakbyś połknęła kij! — dorzuciła.

— Tak sobie myślę, że od czasu do czasu ty też mogłabyś się podobnie zachować, ale najwyraźniej jest to ponad twoje siły — wypowiedziała i obie głośno się roześmiały.

— Nie ciekawi cię, jaki on jest? — zapytała nieoczekiwanie Aubrey, sprawiając, że na ustach Charity pojawił się łagodny uśmiech.

Czy była ciekawa jaki jest mężczyzna, który zostanie jej mężem? Otóż ciekawa, to mało powiedziane. Miała dwadzieścia jeden lat i od czasu zawarcia kontraktu małżeńskiego jej życie było nieustanną myślą o Victorze, którego widziała zaledwie jeden raz, tego właśnie dnia, gdy ich ojcowie zawarli układ. Była wtedy chudym, wiecznie wypłoszonym dzieciakiem, więc nie mogła dziwić się temu, że wziął ją za chłopca stajennego, gdy zażądał, aby osiodłała mu konia. Do tej pory nie wiedział, że umorusanym gówniarzem, który wtedy przed nim uciekł, była jego przyszła żona.

Już wtedy wyglądał imponująco, chociaż miał zaledwie piętnaście lat. Od tamtego dnia ciągle żyła z głową w chmurach, czekając na moment, w którym ujrzy go ponownie i zamiast uciekać, spojrzy mu w oczy. Teraz nie była już chudym, zlęknionym dzieciakiem. Tym razem w oczy Victora spojrzy dojrzała, dobrze wychowana kobieta, która odebrała należyte wychowanie i jest w stanie sprostać oczekiwaniom mężczyzny, jakim był diuk Cornish Abbey.

— Może trochę — szepnęła, starając się zachować obojętny ton głosu.

— Może trochę? — usłyszała i ujrzała, jak kuzynka przewraca oczyma i siada na trawie, podciągając kolana pod brodę. — Gdyby to miał być mój mąż, nie byłabym ciekawa jedynie trochę. W zasadzie, co prawda, nie będzie to mój mąż, ale byłam ciekawa za nas dwie i zadałam kilka pytań człowiekowi, który po nich przyjechał — oświadczyła z przekornym uśmiechem i ujrzawszy, jak w oczach Charity pojawia się błysk ekscytacji, głośno się roześmiała. — Tak, teraz widać dokładnie, jak małe jest to twoje "może trochę" — dodała przekornie.

— Mów, czego się dowiedziałaś — ponagliła kuzynka.

— Powiedział, że dwa lata temu spadł z konia na twarz i od tego czasu po jednej stronie zwisa mu szczęka i niedowidzi. Ma też problem z chodzeniem, podobno utyka — ujrzała, jak źrenice oczu kuzynki powiększają się ze zdziwienia, a nawet przerażenia. — Mówił też, że do obcowania z kobietami potrzebuje pomocy, a jego budowa ciała w tych miejscach pozostawia wiele do życzenia. Mówił też, że...

— Przestań! — parsknęła Char, która już w tym momencie zdążyła się zorientować, że młodsza kuzynka stroi sobie żarty.

— Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! Wyglądałaś jakbyś... — wściekły wzrok dziewczyny sprawił, że Audrey zamilkła. — Podobno jest o wiele przystojniejszy od swojego brata — dodała, cytując słowa zasłyszane od człowieka, który przyjechał z Cornish Abbey.

— Zawsze interesuje cię tylko to, jak ktoś wygląda — usłyszała Charity i zmrużyła z irytacją oczy.

— Owszem, kochana kuzynko. Dla mnie wygląd to bardzo ważna sprawa i od tego zaczynam. Ale wiem, że dla ciebie wygląd jest najmniej istotny — stwierdziła, z lisią miną. — Mówią, że jest waleczny i rycerski. Szanuje swą rodzinę, choć nie słucha jej bezwarunkowo, co w sumie dobrze o nim świadczy, nieprawdaż? Ponoć ma buntowniczą naturę i bywa nieokrzesany. Nie wiem, czy ugania się za kobietami, ponieważ tego nie chcieli powiedzieć, ale...

— Nie powinnaś pytać o takie rzeczy — usłyszała siostrę i zmarszczyła z dezaprobatą czoło. Dziwnie było słuchać o mężczyźnie, z którym spędzi się resztę życia w kategorii innych kobiet. Tym bardziej że gdzieś w głębi duszy nie była pewna, czy uda jej się sprostać wymaganiom.

Wychowywano ją skrupulatnie, od dziecka uczono posłuszeństwa i wpajano, że przede wszystkim ma być żoną, zaraz potem matką, a o swych potrzebach powinna myśleć na samym końcu. Rodzicielka uświadomiła ją, że jeżeli mąż postanowi wziąć sobie nałożnicę, to będzie miał do tego prawo, jednak ona sama nie może nawet pomyśleć o innym mężczyźnie w grzeszny sposób. Głównym celem jej życia powinno być uszczęśliwienie męża. I niestety podstawową kwestią w tym wypadku było urodzenie mu wielu dziedziców. Victor Cavendish musiał mieć co najmniej jednego syna. Presja była naprawdę niebywała.

Charity była ładną dziewczyną, pomimo że jej łagodne usposobienie miało wpływ na to, iż w jakiś sposób zamykała się w sobie. Nieśmiała i w przeciwieństwie do żywiołowej kuzynki, bardzo powściągliwa, trzymała się raczej na uboczu. Natomiast piętnastoletnia Aubrey, jak mawiała rodzina, miała diabła za skórą, była nadpobudliwa i impulsywna. Pełna energii, nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu na długo. Posiadała wyjątkową umiejętność pakowania się w problemy, jak i z nich wydostawania. Męczyła ludzi swym euforycznym usposobieniem, ale jakimś dziwnym zrządzeniem to właśnie z nieśmiałą i łagodną Charity była najmocniej związana. Pomimo sporej różnicy wieku były dla siebie najlepszymi przyjaciółkami. Choc w tej relacji zdecydowanie dominowała piętnastolatka.

— Nie chcę, żebyś mnie zostawiała — powiedziała w którymś momencie Aubrey, smutnym głosem.

— Taka jest normalna kolej rzeczy — odparła kuzynka, sprawiając, że na twarzy rozmówczyni pojawił się wyraz buntu.

— To niesprawiedliwe!

— Ale kobiety...

— Kobiety nie są wcale gorsze od mężczyzn, pod żadnym względem! — przerwała i widząc, jak Charity próbuje kontynuować, ciągnęła dalej: — Absolutnie nigdy nie pozwolę na to, aby jakikolwiek mężczyzna mówił mi, co mam robić!

— Twój kontrakt małżeński również został już zawarty i nie sadzę, abyś miała jakiś wpływ na...

— Mówisz o Sir Eliasie? — zapytała z przekornym uśmiechem na twarzy, na co Charity jedynie potwierdziła skinieniem głowy, czekając, aż kuzynka udzieli jej więcej informacji. — Wyobraź sobie, że podczas gdy wracał do domu poluzowało się siodło, w którym spoczywał jego tłusty zadek i biedaczek spadł z konia. Taki nieszczęśliwy incydent. Po drodze z całą pewnością odkrył jeszcze, że ktoś wypchał kieszenie jego surduta krowim łajnem. Dopilnowałam też, aby doszły do niego pogłoski, że straciłam dziewictwo z synem kowala w wieku trzynastu lat — wyrecytowała, sprawiając, że oczy Char zrobiły się wielkie jak spodki. Przez chwilę milczała, przetwarzając rewelacje, a następnie parsknęła głośnym śmiechem.

— Jesteś niemożliwa — wymamrotała, starając się uspokoić.

— Nie. Jestem po prostu świadoma swej wartości i wiem, czego chcę, a ponieważ ty nie potrafisz zadbać o swe szczęście, ja ci w tym pomogę — dodała, budząc tym razem zdezorientowanie.

— Co masz na myśli? — zapytała. Nagle ogarnął go niepokój. — Chyba nie zamierzasz zrobić tego samego z Victorem — wydusiła, zdając sobie sprawę, że temperamentna kuzynka zdolna jest do wszystkiego.

— Wygląda na to, że Cavendish jest o wiele lepszą partią od podstarzałego wdowca Eliasa i być może ma przymioty, które nawet mi byłyby w stanie zaimponować, lecz dopóki osobiście tego nie sprawdzę, nie będę miała pewności, a ponieważ chcę, abyś była szczęśliwa, sprawdzę to osobiście i w razie czego zajmę się...

— Chyba nie chcesz powiedzieć mu, że nie jestem dziewicą? — zapytała z przerażeniem Charity, a Aubrey parsknęła śmiechem.

— Jestem pewna, że gdy cię pozna, nie będzie miał wątpliwości, że nią jesteś — wymamrotała cynicznie.

— Nie rozumiem — wyszeptała kuzynka.

— Jedźmy z nimi, poznasz go wcześniej i od razu wszystkim się zajmiemy — oznajmiła z wypiekami na twarzy. Wprost marzyła, aby choć na chwilę wyrwać się z nudnego życia i przeżyć jakąś przygodę, a wyjazd z wujem i kuzynem w celu omówienia szczegółów kontraktu i ustalenia terminu ślubu był wprost idealną sposobnością.

— Nie wypada, aby...

— Jesteś taka nudna — przerwała kuzynce i opadła zrezygnowana plecami na trawę, ale od razu zganiła się w myślach. Charity wychowywana była po drakońsku, przez konserwatywną matkę. Ona sama natomiast wyrastała jedynie pod kuratelą ojca, który niemal na wszystko jej pozwalał. — Ale nie martw się, zadbam o to, abyś byłą szczęśliwa, nawet jeżeli nie będziesz tego chciała — oświadczyła.

— Powinnaś raczej przestać przepłaszać swych konkurentów. Sir Elias to drugi mężczyzna, który nieoczekiwanie wycofał się z umowy — oznajmiła Char rozbawionym głosem.

— Drugi, ale z pewnością nie ostatni. Mężczyzna, za którego wyjdę za mąż, będzie dokładnie taki, jakiego sobie wymarzę. Innego nie poślubię! — zapewniła stanowczo.

— Jak będzie ten mężczyzna? — zapytała Charity. Do tej pory ich rozmowy nie zawierały żadnych szczegółów.

— Na pewno będzie przystojny...

— W to nie wątpię.

— Muszę zaznawać przyjemności, nawet patrząc na niego — oznajmiła z miną cwaniaka. Przez chwilę milczała, po czym przymknęła oczy. — Mój mąż musi mieć w sobie delikatność, ale i stanowczość. Być odważny i męski. Kochać mnie do szaleństwa i nosić na rękach. Liczyć się ze mną i traktować tak, jakbym była jedyną kobietą na świecie. Wszystkie niewiasty muszą mdleć na jego widok, ale on musi widzieć jedynie mnie. Chcę, aby o mnie walczył i każdego dnia sprawiał, żebym chciała przeżyć z nim kolejny — oświadczyła ciszej, jakby nieco zawstydzona. — I nie chcę, żeby był stary, a jak do tej pory interesują się mnie panowie w wieku mego ojca — wymamrotała z niezadowoleniem.

— Mężczyzna powinien być starszy od swej żony. Jest wtedy doświadczony i...

— I sprawdził się w łożach wielu niewiast, gromadząc to doświadczenie, aby dać je w prezencie wdzięcznej małżonce — dodała, sprawiając, że kuzynka po raz kolejny parsknęła śmiechem.

— Jesteś szalona — stwierdziła. — Na szczęście masz dopiero piętnaście lat i pewnie jeszcze zmienisz zdanie.

— O tak. Ty jesteś ode mnie o wiele starsza i wiesz o wiele więcej — szepnęła lekko kpiącym głosem.

— Czasem sześć lat to naprawdę dużo. I nie powinnaś mieć nic przeciwko starszym mężczyzna. Victor też jest ode mnie starszy i wcale mnie to nie przeraża — podsumowała.

— Na razie jeszcze nawet go nie widziałaś, Char — wymamrotała niebieskooka brunetka i przewróciwszy kuzynkę na trawę, zaczęła ją łaskotać.

Stanowiły przeciwieństwa i w sumie trudno byłoby nawet powiedzieć dlaczego, ponieważ nie chodziło dokładnie o wygląd zewnętrzny. Obie miały ciemne włosy, choć Aubrey były wręcz kruczoczarne, falowana i błyszczące. Natomiast sploty Char były kasztanowo-rude, o wiele dłuższe i zawsze zaplecione w warkocz, podczas gdy brunetka chodziła wiecznie potargana i nigdy nie dbała o to, aby fryzura wyglądała choćby schludnie. Obie miały błękitne oczy, jednak łagodne spojrzenie Charity stanowiło kontrast z wiecznie rozgorączkowanym wzrokiem Aubrey. Każdy mówił, że starsza z kuzynek jest idealnym materiałem na żonę i gdy trafi na właściwego człowieka, nabierze pewności siebie. Natomiast młodsza potrzebowała jeszcze czasu, aby nabrać ogłady, a następnie odpowiedniego mężczyzny, który utemperowałby jej ognisty charakterek, gdyż na tę chwilę nie było sposobu, aby ją ujarzmić.

— Co wy tu wyrabiacie?! — usłyszały i poderwały się gwałtownie z ziemi.

— Mógłbyś zachowywać się normalny człowiek, baranie! — wydarła się Aubrey, spoglądając wściekłym wzrokiem na postawnego bruneta, który wpatrywał się w nie z dezaprobatą.

— Wybacz, bracie — wymamrotała Charity. — My właśnie... właśnie...

— Tarzałyście się w trawie, jak dwa niesforne kundle? — podetknął przekornie.

— A ty gapiłeś się na nas jak wół w namalowane wrota? — zripostowała poirytowana brunetka.

— Aubrey, uspokój się — wymamrotała Char karcącym głosem, na co tamta jedynie gniewnie sapnęła.

— Z przyjemnością obejrzałbym ten spektakl, gdyby nie fakt, że właśnie wyjeżdżamy do Cornish Abbey i ojciec kazał mi przyjść i zapytać, czy nie zmieniłaś zdania, siostro — stwierdził.

— Zmieniła — wyrwała się z odpowiedzią niesforna kuzynka.

— W tej sytuacji moja wizyta w Cornish Abbey byłaby niestosowna, Sean — oznajmiła Charity i usłyszała niezadowolone cmoknięcie młodziutkiej kuzynki.

— Jacy wy wszyscy jesteście obrzydliwie poprawni i nudni — bąknęła pod nosem.

— Nie sądzę, aby była niestosowna, ale zrobisz, jak uważasz, siostro — oznajmił mężczyzna i ujrzał pojawiający się na ustach Aubrey uśmiech.

Miał do niej słabość i wcale nie była to słabość, jaką ma się do upierdliwego, zabawnego, ale i kłopotliwego dzieciaka. Najzwyczajniej w świecie jego myśli zdecydowanie wybiegały poza granicę dobrego smaku, gdyż byli przecież dla siebie bliską rodziną, a ona nadal była dopiero podlotkiem, podczas gdy on pochował już jedną żonę i równie dobrze mógłby być jej ojcem. Jednak za każdym razem, gdy patrzył na tę żywiołową młódkę, w jego głowie pojawiały się nieprzyzwoite myśli, które eskalowały z każdym dniem, gdy dziewczyna coraz bardziej się rozwijała. Niemal paląca była świadomość, że wuj nie da mu jej za żonę ze względu na sporą różnicę wieku i bliskie pokrewieństwo. Jednak to nie oznaczało, że zmieniał się jego stosunek do niej. Wręcz przeciwnie. Pragnął jeszcze bardziej tego, czego nie mógł dostać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro