19
- Przepraszam, tak się tylko mówi, ale proszę nie bądź smutny - podkicałem do tortu jak króliczek i zacząłem go jeść mrucząc ze śmiechu oraz z tego jaki on był dobry. Wiedziałem, że i go to śmieszy.
- A ty hyung co? Nie kicasz? - zapytałem go cicho. - Wilki też czasem kicają - powiedziałem z uśmiechem. W sumie takie mieliśmy relacje. Ja byłem głupim królikiem, a on wilkiem i chyba zaczynam lubić wilki. Usłyszałem jak wybucha śmiechem.
- Nie wiem czego cię uczyli w szkole, ale wilki nie kicają króliczku - przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu całując mnie w szyję. - A wiesz co innego lubią robić? Pożerać takie zagubione króliczki - polizał moje ucho, mrucząc w nie. - Ale spokojnie, innym razem - odkleił się ode mnie jakby nigdy nic.
- Hyung... jestem z ciebie dumny - powiedziałem cicho i odwróciłem się w jego stronę po czym go przytulilem. Przez cały dzień nic mi nie zrobił. Kilka razy chciał i przestraszył mnie tym, ale ustalmy jednak, że ja boję się wszystkiego. Wtuliłem się w niego.
- Dlaczego jesteś ze mnie dumny?
- Bo byłeś grzeczny - zachichotałem - nic nie zrobiłeś no... z rana, ale to się nie liczy. Cały czas się pilnowałeś. Dziękuję - powiedziałem dalej go tuląc. Kiedy się odkleiłem on podał mi mój na nowo wypełniony winem kieliszek.
- To co? Za najcudowniejszego króliczka pod słońcem? - uniósł swój kieliszek do góry.
- I za wilczka, który kica - zaśmiałem się cicho i słodko.
- Tak, za wliczka, który kica - napiłem się. Gorzkie, ale dobre. Znowu wypiłem cały kieliszek. Dla mnie zdecydowanie tyle wystarczy alkoholu na dziś.
- Tylko wiesz... nie spoufalaj się za bardzo jutro, dobrze? - popatrzyłem na niego stojąc już obok.
- Spoufalać? Z kim? - zdezorientowany patrzyłem wyczekująco na wytłumaczenie.
- No wiesz... ze służbą się raczej nie zaprzyjaźniaj jakoś, bo jeszcze ich wykorzystasz przeciwko mnie - powiedział śmiejąc się, ale zapewne było w tym trochę prawdy. Słuchałem tego co mówi. Łatwo potrafię się zakolegować, ale jakoś.... nawet nie wiem jakbym miał ich wykorzystać. - Okej to teraz cię porwę - podniósł mnie i położył na kanapie wsysając się w moją szyję w kilku miejscach.
- Króliczku pasują ci takie malinki, może chcesz jeszcze gdzieś, hm? - popatrzyłem na niego wystraszony i pokiwałem przecząco głową.
-No dobrze, ale ładne są - uśmiechnął się i położył na mnie przytulając mnie przy okazji. Wsłuchałem się w rytmiczne bicie jego serca, kiedy nagle wstał i powoli zgarnął na palce trochę tortu jedząc go następnie.
- Z twoich ust lepiej smakuje - spojrzał na mnie smutno. -Jin może chodźmy już spać? Chyba, że chcesz coś jeszcze ciekawego zrobić? - podszedł do mnie podając mi rękę. Byłem zmęczony, więc pasował mi pomysł by iść spać
- Możemy pójść - wstałem i człapałem z misiem w ręku za nim. W sumie wolałbym mieć swój pokój. Oboje nie mieliśmy siły, więc umyliśmy tylko twarze z resztek tortu, przebraliśmy się w piżamy i zostałem brutalnie pociągnięty na łóżko przez rękę Namjoona. Uderzyłem głową w poduszkę, a potem zostałem mocno przyciągniety do ciała mojego właściciela. Zaczął całować moje barki. Widać było, że chce, ale stara się powstrzymać i chwała mu za to. Naprawdę bałem się, że w końcu nie wytrzyma i znów mnie zgwałci.
- Przepraszam, eh... a co do budzenia to ktoś ze służby cię obudzi, przekażę - okrył mnie szczelnie cieplutką i milutką kołdrą. - Kupię ci jutro telefon, ale będziesz mógł dzwonić tylko do mnie, rozumiesz chyba dlaczego. Okej, śpij już króliczku.
- Tak, tak, ok, rozumiem - po tych słowach poczułem pocałunek w ucho, a następnie usłyszałem ciche, słodkie chrapnięcie. Śpi. Sam po chwili również zasnąłem, bo naprawdę byłem zmęczony, więc nie ma co się dziwić. Jutro za to będzie długi i wreszcie wolny od niego dzień.
Rano zostałem brutalnie obudzony przez budzik. Popatrzyłem w kąt pokoju, gdzie stał zawsze jasny fotel, a tam kto? Nauczyciel... ja w samej prześwitującej bieliźnie do góry dupą, a on się patrzy. Zaczerwieniony od razu zakryłem się kołdrą.
- Dzień dobry - przywitał się z uśmiechem, wstał i wyłączył irytujący budzik.
- Dzień dobry proszę pana. Jest pan moim nauczycielem, tak? - zapytałem ciekawy, a następnie ziewnąłem starając się ukryć zawstydzenie.
- Tak, jestem, ale nie mów do mnie per pan. Jestem Jay Park.
- Dobrze hyung - uśmiechnąłem się - Może... mogę się ubrać?
- A no tak... cóż przyzwyczaiłem się do fajnych widoczkow i naprawdę je lubię, ale wiem, że jesteś oczkiem w głowie Namjoona, a z nim zadzierać nie chcę, więc lepiej załóż coś na siebie.
- Jestem? - zapytałem zdziwiony, a on się uśmiechnął.
- Oczywiście. Nie gada o niczym innym tylko Jin, Jin i Jin, i że cię kocha, i że idealny jesteś, i że słodki. Porzygać się wręcz można. Dobra, to ja będę w pokoju na końcu korytarza po prawej, to będzie nasza taka jakby klasa. Pewnie wolałbyś normalną szkołę zdala od twojego oprawcy, ale chyba nie masz wyboru...
- Powiem ci coś, ale nie mów nikomu... - mruknąłem przerywając mu. - Ja... ja powoli zaczynam go lubić, ale proszę nie mów mu, bo źle się to skończy. Znając go wykorzysta to i... i nawet nie chcę myśleć co zrobi.
- Dobrze, obiecuję.
- Na mały paluszek?
- No ok - uśmiechnął sie i wyciągnął małego palca w moją stronę, złapałem go moim i zacisnąłem.
- Teraz ci wierzę. To ja się ubiorę i przyjdę tam do sali - powiedziałem, a on wyszedł. Powoli zczołgałem się z łóżka, ubrałem i poszedłem uczyć. Byłem grzeczny, wszystko notowałem i szybko zapamiętywałem. Jay był z tego powodu bardzo zadowolony. Szliśmy do przodu z materiałem i to szybko, a przynajmniej tak było przez ostatni tydzien. Po moich zajęciach zazwyczaj przychodził zmęczony Namjoon, jedliśmy kolację, pooglądaliśmy coś, czasami się dobierał do mnie, a czasami nie i potem razem spaliśmy u niego w pokoju. Tak w kółko, jednakże każda rutyna musi kiedyś się skończyć, prawda? W moim przypadku zmienił ją jeden zły dzień Namjoona.
Wrócił z pracy i rzucił ze złością torbą o podłogę. Popatrzyłem na niego.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem sie ciepło.
- Jin... wiesz gdzie masz iść - warknął.
- Nie, hyung - oczy mu sie rozszerzyły... trafiłem w punkt?
- Zastanów się jeszcze raz - uśmiechnął się chytrze.
- Ale... ale mówiłeś, że już nie będziesz... byłeś taki fajny! Nie pójdę do sali bólu! - wydarłem sie zrozpaczony.
- Pójdziesz grzecznie sam, albo cię tam za włosy zaciągnę i mów do mnie panie - popatrzyłem na niego przerażony i zacząłem uciekać. Pokój szczęścia to mój jedyny ratunek. Tam nie może mi nic zrobić. Biegłem co sił w nogach, jednak on mnie dogonił i podniósł.
- No to sobie narobiłeś - powiedział śmiejąc się i uderzając mnie w brzuch.
- Przepraszam panie - grzecznie dałem mu się nieść. Wiedziałem, że go nie pokonam, a on ma zły humor. W sali tortur przywiązał mnie do ściany. Oczywiście nago. Zawstydzony patrzyłem na niego bojąc się, co ma zamiar mi zrobić.
- Najpierw cię przygotuję - powiedział z uśmiechem wziął jeden z wibratorów i szybko go we mnie włożył, a ja krzyknąłem na całe gardło. - Jak ja za tym tęskniłem - powiedział z uśmiechem. Przymocowal wibrator do maszyny, a ona sama zaczęła nim ruszać. Namjoon usiadł w fotelu i patrzył na mnie. Płakałem, piszczałem, krzyczałem. Po chwili ból minął, a ja zacząłem jęczeć. Maszyna ruszała się w zawrotym tępie, a ja jęczałem coraz głośniej. Ruch tego urządzenia skończył się z chwilą mojego dojścia.
Odetchnąłem z ulgą. Może teraz mnie wypuści?
- No tak na dobry początek było ok, ale teraz moja kolej - powiedział z uśmiechem podchodząc do mnie, aby tylko powiesić łańcuchy na moich rękach pod sufitem. - Jesteś rozciągnięty, więc będzie fajnie. Bym zapomniał - odszedł ode mnie odpalił papierosa i zaciągnął się dymem trzymając go w ustach. Wziął też opaskę na oczy i pierścień na członka. Wszedł we mnie jednym płynnym ruchem, aż po same jądra. Sam nie wiem, kiedy się rozebrał, ale najwyraźniej nie zwróciłem na to uwagi. Owinął moje nogi wokół swojego pasa i co chwilę poruszał biodrami. Kiedy prawdopodnobnie kończył palić, zgasił peta o moje ciało. To bardzo bolało, a on nie przejmując się niczym przyspieszył swoje ruchy. Wchodził we mnie głęboko perfidnie omijając moją prostatę. Po całym pomieszczeniu rozchodził się dźwięk jego krocza udeżającego w moje pośladki. Słyszałem jak wzdycha i czułem, że się poci, z resztą tak samo jak ja. Jednak dziwnym trafem kochałem zapach jego potu. Był wyrazisty i męski. To był mój ulubiony zapach. Mimo tego, że było mi przyjemnie to płakałem. Naprawdę uwierzyłem, że nic mi wiecej nie zrobi. Doszedłem, a on dalej nie przestawał się brutalnie we mnie poruszać. Po długim momencie doszedł we mnie, jednak wiedziałem, że to nie koniec. Na szczęście mnie rozwiązał. Wziął mnie na rece i usiedliśmy razem w jego fotelu. Zdjął mi opaskę z oczu.
-------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro