10
Mocno się zdziwiłem i automatycznie padłem na kolana obok niego i szybko go przytuliłem. Takie miałem przyzwyczajenie, jak ktoś płakał, a zwlaszcza jak wiedziałem, że to z mojej winy, przez co miałem wyrzuty sumienia. Domyśliłem się, że z tym miejscem musi mieć naprawdę złe wspomnienia
- Miałem to zamurować, zamurować.Nie miałem tu być, to jest złe miejsce - szeptał cicho, a łzy poleciały strumieniami po jego policzkach.
- Już spokojnie panie, jestem tu... cii - starałem się jakoś go pocieszyć, a po chwili przyszli tu jego słudzy. Zabrali nas stąd i położyli nasze ciała na miękkim łóżku. Wtuliłem się w niego mocno - Co się tam stało? - zapytałem zdziwiony, gdy już był spokojniejszy.
- Jin... przecież mnie nienawidzisz. Jeśli nie chcesz to nie musisz mnie przytulać.
- Jest ci smutno. Jak mi jest smutno, to mnie przytulasz, więc chcę odwdzięczyć się tym samym - widziałem, że musi się wyżyć, więc lekko się bałem, ale miałem nadzieję, że tym razem to nie będę ja.
- Tyle, że to ja zazwyczaj jestem powodem twojego smutku - przyznał się, a myślałem, że nigdy tego nie zrobi. Nagle wstał i wyszedł wracając za chwilę z dwoma różnymi butelkami alkoholu. Wziął dwa kieliszki i nalał do jednego whisky, a do drugiego czerwone wino.
- Napij się ze mną, nalałem ci wina, bo będzie dla ciebie lepsze w smaku - wypił cały kieliszek za jednym razem. Powąchałem zawartość kieliszka i delikatnie się skrzywiłem. Nie chciałem pić. Patrzyłem na niego, a on wypił kolejne pięć kieliszków whisky jednym duszkiem. Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie to zaraz będzie pijany.
- Nie wypijesz? - zapytał po chwili, patrząc na mnie.
- Ja nigdy nie piłem. Nie chcę, ale... nie przeszkadzaj sobie.
- Chociaż jeden łyk, żebym nie musiał czuć się z tym sam - uległem mu i wypiłem cały kieliszek, krzywiąc się przy tym. Namjoon pchnął mnie na łóżko i szybko znalazł się na moich biodrach, siedząc na nich okrakiem
- Jak bardzo mnie nienawidzisz? - zapytał powoli rozpinając moją koszulę - Nie boisz się, że tutaj umrzesz? - dodał po chwili kończąc rozpinać guziki. Teraz mój tors był na widoku. Brzydziłem się go... Rany, przypalenia i siniaki. Byłem odrażający, ale jemu wyraźnie się to podobało. Nie dziwię się, bo pokazywały jak dużą władzę miał nade mną. Podniecało go to.
- U-umrę? - nigdy o tym nie myślałem. Położył rękę na jednej z ran i rozdrapał ją jednym ruchem. Cicho jęknąłem z bólu, a z rany zaczęła sączyć się krew. Rozdrapał kolejną ranę. I kolejną. Zaczęło lecieć coraz więcej krwi. Zaciskałem mocno oczy, bo to naprawdę bolało. Potem zrobił coś czego się nie spodziewałem. Zaczął całować każde rozdrapanie. Kiedy już wszystkie wycałował, oblizał swoje wargi i wpił się w moje. Na początku całował mnie czule i delikatnie, a potem przegryzł moją dolną wargę. Schodził dłońmi w stronę moich spodni powoli odpinając guzik, a następnie rozporek. Zostały mi tylko bokserki, więc musiałem zacząć działać.
- N-nie - powiedziałem cicho i przykryłem się kołdrą brudząc ją przy tym.
- Nie utrudniaj, proszę. I tak nie mam siły i nie jestem w stanie się z tobą szarpać. Pozwól po prostu - zrzucił kołdrę na podłogę, na której po chwili były też moje bokserki. Bałem się, a rany strasznie szczypały. Wiedziałem jednak, że zaraz będzie boleć jeszcze bardziej. W momencie kiedy byłem gotowy na potworny ból, on polizał mojego członka po całej długości i wziął do ust. Ruszał szybko głową we wszystkie strony, zasysając się często i podgryzał mnie mocno, a ręką pieścił moje jądra. Zacząłem głośno jęczeć próbując w trakcie złapać oddech. Mój członek stawał w jego ustach, a po kilku pewniejszych ruchach, doszedłem mu w ustach. Moje rany nadal krwawiły, a twarz robiła się powoli blada z właśnie tego powodu. Namjoon podniósł moje biodra i rozszerzył uda po czym zaczął lizać moją dziurkę co jakiś czas wsuwając do środka swój język. Po chwili oderwał się ode mnie i szybko ściągnął swoje spodnie. Wszedł w moją błyszczącą od jego śliny dziurkę i mimo, że mnie przygotował nadal byłem ciasny.
- Rozluźnij się, jeśli nie chcesz szybciej zemdleć - miał rację, byłem już słaby. Ciągła utrata krwi chyba nikomu nie służy. Zaczął się we mnie powoli poruszać, masując przy tym moje pośladki i jednocześnie wbijając w nie swoje paznokcie. Sapałem i jęczałem cicho, ponieważ to było naprawdę miłe. Z każdym jego pchnięciem słabłem. Przez to jak było mi dobrze, nie miałem siły utrzymać otwartych oczu. Poruszał się we mnie bardzo szybko, a przez moje ciało przechodziły fale przyjemności.
- Jin jeszcze chwila i będziesz mógł iść spać... - chyba oboje wiedzieliśmy, że tak naprawdę to stracę przytomność. Dookoła mnie było już dużo krwi. Starałem się wytrzymać i udało mi się. Doszedł, a ja zaraz po nim. Czułem, że już więcej nie dam rady. Powoli położyłem dłoń na jego policzku. To było wycieńczające, przez to w jakim byłem stanie, bo ręka wydawała się być naprawdę ciężka. Zdziwił się i nie wyszedł jeszcze ze mnie, na co ja tylko uśmiechnąłem się słabo.
- Prze.. praszam... pa... nie... - patrzyłem mu w oczy, trzymając dłoń na jego policzku. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Moja dłoń opadła na łóżko, a uśmiech zniknął. Zemdlałem. Wszystko było czarne, a moje ciało leżało bezwładnie na łóżku, otoczone krwią. Czy tak właśnie umrę? Mając 17 lat i leżąc zakrwawiony po seksie z jakimś zboczeńcem, którego nazywam panem, bo mnie kupił?
-------------
Kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro