Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Mocno się zdziwiłem i automatycznie padłem na kolana obok niego i szybko go przytuliłem. Takie miałem przyzwyczajenie, jak ktoś płakał, a zwlaszcza jak wiedziałem, że to z mojej winy, przez co miałem wyrzuty sumienia. Domyśliłem się, że z tym miejscem musi mieć naprawdę złe wspomnienia

- Miałem to zamurować, zamurować.Nie miałem tu być, to jest złe miejsce - szeptał cicho, a łzy poleciały strumieniami po jego policzkach.

- Już spokojnie panie, jestem tu... cii - starałem się jakoś go pocieszyć, a po chwili przyszli tu jego słudzy. Zabrali nas stąd i położyli nasze ciała na miękkim łóżku. Wtuliłem się w niego mocno - Co się tam stało? - zapytałem zdziwiony, gdy już był spokojniejszy.

- Jin... przecież mnie nienawidzisz. Jeśli nie chcesz to nie musisz mnie przytulać.

- Jest ci smutno. Jak mi jest smutno, to mnie przytulasz, więc chcę odwdzięczyć się tym samym - widziałem, że musi się wyżyć, więc lekko się bałem, ale miałem nadzieję, że tym razem to nie będę ja.

- Tyle, że to ja zazwyczaj jestem powodem twojego smutku - przyznał się, a myślałem, że nigdy tego nie zrobi. Nagle wstał i wyszedł wracając za chwilę z dwoma różnymi butelkami alkoholu. Wziął dwa kieliszki i nalał do jednego whisky, a do drugiego czerwone wino.

- Napij się ze mną, nalałem ci wina, bo będzie dla ciebie lepsze w smaku - wypił cały kieliszek za jednym razem. Powąchałem zawartość kieliszka i delikatnie się skrzywiłem. Nie chciałem pić. Patrzyłem na niego, a on wypił kolejne pięć kieliszków whisky jednym duszkiem. Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie to zaraz będzie pijany.

- Nie wypijesz? - zapytał po chwili, patrząc na mnie.

- Ja nigdy nie piłem. Nie chcę, ale... nie przeszkadzaj sobie.

- Chociaż jeden łyk, żebym nie musiał czuć się z tym sam - uległem mu i wypiłem cały kieliszek, krzywiąc się przy tym. Namjoon pchnął mnie na łóżko i szybko znalazł się na moich biodrach, siedząc na nich okrakiem

- Jak bardzo mnie nienawidzisz? - zapytał powoli rozpinając moją koszulę - Nie boisz się, że tutaj umrzesz? - dodał po chwili kończąc rozpinać guziki. Teraz mój tors był na widoku. Brzydziłem się go... Rany, przypalenia i siniaki. Byłem odrażający, ale jemu wyraźnie się to podobało. Nie dziwię się, bo pokazywały jak dużą władzę miał nade mną. Podniecało go to.

- U-umrę? - nigdy o tym nie myślałem. Położył rękę na jednej z ran i rozdrapał ją jednym ruchem. Cicho jęknąłem z bólu, a z rany zaczęła sączyć się krew. Rozdrapał kolejną ranę. I kolejną. Zaczęło lecieć coraz więcej krwi. Zaciskałem mocno oczy, bo to naprawdę bolało. Potem zrobił coś czego się nie spodziewałem. Zaczął całować każde rozdrapanie. Kiedy już wszystkie wycałował, oblizał swoje wargi i wpił się w moje. Na początku całował mnie czule i delikatnie, a potem przegryzł moją dolną wargę. Schodził dłońmi w stronę moich spodni powoli odpinając guzik, a następnie rozporek. Zostały mi tylko bokserki, więc musiałem zacząć działać.

- N-nie - powiedziałem cicho i przykryłem się kołdrą brudząc ją przy tym.
- Nie utrudniaj, proszę. I tak nie mam siły i nie jestem w stanie się z tobą szarpać. Pozwól po prostu - zrzucił kołdrę na podłogę, na której po chwili były też moje bokserki. Bałem się, a rany strasznie szczypały. Wiedziałem jednak, że zaraz będzie boleć jeszcze bardziej. W momencie kiedy byłem gotowy na potworny ból, on polizał mojego członka po całej długości i wziął do ust. Ruszał szybko głową we wszystkie strony, zasysając się często i podgryzał mnie mocno, a ręką pieścił moje jądra. Zacząłem głośno jęczeć próbując w trakcie złapać oddech. Mój członek stawał w jego ustach, a po kilku pewniejszych ruchach, doszedłem mu w ustach. Moje rany nadal krwawiły, a twarz robiła się powoli blada z właśnie tego powodu. Namjoon podniósł moje biodra i rozszerzył uda po czym zaczął lizać moją dziurkę co jakiś czas wsuwając do środka swój język. Po chwili oderwał się ode mnie i szybko ściągnął swoje spodnie. Wszedł w moją błyszczącą od jego śliny dziurkę i mimo, że mnie przygotował nadal byłem ciasny.

- Rozluźnij się, jeśli nie chcesz szybciej zemdleć - miał rację, byłem już słaby. Ciągła utrata krwi chyba nikomu nie służy. Zaczął się we mnie powoli poruszać, masując przy tym moje pośladki i jednocześnie wbijając w nie swoje paznokcie. Sapałem i jęczałem cicho, ponieważ to było naprawdę miłe. Z każdym jego pchnięciem słabłem. Przez to jak było mi dobrze, nie miałem siły utrzymać otwartych oczu. Poruszał się we mnie bardzo szybko, a przez moje ciało przechodziły fale przyjemności.

- Jin jeszcze chwila i będziesz mógł iść spać... - chyba oboje wiedzieliśmy, że tak naprawdę to stracę przytomność. Dookoła mnie było już dużo krwi. Starałem się wytrzymać i udało mi się. Doszedł, a ja zaraz po nim. Czułem, że już więcej nie dam rady. Powoli położyłem dłoń na jego policzku. To było wycieńczające, przez to w jakim byłem stanie, bo ręka wydawała się być naprawdę ciężka. Zdziwił się i nie wyszedł jeszcze ze mnie, na co ja tylko uśmiechnąłem się słabo.

- Prze.. praszam... pa... nie... - patrzyłem mu w oczy, trzymając dłoń na jego policzku. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Moja dłoń opadła na łóżko, a uśmiech zniknął. Zemdlałem. Wszystko było czarne, a moje ciało leżało bezwładnie na łóżku, otoczone krwią. Czy tak właśnie umrę? Mając 17 lat i leżąc zakrwawiony po seksie z jakimś zboczeńcem, którego nazywam panem, bo mnie kupił?

-------------
Kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro