Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. "Królewskie urodziny"

Do królewskiej komnaty zaczęły wpadać promienie słoneczne przez powieszone firanki. Przyjemnie ogrzewały gołe nogi brunetki z których zsunęła się satynowa pościel. Lekko otwarte okno puszczało do środka ciepłe, wiosenne powietrze, które rozrzuciła kartki z biurka zrobionego z ciemnego drewna, stojącego w kącie.

Na łóżku poruszyła się drobna dziewczyna. Zielone oczy odziedziczone po rodzicielce zasłaniały powieki, a delikatnie otworzone, malinowe usta wydawały ciche pomruki. Czarne włosy były porozrzucane po poduszce. Wyglądała prawie jak martwa ze swoją bladą skórą, która od dzieciństwa nie łapała opalenizny.

Spokój jednak nastolatki został brutalnie przerwany przez pukanie do drzwi. Młoda księżniczka uniosła zdezorientowana powieki i nie podnosząc głowy rozejrzała się po pokoju. Przez głowę przeszło jej, że po prostu się przesłyszała, ale hałas ponownie rozbrzmiał po królewskiej sypialni. Jękneła zrezygnowana i po chwili krzyknęła ospale:

— Proszę! — do środka wparowały dwie pokojówki, ubrane w służbowe stroje.

Jedna z upiętymi, rudymi włosami w kucyk, uśmiechnęła się do najmłodszej z rodu Hayden. Druga zaś miała rozpuszczone w kolorze platyny, wchodzącej pod biel. Pierwsza nosiła na imię Jenna, blondynka natomiast Anne. Obydwie były blisko z księżniczką.

— Dzień dobry, wasza wysokość. Czas rozpocząć kolejny dzień — zaczęła swoim melodyjnym głosem Jenna, podchodząc bliżej łóżka.

Madeline uśmiechnęła się do nich i wyskoczyła z łóżka jak oparzona, po czym bez słowa pomknęła do drugiego pomieszczenia, zwanego garderobą. Już tydzień wcześniej uszykowała sobie strój na ten wyjątkowy dzień. Bo to właśnie dzisiaj kończyła osiemnaste urodziny. Nie mogła się doczekać tego dnia, gdyż przekraczała pełnoletność, ale również ta myśl ją przerażała. Cóż, to nie co inaczej wygląda w królestwie. Dochodzą nowe obowiązki.

Wybrane ubrania położyła na łóżku, a sama weszła do łazienki. Rozebrała się, napuściła wody do wanny i zanurzyła się pod samą szyję w niej. Spędziła w kąpieli następne pół godziny, aż wreszcie zrobiło jej zimno i wyszła na kafelki. Wytarła się ręcznikiem, drugim zrobiła sobie na głowie turban, a sama okryła się satynowym szlafrokiem. Na nogi założyła kapcie z miękkim puchem i opuściła pomieszczenie. Przy toaletce stały już pokojówki, które już przygotowały się do zrobienia makijażu oraz fryzury.

Madeline zajęła miejsce na krześle i oddała się w ręce młodych kobiet. Anne postawiła na luźny francuz z wypuszczonymi przednimi pasmami, zaś Jenna zrobiła delikatny makijaż, w którym dominowały pudrowe kolory, podkreślające urodę arystokratki. Podziękowała im i po ich wyjściu zrzuciła szlafrok, odkładając go na fotel. Ubrała na siebie błękitną, zwiewną sukienkę na ramiączkach i białe szpilki na małej platformie. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i powoli zeszła po schodach.

Szła długimi korytarzami, podziwiając obrazy wiszące na ścianach. Wszystko zostało zrobione z marmuru, a dominował kolor złoty oraz srebrny. Dzięki temu pałac wyglądał jeszcze bogaciej niż jest w rzeczywistości. Madeline mieszkała tutaj od dnia swoich narodzin. I mimo tego faktu, codziennie odkrywała nowe miejsca. Życie Maddie nie było usłane różami. Odkąd pamięta była uczona dobrych manier oraz kultury przy stole. Nie było mowy o złym zachowaniu, zawsze się to kończyło ochrzanem. Na palcach jednej ręki mogła policzyć wypowiedziane przez nią przekleństwa w całym życiu. W głowie ciągle ma słowa, które powtarzała jej mama, królowa Francji: Księżniczce nie wypada. Tyle razy to słyszała, że przy kolejnych razach miała ochotę wymiotować.

Mogłaby ze spokojem napisać listę rzeczy dozwolonych oraz niedozwolonych jako członek rodziny królewskiej. Oczywistym jest to, że tych drugich było znacznie więcej. Dzieciństwo księżniczki nie było wymarzonym, ale i tak lepszym niż jej starszego bliźniaczego rodzeństwa. Kiedy ona miała choć trochę luzu, oni zaś do dzisiaj walczą o przyjęcie tronu po ich ojcu. Ale cała trójka władała już trzema językami obcymi.

Nie rozmyślając dłużej, stanęła na marmurowej posadzce i skierowała się w stronę jadalni. Weszła do wielkiej sali w której stał niemały stół przy którym siedzieli już inni członkowie rodziny. Madeline uśmiechnęła się do nich i zajęła swoje stałe miejsce obok swojej starszej siostry, Elizabeth.

— Dzień dobry — przywitała się dźwięcznie, rozkładając serwetkę i kładąc ją na swoich kolanach.

— Dzień dobry, kochanie — odpowiedziała jej mama, uśmiechając się delikatnie. — Wszystkiego najlepszego! — jej uśmiech znacznie się powiększył, a córka kobiety pisneła w duchu.

— Dziękuję — odparła radośnie, kiwając w podziękowaniu głową do służby, która zaczęła przynosić talerze pełne jedzenia.

— Pamiętasz, że dzisiaj moja droga jest bal z tej okazji? — spytał zachrypniętym głosem król, a ta ponownie kiwnęła głową. — Po śniadaniu do waszych pokoi przyjdą krawcowe i wybierzecie suknię, a ty garnitur na dzisiejszą uroczystość — dodał, spoglądając na swoje dzieci z miłością.

Mimo, że wyglądał groźnie i nieznajomy spokojnie by mógł powiedzieć, że nie należy do wyrozumiałych rodzicieli, ogromnie się mylił. Kochał swoje dzieci najbardziej na świecie i byli najważniejszymi osobami w jego życiu. I choć ma je z kobietą, której nigdy nigdy nie obdarował czułym uczuciem i poślubił ją tylko pod przymusem rodziców, nie żałował. Miał przecież zdrową, pełną rodzinę i doceniał to każdego dnia.

W ciszy osoby z rodu Hayden zabrali się za jedzenie obfitego śniadania, które starczyło by na kilkanaście osób. Cóż, uroki życia w królestwie. Madeline utkwiła wzrok w białą porcelaną i poruszyła się nie spokojnie. Na samą myśl o balu zjedzony wcześniej posiłek podnosił się jej. Nie lubiła takich uroczystości, nawet z okazji swoich urodzin. Można rzecz, że tych jeszcze bardziej. Musiała wtedy siedzieć sztywno, pamiętać o wszystkich zasadach dobrego zachowania i sztucznie się uśmiechać. Otaczają ją również w tym czasie sami ludzie wysoko postawieni w kraju i rozmawiać o polityce, która dla nastolatki nie była ani trochę ciekawa. Cieszyła się w takich momentach, że nikt nie umie czytać w myślach.

— Madeline — nagle z rozmyśleń wyrywa ją głos ojca, na co uniosła wzrok na mężczyznę wyczekująco. — W pokoju czeka na ciebie prezent. Mam nadzieję, że założysz go na bal — oznajmia, a brunetka poderwała się z uśmiechem i pognała do swojej komnaty, nie zważając na cichy śmiech rodziny oraz że takie zachowanie nie przystoi księżniczce.

Wparowała do środka, omal nie zabijając się na obcasach i podeszła niepewnym krokiem do biurka, na którym leżało pudełeczko owinięte w srebrny papier. Wzięła go do ręki i powoli odwinęła ją. Otworzyła białe wieczko, a jej zielone oczy zaświeciły w zachwycie, widząc łańcuszek z zawieszką w kształcie małego serduszka z napisem royal oraz śliczny zegarek z różowego złota, ozdobione diamencikami na około tarczy. Te dwie rzeczy wyglądały cholernie drogo.

Z transu wyrywało ją ciche pukanie. Speszona odłożyła zegarek i naszyjnik na blat biurka, po czym poszła otworzyć drzwi. Za nimi stała niska blondynka z kartonami owiniętymi wstążkami, w których kryły się propozycje na kreacje. W niebieskich tęczówkach tańczyły szczęśliwe ogniki, a sama nerwowo odgarnęła włosy za ucho. Maddie przesunęła się w bok, przepuszczając swoją krawcową do pokoju.

— Wasza wysokość — stanęła na środku pomieszczenia i dygneła lekko. — Przynosiłam trzy propozycje, które mogła by księżniczka włożyć — dodała melodyjnym głosem, idealnym do śpiewania i wyciągnęła pierwszą sukienkę.

Madeline przyjrzała się jej dokładnie. Była ona czarna, sięgała do ziemi i satynowy materiał układał się w literkę A. Była ona na grubych ramiączkach i prezentowała się dobrze. Dziewczyna sięgnęła po nią i znikając w garderobie, przebrała się w nią. Wyszła po chwili i przejrzała w stojącym lustrze. Wyglądała w niej dobrze, ale to nie było to. Westchnęła i pokręciła głową.

— To nie to — mruknęła, odbierając kolejną od młodej kobiety i ponownie zniknęła w pomieszczeniu.

Druga była zaś o kroju syrenki. Podkreślała kobiece kształty Hayden, ale nastolatkę zdecydowanie odpychał, jak dla niej, wyzywająca czerwień. Chciała zwrócić uwagę gości, ale również nie chciała na swoim ciele napalonych spojrzeń niewyżytych mężczyzn. Zrezygnowana odrzuciła warkocz do tyłu i z mniejszym entuzjazmem przebrała się w ostatnią z proponowanych.

Kiedy z trudem ją zapięła, wyszła do pokoju i spojrzała na swoje odbicie. Oniemiała. Była idealna. Bordowa sukienka gładko opadała, aż do podłogi. Dół miała z delikatnego tiulu, a w pasie była zwężana, przez co było widoczne wcięcie w tali. Góra zaś mieniła się w świetle słońca. Delikatny dekolt nie pokazywał zbyt wiele i powodował komfort. Ramiączka natomiast opadały luźno na ramiona. Ale co najbardziej jej się podobało, to rozcięcie od kolana, aż do kostki. To była ta.

— Jest piękna — stwierdziła, gdy odzyskała zdolność mówienia i wygładziła dłonią tiulowy materiał, okręcając się wokoło swojej osi.

— Cieszę się, że podoba się, waszej wysokości — powiedziała niepewnie blondynka z delikatnym uśmiechem.

— Dziękuję za tak piękną suknię. Lepszej chyba nigdy nie miałam na sobie — oznajmiła, odwzajemniając uśmiech.

— Ja już będę się zbierać. Do widzenia, wasza wysokość — ukłoniła się i zabierając pozostałe sukienki, wyszła z komnaty.

Madeline przebrała się w swoją poprzednią sukienkę i poprawiła francuza, z którego wyszły naelektryzowane włoski. Usiadła na parapecie obok dużego okna z którego było widać piękny i zadbany ogród. Otworzyła pierwszą stronę książki, po którą sięgnęła z regału z pokaźnej kolekcji. Tym razem zdecydowała się na historię o młodym czarodzieju. Nie ważne ile by czytała całą serię, nigdy się jej to nie znudzi. Gdy zaczynała czytać od nowa, odcinała się od szarej rzeczywistości i przenosiła do świata magi, gdzie nie ma rzeczy niemożliwych, a logika idzie w zapomnienie. Harry Potter to seria, która w pełni skradła serce nastoletniej Maddie.

W tym momencie czuła się beztrosko. Czuła się, jakby miała skrzydła i unosiła się nad ziemią, odlatując w przestworza. Nie wiedziała jednak, że to ostatni raz kiedy tak się czuła. Tego samego dnia jej życie miało zmienić się w koszmar, a urodzinowy bal miał należeć do najgorszych, jakie przeżyła.

***
Hejka, nie jest to rozdział najwyższych lotów, ale potraktujcie to jako wprowadzenie do historii. Mniej więcej poznaliście główną bohaterkę. Ostrzegam, że akcja może dla niektórych rozgrywać się dosyć szybko, ale spokojnie. Nie będzie tak, że już w drugim rozdziale będą niewiadomo co robić. O nie. Myślę, że fabuła w miarę idealnie będzie się rozgrywać, ale to już zależy od gustu.

Ja mam nadzieję, że podoba i do zobaczenia w kolejnym♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro