Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


Sen

Jax widział przez chwilę na tej jasnej, ślicznej twarzy chłopaka ulgę i zadowolenie, gdy odkrył, że tu był i czekał. Serce zabiło mu mocniej. On mu się niesamowicie podobał, pomimo że był zmanierowany i odnosił się do niego z wyższością, jakby był kimś lepszym od wszystkich.

Bał się, że mnie tu nie będzie? — zapytał sam siebie.

Odwzajemnił uśmiech, a oczy chłopaka natychmiast zlodowaciały i poprawił się nerwowo, siedząc wciąż bokiem na łóżku. Ubrany tak jak poprzednio w biały kaftan wykończony złotą nitką, wyglądał jak mroczny książę, którego sobie Jax wyobraził, gdy zobaczył go śpiącego po raz pierwszy. Nawet twarz jego teraz zasnuła się mrokiem, wykrzywiając usta w grymas i tym samym niwelując uśmiech na twarzy Jaxa.

Głupiś Jax. On cię nie cierpi, to widać gołym okiem, patrzy na ciebie jak na wcielonego diabła — skarcił sam siebie za naiwność. — Co nie znaczy, że mam odpuścić, a skoro gram rolę diabła, to nawet nie powinienem — podjudził sam siebie.

Przecież nie po to tu wracał i czekał przez tych kilka nocy, żeby odpuścić. Był pewien, że chłopak w końcu również się tu pojawi nie tylko po to, żeby się skrzywić. Jego powrót był przecież wymowniejszy niż tysiące słów. Miał to wypisane na twarzy, że jest zaintrygowany. Może i wypierał sam przed sobą, kim jest, ale Jax wiedział, że był zszokowany pierwszym kontaktem z kimś podobnym i musiał nabrać dystansu do tego, czego pragnął. Sam przecież też przez to przechodził.

Musiał się oswoić — pomyślał z pobłażaniem.

— Wróciłeś, bo zmieniłeś zdanie? — zapytał go z kpiną w głosie.

Słysząc pytanie, irytacja od razu wspięła się Simonowi pod powierzchnią skóry, ale znów się uśmiechnął. Tym razem złośliwie. Ten chłopak wyzwalał w nim dokładnie te emocje, jakich nie potrafił wzbudzić nikt inny. Traktował go na równi albo nawet z wyższością i lekceważeniem, a to się Simonowi jeszcze nigdy nie zdarzyło. Zapragnął poczuć tego więcej. To było niesamowite uczucie. Pierwszy raz go doświadczył.

— Wręcz przeciwnie — zaprzeczył.

Brwi Jaxa powędrowały w górę, ale kpiąca krzywizna ust nie zniknęła.

— Przyszedłem ci powiedzieć, że widzimy się po raz ostatni i że...

— Uciekasz?

Teraz brwi Simona powędrowały w górę.

— Śmiesz nazywać mnie tchórzem? — zapieklił się w jedną sekundę z irytacji.

Jax znów uśmiechnął się szyderczo.

— W sumie to nie znam nawet twojego imienia. Byłeś niegrzeczny i się nie przedstawiłeś ostatnim razem — droczył się z nim, wiedząc, że uda mu się w ten sposób przedłużyć tę rozmowę.

Simon poczuł się zbity z tropu. Popatrzył na chłopaka niepewnie. Ubrany wciąż w lnianą koszulę i obdarte portki, nie mógł być nikim groźnym, komu nie mógłby się przyznać, jak się nazywa.

— Mam na imię... Simon — odpowiedział, ale z brakiem pewności siebie, z jaką mówił przed chwilą.

Jax prychnął pogardliwie.

— Twój ojciec miał niezły tupet, żeby nazwać cię imieniem króla — zadrwił.

Simon otworzył oczy szeroko. Chłopak znał króla Simona? To oznaczało, że musiał być z realnego świata, ale Simon nie mógł mu się przyznać, że to on we własnej osobie jest królem, o którym mowa.

— Nie waż się znieważać mojego ojca! — uniósł się znów gniewem. — A może to król nosi imię po mnie? — zakwestionował.

Jax wciąż się uśmiechał, a w jego zielonych oczach Simon widział czystą drwinę.

— Akurat. Król ma ze dwadzieścia kilka lat, a ty? Może masz piętnaście — wyszydził go.

Simonowi zagotowała się złość w żyłach. Chłopak może i znał króla, ale jego wiedza była nikła. To było oburzające!

— Mam dwadzieścia! A ty? Pochwal się, jaki to jesteś dorosły, czekam! — warknął ostro.

Jax znieruchomiał. Zrobiło mu się głupio. Chłopak był od niego starszy? Nigdy by nie przypuścił. Może i był jego wzrostu i choć nieco wątlejszy na ciele, to mogło go to, co najwyżej definiować jako równolatka, ale starszy? Chciał skłamać, ale jakoś nie potrafił przepchnąć kłamstwa przez gardło.

— Osiemnaście — wyznał zgodnie z prawdą.

— Ha! Wiedziałem, żeś tylko taki mocny w gębie! — zadrwił z niego Simon.

Czuł teraz znaczną przewagę.

Jax się zdenerwował.

— Dobrze władam szpadą, nie kpij ze mnie, bo cię rozpłatam jak prosię! — zezłościł się na chłopaka. — A swoją drogą, jakim cudem skro jesteś pełnoletni, to nie służysz jeszcze w armii? Tylko się wylegujesz w pierzynach, ubrany w te jedwabie? — zapytał wyzywająco i wskazał na łóżko.

— To nie moja komnata, ale nie sypiam na sianie jak ty w obdartych portkach! — zaprzeczył rozwścieczony Simon. — I nikt nie powiedział, że nie służę w armii. Masz mnie nie obrażać! — zakwestionował.

— Chcę to sprawdzić! — wyzwał go do pojedynku Jax.

— Proszę bardzo, ale jak wygram, to...

— To?

— To spokorniejesz!

Jax zaśmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu, a potem spojrzał sugestywnie na skonsternowanego Simona. Na to czekał.

— Czy dobrze rozumiem, że jednak zmieniłeś zdanie i chcesz się ze mną spotykać częściej? — zapytał i zafalował brwiami.

Simon po raz kolejny się zagotował.

— Ty obleśny łotrze! — wrzasnął i zerwał się z łóżka.

Doskoczył do Jaxa, ale ten wcale się go nie zląkł i Simon odbił się od jego torsu jak katapultowany. Przewróci się z powrotem na łóżko i więcej Jaxowi nie było trzeba. Przygwoździł go najpierw całym swoim ciałem do pościeli, a potem zawisając nad nim na czterech, złapał za nadgarstki i unieruchomił. Simon wcale się nie szarpał. To go sparaliżowało. Nikt! NIGDY! Nie śmiał go tak potraktować!

— Natychmiast masz zejść ze mnie! — wydarł się jak zwierze, ale nie odważył nawet drgnąć, żeby ograniczyć do minimum kontakt fizyczny. Odwrócił twarz w bok, żeby nie patrzeć na niego tak bezpośrednio. — Złaź! Żądam!

Jax zaśmiał się szyderczo i po prostu nie mógł się oprzeć, żeby go nie cmoknąć w ten blady, gładki policzek. Pochylił się i zrobił to, o czym pomyślał. Cmoknął go delikatnie w policzek. Jego skóra była ciepła i gładka i pachniała czymś miłym.

Simon znieruchomiał i zacisnął oczy. Syknął przez zęby jakby z obrzydzenia.

— Aż taki jestem obleśny? — zapytał Jax z rozbawieniem.

— Zaszlachtuję cię jak lisa na polowaniu. Przysięgam — zasyczał przez zęby Simon.

— A co jeśli ja wygram? Jestem pewny wygranej — natrząsał się z niego Jax.

— Twoja pewność siebie cię zgubi, zobaczysz — odgrażał się Simon.

— Na złość tobie, wygram, a wtedy pokażesz mi swoje znamię — zażądał Jax.

Simon szybko odwrócił głowę i spojrzał Jaxowi w oczy. Jego uśmiech był zadziorny, a grzywka opadała na czoło. Nie mógł oderwać od niego wzroku. W głowie pokazały się obrazy, jakich nie chciał widzieć. Chłopak był w nich obnażony do pasa jak żołnierz na dziedzińcu. Usta miał spierzchnięte i nabrzmiałe. Przymknięte powieki.

Jax zorientował się szybko, że chłopak odbiera sytuację jako intymną. Wszystko nagle zwolniło i atmosfera zgęstniała. Poluzował mu nadgarstki.

— Jeśli wygram, to będę mógł zobaczyć znamię — powtórzył warunek i wpatrywał się w Simona jak w obrazek. On był niesamowicie ładny. Taki delikatny.

Simon z kolei patrzył na niego, jak pochylony nad nim wisiał niczym demon, a grzywka dłuższa z jednej strony wciąż opadała mu na oczy i co chwila ruchem głowy odrzucał ją na bok.

Ich oczy zastygły wpatrzone w siebie.

Simon odruchowo wyciągnął rękę i opuszkami paców odgarnął mu ją na bok.

Jax znieruchomiał i po raz pierwszy się speszył, ale szybko opanował emocje i wciąż patrząc Simonowi w oczy, uśmiechnął się przekornie. Po chwili przygryzł dolną wargę i spróbował się pochylić jak do pocałunku.

— Nie rób tego — ostrzegł go Simon, ale Jax nie usłuchał.

Poprawił się na czterech i pochylił się do Simona. Ten znów odwrócił głowę w bok, ale przełknął ciężko.

— Niczego nie zrobię — zapewnił cicho Jax, szepcząc mu sugestywnie do ucha, ale na jego ustach wciąż gościł przekorny uśmiech. — To tobie pozostawiam ostateczny ruch, bo w końcu go wykonasz, wiesz o tym, nie rozumiem, dlaczego się przed nim tak wzbraniasz — argumentował.

— Nie wykonam żadnego ruchu, nie rozumiem skąd to przekonanie — odparł jego argumenty Simon drżącym głosem.

Serce waliło mu w piersi jak młotem i to ono powodowało to drżenie.

Jax złapał go za brodę i odwrócił do siebie. Spojrzał na jego usta i oblizał swoje. Wrócił wzrokiem do jego oczu, które patrzyły na jego usta z pragnieniem. Czuł dokładnie to samo. Ten chłopak go pociągał jak jeszcze żaden.

Ich twarze dzieliły dosłownie centymetry.

— Pozwól mi zrobić to pierwszemu, potem będzie ci łatwiej — namawiał. — To tylko sen.

Nie chciał używać tego argumentu, ale był przekonany, że właśnie po to chłopak wrócił, żeby Jax go przekonał.

Simon przełknął ciężko i milczał, jakby rozważał jego słowa, wciąż patrząc na jego usta z pragnieniem, którego nie potrafił powściągnąć. Jax zbliżył się jeszcze troszkę, a Simon po raz pierwszy nie zaprotestował, dlatego Jax trącił delikatnie jego usta swoimi. Simon przymknął powieki i jęknął ledwo dosłyszalnie, ale spazmatycznie.

— Odsuń się — nakazał i znów przełknął ciężko.

Jax uśmiechnął się znów i popatrzył w dół. Spodnie Simona nabrzmiały. Czuł pożądanie.

— Nie dotykaj mnie — zawarczał Simon. — Nie chcę.

— Więc po co wróciłeś? — zapytał Jax z roszczeniem.

— Żeby ci powiedzieć, że potrafię się temu oprzeć. Tylko tyle.

Ta odpowiedź była jak policzek, choć była postępem. Simon przyznał się do pragnień. Nie wypierał się siebie. Jax cofnął się znad niego i usiadł po turecku na łóżku. Nie wiedzieć czemu, zabolały go te słowa.

— Świta, czas na mnie — powiedział i spojrzał w stronę okna, za którym wbrew jego słowom zachodziło słońce, ale on czuł ciałem, które leżało w jego łóżku w domu ojca, że świt jest już blisko.

Słyszał krzątającą się służbę, która była już na nogach i jak cicho śpiewa, idąc do kuchni Charlotte.

Simon też usiadł.

— Zatem do jutra. Przygotuj się do pojedynku, będę czekał na dziedzińcu — poinstruował go.

Jax się uśmiechną.

— Jednak będziemy się spotykać — zadrwił i zniknął.

Otworzył oczy i tuż nad sobą zobaczył potężną sylwetkę ojca jak zwykle w białym kaftanie zawiązanym na piersi i skórzanych spodniach.

— Wstawaj, za chwilę świt, czas rozpocząć musztrę! Koniec lenistwa! — zagrzmiał i ruszył w stronę drzwi.

— Dobrze ojcze, już wstaję — zapewnił go z uśmiechem Jax.

Uśmiech jednak nie był odzwierciedleniem zadowolenia z musztry, a z rychłego spotkania z Simonem... jeszcze dzisiejszego wieczoru.

Jax, ty łotrze! :D

Jak się dziś podobało? 

Do następnego!

Monika :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro