Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Królestwo Hunar — Kamienny Zamek

Czas biegł do przodu. Zbliżała się jesień. Coraz chłodniejszy wiatr wdzierał się każdą szczeliną do Kamiennego Zamku, a Król Simon stał przy oknie z futrzanym płaszczem na ramionach i patrzył w dal. Lubił tu przestawać, aby zebrać myśli i znaleźć wytchnienie po całodziennych naradach, podpisywaniu dokumentów i wysłuchiwaniu próśb ludu, ale jedno, od czego nigdy nie musiał odpoczywać to obmyślanie kolejnej strategii.

Zawiesił oczy gdzieś daleko, a w myślach szukał czasu i miejsca na kolejne starcie z wrogiem.

Na horyzoncie jaśniała jeszcze łuna słoneczna, a pola dojrzałej kukurydzy kąpały się w jego świetle, odbijając ostatnie promienie, aby nad ranem spowite mgłą przyprawić zbłąkanego wędrowca o gęsią skórkę. Nie wiedzieć czemu oczy Króla przykuł ten widok. Zerknął na miasto u podnóża zamku. Dachy migotały bursztynowym oceanie i powoli układały się do bezpiecznego snu. Brama do miasta została zamknięta, a na murach powoli wojsko rozpalało pochodnie. Pomiędzy domostwami zmniejszył się ruch, drewniane koła powozów ucichły, stragany na targowisku zostały zamknięte tak jak okiennice mieszkań i słychać było tylko westchnienia wiatru w leszczynach okalających przybytki i Król miał wrażenie, że słyszy cichy stukot zerwanych przez wiatr łupinek orzechów spadających na brukowane ulice.

Uśmiechnął się kącikiem ust, zdając sobie sprawę, jakie piękne jest jego królestwo, a jednocześnie, że nikt prócz niego nie oglądał go od tej strony i że sam musi dźwigać ciężkość swoich dni. Od pewnego czasu dokuczała mu samotność. Czuł ją zwłaszcza tu w tym miejscu, patrząc na ukochane królestwo. Czuł tęsknotę. Brak... kogoś bliskiego?

Powinienem znaleźć żonę? — pytał sam siebie i westchnął ciężko. — Nie, najpierw muszę wygrać wojnę. Muszę dotrzymać obietnicy danej ojcu. Wtedy przyjdzie czas na przyjemności — wmawiał sobie, ale tak naprawdę bliskość kobiety przyprawiała go o dreszcz na plecach i bynajmniej był on przyjemny. Nie taki, który czuł, patrząc na walki swojej przybocznej armii złożonej z samych najlepszych żołnierzy, muskularnych i męskich; jakie urządzali na dziedzińcu, porozbierani do pasa i odziani jedynie w skórzane spodnie. Ich szerokie ramiona, wypchnięte do przodu torsy i umięśnione nogi, przywoływały wzrok, a wszystko oblane potem z wysiłku i okraszone ciężkimi westchnieniami, gdy żołnierze miotali mieczami, nie pozwalało się skupić, bo dreszcz spływał w dół brzucha i zdradzał uczucie... podniecenia widokiem.

Potrząsnął szybko głową, żeby wyrzucić ten widok ze swoich myśli.

Opamiętaj się, ojciec by się ciebie wstydził — nakazywał sam sobie i wrócił do tu i teraz. Znów zerknął na miasto.

Mijały już trzy lata od bitwy, w której poległ Król Caleb, a on, jego jedyny syn, następca, Król Simon, wciąż nie wyrównał rachunków z samozwańczym królem Evanem, który zagrabił wtedy w bitwie pod Skalną Przełęczą część Doliny nad Rzeką i panoszył się tam z tupetem. Król wyrzucał to sobie i co rusz obmyślał nową taktykę pokonania wroga i odzyskania ziem, ale wojsko wciąż szczuplało, a Evan stawał się coraz bardziej zachłanny i bezczelny.

Nagle do jego komnaty wtoczyły się ze śmiechem dwie młodziutkie służące z naręczem drewna do kominka i wiaderkiem żaru, wyrywając go tym samym z zamyślenia. Znieruchomiał niczym mebel, przez co kompletnie go nie zauważyły. Śmiejąc się i przyśpiewując na zmianę jakąś miłosną piosenkę o chłopcu, który podczas walki w śniegu zgubił swego konia i umierający z zimna prosił wiatr, aby poniósł wyznanie miłości do dziewczyny w wiosce; uklęknęły przy kominku, nie rozglądając się zbytnio po komnacie. Jedna z długimi jasnymi warkoczami, a druga lekko przy sobie. Obie ubrane w niebieskie suknie i przepasane białymi fartuchami, zajęły się rozpalaniem ognia. Sądziły zapewne, że Króla nie ma w środku, dlatego cofnął się bezszelestnie za kotarę, żeby go nie dostrzegły. Nie lubił kontaktu z kobietami, ale lubił podsłuchiwać służące. One wiedziały czasem więcej od jego doradców. Z dźwięków, jakie go dochodziły, wynikało, że dziewczęta szybko uporały się z popiołem, odgarniając go na bok i zaczęły układać drwa na palenisku. Wtedy wyjrzał zza kotary ostrożnie.

— Słyszałaś Greto? — zaczęła rozmowę jedna z nich, ta z długimi jasnymi warkoczami. — Podobno Król znowu chce ruszyć do bitwy.

Król nadstawił ucha bardziej.

— Oj Rosie, od tego Król, żeby chronić królestwa — odpowiedziała jej Greta, ta przysadzista.

Król za kotarą wygiął usta w podkowę i przytaknął, kiwając głową z aprobatą.

— Niby tak, ale lud ma już dosyć. Ta wojna trwa za długo — westchnęła ciężko Rosie, uderzając dłońmi o kolana.

Król znieruchomiał jak kamień.

— Nic się nie martw. Ludzie szepczą we dworze, że w tym roku nie usłyszymy już wojennych werbli — stwierdziła Greta. — Wojsko liże rany po ostatnich starciach i upłynie czas do wiosny, nim znów będą gotowi do walki.

Król wykrzywił usta, tym razem z dezaprobatą, ale taka była prawda. Evan rozgromił ich w ostatnim starciu. Rosie pokiwała głową na boki, a kąciki jej ust opadły i zadrżały.

— Nie byłabym tego taka pewna — jęknęła na granicy łez. — Ojciec pisał mi w liście, że powołali do służby mojego brata.

Greta westchnęła niecierpliwie, aż jej czarne krótkie loki poruszyły się na jej głowie.

— Nie maż się, przecież Luka to już prawie mężczyzna, powinien się wykazać — zakwestionowała.

— Zwariowałaś? — podniosła głos Rosie i wlepiła w Gretę swoje wielkie niebieskie oczy, a warkocze owinęły się wokół szczupłej szyi. — On ma dopiero piętnaście lat!

— Jego wysokość Simon miał siedemnaście, gdy objął we władanie królestwo! Luka chyba udźwignie tarczę i miecz — zakpiła Greta i poprawiła kilka drew na palenisku.

Rosie otarła łzy fartuchem i pociągnęła nosem.

— Król powinien znaleźć żonę i mieć dzieci, a nie toczyć wojny w nieskończoność — argumentowała i zabrała się za usuwanie popiołu z boku kominka.

Greta zachichotała i Rosie spojrzała na nią zdumiona.

— Chciałabyś nią być? — zapytała z filuterią w głosie.

Rosie otworzyła oczy tak szeroko, że sam Król skryty za kotarą niemalże parsknął śmiechem.

— Zwariowałaś? Przysięgam Greta, że kiedyś zawiśniesz na stryczku za tę swoją paplaninę — pogroziła jej a jej warkocze znów zatańczyły na jej plecach.

— A niby dlaczego? — ofuknęła ją Greta. — Ja czasem sobie wyobrażam, że jestem wysoko urodzona i spotykam go w ogrodzie — zaśmiała się perliście.

Król Simon niemalże cudem powstrzymał śmiech za kotarą. Musiał przyznać, że miała fantazję, bo przecież nie przechadzał się po ogrodzie. Nawet tego nie lubił.

— Na litość boską Greta, zamknij jadaczkę, bo jeszcze kto usłyszy, a wtedy zawiśniemy obie — niemalże awanturowała się Rosie.

— Rosie, ty to taka nieromantyczna jesteś. Czyżbyś uważała, że nasz Król nie jest przystojny? — zapytała Greta z oburzeniem.

Król przekręcił głowę na bok i uniósł brew. Sam był ciekawy, co też Rosie odpowie.

Rosie spojrzała na Gretę groźnie.

— Nasz król to nie obiekt do wzdychania, powtarzam ci, opamiętaj się!

Król za kotarą skrzywił się z niezadowolenia. Liczył na inną odpowiedź.

— Ale powiedz, przyznaj, jest przystojny, prawda? — nalegała Greta i król znów się uśmiechnął. Liczył na jej dociekliwość. — Gdyby tylko nie zasłaniał się tak wciąż tymi koszulami po czubki uszu. Rozpiąłby wreszcie trochę tę koszulę, to i żona by się znalazła — fantazjowała.

Król za kotarą poczuł się nieswojo i poprawił kołnierzyk przy szyi. Jego usta wykrzywił grymas.

— Jesteś niemądra i płytka Greto! — ofuknęła ją Rosie. — Nasz najjaśniejszy pan został ranny w bitwie... gdy Jego Wysokość Król Caleb... — nie dała rady dokończyć, bo głos znów jej zadrżał na granicy łez.

Król przełknął gorycz, którą prawdopodobnie czuła też dziewczyna. Strata jego ojca była opłakiwana przez wszystkich przez wiele tygodni, a i dotąd byli tacy jak Rosie, którzy wciąż boleli nad jego śmiercią. Poczuł sympatię do tej dziewczyny.

— Podobno raził go piorun, to prawda? Podobno ma bliznę na ciele — mówiła rozgorączkowana Greta, dopytując o Króla. 

— Greta! Masz się zamknąć i to natychmiast! — krzyknęła Rosie i rozejrzała się po komnacie.

Król schował się głębiej za kotarę, ale nadstawił bardziej ucha.

— A niby dlaczego? Czy to jakaś tajemnica? — zapytała oburzona Greta.

Rosie westchnęła.

— Niby żadna, ale Nasz Najjaśniejszy Pan podobno się tego wstydzi. To pewnie niekomfortowe dla niego, więc i ty nie miel ozorem — upomniała ją solennie.

— Myślisz, że to dlatego nie ma żony? — dopytywała jeszcze bardziej zaciekawiona Greta. — Nie chce się przed nią rozbierać?

Król otworzył szerzej oczy i znów wyjrzał zza kotary. Dziewczęta wciąż klęczały przy kominku, a ogień jeszcze się nie palił.

— Greta zaklinam cię na brodę twojego ojca! O czym ty myślisz! — prawie wrzasnęła Rosie.

— Oj Rosie, Rosie, tylko pytam — zlekceważyła ją Greta.

Rosie westchnęła i wetknęła ostatni kawałek drwa do kominka.

— Uważaj teraz. Będę podkładała ogień — przestrzegła koleżankę i przysunęła wiaderko z żarem bliżej paleniska. — Nie sądzę, że z tak błahego powodu Król nie ma jeszcze żony — ciągnęła dalej rozmowę. — Król jest przystojny z bliznami i bez. Poza tym młody jest jeszcze i nie to się w królu podziwia, a to jakim jest władcą, a przecież nie można zaprzeczyć, że jest dobry i sprawiedliwy — zakończyła i podłożyła łopatką żar pod drwa.

— Czyli jednak? — wtrąciła się znów Greta z przekorą w głosie.

Rosie podniosła na nią oczy.

— Co jednak?

— Podoba ci się — zaśmiała się w odpowiedzi Greta. — Pociąga cię jego władczość, przyznaj.

Rosie tym razem o dziwo nie wybuchła gniewem. Zaśmiała się filuternie i zawstydziła. Poprawiła żar pod drwami i od razu zajęły się ogniem, a rumieniec oblał jej policzki niczym płatki róży, że niby od płomieni.

— A czy jest na dworze dziewczyna, której by się nie podobał? — zapytała ze speszonym uśmiechem.

Greta szturchnęła ją ramieniem.

— Wątpię — przytaknęła i obie roześmiały się perliście.

Kiedy wyszły, Król odsłonił kotarę, ale nie odszedł od okna. Znów patrzył w dal za oknem, ale tym razem nie podziwiał już pięknego widoku, spowitego zachodzącym słońcem.

Wdychał samotność.


Cóż dolega naszemu Najjaśniejszemu? ^^ Już my wiemy co :D Zatem... czas na spotkanie z przeznaczeniem drogi Najjaśniejszy^^

Dajcie znać, jak się dziś podobało? 

Do następnego!

Monika :)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro