Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 59


Amadea obserwowała, jak Ryan i Aspen sprawdzali osiodłane konie, upewniając się w ich zabezpieczeniu. Stopy piekły ją od stania, ale ona uparła się, że będzie obecna przy ich odjeździe, choć zarówno Ryan, jak i lady Serina próbowali namówić ją do pozostania w domu.

Bo przecież Ryan nie wyjeżdżał na długo. Jak jej wyjaśnili, Sarim — majątek Aspena — znajdował się jedynie kilka godzin drogi od Dallres, i licząc jazdę w obie strony, Aspen i Ryan powinni być z powrotem w domu jeszcze dzisiejszego wieczora.

To i tak nie pocieszało Amadei.

Miała przeczucie, że nie powinni się rozdzielać. Coś mogło się wydarzyć, coś krytycznego w skutkach. Nie miała jednak pojęcia komu.

Nie podzieliła się jednak swoimi przeczuciami z nikim. Wystarczyło, że domownicy chodzili struci przez informacje, które przywieźli ze sobą Matthew, Aspen i Theron.

Nawet Amadea nie wiedziała, co o tym myśleć.

Z jakiegoś powodu postępowanie Liliver nie zdziwiło ją, rozumiała, dlaczego królowa po nią posłała. Niepokoiło ją jedynie to, że ktoś na dworze wiedział o rasie Amadei i dopiero pod jej nieobecność zdecydował się podzielić tym z królową.

Zadręczała ją również wiedza Therona o jej rasie. Była pewna, nawet bez pytania go o to, że mężczyzna mógł wiedzieć o niej całą prawdę. Choć nie podzielił się tym z Matthewem, ani zapewne z królową, Amadea nie miała pewności, że nie zrobi tego w przyszłości.

Będzie musiała go o to wypytać. I to najlepiej bez towarzystwa Matthewa.

Usłyszała, że drzwi otworzyły się i ktoś wyszedł przez nie na podwórze. Lady Serina pojawiła się tuż przy jej boku, uśmiechając się do niej delikatnie.

– Nie jest ci zimno, Amadeo? — zapytała, sama opatulona w gruby szal, który przypominał podręczną narzutkę.

– Nie, lady — odpowiedziała, choć ten dzień był dość chłodnawy, a ona nie miała na sobie żadnego okrycia wierzchniego ani butów.

Ryan już raz próbował odesłać ją do domu, lecz mu się to nie udało. Amadea nadal stała tu uparcie, nie chcąc ominąć jego odjazdu.

Kobieta zmierzyła ją spojrzeniem, jakby nie uwierzyła w jej słowa. Nie powiedziała jednak nic, zwracając uwagę na Ryana, który podszedł do nich.

– Pogoda nie jest taka zła, więc zapewne nie będziemy mieli żadnych problemów po drodze — odezwał się, patrząc się raz na jedną, raz na drugą kobietę. — Mam więc nadzieję, że wieczorem będę z powrotem w domu.

– A mimo to uważajcie na siebie — odparła lady Serina, przyciągając go w objęcia, po czym ucałowała jego policzek. — I jedźcie ostrożnie. Słyszałeś, Aspenie?! Macie wrócić tutaj w jednym kawałku!

Aspen, który stał kawałek dalej, roześmiał się lekko na te słowa.

– Postaramy się, lady Serino! — zawołał do niej.

Ryan popatrzył na niego, ale po chwili znów spojrzał na Amadeę.

– Postaraj się pod moją nieobecność nie pakować w żadne większe kłopoty — odezwał się do niej. Wyciągnął do niej rękę, by przełożyć kosmyk włosów do tyłu, po czym nachylił się bliżej, by pocałować jej policzek. — I nie wchodź z nikim w poważne kłótnie, które mogą wywołać poważne kłopoty.

– Zrobię, co mogę, ale nie obiecuję ci tego — odpowiedziała, nie potrafiąc powstrzymać się przed uśmiechem. — Przecież wiesz, że sama tych kłopotów nie szukam.

– A one mimo to jakoś cię znajdują — przypomniał jej.

– Ty również na siebie uważaj, Ryanie — poprosiła go, nawet jeśli wierzyła, że będzie wystrzegał się kłopotów.

Nie potrafiła się powstrzymać i nie zważając na świadków, pocałowała go.

Ryan z szoku otworzył szerzej oczy, ale nie odsunął się od niej. Poczuła, że poruszył wargami w odpowiedzi.

Przez moment wydawało jej się, że oprócz ich dwoje nie było tam nikogo. Że Ryan wcale nie wyjeżdżał, a one wcale nie mieli tylu problemów do rozwiązania.

Ale to wszystko wróciło do niej, gdy Ryan  odsunął się od niej. Uśmiechał się głupio, wciąż na nią patrząc, gdy wrócił do konia i chyba tylko cudem odwrócił od niej uwagę i dosiadł zwierzęcia.

Nawet gdy ruszyli w drogę, Ryan jeszcze odwracał się do niej. W końcu Aspen zwrócił mu uwagę, ale Amadea nie usłyszała, co powiedział, jednak Ryan posłuchał go.

Jeszcze przez moment patrzyła na ich oddalające się sylwetki, nim poczuła, jak lady Serina szturchnęła ją:

– Chodź, Amadeo. Wróćmy do domu. Nie zamierzam tu stać i marznąć.

Amadea uśmiechnęła się do kobiety i kiwnęła głową, po czym podreptała za nią do domu. Znów poczuła pieczenie, a nawet i szczypanie stóp, pośpieszyła więc do środka, licząc, że żadna z pań Derill nie przebywała w salonie.

Nie było ich tam jednak, stali tam jedynie Matthew i Theron, wpatrując się w widok za oknem. Może obserwowali odjeżdżających Aspena i Ryana. Matthew musiał ją usłyszeć, bo spojrzał w jej stronę.

– Amadeo? — przez moment przyglądał się jej, oczekując, co zrobi.

Amadea słyszała, że lady Serina zeszła do kuchni, nawet tutaj słychać było, że zwracała komuś uwagę.

– Musimy porozmawiać, Matthewie — oznajmiła, wchodząc do salonu. — Nie uważasz?

Matthew obserwował ją, jakby nie wiedział, co zrobi. Amadea podeszła do fotela i usiadła na nim, bo choć temat był dla niej poważny, nie zamierzała przeciążać ran czy doprowadzić do ich krwawienia.

– Więc co powiedziałam Liliver? — zaczęła, przechodząc od razu do sedna. — Że ją okłamałam?

– Tak to określiła — przyznał, po chwili wahania siadając naprzeciwko niej. — Ale wychodzi na to, że to ona... Zataiła coś przede mną.

– Dokładnie — przytaknęła, zastanawiając się, jak miała zejść na temat dwurożców, by nie wzbudziło to jego podejrzeń. — Powiedziała ci, że okłamałam ją w kwestii swojej odmienności? Tak to ujęła?

– Tak — odparł. — Ale nie wytłumaczyła mi, o co chodziło. Rozkazała mi jedynie przywieźć cię na dwór, abyś mogła jej to wyjaśnić.

Kwestia jej odmienności... Amadea podejrzewała, o co mogło chodzić, ale nie wiedziała, nie podejrzewała od kogo to Liliver mogła się o tym dowiedzieć. Przecież ona sama nie wspomniała o tym słowem. Matthew również nic o tym nie wiedział. Starała się, jak mogła, by nawet o tym nie napomknąć, a teraz się okazało, że ktoś na dworze bez wahania mógł wyjawić Liliver całą prawdę pod nieobecność Amadei.

– Nie okłamałam jej — znów oznajmiła, nie chcąc zwracać na siebie jego uwagi. — Nie mam pojęcia, co też wymyśliła królowa, ani skąd to wzięła. Z przykrością stwierdzam, że to ona okłamała cię, Matthewie.

Matthew patrzył na nią przez moment, by zerknąć na stojącego z boku Therona. Amadea również spojrzała na mężczyznę, mają ogromną ochotę wypytać również i jego o jego wiedzę o dwurożcach. Nie zrobiła tego jednak obecność Matthewa była jej tutaj zbędna.

– Więc Ryan ci się oświadczył? — znów zwrócił się do niej Matthew, starając się brzmieć niewinnie.

Spojrzenie, które w nią wbijał, było jednak tak pełne błagania i desperacji, że Amadea spięła się,  przeczuwając, co nadchodziło.

– Tak — odpowiedziała wprost. Nie zamierzała się z tym kryć, im szybciej Matthew to zrozumie, tym szybciej przejdzie mu uczucie do niej. — Ryan mi się oświadczył, a ja się zgodziłam.

Matthew nie odpowiedział, jedynie odwrócił od niej wzrok. Przez jego twarz przeszedł grymas, nie wiedziała jednak, czy ze złości, czy z szoku. Westchnął głęboko, zasłaniając pięścią usta i starając się to przetrawić.

– Jesteś tego pewna? — wypalił. Nie dał jej jednak odpowiedzieć, bo zaraz dodał. — Kochasz go?

– Matthewie, czy naprawdę muszę ci się tłumaczyć z mojego własnego wyboru? — odparła, nie panując nad tym, że zaczęła się irytować jego upartością. — Czy naprawdę nie potrafisz przyjąć do wiadomości mojej odmowy?

– Przecież ty ledwo znasz Ryana... — palnął, jakby sądził, będzie to mocny argumenty.

Amadea zmarszczyła brwi, słysząc to.

– Ciebie też ledwo znam — przypomniała mu. — I w drugą stronę działa to tak samo: wy też ledwo znacie mnie. A ty doszedłeś do wniosku, że powinieneś ostrzec akurat mnie, przed pakowaniem się w związek z mężczyzną, którego krótko znam. Mnie. A nie przyjaciela, którego znasz przez całe życie.

Matthew zamierzał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Patrzył na nią, jakby rozważał, czym jeszcze mógłby przekonać ją do zmiany zdania.

– Ale... — zaczął, lecz natychmiast urwał, jakby nie wiedząc, czym miał się obronić. Wstał, dając się ponieść poddenerwowaniu. — Amadeo, nie możesz za niego wyjść!

– Nie mogę? — powtórzyła, uśmiechając się lekko. — A to dlaczego? Bo ty mi zabraniasz?

– Tak! — odparł, podnosząc głos. Zaczął kręcić się nerwowo po pokoju, zbliżając się do niej. — Zabraniam ci!

Amadea patrzyła na niego, naprawdę nie spodziewając się po nim takiego zachowania. Matthew wydawał się jej osobą o spokojnym uosobieniu, która nie byłaby skora do nagłych wybuchów. Ale najwidoczniej źle myślała, skoro oburzyło go nawet coś tak nic nieznaczącego.

Spojrzała na Therona, stojącego w pewnej odległości, jakby chciał im dać namiastkę prywatności przy tej rozmowie. Wiedziała jednak, że i tak przysłuchiwał się im.

Czy jeśli Matthew posunąłby się do czegoś niespodziewanego, a nawet i agresywniejszego, to Theron powstrzymałby go, czy też raczej nie zareagowałby w ogóle, przez służbę wobec księcia?

– Matthewie, nie możesz mi zabronić poślubienia Ryana — oznajmiła, nadal zachowując spokój, co trochę ją dziwiło. — Wiem, że jako książę zapewne mógłbyś to zrobić, ale nie możesz. Jeżeli masz choć trochę własnego sumienia, jeżeli masz choć trochę człowieczeństwa,  nie będziesz się wtrącał.

– Człowieczeństwa? — powtórzył, delikatnie podnosząc głos. — I ty mówisz mi o człowieczeństwie?

Amadea zawahała się na moment.

– Masz rację, źle to ujęłam — stwierdziła. — Ale pomyśl o tym, jak czuje się z tym Ryan. Jak czuje się z tym, że jego przyjaciel jest zauroczony jego narzeczoną. Ukochaną. Matthewie, czy ty sam nie czujesz wobec niego pewnego rodzaju... Sama nie wiem... Zdrady?  Tego, że robisz coś zakazanego?

– Widzę to w inny sposób, Amadeo — odparł, patrząc na nią i delikatnie mrużąc oczy. — Widzę to tak, że to Ryan przystawia się do ciebie, mimo że to ja... Mimo że to ja przyprowadziłem cię na dwór, przedstawiłem cię królowej, dworzanom... Mimo że to ja pierwszy... Byłem przy tobie.

Amadea przez moment patrzyła na niego, nie pojmując jego logiki. Czy on naprawdę sądził, że to, że towarzyszył jej na przyjęciu i okazał troskę, od razu świadczyło o tym, że miał u niej większe szanse?

Ale przecież jej relacja z Ryanem zaczęła się tak samo. Jednak z Ryanem złapała lepszy kontakt, lepiej się z nim dogadywała.

Potrząsnęła głową, chcąc odpędzić te myśli. Przecież nie będzie mu na siłę tłumaczyć swojego wyboru. Matthew nie był dzieckiem, musiał uszanować cudzą odmowę, nawet jako książę.

– Wiesz, że mógłbym poprosić... Powiedzieć Liliver, by zaręczyła cię ze mną? — wypalił znikąd, patrząc na jej reakcję.

Amadea poczuła dreszcz przechodzący po jej plecach. Nawet nie wiedziała, co powiedzieć na tę jego desperację.

Byłby aż tak zdesperowany, by to zrobić? Miała nadzieję, że nie, ale coś jej mówiło, że aż tak bardzo go nie znała.

Matthew podszedł do niej, opierając ręce o podłokietniki jej fotela i nachylając się do niej.

– Co byś wtedy zrobiła, Amadeo? — zapytał, patrząc jej w twarz. — Czy w takim wypadku podporządkowałabyś się rozkazowi królowej, czy nadal byś się buntowała?

– Książę... — wtrącił się Theron, ale Matthew uciszył go gestem ręki. Amadea widziała jednak, że mężczyzna podszedł bliżej, jakby miał zamiar jakoś zareagować. Nie wiedziała jednak jak i na co.

– Zrobiłbyś to Ryanowi? — odparła. W tym momencie wydawało jej się, że zdrada przyjaciela to jedyne, co mogło ugłaskać Matthewa. — Naprawdę wziąłbyś mnie za żonę, naprawdę posunąłbyś się do odebrania mnie Ryanowi?

– Ryan jakoś by to przeżył — stwierdził niedbale.

Amadea z szoku nie wiedziała, jak się obronić. To nagłe odsunięcie się od Ryana przez Matthewa nie było czymś, czego się spodziewała.

– Amadeo — powiedział Matthew, zwracając jej uwagę.

Przez moment patrzyli na siebie w milczeniu. Matthew nie odsunął się od niej nawet kawałek.

Amadea zerkała raz na niego, raz na Therona, mimowolnie licząc na ratunek ze strony drugiego mężczyzny. Serce biło jej jak oszalałe, w tym momencie spodziewałaby się wszystkiego po Matthewie.

I miała co do tego rację, bo nagle Matthew przysunął twarz bliżej jej i znikąd pocałował ją.

Z agresywnością przycisnął sobie usta do jej, po chwili przechylając jej podbródek dłonią. Poczuła mocniejszy nacisk jego ust, to, że próbował wymusić na niej jakąkolwiek reakcję.

Amadea spróbowała wyrwać się z jego chwytu, lecz nie udało jej się to. Matthew nawet nie zważał na jej sprzeciw, tak jakby liczyła się dla niego jedynie własna przyjemność, to, że w ogóle ją pocałował.

Coś w niej pękło, gdy nagle poczuła jego język trącający jej wargi, to, że próbował nim je rozchylić i wsunąć go do jej ust. Z przerażeniem spojrzała mu w oczy, ale dostrzegła w nich jedynie upór.

Z całej siły wyrwała głowę z jego uchwytu, a gdy tylko ich usta w końcu rozdzieliły się, nie potrafiła się powstrzymać i uderzyła go dłonią w policzek. Po salonie rozległ się głośny dźwięk plaśnięcia.

Sprawiło to jednak, że Matthew zatoczył się lekko do tyłu, odsuwając się od Amadei. Natychmiast to wykorzystała, wstając i odsuwając się od niego, prawie że do samego progu salonu.

Amadea obserwowała, jak Matthew   wyprostował się i macał swoją twarz. Przez moment dotykał obitego policzka, po czym poruszył szczęką. Nie wyglądało na to, że zrobiła mu jakąś większą krzywdę.

Theron nadal stał w miejscu, lecz w takiej pozycji, jakby chciał zareagować i wejść pomiędzy ich dwoje. Za późno chciał jednak interweniować. Patrzył raz na Matthewa, raz na Amadeę, jakby nie wiedział, kto odreaguje jako pierwszy.

Amadea nie miała jednak zamiaru dalej tego ciągnąć.

– Nie rób tego więcej, Matthewie — odezwała się do niego, choć wyglądał tak, jakby lekceważył. Miała jednak nadzieję, że i tak ją słuchał. — Nie wyjdę za ciebie. Nic do ciebie nie czuję i nigdy nie odwzajemnię twoich uczuć. Zaakceptuj to i nie próbuj w żaden sposób wtrącać się pomiędzy mnie a Ryana. A jeśli tylko spróbujesz, zrobię ci coś wiele gorszego niż wymierzenie policzka.

– Niby co? — zapytał Matthew wyzywająco, patrząc na nią wrogo. — Nabijesz na swoje rogi?

– Jeszcze byś się zdziwił, Matthewie — odpowiedziała Amadea, obdarzając go jeszcze pogardliwym spojrzeniem.

Wyszła z salonu, powstrzymując się przed przyśpieszeniem kroku. To i tak nie powstrzymało jej przed oglądaniem się za siebie, gdy wchodziła na piętro.

Matthew jednak nie poszedł za nią. Został w salonie i Amadea miała nadzieje, że posłucha jej rady.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro