Rozdział 46
W końcu spacer Amadei i Ryana dobiegł końca; Ryan trochę zaczął myśleć głośno o tym, że powinien sprawdzić, co też robiła jego matka. Amadeę zastanawiało trochę, czy aż tak martwił się o swoje obowiązki, czy też nie ufał lady Serinie, że wykona je należycie.
A może dręczyło go to, że wymigał się od nich, bo odnosiła wrażenie, że Ryan bardzo poważnie traktował swoje zobowiązania jako hrabia. Może leżało mu na sumieniu to, że w tej chwili zrezygnował z nich na rzecz robienia czegoś innego.
Nie skomentowała tego jednak, pozostawiając swoje przemyślenia dla siebie. Wciąż było zbyt wiele rzeczy, których nie wiedziała o świecie, w którym teraz się obracała. Może prawdą było to, że Ryan powinien bardziej poświęcać się swoim obowiązkom, bo inaczej wezmą go za pana, który miał gdzieś swoje zobowiązania.
Albo naprawdę chodziło też o to, że przerzucił część swoich zadań na matkę. Co prawda lady Serina nie wydawała się z tego powodu niezadowolona czy poirytowana, ale może to były tylko pozory. Może Amadea znała ją za krótko.
Bez sprzeciwu pozwoliła więc, by Ryan poprowadził ją do domu, po chwili pokonując schodki prowadzące do drzwi. Otworzył je przed nią, wpuszczając pierwszą do środka, na co uśmiechnęła się do niego.
Usłyszała damskie głosy, co przywróciło ją do rzeczywistości i przypomniało o tym, że na początku towarzyszyła im panna Lucy. Dziewczyna najwyraźniej wróciła do domu.
Ciekawe, co też powiedziała o tym, że wróciła sama, czy wspomniała cokolwiek o tym, co powiedziała. Czy może odwróciła od siebie całą winę i zwaliła wszystko na nich dwoje?
Amadea spojrzała na Ryana, chcąc się z nim podzielić tą myślą, ale nie zdążyła, gdy z salonu niczym na zawołanie wyleciała panna Lucy, z takim przejęciem na twarzy, jakby zdarzył się jakiś wypadek.
– Hrabio — odezwała się, nie zważając na ich zachowanie. — Chciałabym przeprosić. Moje zachowanie... Moje słowa, które wypowiedziałam wobec ciebie były dość nieprzemyślane, a przez to także i haniebne. A już na pewno bardzo niekulturalne. Nie powinnam była tak się wyrażać...
– Nie, nie powinnaś — wszedł jej w słowo Ryan, brzmiąc tak poważnie, jakby miał zamiar udzielić Lucy reprymendy. — Wszyscy przecież wiemy, że krytyka na temat czyichś rodziców jest niezbyt mile widziana, a także bardzo niekulturalna. Więc nie rozumiem, panno Lucy, czemu to właściwie miało służyć.
Lucy przez moment patrzyła na niego, jakby próbowała zebrać się do kontynuowania.
– Niczemu, co mogło urazić twoją matkę, hrabio — stwierdziła, spuszczając wzrok, jakby w pokorze. — Nie miałam na myśli niczego złego.
Amadea cudem powstrzymała się od roześmiania, przygryzając wargę. Czy Lucy naprawdę sądziła, że Ryan był tak głupi, żeby w to uwierzyć? Że uwierzy w tę szopkę, że niby aż tak tego żałowała?
Amadea liczyła, że Ryan jej nie uwierzył. Spojrzała na niego, chcąc się o tym przekonać i gdy zobaczyła jego dość sceptyczną minę i zmarszczone brwi była pewna, że nie dawał wiary w intencje panny Lucy.
– Mam taką nadzieję — odpowiedział w końcu, jakby jej wybaczył, mimo że ton jego głosu nie wskazywał na to dobroczynne posunięcie. — A teraz proszę o wybaczenie, panno Lucy, chciałbym w końcu powrócić do swoich obowiązków. Amadeo, jeżeli nie masz nic przeciwko, możesz mi towarzyszyć, choć podejrzewam, że i tak zanudzisz się na śmierć.
– Z chęcią — odpowiedziała natychmiast, nawet nie biorąc pod uwagę, że miałaby spędzić ten czas w towarzystwie Lucy i jej matki.
– Jeżeli to nie będzie problem, chciałabym zaprosić panienkę Amadeę na spacer — wtrąciła natychmiast Lucy, patrząc na nią i oczekując natychmiastowej decyzji.
Amadea zamrugała nerwowo, gdy usłyszała tę propozycję. Jakby w obawie przysunęła się bliżej Ryana, a dopiero po chwili dotarło do niej, że Lucy nie mogła im nic zrobić. Nie wyglądała na taką osobę, która posunęłaby się do jakiś fizycznych, agresywnych czynów.
– Na spacer? — odezwała się, nieufna co do jej intencji. — Niby po co?
– Chciałabym cię poznać — wyjaśniła Lucy, uśmiechając się niby przyjaźnie. — Najwidoczniej przez jeszcze parę dni będziemy mieszkać pod jednym dachem, więc wolałabym poznać choć trochę nową osobę, bliską towarzyszkę hrabiego.
Amadea zdążyła pomyśleć, że Lucy wprost chciała zaznajomić się z potencjalną rywalką do bycia towarzyszką Ryana. Jakby dziewczyna naprawdę liczyła, że miała u niego jakiekolwiek szanse.
Już miała odmówić, gdy naszło ją coś jeszcze. Przecież ona także mogła na tym skorzystać. Mogła spróbować ostudzić zapał panny Lucy co do zalecania się do Ryana, mogła w pewien sposób dać jej znać, że nie miała żadnych szans u mężczyzny.
– Nie sądzę, że może to być dobry pomysł — odezwał się Ryan, jakby widząc jej brak reakcji. Popatrzył na Amadeę, jakby chciał znaleźć jej zgodę. — Amadeo, twoja noga nie jest do końca wygojona, możesz ją nadwyrężyć...
– Nie, nie, Ryanie, to nie będzie problemem — wtrąciła natychmiast, przeczuwając, że mógłby odwieść Lucy od tego pomysłu. — Kolejny spacer nic mi nie zrobi. Zgadzam się, panno Lucy.
– Cieszę się, panno Amadeo. — Lucy uśmiechnęła się do niej, kierując się ku drzwiom wyjściowym. — Proszę, panno Amadeo, zapraszam.
Amadea jeszcze przez moment rozważała, czy na pewno warto w tym uczestniczyć. Ryan, jakby widząc jej zawahanie, nachylił się do niej i pocałował ją w czoło.
– Jesteś tego pewna? — zapytał szeptem, tuż przy jej uchu.
– Jestem — odpowiedziała równie cicho, po chwili zwracając się do dziewczyny. — Idę, panno Lucy.
Opuszczając dom z dziewczyną czuła się tak, jakby szła prosto w pułapkę. Nawet jeśli Lucy uśmiechała się do niej przyjaźnie, dostosowując się do niej i idąc jej tempem, po trochę prowadząc jej sobie znaną ścieżką.
– Mam wrażenie, Amadeo, że nie zostałyśmy sobie lepiej przedstawione — zaczęła rozmowę Lucy, gdy podążały ścieżką prowadzącą do ogrodów. — Hrabia Ryan oczywiście zrobił co w jego mocy, ale chyba umknęły mi pewne informacje... Nie wiem dokładnie, skąd pochodzisz.
– Z Sebotii — odparła krótko Amadea, nie chcąc wchodzić w szczegóły. To nie było sprawą Lucy, czy urodziła się w mieście, we wsi czy w lesie.
Dziewczyna popatrzyła na nią, po czym roześmiała się krótko i cicho.
— Sebotia to dość duży kraj — stwierdziła, patrząc na nią. — A także liczy w ludności do takiego stanu, że chyba nie dałoby się wymienić wszystkich pomniejszych lordów zamieszkujących te ziemie. Więc może gdybyś podała mi swoje nazwisko, byłoby mi łatwiej cię skojarzyć.
Amadea obrzuciła ją krzywym spojrzeniem.
– Nie mam nazwiska — odpowiedziała po chwili, rozważając, co jej powiedzieć. Ostatecznie uznała, że wolała nie wchodzić w szczegóły swojego pochodzenia.
– Każdy ma jakieś nazwisko — stwierdziła uporczywie Lucy. Popatrzyła na Amadeę, jakby próbowała ją rozgryźć. — W takim razie, kim był twój ojciec?
– Mój ojciec? — powtórzyła zaskoczona Amadea, dochodząc do wniosku, że mogła powiedzieć pewną część prawdy. — Nie znam mojego ojca, a matka mnie porzuciła. Nie mam nazwiska, przez co można wziąć mnie za sierotę. Jestem po prostu znajdą, którą pewnego dnia książę Matthew spotkał w lesie.
Lucy popatrzyła na nią w takim zaskoczeniu, że Amadea nie potrafiła powstrzymać się od zadowolonego uśmiechu.
– W takim razie co robisz na dworze królewskim, Amadeo? — zapytała, jakby w końcu doszło do niej to, że dziewczyna nie miała prawa tam przebywać.
– Książę Matthew mnie gości. Gościł — przyznała, patrząc na Lucy. — A szczerze mówiąc, królowa Liliver również była zafascynowana tym, by sprawić, żebym pozostała pośród jej dworzan.
Lucy wydawała się tak zdezorientowana tymi faktami, że przez moment Amadei zrobiło się jej żal. Uczucie to jednak opuściło ją, kiedy przypomniała sobie, że dziewczyna próbowała bezczelnie zalecać się do Ryana.
– Dobrze, teraz to ja zadam ci pytanie — oznajmiła Amadea, patrząc na nią z zastanowieniem. — Czy za twoją wizytą tutaj jest jakiś inny, poważniejszy powód, niż odwiedzenie lady Seriny przez twoją matkę?
Co prawda, Ryan już jej to powiedział, że lady Serina i matka Lucy miały zapewne plan, by zeswatać swoje dzieci, ale Amadea chciała osobiście usłyszeć, czy Lucy brała w tym czynny udział.
Lucy zamrugała nerwowo, patrząc na nią w szoku.
– Nie rozumiem, co masz na myśli, Amadeo — stwierdziła, po chwili odwracając od niej wzrok.
– Bardzo dobrze wiesz, co mam na myśli — odparła Amadea, wbijając w nią spojrzenie. — Nie musisz się wysilać, bo nie masz żadnych szans u Ryana. On nawet na ciebie nie spojrzy, nigdy cię nie zechce.
– A to dlaczego? — zapytała poirytowana Lucy. — Sądzisz, że w takim razie chciałby ciebie, obcą dziewczynę bez posagu? Bez korzeni? Hrabiemu potrzebna jest żona, która ma pewne pojęcie o naszym społeczeństwie, a ty na taką nie wyglądasz, Amadeo. Przyszła hrabina powinna mieć znajomość tego, co wymaga od niej ten tytuł. Powinna znać swoje obowiązki, to, jak się zachowywać, jak prowadzić dom, jak przyjmować gości... Potrafisz to, Amadeo? Choć i tak w to wątpię, skoro poza twoje możliwości wykracza nawet zadbanie o własną garderobę.
Amadea przez chwilę nie zrozumiała, o co jej chodzi i była gotowa jej odpyskować, gdy przypomniała sobie, czego świadkiem była Lucy i jej matka. Tego, że Ryan zwrócił uwagę na jej nieubieranie butów.
Nie traktowała tego poważnie, bo cały jej stosunek do ubioru był tak lekceważący, że uznawała za cud to, że w ogóle godziła się na zakładanie ubrań. A przekomarzanie się z Ryanem na ten temat traktowała bardziej jak pewien rodzaj zabawy niż prawdziwe dyskusje.
– Będę się ubierać jak i w co chcę, a tobie nic do tego — odparła w końcu, nie dając Lucy satysfakcji. — Tak samo jak nie twoim interesem jest to, jak wygląda moja relacja z Ryanem. Możesz próbować zalecać się do niego, ale to i tak nic nie da. Ryan nie jest i nie będzie tobą zainteresowany, bez względu na to, czego byś próbowała.
Lucy wydawała się podburzona tą zmianą tematu, że nie odezwała się od razu. Ale Amadea nie chciała z nią więcej dyskutować. Powiedziała już swoje i to od woli Lucy zależało, czy potraktuje ją poważnie.
Amadea nie zważając na zachowanie dziewczyny porzuciła ją i skierowała się z powrotem do posiadłości, chcąc czy nie chcąc, wciąż rozważając nad słowami Lucy.
I nawet jeśli zabolało ją to, jak prawdziwie zabrzmiało to, że mogła nie mieć żadnego prawa, by przebywać wśród tych ludzi, by przebywać w towarzystwie Ryana, to było coś jeszcze, czego nie mogły przebić żadne społeczne zasady czy poglądy: ona i Ryan czuli coś do siebie i nie zrezygnują z tego. Nawet przez opinie innych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro